8959, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LUCY MAUD MONTGOMERYWYMARZONY DOM ANITŁUMACZYŁ Z JĘZYKA ANGIELSKIEGO STEFAN FEDYŃSKITYTUŁ ORYGINAŁU ANNES HOUSE OF DREAMSI. NA FACJATCE ZIELONEGO WZGÓRZAChwała Bogu, koniec z geometriš! rzekła z uczuciem ulgi Ania Shirley. Rzuciła niecozniszczony tom Euklidesa do wielkiej skrzyni i z triumfem zatrzasnęła wieko; usiadłszy na nim,spojrzała na siedzšcš w drugim końcu facjatki Dianę Wright swymi siwymi oczyma, pięknymijak letni poranek.Facjatka był to zacieniony, rozkoszny i cichy kšcik, jakim facjatki zawsze być powinny.Przez otwarte okno, przy którym siedziała Ania, płynęło słodkie, pachnšce, słońcem nagrzanepowietrze sierpniowego popołudnia; na dworze gałęzie topól szumiały poruszane wiatrem, adalej cišgnęły się rzędy drzew, wród których Aleja Zakochanych wiła się zaczarowanš cieżynšoraz widniał sad pełen jabłoni uginajšcych się pod ciężarem owoców. A ponad tym wszystkimprzecišgały na błękicie południowych niebios szeregi puszystych, białych chmurek. Przez drugieokno przebłyskiwała z dala niebieskš płachtš, usianš plamami białej piany, Zatoka w.Wawrzyńca z wystajšcš porodku, jak cudowny klejnot, wysepkš Abegweit, której miękkie idwięczne miano indiańskie zastšpione zostało bardziej prozaicznym Wyspy Księcia Edwarda.Diana Wright, starsza od chwili kiedymy jš po raz ostatni widzieli o całe trzy lata, nabrała wtym czasie dużo powagi. Tylko czarne oczy zachowały blask brylantów, policzki pozostały jakdawniej różowe, a dołeczki tak czarowne jak w owe dawne, minione dni, kiedy to ona i AniaShirley na stokach ogrodu przysięgały sobie wiecznš przyjań. W objęciach trzymała małe,pišce stworzonko o czarnych lokach, które od dwóch pełnych radoci lat znane było w całymAvonlea jako mała AnnaKordelia. Oczywicie, w Avonlea wiedziano, dlaczego Diana małš swšnazwała Aniš, ale wszyscy byli zaintrygowani drugim imieniem Kordelii. Nie spotykało sięnigdy tego imienia ani wród rodzin Wrightów, ani Barrych. Pani Harmon Andrews była zdania,że Diana musiała je wyczytać w jakim strasznym romansie, i była mocno zdziwiona, że Fred niemiał doć rozsšdku, by czego podobnego zabronić. Ania jednak i Diana umiechały się tylko dosiebie. Wiedziały dobrze, jak się to stało, że mała AnnaKordelia otrzymała takie imię.Ty zawsze nie znosiła geometrii rzekła Diana z umiechem i mylę, że musisz byćbardzo szczęliwa skończywszy raz z tym nauczycielstwem.Ach, wykładać lubiłam zawsze, z wyjštkiem jednej geometrii. Toteż te trzy ostatnie lata wSummerside były doprawdy bardzo miłe. A pani Harmon Andrews zapewniała mnie po moimpowrocie do domu, że prawdopodobnie małżeństwo nie będzie tyle piękniejsze odnauczycielstwa, ile ja to sobie wyobrażam. Najwidoczniej pani Harmon jest tego zdania coHamlet, że lepiej jest znosić kłopoty, które się zna, aniżeli szukać innych, o których się nic niewie.Wesoły miech Ani, któremu jak dawniej nie można się było oprzeć, tylko słodszy ipełniejszy, zadwięczał na facjatce. Maryla, zajęta na dole w kuchni przyrzšdzaniem powideł,umiechnęła się, usłyszawszy go, potem jednak westchnęła, bo przypomniała sobie, jak rzadkoodtšd ten miech serdeczny będzie dwięczał na Zielonym Wzgórzu. Nic nie radowało Marylitak bardzo jak przewiadczenie, że Ania wyjdzie za mšż za Gilberta Blythe. Ale w każdej radocijest jednak ziarnko goryczy. Przez trzy lata pobytu w Summerside Ania często spędzała w domuwakacje oraz przyjeżdżała na niedzielę, a po lubie najwyżej raz na dwa lata można się będziespodziewać jej wizyty.Nie martw się zupełnie tym, co mówi pani Harmon rzekła Diana z całš powagš mężatkiod lat czterech. Stanowczo w małżeństwie sš dobre i złe chwile. Nie powinna się takżespodziewać, że wszystko pójdzie zupełnie gładko. Ale wierzaj mi, Aniu, że to wielkie szczęciewyjć za mšż za odpowiedniego człowieka.Ania stłumiła umiech. Sposób, w jaki Diana okazywała swoje wielkie dowiadczenie, zawszejš bawił.Z pewnociš będę taka sama po czterech latach małżeństwa mylała chociaż mojepoczucie humoru może mnie od tego uchroni.Czy już postanowione, gdzie będziecie mieszkać? spytała Diana tulšc do siebie małšAnięKordelię tym trudnym do naladowania gestem macierzyństwa, który zawsze wywoływałw pełnym słodyczy i niewypowiedzianej tęsknoty sercu Ani uczucie na poły jakiej cudownejrozkoszy, a na poły dziwnego, nieziemskiego bólu.Tak. O tym włanie chciałam z tobš pomówić, jak do ciebie telefonowałam. Ale, ale! Poprostu nie mogę sobie wyobrazić, że Avonlea ma telefony. Brzmi to tak niezwykle nowoczeniew tej kochanej, starej miecinie.Możemy za to podziękować zarzšdowi K.M.A.* rzekła Diana. Nigdy niezdšżylibymy uzyskać połšczeń telefonicznych, gdyby koło nie wzięło sprawy w swoje ręce i niedoprowadziło jej do końca. Doć było trudnoci na drodze, by zniechęcić każde innetowarzystwo, członkowie jednak K.M.A. trzymali się wytrwale raz powziętego planu. Stworzenietego koła przez ciebie, Aniu, było doprawdy dobrodziejstwem dla Avonlea. A ile mielimyuciechy z tego powodu na naszych zebraniach! Czy mogłaby zapomnieć kiedykolwiek oniebieskim domu albo o projekcie Jutsona Parkera malowania na swym parkanie ogłoszeń orodkach leczniczych?Nie mogę powiedzieć, abym była zbyt wdzięczna K.M.A. za ten cały telefonpowiedziała Ania. Ach, ja sobie zdaję dokładnie sprawę, że jest to wielka wygoda, nawet starynasz sposób porozumiewania się za pomocš wiatła wiecy nie może się z tym równać. Poza tym,jak mówi pani Małgorzata: Avonlea musi ić z pršdem, i tyle. Ja jednak wolałabym, abyAvonlea nie było popsute przez nowoczesne niedogodnoci, jak zwykł mawiać pan Harrison,kiedy chce być dowcipny. Chciałabym, by zachowało cały swój, niczym nie tknięty urok, jak zastarych, kochanych czasów. Niestety, muszę przyznać, że jest to nierozsšdne, sentymentalne iniemożliwe. I wobec tego staję się już rozsšdnš i praktycznš. Telefon, jak powiada pan Harrison,jest to cudowny wynalazek nawet wówczas, gdy masz prawie pewnoć, że połowa interesujšcychsię tobš osób podsłuchuje rozmowę.Otóż to jest najgorsze! westchnęła Diana. To takie nieznone, jak się słyszy, że ktopodnosi słuchawkę, ile razy dzwonisz do kogo innego. Powiadajš, że pani Harmon Andrewsuparła się koniecznie, aby ich telefon został założony w kuchni, tak aby mogła słyszeć, ilekroćzadzwoni, a równoczenie nie spuszczać z oka obiadu. Dzi, kiedy ty mnie zawołała, zupełniedokładnie słyszałam podczas naszej rozmowy uderzenia tego niezwykłego zegara u Pyeów.Jestem przekonana, że Józia albo Gertie podsłuchiwały.Ach, więc to było powodem pytania, czy mamy nowy zegar na Zielonym Wzgórzu? Niemogłam zrozumieć, o co ci chodzi. A z chwilš kiedy to tylko powiedziała, usłyszałam takiejakie silne stuknięcie. Przypuszczam, że to była słuchawka u Pyeów, zawieszona z powrotemze zbytniš energiš. No, ale Bóg z Pyeami. Jak mówi pani Linde: Byli Pyeami i zostanš nimi dokońca wiata. Przyznam się, że chcę już rozmawiać o bardziej przyjemnych rzeczach. Pomyl,że już postanowilimy, gdzie mamy założyć nowe gniazdko.Ach, gdzie, Aniu? Spodziewam się, że będzie to gdzie niedaleko?Niestety, to jest ta zła strona. Gilbert zamierza osišć nad Przystaniš Czterech Wiatrówoddalonš stšd o szećdziesišt mil.Szećdziesišt mil! Z równym powodzeniem mogłoby być szećset! wykrzyknęła Diana.Nie mogę się ruszyć z domu dalej jak do Charlottetown.Będziesz musiała przyjechać do Czterech Wiatrów. Jest to najpiękniejsza przystań na całejWyspie. Znajduje się tam mała wioska Glen St. Mary, gdzie doktor Tomasz Blythe był lekarzemprzez pięćdziesišt lat. Jest to stryj Gilberta. Chce już przestać pracować, a Gilbert ma po nimobjšć praktykę. Ponieważ jednak doktor Blythe zatrzymuje dla siebie cały swój dom, musimyposzukać sobie innego mieszkania. Nie wiem w tej chwili, gdzie ono jest, ani też, jak wyglšda.Ale w mej wyobrani wymarzyłam już sobie taki domek, cały umeblowany według mego gustuwiesz, taki malutki, rozkoszny domeczek.A dokšd masz zamiar udać się w podróż polubnš? zapytała Diana.Nigdzie. Najdroższa, nie patrz na mnie takim przerażonym wzrokiem. Przypominasz mizupełnie paniš Harmon Andrews. Już słyszę jej łaskawš uwagę, że ludzie, którzy nie majšpieniędzy, postšpiš najrozsšdniej, pozostajšc w domu, a potem doda, że jej Janka objechała wpodróży polubnej całš Europę. Ja jednak chcę spędzić moje miodowe miesišce w CzterechWiatrach, w moim wymarzonym domku.I postanowiła również, że nie będziesz miała druhen?. Nie mam żadnej. I ty, i Iza, i Priscilla, i Janka wszystkiecie mnie wyprzedziły wmałżeństwie, a Stella jest nauczycielkš w Vancouver. Poza wami nie mam żadnej pokrewnejduszy, a nie chcę mieć druhny, która by nie była niš z serca.Ale welon będziesz miała? zapytała trochę niespokojnie Diana.Bezwarunkowo! Nie czułabym się pannš młodš bez welonu. Przypominam sobie, jakzapewniałam Mateusza, w ten wieczór, kiedy mnie wiózł do Zielonego Wzgórza, że nigdy się niezaręczę, bo nikt przecież nie zechce się ożenić z takš brzydulš jak ja, chyba jaki misjonarz zdalekich krajów. Wyobrażałam sobie, że misjonarze nie majš prawa pozwalać sobie na zbytwybredny gust, bo nie mogš żšdać, by dziewczyna narażała swoje życie dla nich, udajšc sięmiędzy ludożerców. A tymczasem, gdyby ty zobaczyła tego misjonarza, za którego wyszłaPriscilla! Był tak przystojny i tajemniczy, jak ci wybrańcy naszych marzeń; był najlepiejubranym mężczyznš, jakiego w życiu widziałam, i zachwycał się niebiańskš i złocistšpięknociš Priscilli. Ale i to prawda, że w Japonii nie ma ludożerców.... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony