8954, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LUCY MAUD MONTGOMERYANIA ZE ZŁOTEGO BRZEGUTYTUŁ ORYGINAŁU ANGIELSKIEGO ANNE OF INGLESIDEPRZEŁOŻYŁA ALEKSANDRA KOWALAKBOJARCZUKROZDZIAŁ IJakże białe jest dzi wiatło księżyca! powiedziała do siebie Ania Blythe, idšccieżkš przez ogród do drzwi frontowych domu Diany Wright. Płatki kwiecia opadały zdrzew winiowych, a powiew wiatru przynosił zapach słonej, morskiej wody.Zatrzymała się na chwilę, aby spojrzeć na wzgórza i lasy, które pokochała przed laty iktóre do dzi pozostały bliskie jej sercu. Kochane Avonlea! Od dawna mieszkała w Glen St.Mary, tam był jej dom, ale Avonlea miało w sobie co, czego Glen St. Mary nigdy mieć niemogło. Tutaj na każdym kroku czekały na niš cienie przeszłoci. Witały jš pola, po którychniegdy wędrowała, a każdy zakštek budził słodkie wspomnienia. Wszędzie rozbrzmiewałyecha dawnego, cudownego życia. Tutaj znajdowały się zaczarowane ogrody, pełnekwitnšcych róż przeszłoci. Ania ogromnie lubiła przyjeżdżać do Avonlea, nawet jeli, tak jakteraz, przyczyna wizyty była smutna. Przybyła wraz z Gilbertem na pogrzeb jego ojca ipostanowiła zostać na tydzień. Zresztš Maryla i pani Linde i tak nie pozwoliłyby jej od razuwrócić do domu.Stary pokoik na facjatce czekał na niš jak zawsze. Gdy weszła doń wieczorem poprzyjedzie, ujrzała piękny, duży bukiet wiosennych kwiatów, ustawiony przez paniš Linde.Ania zanurzyła w nich twarz i przypłynęły do niej wszystkie zapachy minionych lat. Ania zprzeszłoci czekała tu na niš. Głębokie wzruszenie napełniło jej serce. Pokój na facjatceprzygarniał jš i utulał. Spojrzała z miłociš na swoje stare łóżko, przykryte kapš w liciejabłoni, zrobionš i ozdobionš przez paniš Linde koronkami własnej roboty, na szmacianedywaniki Maryli na podłodze, na lustro, w którym kiedy odbijała się twarz małejdziewczynki o czystym czole, sierotki, która długo płakała, zanim wreszcie usnęła tamtegopierwszego wieczora przed wielu laty. Ania zapomniała na chwilę, że jest szczęliwš matkšpięciorga dzieci i że Zuzanna Baker w Złotym Brzegu znów robi na drutach pioszki. Byłateraz dawnš Aniš z Zielonego Wzgórza.Gdy pani Linde przynoszšc czyste ręczniki weszła do pokoju, zastała jš patrzšcš zrozmarzeniem w lustro.Jak to dobrze mieć cię znowu w domu, Aniu. Już dziewięć lat minęło, odkšdwyjechała, a mnie i Maryli cišgle ciebie brak. Nie jest już co prawda tak smutno, odkšdTadzio się ożenił. Emilka to miła dziewczyna, a jakie ciasta piecze! Jest tylko nazbytciekawska. No cóż, zawsze mówiłam i będę mówiła, że nie ma na wiecie drugiej takiej jakty.Och, ale lustra nie da się oszukać, pani Linde. Mówi mi ono, że wcale nie jestem jużtaka młoda westchnęła Ania.Cerę nadal masz wieżš pocieszyła jš pani Linde a blada była przecież zawsze.W każdym razie nie mam ani ladu drugiego podbródka rzekła Ania wesoło. Imój stary pokoik mnie pamięta. Czułabym się bolenie dotknięta, gdybym kiedy tuprzyjechała i stwierdziła, że o mnie zapomniał. A jak cudownie jest znów oglšdać wschódksiężyca nad Lasem Duchów.Wyglšda niczym wielka bryła złota na niebie, prawda? powiedziała pani Linde,zadowolona, że Maryla jej nie słyszy. Miała pełnš wiadomoć tego, że pozwoliła sobie nawypowiedzenie głupich, poetycznych słów.Niech pani spojrzy na te wierki, wychodzšce księżycowi na spotkanie i na brzozy wdolinie, które wycišgajš swe ramiona ku srebrzystemu niebu. Teraz sš już takie duże, a kiedytu przyjechałam, były małymi drzewkami. To sprawia, że czuję się staro.Z drzewami jak z dziećmi rzekła pani Linde. Nie zdšżysz się nawet obejrzeć, ajuż sš duże. Spójrz na Freda Wright Ma dopiero trzynacie lat, a jest niemal tak wysoki jakjego ojciec Na kolację będzie zapiekanka z kurczęcia, a specjalnie dla ciebie zrobiłam teżtrochę cytrynowych biszkoptów. Powinno ci się dobrze spać w tym łóżku. Najpierw jawywietrzyłam pociel, potem Maryla, nie wiedzšc o tym, też jš przewietrzyła, a na koniecEmilka, mylšc, żemy nie pamiętały, zrobiła to po raz trzeci. Mam nadzieję, że Mary MariaBlythe jutro wyjedzie. Ona zawsze tak doskonale bawi się na pogrzebach.Ciotka Mary Maria Gilbert tak o niej mówi, chociaż jest tylko kuzynkš jego ojca.Ona zawsze nazywa mnie Andziš wzdrygnęła się Ania. Gdy zobaczyła mnie po razpierwszy po lubie, powiedziała: ,,To bardzo dziwne, że Gilbert włanie ciebie wybrał. Mógłmieć tyle innych, ładnych dziewczšt. Pewnie dlatego nigdy jej nie polubiłam i wiem, żeGilbert też jej nie lubi.Czy Gilbert zostanie na dłużej?Nie. Musi wracać jutro wieczorem. W Glen zostawił pacjenta w bardzo ciężkim stanie.No cóż, sšdzę, że nic go teraz nie zatrzymuje w Avonlea. Jego matka zmarła przecież wubiegłym roku, a stary pan Blythe nigdy nie mógł otrzšsnšć się po jej stracie. Blytheowiezawsze tacy byli, zbyt silnie przywišzywali się do spraw życia doczesnego. Wielka szkoda, żejuż nikogo z tej rodziny nie ma w Avonlea. To byli porzšdni ludzie. No cóż, namnożyło namsię za to Sloaneów, a Sloaneowie sš zawsze Sloaneami, Aniu, i pozostanš nimi na wiekiwieków, aż do skończenia wiata, amen.Choćby było tu nie wiem ilu Sloaneów, zamierzam pójć po kolacji do starego sadu naspacer przy blasku księżyca. Niestety, w końcu będę musiała położyć się spać, choć zawszeuważałam spanie w księżycowe noce za marnowanie czasu. Ale chcę wczenie się obudzić,by ujrzeć pierwsze, słabe wiatło poranka, wykradajšce się spoza Lasu Duchów. Niebozaróżowi się lekko, rozlegnie się pogwizdywanie drozdów Może mały, szary wróbelekusišdzie na parapecie I zobaczę złote i purpurowe bratki w pierwszych promieniach słońca.Wiesz, zajšce zjadły sadzonki czerwcowych lilii rzekła ze smutkiem pani Linde,ruszajšc ciężko ku schodom. W głębi duszy czuła zadowolenie, że nie musi dłużej rozmawiaćo księżycu. Ania zawsze wydawała się trochę dziwna pod tym względem. A teraz nie możnabyło już nawet mieć nadziei, że z tego wyronie.Diana wyszła przed dom, by powitać Anię. Nawet przy wietle księżyca było widać, że jejwłosy sš jeszcze cišgle czarne, policzki rumiane, a oczy błyszczšce. Lecz wiatło księżyca niemogło ukryć, że stała się znacznie postawniejsza niż dawniej, a przecież i tak nigdy nie była,jak to mówiono w Avonlea, sucha.Nie lękaj się, Diano, nie zabawię długoWiesz przecież, że o wiele bardziej wolałabym spędzić ten wieczór z tobš niż ić naprzyjęcie powiedziała Diana z wyrzutem. Wcale nie zdšżyłam się tobš nacieszyć, a jużza trzy dni wyjeżdżasz. Ale brat Freda, rozumiesz po prostu musimy pójć.Ależ oczywicie, kochanie. Wpadłam tylko na moment. Szłam naszš dawnš drogš,przez Las Duchów, obok ródła Nimf i waszego cienistego, starego ogrodu, a potem AlejšWierzbowš, gdzie musiałam się zatrzymać, by popatrzeć na wierzby stojšce w wodzie.Bardzo urosły.Wszystko urosło rzekła Diana z westchnieniem. Spójrz choćby na małego Freda!Wszyscy bardzo się zmienilimy oprócz ciebie. Ty zawsze pozostaniesz taka sama. Aniu.Jak to robisz, że wcišż jeste szczupła? Spójrz tylko na mnie!To prawda, przypominasz nieco matronę rozemiała się Ania. Ale nie osišgnęłajeszcze wymiarów typowej damy w rednim wieku. A jeli chodzi o to, że się nie zmieniamNo tak, pani Donnell uważa podobnie. Powiedziała mi na pogrzebie, że wyglšdam całkiemtak samo jak przed laty. Ale pani Andrews jest innego zdania. Powiedziała mi: Droga Aniu,jakże się postarzała! Tak, tak, wszystko zależy od oka i intencji patrzšcego. A ja samaodczuwam, że czas i mnie nie oszczędza, właciwie tylko wtedy, gdy oglšdam ilustracje wpismach. Bohaterowie i bohaterki opowiadań wydajš mi się tam stanowczo zbyt młodzi. Alenie przejmujmy się tym, Diano. Przyszłam tu włanie, żeby ci co zaproponować. Spędmywspólnie jutrzejsze popołudnie i wieczór Odwiedzimy wszystkie cienie przeszłoci.Będziemy spacerować przez wiosenne pola i poronięte paprociami lasy. Zajrzymy do starychukochanych zakštków i odszukamy naszš młodoć. Wiesz, wiosnš wszystko wydaje mi sięmożliwe. Jutro zapomnimy o statecznoci, jaka przystoi żonom i matkom, i znów staniemysię dziewczynkami. Zresztš pani Linde i tak uważa, że ja w duchu wcišż jestem dziewczynkš.Ale to przecież tak mało zabawne być cišgle rozsšdnš.Och, ty doprawdy wcale się nie zmieniła, Aniu! To wszystko brzmi bardzozachęcajšco, aleNie ma żadnego ale! Wiem, że już się martwisz, kto poda mężczyznom kolację.Niezupełnie. Ania Kordelia umie to zrobić równie dobrze jak ja, choć ma dopierojedenacie lat rzekła Diana z dumš. Miała mnie włanie zastšpić, ponieważ jawybierałam się na zebranie Koła Pomocy Pań. Ale nie pójdę, wolę spędzić ten czas z tobš. Totak, jakby marzenie nagle stało się rzeczywistociš. Wiesz, Aniu, często wieczorami siadam iwyobrażam sobie, że jestemy znów małymi dziewczynkami. Wezmę ze sobš co na kolację.Zjemy jš w ogrodzie Heleny Gray. Mam nadzieję, że on jeszcze istnieje?Chyba tak rzekła Diana niepewnie. Nie byłam tam od czasu, kiedy wyszłam zamšż. Za to Ania Kordelia wiecznie gdzie przepada, chociaż wcišż jej powtarzam, żeby się zabardzo nie oddalała od domu. Uwielbia włóczyć się po lasach, a pewnego razu, gdy złajałamjš za to, że mówi do siebie w ogrodzie, wyjaniła mi, że rozmawia z duchem kwiatów.Pamiętasz ten serwis w pšczki róż dla lalek, który przysłała jej na dziewište urodziny? Takostrożnie się z nim obchodzi, że nie stłukła jeszcze ani jednej filiżanki. Używa go tylkowtedy, gdy Trzy Zielone Ludziki przychodzš do niej na herbatę. Nie mogę się dowiedzieć,kim oni sš według niej. Pod niektórymi względami jest ona bardzo podobna do ciebie, Aniu.Może rzeczywicie ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony