92. Graham Lynne - Spotkanie po latach, harlekinum, Harlequin Romance

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

LYNNE GRAHAM

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt •  Mediolan • Paryż •  Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Ożenić się z tobą? - powtórzył za nią Luc
i spojrzał z niedowierzaniem ciemnymi, błyszczącymi
oczami. - Dlaczego miałbym chcieć ożenić się z tobą?

Catherine zadrżała i odwaga opuściła ją.

-    Zastanawiałam się tylko, czy kiedykolwiek o tym
myślałeś? - Drżącymi palcami przestawiła cukiernicz-
kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie
pomysł.

-    Czyj pomysł? - przerwał jej łagodnie. - Jesteś
przecież całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji.

Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo zadowolenie nie towarzyszyłoby tym myślom. Na początku kochała go miłością szaloną, graniczącą z rozpaczą, która uniemożliwiała zachowywanie się jak równorzędna partnerka.

Przez minione dwa lata żyła na przemian w unie­sieniu i rozpaczy, ale on na pewno nigdy o tym nie pomyślał. Ten piękny, luksusowy apartament był jej więzieniem. Nie jego. Była ślicznym, śpiewającym ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącz­nej przyjemności Luca.

Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był zwodniczy. Choć nic nie mówił, wrzał gniewem na jakiegoś wyimaginowanego kozła ofiarnego, który ośmielił się podpowiedzieć jej to, co dla niego było raczej sprawą kłopotliwą.

-   Catherine! – nalegał niecierpliwie.
Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń.

-   To był mój własny pomysł i... zależy mi na

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

6                                           SPOTKANIE PO LATACH

odpowiedzi. - Odważyła się na kłamstwo, bo w rzeczy­wistości nie chciała jej znać.

Gdyby imperium Santiniego nagle zbankrutowało, wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niż w tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o do­brym wychowaniu.

-Nie masz ani pochodzenia, ani wykształcenia,
jakie spodziewam się znaleźć u mojej żony. Teraz już
wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co
zawsze wśród jego rozmówców ze świata biznesu
wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się już dłużej
nad tym zastanawiać. .

Krew powoli odpłynęła z jej twarzy. Te brutalnie szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie sprawę, że mimo wszystko żywiła maleńką, kruchą nadzieję, iż Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne uczucie. Odwróciła od niego spojrzenie swych łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła gło­wę.

-     Nie, nie będę się nad tym zastanawiać - zdołała
wyszeptać.

-     To nie jest temat do rozmowy przy śniadaniu
- mruknął niewiele łagodniej, z przykrą szorstkością,
w której bez trudu odczuła naganę za to, że ośmieliła
się poruszyć tę sprawę. - Dlaczego pragniesz związku,
w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, że jako
kochanek jestem daleko mniej wymagający, niż był­
bym jako mąż.

Zrozumiała, że już zadecydowano o jej życiu. Luc, opalonym na brąz kciukiem, muskał białe kostki jej zaciśniętej dłoni. I chociaż wiedziała, że robił to przez zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją.

Z lekkim westchnieniem odwinął mankiet jedwab­nej koszuli. Spojrzał na zegarek marki Cartier i z nieza­dowoleniem zmarszczył brwi.

-Spóźnisz się na swoje spotkanie.

Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, że

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                         SPOTKANIE PO LATACH                                    7

 

Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do­prowadzało ją to do łez, wylewanych w samotności. Luc spojrzał na nią bacznie:

- Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało?

-  Nie... cóż mogło się stać? - Odwróciła się zaru­mieniona.

-  Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine milczała zaskoczona. Przeszedł przez

cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. '

-  A może martwisz się o swoje zabezpieczenie? Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał

w niej wrażenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z właściwą mu pychą poczuł, że Catherine sła­bnie i drży. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze.

-  Któregoś dnia nasze ścieżki się rozejdą - powie­dział cicho szorstkim tonem. - Ale daleki jestem jeszcze od takiego zamiaru.

Mój Boże, myślała Catherine, czy on zdaje sobie sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to dlaczego miałby się tym przejmować? Mówił pół­głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała słuchać. Nie możesz kupić miłości, Luc. Ani też nie możesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz?

W ciągu tych kilku dni w miesiącu, które zimny Luc przeznaczał na przyjemności, musiała bardzo uważać. Luc tak powierzchownie traktował ich związek, że nawet nie domyślał się, jak strasznym piekłem były dla niej minione tygodnie. Otrząsnęła się już z fantastycz­nych mrzonek, z którymi zaczęła budować swoje życie dwa lata temu. On jej nie kochał. Ani też nie obudzi się nagle któregoś dnia ze świadomością, że nie może bez niej żyć... To się nie stanie nigdy.

-Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu.

Przyciągnął ją bliżej do siebie, drugą ręką z chłod­nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa­jące na jej szyję.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

8                                     SPOTKANIE PO LATACH

 

-  Bella mia - powiedział po włosku, ochrypłym głosem. Pochylił ciemną głowę, aby pocałować jej wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym sprawdzianem, który zawsze kończył się jej porażką.

Z poczuciem winy cofnęła się, aby nie mógł zauważyć dziwnego, obojętnego chłodu ogarniającego jej ciało.

-  Nie czuję się dobrze - szepnęła przerażona, że może się zdradzić.

-  Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po­winnaś się położyć.

Z łatwością wziął ją w ramiona i zaczaj znowu całować, a potem zaniósł do sypialni i ułożył na łóżku.

Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:'

-  Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy wreszcie wbijesz sobie do głowy, że podobasz mi się taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę? Nie zniosę takich głupot, Catherine.

-  Oczywiście - odpowiedziała, nie widząc nic zaba­wnego w jego pomyłce.

-  Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę o tym Stevensowi.

Na wzmiankę o strażniku, wynajętym dla jej ochro&...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony