8966, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Christopher RowleyBasil Złamany OgonCykl: Smoczy Legion tom 1ROZDZIAŁ PIERWSZYWysoko i czysto wygrywały srebrzystš pień Dnia Podwalin tršbki z Wieży Strażymiasta Marneri. Kończył się stary rok, zaczynała zima; wkrótce w powietrzu zawirujš płatkiniegu.W wieczorny wiatr wkradał się już chłód, przeganiajšc dzieci z dworu i zmuszajšcmatki do dokładania drew do ognia. Teraz jednak nadszedł czas na największe więto roku.Zbiory zakończone, słońce nadal ciepłe. Ten dzień oznaczał koniec starego i poczšteknowego.W całym Imperium Róży, od wysp Cunfshon po zachodnie marchie Kenoru ludzijednoczył Dzień Podwalin.W miecie Marneri, położonym u ujcia Długiej Cieniny, Dzień Podwalin znaczyłco więcej. Z uroczystš powagš odnawiano wówczas Wielkie Zaklęcia, wzmacniajšc miejskiemury na kolejny rok. Bębny i ostre pokrzykiwania ogniomistrzów wyganiały ludzi z domów,wywabiajšc ich przez masywnš Północnš Bramę na Zielone Pole podgrodzia.Dzisiaj! - piewały rogi - nadszedł dzień Wielkiego Zaklęcia i musi pojawić się każdaczarownica. Niechaj wysokie na piętnastu mężczyzn mury pozostanš trwałe i odporne nawszelkie znane ataki. Niechaj wieżyczki będš solidne i twarde jak diament! Niechaj duchybram: Osver, Yepero, Afo i Ilim nabiorš sił, by oprzeć się magii wrogów.Nad narożnymi basztami łopotały jaskrawe choršgwie szlachetnych rodów straży. Wpowietrzu unosiły się baloniki, a na trawie wirowały karuzele. Odziane w kolorowe jedwabiepostacie stawiały kroki w rytm starożytnych tańców Dnia Podwalin.Tłum tworzyli ludzie w czerwonych i niebieskich czapkach Marneri. Mężczyni nosilibiałe, wełniane koszule, zwane copa, oraz grube, zimowe, bršzowe i czarne nogawice.Większoć kobiet miała na sobie tradycyjne, płócienne, kremowe sukienki, przepasaneczerwonymi szarfami zakonu.Około dziesištej godziny dnia miasto było prawie puste. Odgłosy dalekichfajerwerków, rogów i bębnów z trudem docierały na brukowany dziedziniec za potężnšWieżš Straży.Echa odległej zabawy, dochodzšce do stajni straży, w których cicho parskałoszećdziesišt koni, sprawiały, że młodej Lagdalen z Tarcho było bardzo ciężko na sercu.Czasami okropnie było należeć do szlacheckiego stanu, być członkiem wysokiego dworu żewszystkimi zwišzanymi z tym przywilejami i obowišzkami.Bębny i piszczałki zamilkły. Ciszę przerywało jedynie rżenie zadowolonychrumaków. Lagdalen pochyliła się nad swojš pracš. Jej zadaniem było oczyszczenie stajni zmierzwy.Niezależnie do tego, jak starała się na to patrzeć, sytuacja była potwornieniesprawiedliwa. Zupełnie jakby sprzysišgł się przeciwko niej cały wiat, poczynajšc od ladyFlavii i urzędników nowicjatu, a na jej własnej rodzinie kończšc. Była zwykłš, młodšdziewczynš, która zakochała się po uszy i w efekcie spędzała Dzień Podwalin na wywożeniugnoju że stajni. Całe miasto tańczyło na zielonej trawce, a ona za karę będzie trudziła się tutajgodzinami, być może nawet cały dzień. A kiedy już skończy i zacznie się festyn, będzie takzmęczona, że zdoła jedynie wykšpać się i położyć spać na swojej pryczy w nowicjacie.Podwaliny zepsute, a wszystko to z powodu szalonej fascynacji chłopakiem, głupimchłopakiem, do którego wcišż wręcz bolenie tęskniła. Chłopakiem o trójkštnych, zielonychcętkach na skórze, które zdradzały w nim dziecko drzew, elfa.Na imię miał Werri i pochodził z rasy rodzšcej się z drzew więtych zagajników iużyczajšcej swych umiejętnoci mieszkańcom Marneri i całemu Imperium Róży. Pracował wkuni, kujšc stal za dnia, a nocami przebywał w dzielnicy elfów, w tajemniczym wiecierytuałów i transu. Widziała go tylko parę razy; w gruncie rzeczy ledwo znała; choćuwiadomiła to sobie dopiero ostatnimi dniami.Wieć o jej nieszczęciu nie wywołała że strony Werriego najmniejszego oddwięku.Żadnego romantycznego zaproszenia do rzucenia życia w Wieży Straży i przyłšczenia się doniego jako elfia żona w dzielnicy o zabawnych, wšskich uliczkach i przeludnionychkamieniczkach.Werri zachował się dokładnie tak, jak przewidział jej ojciec.- Zobaczysz - powiedział z pełnš wyższoci wszechwiedzš dorosłego. - Interesujš gowyłšcznie romanse z normalnymi ludmi. Dla niego nie jeste bardziej rzeczywista odfantomu.A teraz płonęła z zakłopotania, gdyż w głębi serca wiedziała, że ojciec miał rację.Pomimo całej miłoci, którš sobie między nimi wyobrażała, kiedy do niego poszła, ledwo jšrozpoznał i znalazł czas, by pożegnać się, nim udał się z odzianymi w elfiš zieleńprzyjaciółmi do knajpy na piwo.Wróciła do nowicjatu zalana gorzkimi łzami poniżenia. Jej romantyczne mrzonkirozpadły się na kawałki. Werri nie chciał z niš zamieszkać. Teraz, kiedy już dostał od niej to,co zamierzał, nie chciał jej nawet znać.Lady Flavia z ponurš minš wyznaczyła jej pokutę - długš i ciężkš pracę w DzieńPodwalin.Oczywicie na specyficzny sposób elfów Werri był młodym przystojniakiem z tšswojš długš, wšskš szczękš, prostym nosem i zielono-bršzowymi oczami, które tańczyły,kiedy mówił, oraz spływajšcymi na ramiona długimi, blond-zielonymi włosami, któreodrzucał sprzed oczu lub wišzał w kitkę srebrnš, elfiš wstšżkš.Niemniej te jego trójkštne znamiona na skórze stanowiły wiadectwo przyjcia nawiat z łona drzewa. Żadna kobieta nie mogłaby urodzić Werriego, gdyż jedynymi owocamitakich zwišzków były na wskro złe impy.Bioršc to wszystko pod uwagę, przyłapanie młodej czarownicy z nowicjatu w łóżku zkim takim urastało do rangi poważnego problemu. Co gorsza, z Lagdalen z Tarcho wišzanospore nadzieje. Zdradziła jej to sama lady Flavia w trakcie omawiania kary.- Zwykle za co takiego skazujš was na chłostę, pełnš odmianę Dekademonu orazmiesišc służby w wištyni, żeby uzmysłowić wam, jak głupie w przypadku czarownicy znowicjatu jest uleganie fascynacji elfem, a także by przypomnieć o waszym miejscu w naszejmisji. Lecz ty nie jeste pierwszš lepszš nowicjuszkš, Lagdalen. Mamy nadzieję, że wieleosišgniesz. Udasz się do Cunfshon, do tamtejszych nauczycieli. Jeli będziesz osišgaćodpowiednie postępy, zrobisz wielkš karierę w wištyni lub służbie administracyjnej.Flavia zmarszczyła się wówczas z namysłem, wbijajšc wzrok w białe kartki akt na jejbiurku.- Dlatego też, podczas Dnia Podwalin, będziesz czycić stajnie straży, a z pełnšodmianš Dekademonu uporasz się do końca tygodnia. Zrozumiano?Lagdalen zmartwiła się, gdyż Dzień Podwalin lubiła ponad wszystkie inne więta ichoć Flavia miała ciężkš rękę, to z ochotš wytrzymałaby chłostę, byle tylko nie tracić takiegodnia na pracy w stajni.Opiekunka dodała wtedy - Musisz zrozumieć, Lagdalen, że zesłano na nas porywyciała, by zadawały nam cierpienie i odwracały uwagę od historycznej misji, którš trzeba namwypełnić. Podczas lat nauki powinnymy powstrzymywać się od wszelkich myli o miłoci irodzinie. Nie muszę oczywicie dodawać, że nie wolno nam wišzać się z elfami. Z takichzwišzków rodzš się jedynie impy i nieszczęcia. Elfy nie rozumiejš zamieszania, jakiewzbudzajš takim zachowaniem. W tej dziedzinie jestemy dla nich zabawkami. Lecz dlaczarownicy to zbrodnia, popadniecie w wynaturzenie.I tak oto Dzień Podwalin zamienił się dla niej w katastrofę. Na szczęcie, ku jejolbrzymiej uldze, przeprowadzone po rozmowie z Flaviš badanie wykazało, że w jej łonie niezagniedził się żaden imp.Od tamtej pory przelała wiele gorzkich łez. W mylach wcišż na nowo przeżywałatamto okropne poniżenie, kiedy Helena z Roth, największy wróg Lagdalen, otworzyła drzwi ipokazała cenzorom, co się wyprawia w małej pralni na tyłach dormitorium.Helena była starszš nowicjuszkš i szczególnš przyjemnoć sprawiało jejdyscyplinowanie małego nicponia Tarcho. Z lodowatym dreszczem przypominała sobiemciwy miech, jakim Helena powitała aresztowanie Lagdalen i odeskortowanie jej do biuraFlavii.A teraz harowała, czyszczšc przegrody szećdziesięciu koni. Oczywicie stajenni, doktórych należał zwykle ten obowišzek, a dzi otrzymali wychodne na Dzień Podwalin,zostawili brud i słomę z co najmniej dwóch ostatnich dni. Wiedzieli, że znajdzie się jakibiedak, który spędzi tu za karę cały dzień.Dwignęła kolejnš szuflę mierzwy i wsypała jš do beczki. Czekajšca jš praca zdawałasię nie mieć końca. Zabierze jej cały dzień.Ze znużeniem napełniła beczkę, podniosła jš i poturlała do kompostownika.Urzšdzono go w zakrywanym dole wewnštrz Starej Bramy, pod wysokimi murami wieży.Aby tam dotrzeć, musiała opucić stajnię i przebyć wypolerowany bruk dziedzińca wieży,gdzie żołnierze ćwiczyli musztrę. Była to bardzo niebezpieczna częć drogi, gdyż nawetkapka zawartoci beczki nie mogła dotknšć kamieni. Rozgniewałoby to starego wonegoSappino, który wręcz obsesyjnie polerował je i czycił. Głone byłyby jego skargi, gdybynarobiła mu bałaganu. Długo klęczałaby na bruku, polerujšc go, gdyby Sappino poskarżył siędyrektorce Flavii.Wokół chronionej zaklęciem stajni kłębiły się z wigorem tłuste muchy, którebłyskawicznie odkryły wieziony przez niš ładunek.Lagdalen nienawidziła much i szybko spróbowała rzucić własny czar antymuchowy.Niestety, wymagało to dwóch pełnych odmian i paragrafu z Birraka. Pomyliła się wodmianie. Muchy wcišż brzęczały, nieczułe na spartaczone zaklęcie.Przeklinajšc kłębišce się wokół twarzy owady, wchodzšce jej w oczy i włosy,Lagdalen pchała baryłkę tak szybko, jak tylko mogła po kamieniach dziedzińca.Mucha wpełzła jej do nosa. Pisnęła z obrzydzeniem, zatrzymała się i przegnała jš.Beczułka zakolebała się i przewróciła na bok, rozsypujšc zawartoć po bruku.Lagdalen zalała się łzami, a przeklęte owady obsiadły mierzwę z triumfalnymbrzęczeniem.Z lewej strony rozległ się donony, radosny m... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony