89. Duquette Anne Marie - Kobieta z gwiazdą szeryfa, harlekinum, Harlequin Super Romance

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

 

Anne Marie Duquette

 

Kobieta z gwiazdą szeryfa

Rozdział 1

Wczesna jesień...

Południową Kalifornię owiewał suchy, pustynny wiatr, nie będący jednak w stanie rozproszyć grubej pokrywy smogu nad Los Angeles. Było piekielnie gorąco, lecz Virgil Earp Bodine w ogóle nie myślał w tej chwili o upale. W głowie miał tylko dwie sprawy: bezpieczeństwo ślicznej młodziutkiej gwiazdki, Chrissie Evans, i obserwację jej prześladowcy, wielbiciela maniaka.

Tkwił teraz zaczajony pod rezydencją, którą jego kilkunastoletnia chlebodawczyni kupiła dzięki honorarium za udział w telewizyjnym programie. Virgil oglądał ten show tylko raz i mimo że jako ochroniarz widział już w życiu prawie wszystko, rumienił się na samo wspomnienie o tym, co wyczyniała na ekranie młodociana gwiazda. Zwykle nie tracił czasu na oglądanie podobnych pokazów i nie miał ochoty, żeby jego dziesięcioletni syn Travis oglądał coś takiego.

Ale pewnie to robi, pomyślał. Nie upilnuje się go, podobnie jak nikt nie upilnował tej nieszczęsnej dziewczyny. To wszystko wina tego koszmarnego miasta.

Zza krzaków dobiegł go jakiś dźwięk i Virgil uśmiechnął się ironicznie. Ten jej prześladowca robi tyle hałasu, że obudziłby nawet umarłego. Nie jest zbyt przezorny, pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie jest również zbyt groźny...

Virgil poszukał dłonią broni. Miał przy sobie lugera parabellum, ciemny, duży pistolet doskonale pasujący do faceta, który nosi garnitury od Armaniego.

Lubił eleganckie ubrania, jego klienci również; delikatnie sugerowali nieraz, że chcą ochroniarza nie odcinającego się stylem od ich wytwornych rezydencji i wypielęgnowanych ogrodów. Virgil bez oporu sprostał ich wymaganiom, dopasowując do nich jednocześnie swą ceną. Był drogi, ale nikt się z nim nie targował; mieszkańcy Hollywood wysoko cenili swe bezpieczeństwo i chcieli mieć najlepszego ochroniarza.

Virgil Earp Bodine spełniał ich oczekiwania.

Człowiek, którego obserwował, wreszcie wyłonił się z zarośli: miał bejsbolową czapkę zsuniętą na czoło i duże, ciemne okulary. Nie zachowując nadmiernej ostrożności, zaczął się zbliżać w stronę domu. Minął basen i podszedł pod okno sypialni.

Virgil nie spuszczał z niego oczu - niczym drapieżnik śledzący upatrzoną zwierzynę. Widział, jak osobnik wdrapuje się na parapet, popycha framugę i uśmiecha się do siebie, widząc, że okno ustępuje.

Naciesz się, naciesz, synku, pomyślał złośliwie Virgil, niedługo nie będzie się z czego śmiać. Ułatwiłem ci sprawę, jak mogłem, ale nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla siebie. Nawet nie włączyłem systemu alarmowego, policja nam tu niepotrzebna. Załatwimy to sami, tylko ty i ja. Tylko ty i ja...

Sam na sam.

Facet nie tylko wszędzie za nią łaził. Prześladował ją telefonami, błagając o spotkanie i, jak to określał, „sposobność pokazania, jak bardzo ją kocha". Kiedy mu odmówiła, zniszczył jej samochód, oblał farbą przyczepę, w której przebierała się na planie, a potem otruł jej ukochane papużki.

Właśnie wtedy aktoreczka zaangażowała Virgila.

I dlatego stał teraz nieruchomy jak woda w basenie ciemniejąca w zastygłym, zmierzchającym powietrzu. Widział, jak chłopak znika w oknie i wiedział, że za chwilę pojawi się w nim znowu. Drzwi oddzielające sypialnię od reszty domu były zamknięte na klucz oraz zaryglowane i musi wracać tą samą drogą.

Po kilkunastu minutach w oknie ukazały się nogi w brudnych sportowych butach, a za nimi reszta ciała. Virgil spojrzał na kontrolny monitor. W całej rezydencji zainstalowano kamery i każdy jej zakątek można było zobaczyć na ekranie. Nastawił na zbliżenie, powiększył obraz. Facet wracał obładowany łupami; Virgil zobaczył, że trzyma w ręku kilka sztuk damskiej bielizny, przezroczystą koszulkę i czarne, koronkowe majteczki.

Myśl, że właścicielka tego wszystkiego ma szesnaście lat, zrobiła na nim wrażenie. Gdzie są rodzice tego dzieciaka? Pogoń za pieniędzmi całkowicie oślepiła ich i ogłuszyła? On nigdy by nie pozwolił, by jego córka włożyła na siebie coś podobnego, nawet w domu, a co dopiero w telewizji. Za żadne skarby świata.

Chłopak zeskoczył z parapetu i czapka spadła mu z głowy; wydawał się teraz jeszcze młodszy niż przed chwilą. Musi być prawie w tym samym wieku co jego ofiara.

Jeszcze jeden zagubiony dzieciak, pomyślał Virgil. A teraz uśmiechnij się do kamery, synku.

Z pistoletem w dłoni zaszedł chłopakowi drogę. Przez chwilę ścigany i ścigający mierzyli się wzrokiem.

- Rączki do góry. Chłopak zawahał się.

- Rączki do góry, powiedziałem, ale już.

Chłopak nie posłuchał. Nie puszczając łupów z ręki, drugą ręką sięgnął za pazuchę. Virgil wiedział, że jest uzbrojony.

- Nie rób tego, synku, nie masz szans. Zginiesz. Nie bądź głupi.

Chłopak rzucił bieliznę i szybkim ruchem wyciągnął broń. Virgil drgnął. Gdzieś z boku dobiegł go krzyk; to Chrissie wypadła wprost na linię strzału.

- Nie zabijaj go! Nie zabijaj!

Chłopak na ułamek sekundy skierował wzrok w jej stronę. Virgil wykorzystał to natychmiast. Odepchnął dziewczynę i wystrzelił, celując wprost w ramię chłopaka. Ten upuścił broni upadł. Virgil kopnął jego pistolet daleko w trawę, Chrissie przypadła do rannego.

- Miałaś się trzymać daleko od domu! - powiedział Virgil i ze złością spojrzał na dziewczynę.

- Tak, ale paparazzi wszystkiego się dowiedzieli i chciałam cię uprzedzić, że zaraz tu będą.

Jakby na potwierdzenie jej słów zza krzaków wysypali się faceci z kamerami. Obstąpili bohaterów dramatu, zarzucając Virgila pytaniami. Chrissie pochyliła się nad leżącym chłopakiem, próbując unieść jego głowę.

- Zabiłeś go! Zabiłeś! On nie żyje!

Jej przezroczysta powiewna szatka natychmiast skupiła na sobie obiektywy kamer.

Chłopak uniósł odrobinę powieki.

- Kocham cię - jęknął.

- Myślałam, że chcesz mnie skrzywdzić, bałam się...

- Ja? Nigdy... Dlaczego do mnie strzeliłaś?

- To nie ja! To on! Chciałam tylko, żeby cię złapał, nie chciałam, żeby cię zabił! - Rozpłakała się. - Jest mi tak strasznie przykro...

Chłopak zakrwawioną ręką dotknął jej policzka.

- Nie chciałaś mnie zranić?

- Nie! Chciałam tylko cię nastraszyć, żebyś już za mną nie chodził. Zabiłeś moje ptaszki. Tak bardzo je kochałam...

- Po co ci ptaszki! Masz mnie! Powinnaś zająć się tylko mną. Tak bardzo chciałem cię zobaczyć, dotknąć cię... A teraz muszę umrzeć... Pocałuj mnie na pożegnanie...

Chrissie spełniła jego prośbę, a potem spojrzała na Virgila załzawionymi oczami, za które dostawała pięć milionów dolarów rocznie.

- Jak mogłeś go zabić! Dlaczego? Przecież kazałam ci go tylko złapać!

Virgil Bodine poczuł, że robi mu się niedobrze, tak jakby całe duszne powietrze znad tego skażonego miasta zgęstniało nagle, uniemożliwiając mu oddychanie. Spojrzał na dwa dzieciaki skulone na trawie, objął wzrokiem rozwrzeszczanych reporterów i pomyślał o swoim dawnym życiu w Arizonie.

Potem przypomniał sobie o synu, który został sam w domu pod czujnym okiem kamer i czujników, i o jego matce, aktorce imieniem Tawnee, „po prostu Tawnee, jak Cher, samo imię bez nazwiska, tak jest najlepiej". Jego syn uczył się w domu, miał prywatnego nauczyciela, nigdy nie chodził do szkoły. Jego matka Tawnee - dawniej Mary Harrison - stale była na planie, a ojciec nieustannie przebywał w pracy, by opłacić służbę, nauczyciela i rzesze... ochroniarzy, bo syna słynnej aktorki też trzeba było bez przerwy pilnować.

Do tego o wiele za dużo podróżowali, bo Virgil nie chciał, by syn stracił kontakt z matką. Po co to wszystko? Żeby mieszkać w takim mieście jak Los Angeles?

Chyba nie warto.

Pomyślał o swych braciach, którzy zostali w Arizonie. Wyatt i Morgan, i ich żony... Oni wiedzą, co to jest prawdziwe życie, potrafią odróżnić prawdziwą miłość od jakiejś nędznej obsesji.

Przypomniał sobie świeże powietrze i rozległe przestrzenie rodzinnych stron. Oczami duszy zobaczył ranczo o nazwie Silver Dollar, nigdy nie zamykane samochody, otwarte domy, bezpiecznie bawiące się dzieci. Zobaczył swą małą siostrzenicę wychowywaną przez matkę, która zawsze była w domu, i chodzącą do publicznej szkoły w miasteczku razem z innymi, zwyczajnie szczęśliwymi dziećmi.

A on rzucił to wszystko i jeździ z synem po świecie, żeby Travis chociaż przez chwilę mógł być z matką, o ile oczywiście paparazzi dopuszczą go do niej...

May była niezwykle utalentowaną aktorką i dobrym, uczciwym człowiekiem. Nie chciała mieć dzieci, bo bała się, że mogą jej przeszkodzić w karierze. Nic przed nim nie ukrywała. Szczerze mu o tym powiedziała. Mimo to zaszła w ciążę, bo wiedziała, że Virgil bardzo tego pragnie. Zrobiła to, chociaż macierzyństwo mogło zburzyć jej starannie wypracowany obraz samodzielnej, wyemancypowanej kobiety.

Virgil doceniał, co dla niego zrobiła i nigdy, nawet kiedy już byli po ślubie, nie żądał, aby zajmowała się nim czy dzieckiem. Zrobił nawet więcej: kiedy oboje doszli do wniosku, że ich małżeństwo jest pomyłką, bez słowa zgodził się na rozwód. Kochali się teraz i przyjaźnili na odległość, utrzymując fikcyjny związek dla dobra Travisa.

Tylko czy to naprawdę służy Travisowi?

Otrząsnął się z zamyślenia i zajął tym, co do niego należało. Wezwał policję, udzielił rannemu pierwszej pomocy, zawiadomił rodziców dziewczyny, a właściwie ich adwokata, oddał broń chłopaka policjantom i przegnał dziennikarzy.

Potem uspokoił Chrissie i dał jej numer telefonu psychologa, który zajmował się Travisem po rozwodzie jego rodziców. Może i jej się przyda.

Czekając na karetkę, zadzwonił jeszcze po adwokata dla Mitchella Gibsona - lat osiemnaście, podejrzanego o włamanie do prywatnej rezydencji, połączone z grabieżą mienia - cały czas myśląc tylko o jednym.

Trzeba wracać do domu. Do prawdziwego domu.

Desiree Hartlan zabębniła niecierpliwie palcami o kierownicę. Od pewnego już czasu krążyła wokół lotniska w Phoenix; samolot się spóźniał i nie wiedziała, czy ma zaparkować i iść do hali przylotów, czy zrobić jeszcze jedno okrążenie.

Dziś spędziła w swoim mieszkaniu ostatnią noc; opuszczała na pewien czas miasto i przeprowadzała się na ranczo Silver Dollar, do swojej siostry Caro Hartlan i szwagra, Wyatta Earpa Bodine'a. Miała zamiar pomieszkać u nich kilka miesięcy, a potem, jeśli wszystko dobrze pójdzie, znaleźć sobie coś w Tombstone - może na stałe...

Na lotnisko sprowadził ją telefon siostry; Caro zadzwoniła do niej poprzedniego wieczoru.

- Wiem, że właśnie się pakujesz, ale mam do ciebie wielką prośbę.

- Mów, słucham.

- Chciałam cię prosić, żebyś wyjechała po Virgila i Travisa. Przylatują jutro rano.

Caro o wszystkim jej mówiła i Desiree zawsze znała szczegóły dotyczące ich życia rodzinnego. Pewnie tym razem o czymś zapomniała. Virgil, starszy brat Wyatta, mieszkał w Kalifornii i bardzo rzadko przyjeżdżał do rodzinnego domu w Arizonie.

- Co się stało?

- Chyba coś poważnego. Virgil zadzwonił rano i powiedział, że pakuje manatki i wraca na dobre.

- To ci nowina! A do tego mamy weekend.

- O to właśnie chodzi, Ray.

Caro nazwała ją zdrobnieniem, jakiego zawsze używał ich ojciec. Ray, promyczek słońca.

- Wszystkie loty miejscowe są zarezerwowane z powodu jakiegoś turnieju golfowego i nie można się dostać do Tucson samolotem. Nie można nawet wynająć samochodu, a Virgil nie chce jechać autobusem, bo mały jest chory.

- Biedne dziecko.

- Mógłby oczywiście wziąć taksówkę, ale to bardzo drogo, dlatego pomyślałam, że skoro ty i tak do nas jedziesz, możesz wstąpić po drodze na lotnisko i ich zabrać. Przepraszam, że zmieniam ci plany w ostatniej chwili, ale nie mam wyjścia. Dla nas stąd to kawał drogi.

Z Tucson do Phoenix trzeba było jechać cztery godziny, co w obie strony wynosiło osiem, nie licząc czekania na lotnisku.

- W porządku, siostrzyczko, pojadę po nich. Czy Virgil ma jeszcze do was dzwonić?

- Tak.

- Powiedz mu, że będę czekała na dworze.

- Nie byłoby lepiej, żebyś weszła do środka i odszukała ich w hali przylotów?

- Pewnie byłoby lepiej, ale jest ze mną Oscar. Oscar, brązowy jamnik, był bardzo posłuszny, ale nie

chciała go zostawiać samego w samochodzie. Panował potworny upał i nawet gdyby opuściła szyby w oknach, pies bardzo by się zmęczył. A na lotnisko Oscar miał wstęp jedynie ze specjalnym biletem dla czworonogów.

- Zresztą wolę nie wychodzić z samochodu, mogą za mną jeździć.

W głosie Caro zabrzmiał niepokój:

- Racja, nie pomyślałam o tym maniaku! Desiree, bardzo cię proszę, poproś policję o ochronę, niech ci dadzą eskortę. Przyrzeknij, że do nich zadzwonisz.

Jeśli tak można powiedzieć, prawo i praworządność były w rodzinie Hartlanów na porządku dziennym. Ich matka była sędziną, ojciec - wysokim funkcjonariuszem policji. Desiree, zanim poszła na prawo, skończyła akademię policyjną, a Caro zrobiła doktorat z kryminologii.

A teraz drżała ze strachu o swą młodszą siostrę. Desiree zwykle lekceważyła jej obawy, lecz tym razem było inaczej. Sprawa stała się poważniejsza.

Desiree Hartlan, adeptka akademii policyjnej, prawniczka zatrudniona w biurze prokuratora okręgowego, miała ostatnio „kłopoty". Zaczęły się one w chwili, kiedy zgwałcono jej przyjaciółkę. Desiree osobiście prowadziła śledztwo i spowodowała aresztowanie Alberta Jondella, człowieka, który pobił i zgwałcił jej sąsiadkę. To ona właśnie znalazła zmaltretowaną Lindę Elby w jej własnej sypialni.

Arizona nadal należała do grapy tych stanów, gdzie mężczyźni szanują kobiety i dbają o ich bezpieczeństwo - opinia publiczna została więc zbulwersowana. Gwałty dotychczas zdarzały się przecież tylko w innych stanach, w Nowym Jorku, na przykład, albo w Kalifornii, ale nie w Arizonie...

Tu zawsze panował spokój.

Sprawa przybrała dla podejrzanego zły obrót, a próbki jego włosów znalezione za paznokciami Lindy stanowiły zdaje się wystarczający dowód, żeby go skazać na długie lata więzienia. Jednak dzięki drogiemu i zręcznemu adwokatowi oraz pewnym drobnym niedopatrzeniom podczas śledztwa Jondell został zwolniony i do rozprawy w ogóle nie doszło.

Prasa zaczęła się rozpisywać na temat „fatalnego stanu amerykańskiego sądownictwa", rodzina Lindy pogrążyła się w bezsilnej rozpaczy, a Desiree... stanęła do walki.

Za wszelką cenę postanowiła nie dopuścić do tego, aby winny uszedł sprawiedliwości. Wbrew wszelkim regułom obowiązującym ją jako byłą policjantkę i adwokata zatrudnionego w biurze okręgowego prokuratora, łamiąc zasadę tajności śledztwa, zrobiła rzecz bezprecedensową: zwołała konferencję prasową i wobec zebranych dziennikarzy ujawniła wyniki testów DNA. Na domiar złego rozdała obecnym kserokopie ekspertyz medycznych.

Wybuchł skandal, a wokół Lindy i Desiree zaroiło się od reporterów brukowców.

Desiree oświadczyła, że rozmowa ze „szmatławcami" jej nie interesuje i nie ma nic do powiedzenia.

Linda nie wytrzymała psychicznie ataku dziennikarzy oraz kamer i załamała się; rodzice postanowili wywieźć ją z miasta na długie wakacje, ale nie zdążyli. W dzień wyjazdu znaleźli córkę zamkniętą w szafie: Linda leżała skulona w pozycji embriona i ssała palec. Odwieziono ją do zamkniętego szpitala psychiatrycznego na długotrwałą kurację. Zniknięcie głównej bohaterki podsyciło tylko zażartość brukowców.

Wtedy do akcji włączyła się pani Jondell, żona gwałciciela. Oświadczywszy, że cała historia skompromitowała dobre imię jej rodziny, złożyła skargę przeciwko prokuraturze okręgowej. Ta natychmiast odcięła się od Desiree, oskarżając ją o „zachowanie niegodne funkcjonariusza państwowego". Energiczna pani Jondell skorzystała z okazji i założyła przeciwko niej sprawę. Desiree została zmuszona do dymisji. Przewidywała to i już wcześniej opróżniła swe biurko z papierów; od początku wiedziała, że będzie musiała ponieść konsekwencje tego, co zrobiła, i była na to przygotowana.

Sprawa jednak na tym się nie skończyła. Pani Jondell zwróciła się do Stowarzyszenia Prawników Stanu Arizona z prośbą o wydanie zakazu wykonywania zawodu przez panią Hartlan.

W tym samym czasie gwałciciel, początkowo zwolniony z pracy, dzięki zabiegom swego adwokata powrócił na dawne stanowisko; jego współpracownicy zbuntowali się jednak i zmusili go do odejścia. Miał teraz więcej czasu, żeby u boku żony całkowicie poświęcić się walce z prokuraturą okręgową.

Prasa szalała, sprawa obrastała w nowe fakty i wkrótce zyskała miano „pojedynku prawnika z podejrzanym".

Desiree Hartlan w wieku trzydziestu pięciu lat stała się kobietą bez zawodu i głównym celem najbardziej absurdalnych ataków. Albert Jondell natomiast, ewidentny gwałciciel i maniak seksualny, prowadził otwartą walkę z wymiarem sprawiedliwości. Wszystko to zakrawało na farsę, ale pewne jej elementy wskazywały na to, że Desiree grozi zupełnie realne niebezpieczeństwo.

Caro od pewnego czasu była tym poważnie zaniepokojona i raz po raz dawała temu wyraz.

Desiree próbowała natomiast sprawę bagatelizować.

- Nie przesadzaj, przecież sama jestem gliną, dam sobie radę. Nie muszę wzywać policji; te pismaki przecież mnie nie zabiją.

- Gdyby chodziło tylko o tych pismaków... Jest przecież jeszcze ten facet.

- Caro, on nigdy się nie ośmieli. Nie jest taki głupi, nie będzie chciał sobie zaszkodzić, a z reporterami sobie poradzę.

- Mam nadzieję, że przynajmniej u nas na farmie zostawią cię w spokoju.

- Na pewno. Nie potrzebujemy kamer. Virgil i Travis też chyba nie, dość ich mieli u siebie w Kalifornii. Szkoda, że Travis się rozchorował. Żeby tylko nie zaraził twojej małej.

- Cat jest na to zbyt ruc...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony