8993, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przemys�aw SkulskiCzterna�cie lat temuDzi� mija czterna�cie lat od chwili, gdy spotka�em Coxa. Przylecia� na Ziemi� z Syriusza H, o kt�rym nasi naukowcy nie maj� zielonego poj�cia. Cox by� podobny do ma�ej gruszki do robienia lewatywy. Powiedzia�, �e nauczy nas, Ziemian, jak �y� bez r�nych �wi�stw, wojen, chor�b, z�o�ci. Nie zd��y� mi opowiedzie� wszystkiego. Przejecha�a go 16-tonowa ci�ar�wka. Widocznie tak chcia� kto�, tam na g�rze. Cox, zanim zmieni� si� w plasterek substancji organicznej, przekaza� mi cz�� I swojej wiedzy. Nauczy� mnie tak du�o, �e od czternastu lat uwa�am' na | 16-tonowe ci�ar�wki.Pawe� TomczykBliskie spotkanie�eby tylko nie kazali mi si� rozbiera�! � Ot� to! Dok�adnie tak pomy�la�em, gdy ICH zobaczy�em. Nie stan��em jak wryty, nie zdziwi�em si� nawet, nie krzykn��em ze strachu. Musia�em by� od dawna pod�wiadomie nastawiony na to spotkanie. Mo�liwe, �e by�a to ICH robota.Teraz to widz�. Jak mog�em nie domy�li� si� od razu, kto za tym stoi, czytaj�c w tygodnikach spekulacje, �e ludzko�� doros�a do KONTAKTU?! �e ONI nie wzbudz� taniej sensacji, histerii, paniki. Mistyk� kontaktu podlan� pseudofilozoficznym sosem lansowa�a gromada za�lepionych szale�c�w. Durnie wiedli uczone dysputy na temat podr�y mi�dzyplanetarnych, nie znaj�c rynkowej ceny tony paliwa rakietowego. Jak mog�em przypuszcza�, �e m�wi� to sami z siebie, nie podpuszczeni przez Obcych? S�owo daj�, �e gdy teraz przypominam sobie ich pseudonaukowy mistyczny jazgot, mam ochot� zawo�a� na ca�e gard�o, jak stary Fromage: �Naukowcy do nauki!!!"Ale nie b�d� przecie� krzycza� tutaj, w parku, stoj�c sam naprzeciw | dw�ch takich nie wiadomo sk�d. Chytrze si� ustawili � tu� za zakr�tem parkowej alejki, g�sto w tym akurat miejscu przes�oni�tej krzakami. Widz� ich tylko ja, zreszt� park o tej porze zawsze jest pusty.Cholera! Chyba nie ka�� mi si� rozbiera� � pomy�la�em z l�kiem, boju� mnie zauwa�yli, a marcowa aura nie zach�ca�a do streakingu. Nie lubi� zreszt� tej kosmopolitycznej nazwy � o ile� lepiej brzmi nasza ,,go�ole�". Trzeba ich jako� za�y� z ma�ki. Przej�� inicjatyw�. Zaczn� pierwszy � pomy�la�em podchodz�c na odleg�o�� cienia rzuconego przez najwy�szego z nich.� Przyjaciele! � dobieg� mnie g�os z sitka ulokowanego na czym�, co przypomina�o szyj� wy�szego.� Ciam aszaw awruk! � rzuci�em. Dam im do zrozumienia, �e r�wnie� dysponuj� translatorem. Niech sobie nie my�l�.� Nie rozumiem � rzek� ni�szy.� Przykro mi, ale niewa�ne. Sk�d droga prowadzi? � stara�em si� by� go�cinny i przyjacielski.� Z re... � zacz�� ten wy�szy.� Aha � wpad�em mu w s�owo. Najwa�niejsze utrzyma� inicjatyw�. � I co tam u was s�ycha�? Wszyscy tacy zieloni?� Tak � stwierdzi� wy�szy.� I wszyscy maj�, tak jak wy, po sze�� r�czek, to jest, przepraszam, ko�czyn g�rnych?� Tak, ale...� W porz�dku! A antenki na g�owie te� obowi�zkowe?� Tak, w celu...� Niewa�ne! A takie tr�bki na karku?� Te� � odpowiedzia� wy�szy wyra�nie zbity z tropu, bo jednak, chyba �eby si� upewni�, spojrza� na ty� tego ni�szego.� �wietnie � kontynuowa�em, zacieraj�c w duchu d�onie. Perspektywa rozbierania si� przy siedmiu stopniach marcowego przedpo�udnia oddala�a si� coraz bardziej. � A te pulsuj�ce lampki na �rodku czo�a?� Tylko �ydzi i Murzyni! � odpowiedzieli ch�rem.�Adam PietrasiewiczKo�a na piaskuLecieli�my B�g wie jak d�ugo, gdy wreszcie komandor przez system ��czno�ci wewn�trznej zarz�dzi� przygotowanie do trzeciego etapu. Podchodzili�my po prostu do l�dowania. Najpierw wystartowa�y trzy rakiety eksploracyjne. Ka�da wielko�ci ma�ej planetoidy. Cel ich podr�y zbadanie i ewentualna wst�pna eksploracja niewielkiej planety jednej z gwiazd bardzo odleg�ego uk�adu, kt�rego nazwa po tylu latach wylecia�a mi zpami�ci. Dzi�, gdy nawi�zano setki kontakt�w z pozaziemskimi intelektami, do nazw gwiazd nie przywi�zuje si� takiej wagi, jak w�wczas. Poza tym mam obecnie dziewi��dziesi�t osiem lat i pami�� mi nieco szwankuje. By�em wtedy m�odym operatorem wozu badawczego o nazwie X32-21 i co� tam jeszcze; mia�em dwadzie�cia lat i wiele zapa�u. Gdy komandor wyda� rozkaz, serce �wawiej zabi�o mi w piersi, a po plecach przebieg�y lekkie dreszcze. Nareszcie! Nareszcie spe�ni si� wielkie marzenie mojego dzieci�stwa i stan� na nieznanej planecie.Wszystko odbywa�o si� zgodnie z planem. Kosmoloty wyhamowano, wprowadzono je na orbit� stacjonarn� i zacz�� si� zwyczajny w takich momentach ba�agan. Najpierw wysz�o na jaw, i� nie wiadomo w�a�ciwie, kto ma pierwszy l�dowa�. Ka�dy z komendant�w uwa�a�, �e to on � on i nikt inny. Na Ziemi nie przygotowano szczeg�owego scenariusza, pozostawiaj�c sprawy fina�u w gestii komandora. Ten waha� si� bardzo d�ugo. Wreszcie zdecydowa�, �e najpierw wyl�duje rakieta zwiadowcza z jednym wozem badawczym i jednym operatorem. Spowodowa�o to jeszcze wi�ksze zamieszanie; ka�dy z operator�w chcia� by� w�a�nie tym pierwszym, a by�o nas dwustu kilkunastu. No i wypad�o na mnie! Z�o�liwi twierdzili, �e to ze wzgl�du na c�rk� komendanta, kt�ra podkochiwa�a si� we mnie. By�a to ohydna potwarz. Zosta�em wyznaczony, bo by�em najlepszy. Dla mnie nie ulega�o to w�tpliwo�ci. Ludzie s� zawistni.Wyl�dowa�em bez k�opot�w. Rakieta by�a niewielka, na pok�adzie znajdowa�y si� tylko dwie koje i magazyn z wozem badawczym. Ten w�z by� w�a�nie przyczyn� wszystkich nast�pnych problem�w.Po wyl�dowaniu przeszed�em do �adowni, by bezpiecznie ukryty w hermetycznej kabinie wozu wyjecha� na otwart� przestrze�, gdy okaza�o si�, �e pojazd, kt�ry mi dano, by� nie tym, kt�ry potrafi� obs�ugiwa�. No, wiecie sami, ta cholerna specjalizacja.Podejrzewa�em, �e to sprawka moich niezr�wnanych koleg�w, kt�rzy w ten spos�b chcieli si� na mnie odegra�. Nie podda�em si� jednak. Wsiad�em do nie znanego mi wozu i postanowi�em wyjecha�. Nie ukrywam, nie by�o to �atwe. Po pierwsze domy�la�em si� tylko, jak uruchamia� pojazd tego typu. Postanowi�em dzia�a� metod� pr�b i b��d�w, naciskaj�c po kolei wszystkie guziki w zasi�gu r�ki. Tak jak by�o do przewidzenia, po uruchomieniu radaru, magnetofonu, �widra oraz automatycznej ga�nicy, kt�ra obla�a mnie od st�p do g��w obrzydliw� mazi�, uda�o mi si� sprawi�, �e silnik w ko�cu zaskoczy�. Nacisn��em na wszelki wypadek jeszcze kilka innych guzik�w i ruszy�em.Planeta by�a pustynna. Na ekranie szcz�liwie dzia�aj�cego monitora kontrolnego a� po horyzont rozci�ga�o si� morze piasku. Przyst�pi�em do wykonywania zadania. Najpierw spr�bowa�em poszuka� analizator�watmosfery. Nie wysz�o, wi�c od�o�ywszy poszukiwania na p�niej, zleci�em automatom pobieranie pr�bek gleby, bo to akurat robi�o si� tak samo, jak w moim wozie. I wtedy nieoczekiwanie przelecia�a nad moj� g�ow� i wy�adowa�a nie opodal jaka� ma�a rakietka. M�wi�em ju�, �e wygl�d nie musia� o niczym �wiadczy�, bo modeli zabrano na wypraw� tysi�ce. Wcale si� wi�c nie zdziwi�em, �e przypomina�a nieco chochl� do zupy.Wida� znowu jaki� nowy model � pomy�la�em � ale przecie� to ja sam mia�em prowadzi� wst�pne badania. Pewnie co� si� tam w g�rze pozmienia�o. Ale nic to, i tak by�em pierwszy. W dolnej cz�ci chochli otworzy� si� w�az. Co� tam hukn�o, zadymi�o i ukaza� si� w�z badawczy, jakiego nigdy jeszcze nie widzia�em. Pami�tam, co przysz�o mi wtedy do g�owy. Zgubi nas ta specjalizacja � pomy�la�em. Rozleg�o si� jakie� brz�czenie. No tak, nie za�o�y�em s�uchawek. Nasun��em he�mofon na g�ow� i us�ysza�em kaskad� nieartyku�owanych d�wi�k�w, szum�w i szmer�w. Wida� nie nastroi�em radia. Zn�w wzi��em si� do manipulacji guzikami i przyciskami, by wreszcie po przekr�ceniu ga�ki z liter� �T" us�ysze�:� To �obuzy! Podmienili... ej, ty tam, sk�d si� tu wzi��e�?To pytanie skierowano chyba do mnie. Odpowiedzia�em wi�c grzecznie:� Niech ci� cholera we�mie. To ja powinienem zapyta�, sk�d ty si� tutaj wzi��e�!� Dobra, niewa�ne, wida� uznali, �e we dw�ch b�dzie nami ra�niej. Ale te �obuzy podmieni�y mi pojazd.W og�le nie wiem, jak si� tym pos�ugiwa�.� Ze mn� to samo, mo�e to jaki� spisek � odpowiedzia�em uradowany, �e nie tylko ja mam problemy.� E tam, zaraz spisek, zazdroszcz�, po prostu.� To co robimy?� To, co mieli�my robi�. Badamy.Zabrali�my si� do roboty. Dialog nam si� urwa� na d�u�sz� chwil�. Znalaz�em wreszcie analizator atmosfery � CO2 , N, H i co� jeszcze, co� nieznanego, co nie mia�o znaczenia, bo oddycha� tym i tak nie by�o mo�na.Nagle us�ysza�em jego g�os:� Masz analiz� atmosfery?� Mam.� To mi przeka�, bo ja si� w tym nie mog� po�apa�. Przekaza�em mu wszystko, jak najdok�adniej umia�em. Chwil� rejestrowa� te dane, a potem zn�w us�ysza�em w s�uchawkach jego g�os:� No to co, wychodzimy?� Bez skafandr�w? � zapyta�em zdziwiony.� Jak chcesz.� Ty chyba chory jeste�, ja bez skafandra nie wychodz�, �ycie mi mi�e.� Jak chcesz.Nasun��em he�m, wy��czy�em obieg tlenu w kabinie i otworzy�em w�az. Po chwili sta�em na rozgrzanym piasku planety. Tamten te� otworzy� w�az.Przez otw�r wype�z�a ob�a, galaretowata masa z tysi�cem macek. Stoczy�a si� na piasek i znieruchomia�a. Stali�my tak naprzeciwko siebie dobre kilka minut. Nie mog�em zrozumie�, co si� dzieje. Gdy wreszcie poj��em, zasch�o mi w gardle i zbarania�em. Powoli jednak w mojej g�owie odblokowa�y si� jakie� zastawki i wprawn� r�k� na piasku zacz��em rysowa� tr�jk�t i przylegaj�ce do niego kwadraty. Tego uczono nas w szkole. Od tego mia� si� rozpoczyna� kontakt z obc� cywilizacj�.Odsun��em si�, wskoczy�em do pojazdu i odjecha�em kilka metr�w. Tamten wsiad� do swojego i podjecha� zobaczy�, co ja narysowa�em. Medytowa� nad tym okropnie d�ugo, a� wreszcie wysiad� i te� co� narysowa�. Z kolei ja obejrza�em jego dzie�o, ale nie mog�em si� z paru � nieregularnych rz�d�w kresek niczego domy�li�.Nieco niepewnie zapyta�em przez radio:� Ej, ty, co to ma znaczy�? Co narysowa�e�? Chwil� milcza�.� A to, co ty narysowa�e�, to co to by�o? � odpowiedzia� pytaniem. Postanowi�em by� szczery.� A bo ja ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony