9. Pierwsza ofiara, ZMIERZCH BELLA I EDWARD

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pierwsza ofiaraM�ody ch�opak szed� lasem. Szuka� pr�bek mchu na biologi�. Dzie� by� ciep�y, wi�c praca domowa sta�a si� przyjemno�ci�. Podszed� do pobliskiego drzewa i zerwa� troszk� naro�li i w�o�y� j� do plastikowego pojemnika. Nast�pnie pude�eczko w�o�y� do plecaka i wyj�� kolejne puste. Mia� nadziej�, �e dostanie za to dobr� ocen�. Ju� chcia� podej�� do kolejnego drzewa, gdy przed nim pojawi�a si� pi�kna kobieta. No mo�e nie do ko�ca, bo mia�a krwistoczerwone t�cz�wki. Nawet nie wiedzia�, kiedy tu przysz�a. Przybieg�a tu tak szybko. Jakby zmaterializowa�a si� w tym miejscu. Z ust dziewczyny wydoby� si� cichy warkot. Przestraszony ch�opak cofn�� si� o krok, ale potkn�� si� o wystaj�cy korze�. W jednej sekundzie nieznajoma pi�kno�� znalaz�a si� przy nim. Z�apa�a go za r�k� i wykr�ci�a j�. Jej ofiara zacz�a wi� si� z b�lu. Ta u�miechn�a si� z�owieszczo i ugryz�a go w szyj�. Ciep�a krew wype�nia�a jej gard�o. Czu�a si� taka spe�niona. By�o to takie przyjemne uczucie, kt�rego nie mo�na by�o por�wna� do niczego innego.Nagle zza krzak�w wyskoczy� Edward. Przestraszony spojrza� na Belle. Jak m�g� do tego dopu�ci�? Szybko do niej podbieg� i z wielk� si�� odsun�� j� od przek�ski. Ta spojrza�a na niego ze z�o�ci� i ju� chcia�a si� na niego rzuci�, gdy nagle kto� silny i wielki z�apa� j� za r�ce od ty�u. Po chwili pojawi�y si� przy nich inne osoby. Byli to Jasper, Carlisle i Emmet, kt�ry w tej chwili trzyma� rozz�oszczon� wampirzyc�.-Edwardzie Alice mia�a wizj�. Co si� sta�o? � Zapyta� Carlisle troch� zdenerwowany, ale i przestraszony.-Przepraszam to moja wina � zacz�� Edward � nie powinienem by� tak zwleka� z polowaniem. Nie wiedzia�em, �e gdzie� w pobli�u b�dzie przechodzi� jaki� cz�owiek. Pope�ni�em tyle b��d�w.-Co z Bell�? � Zada� kolejne pytanie Carlisle?-Ona zabi�a tego bezbronnego ch�opaka. Powinienem by� jej bardziej pilnowa�.Carlisle podszed� do ofiary i przewr�ci� j� na plecy. Edward wstrzyma� oddech. Nigdy nie nawi�zywa� bli�szych kontakt�w z uczniami ze szko�y, ale tego zna� bardzo dobrze. Chodzi� z nim na kilka lekcji. By� to Mike Newton.-No �wietnie. � Powiedzia� sarkastycznie Carlisle.-Co teraz zrobimy? � Zapyta� Edward.-Mamy tylko jedno wyj�cie. Musimy spali� cia�o a Esme u�yje swojego daru, �eby wszyscy o nim zapomnieli. Nie mo�emy go tak zostawi�. B�dzie to bardzo podejrzane. Jasper rozpal ognisko. A ty Edwardzie musisz spr�bowa� porozmawia� z Bell�.-Dobrze ju� id� � powiedzia� Edward i po chwili by� ju� przy Belli.Ta uspokoi�a si� ju� i sta�a spokojni. Emmet wci�� dla wi�kszego bezpiecze�stwa trzyma� j� za r�ce.-Mog�em jej nie �apa�, chcia�bym zobaczy� jak si� na ciebie rzuca. � M�wi�c to, Emmet za�mia� si� g�o�no.Edward nic nie powiedzia� na ten �art tylko podszed� jeszcze bli�ej do Belli. Po jej policzkach sp�ywa�y krwawe �zy. Najwidoczniej wiedzia�a ju�, kogo zabi�a. Teraz b�dzie si� obwinia� przez ca�� wieczno��.-Bello�-Nie Edwardzie. Nie zbli�aj si� do mnie. Jestem potworem. � Powiedzia�a wci�� p�acz�c.-Wcale nie. Ka�demu z nas podwin�a si� kiedy� noga. To tylko i wy��cznie moja wina. Mog�em od razu zabra� ci� na polowanie, ale tego nie zrobi�em, bo jestem strasznym egoist�. Chcia�em by� z tob� jak najd�u�ej sam na sam.-Przesta� tak m�wi�. To nie twoja wina. Jedyn� winna tu osob� jestem ja. Jak mog�am to zrobi�? I to w dodatku jemu. Przecie� to Mike.-Bello wszystko si� u�o�y. � Powiedzia� Jasper spokojnie.Nagle dziewczyna zrobi�a si� o wiele spokojniejsza. Zdziwi�o to j�.-Co si� sta�o? Czemu nagle zmieni� mi si� nastr�j? � Zapyta�a zaniepokojona.-Pami�tasz jak m�wi�em ci, �e niekt�rzy z naszej rodziny maj� dodatkowe moce? Jasper potrafi kontrolowa� emocje. To, dlatego jeste� spokojniejsza. � Wyt�umaczy� Edward.-Dzi�kuje Jasper.-Nie ma, za co. � Odpowiedzia� ch�opak z lekkim u�miechem na twarzy.Po chwili podszed� do nich Carlisle.-My�l�, �e powinni�my zapolowa�. Tym razem b�dziemy bardziej uwa�a� � m�wi�c to zwr�ci� si� do Belli � nie musisz teraz szuka� zapachu zwierz�t, sami ci� do nich zaprowadzimy.Emmet z�apa� Belle za r�k� gdyby ta chcia�a si� uciec. Na przedzie biegli Carlisle i Edward a z ty�u Jasper. Gdy dobiegli do stada jeleni Emmet pu�ci� Belle i wskaza� na dzikie zwierz�ta.-I, co mam tak po prostu zabi� kt�rego� jelenia? � Zapyta�a zdezorientowana.-Tak. My te� zapolujemy. O nic si� nie martw. One ci� nie zaatakuj�. � Odpowiedzia� jej Edward.-No, je�eli tak m�wisz. � Odpowiedzia� i rzuci�a si� ku rogaczom.W jej �lad posz�a reszta wampir�w. Gdy wszyscy si� najedli stan�li przy drzewach i poczekali na Belle. Gdy ta do nich wr�ci�a Emmet wybuchn�� �miechem. Jasper, Carlisle i Edward u�miechali si� tylko.-Co si� sta�o? � Zapyta�a. Nie wiedzia�a, o co chodzi Emmetowi.- Sp�jrz na siebie dziewczyno. � Powiedzia� rozbawiony.Bella przyjrza�a si� swoim ubraniom. Jej bluzka nie mai�a ju� r�kaw�w a na spodniach by�y wielkie dziury. Ca�y jej str�j by� pokryty krwi�. Gdy dotkn�a r�k� w�os�w te� poczu�a sp�ywaj�c� z nich ciecz. Nast�pnie przyjrza�a si� wampirom stoj�cym pod drzewem. Wszyscy mieli nienaruszone ubrania. Wygl�dali tak samo jak wcze�niej. A wi�c o to chodzi�o Emmetowi. Nie potrafi�a si� posili� bez ubrudzenia si�.-Za�o�� si�, �e jak pierwszy raz polowa�e� to wygl�da�e� jeszcze gorzej ode mnie. Jak jaki� neandertalczyk.Z�o�liwy wampir nie odezwa� si�. Zatka�o go. Nie spodziewa� si�, �e Bella mu odpyskuje.-No to, co teraz? � Zapyta�a.-Idziemy do domu � powiedzia� doktor � dziewczyny b�d� si� niepokoi�.Przed domem Cullen�w na schodach siedzia�y Alice i Esme. Gdy zobaczy�y, �e Bella i reszta wr�cili bardzo si� ucieszy�y. Alice podbieg�a do nowonarodzonej wampirzycy i przytuli�a j�.-Dobrze, �e nic ci si� nie sta�o � powiedzia�a � nawet nie wiesz jak si� martwi�y�my.-Mi nic si� nie sta�o, gorzej z Mike�m. � Powiedzia�a Bella.Wci�� by�o jej przykro z tego powodu. Przez ni� jacy� ludzie stracili syna.-Esme musisz u�y� daru zapomnienia na wszystkich, kt�rzy znali tego ch�opaka � powiedzia� Carlisle � p�jd� z tob�.Doktor podszed� do Esme, z�apa� j� za r�k� a potem pobiegli w stron� Forks. Gdy Alice w ko�cu oderwa�a si� od Belli zmierzy�a j� wzrokiem od g�ry do do�u.-Trzeba co� z tob� zrobi�. Wygl�dasz koszmarnie. Zaraz znajd� dla ciebie jakie� ubrania.Bella przera�ona spojrza�a na Edwarda, dobrze wiedzia�a, w co ubiera si� Alice. By�y to ciuchy kompletnie nie w jej stylu. Ch�opak powiedzia� tylko:-Niestety nic nie mog� zrobi�. Teraz b�dziesz niestety skazana na Alice przez wi�kszo�� swojej wieczno�ci.Emmet za�mia� si� kr�tko i powiedzia�:-No to my was zostawiamy same dziewczyny. Ja, Jasper i Edward chcemy si� przejecha�. Nie am to jak szybka jazda w�skimi, kr�tymi ulicami. Robimy wy�cigi?Edward i Jasper zgodzili si� od razu. Bella tylko westchn�a. Alice poci�gn�a j� za sob� do domu. Wesz�y g��wnymi drzwiami do holu. �ciany w nim by�y bia�y a pod�oga by�a pokryta marmurem tego samego koloru. Naprzeciwko drzwi wej�ciowych pi�y si� do g�ry drewniane schody. Chochlica zaprowadzi�a po nich Belle na g�r�. Wesz�y do pokoju Alice i Jaspera. By�o to przestronne, jasny pok�j o �cianach koloru z�otego. Pomieszczenie. Na �rodku pod �cian� sta�o wielkie ��ko z baldachimem. Po lewej stronie znajdowa�y si� drewniane drzwi, kt�re jak domy�li�a si� Bella prowadzi�y do garderoby. Gdy Alice je otworzy�a oczom nowonarodzonej ukaza� si� wieki pok�j z milionem wieszak�w i kilkoma szafami. Bella wyda�a z siebie cichy j�k.-No to jak gotowa? � Zapyta�a zadowolona Chochlica. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony