9.Zemsta, AA-Moje opowiadania dla dorosłych

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

                                  Zemsta

  

   Jacek skradał się  po cichu jak złodziej. Było  ciemno, ale on znał tu każdy kawałek muru, każdą cegłę, każdy załom domu. Stawiał bezszelestnie kroki dotykając rękoma chropowatej ściany i centymetr po centymetrze przybliżał się do zamkniętych drzwi. Nagle na ganku zaświeciła się lampa. Jacek odskoczył szybko by ukryć się w cieniu rosnącej przed domem jabłonki. Musi zachować większą ostrożność. Jego plan może nie wypalić, jeśli zostanie zbyt wcześnie  rozpoznany. Serce załomotało mu z wrażenia gdy minuta po minucie zaczął odtwarzać w myślach  przez siebie ukartowany scenariusz. Spuszczone okienne rolety nie przepuszczały nawet światła. Ale dziwnie zapachniało kakaem, bułkami, szczypiorkiem. Domowe jedzenie. W poprawczaku nigdy nie czuł zapachów i żadna szynka nie potrafiła zastąpić smalcu i kiszonego ogórka. Ale nie dla tego domowego  jedzenia  stamtąd uciekł. Nie dla kakao, ani dla smalcu od kilku miesięcy opracowywał ten wypad. Już jakiś czas temu zrobił sobie pod podłogowymi deskami skrytkę, do której schował  przemycony ze stołówki nóż. Przez ostatni czas zachowywał się bez zarzutu, więc wychowawca poluzował mu nieco, nie pilnował go tak jak na początku pobytu. Nawet w nagrodę dał mu przepustkę na godzinny spacer po mieście. Nie mógł, więc Jacek nie wykorzystać tej szansy. Nie mógł nie zjawić się dziś pod  domem  z nadzieją zemsty. Tym słodszej, ze sprawiedliwej. Bo tego co mu ojciec zrobił wybaczyć się nie da.

Jacek zacisnął rękę na uchwycie noża ukrytego w kiszeniu bluzy. Był już blisko celu. Nacisnął lekko klamkę. Drzwi puściły z delikatnym, prawie niesłyszalnym chrzęstem. Jacek zajrzał przez szparę i oniemiał z wrażenia. Ojciec klęczał przed obrazem Matki Bożej  z różańcem w ręku. Jego wargi poruszały się rytmicznie w cichym szepcie. Był  skupiony i zapatrzony w oblicze Maryi, jakby widział ją naprawdę. Matki nie było. Pewnie w drugim pokoju usypiała Patryka. Jacek uśmiechnął tkliwie. Matkę i Małego oszczędzi. Chociaż matka też nie była bez winy. Choćby dlatego że nie stanęła w jego obronie. Ale tylko wtedy. Bo wcześniej ustępowała mu w najdrobniejszych sprawach. Od dzieciństwa wymuszał na niej płaczem i histerią kupno zabawek, później komputerowych gier, rolek, roweru, skutera. Miał kieszonkowe większe niż inni koledzy. Dlatego garnęli się do niego, gdy zaczął popijać, biegać na dyskoteki, wszczynać osiedlowe burdy. Rajcowały go pijackie rozróby i autorytet jakim się cieszył wśród swoich. Tego go nauczyła matka. Teraz dziwi się, że Jacek umie walczyć o swoje, że ma posłuch i tę zawziętość, której mu koledzy zazdrościli. Nikt nie mógł stanąć mu na drodze do spełniania pragnień, nawet ona.

- Oddaj!- namawiała go matka, gdy przychodził ze skargami z przedszkola.

- Nie daj się! – buntowała, gdy z płaczem relacjonował jej jak to Paweł, Jurek czy Mateusz zaczepiali go na przerwach w szkole, przezywali go od mazgajów i maminsynków. Któregoś razu zareagował. Skopał wtedy Maćka. Wpadł w furię, w amok jakiś, gdy kolega popchnął go na schodach. Maciek zaklinał się później, że to niechcący, że taki napór innych dzieci był. Ale Jacek i tak mu nie wierzył. Zresztą matka w domu go pochwaliła.

- Nareszcie zmądrzałeś synku – cieszyła się, mimo że przed nauczycielką robiła skruszoną minę. Później dołożył Antkowi, gdy ten pociągnął go za rękaw. Witkowi, gdy przestawił mu plecak na inne miejsce. Nagle scysje z kolegami posypały się jedna za drugą. Matka conajmniej raz w tygodniu biegała do szkoły, tłumaczyła go, przepraszała, zapewniała, że złe zachowanie syna już się więcej nie powtórzy. Ale w domu ze wzmożoną czułością okazywała mu jak bardzo jest z niego dumna. Kiedyś ojciec próbował zareagować, porozmawiać z Jackiem dość surowo. Odepchnęła go wtedy od syna, zezłościła się.

- Niedorajdę chcesz z niego zrobić, takiego samego nieudacznika jak ty? Żeby inni chodzili mu po głowie. Żeby się śmieli z niego jak z ciebie? – syczała  słowami pełnymi nienawiści. Więc przestał się wtrącać do wychowania Jacka. Odsunął się od wszystkich rodzinnych problemów.  Wpatrywał się milcząco w ekran telewizora albo wsuwał nos w gazetę.   Jacek spoglądał na niego ze wstydem. Taka ciapa, taki życiowy popapraniec, co to w życiu nic nie osiągnął, niczego się nie dorobił i niczego  nie miał. Nawet żona się od niego odwróciła. Od tego czasu matka przestała się do ojca odzywać. Jakby w domu obok siebie dwie obce osoby były.

Dopiero, kiedy Jacek podniósł rękę na matkę, gdy ją uderzył tak, że krew pociekła jej z nosa, ojciec nie wytrzymał. Może zrozumiał, że to już nie było „niewinne” synowskie potrząsanie, wyzwiska i domaganie się pieniędzy pijackim bełkotem. Matka zdumiona była i jednocześnie przerażona takim zachowaniem syna. Była kobietą, była jego matką, najbliższą osobą na świecie a on tak…

Ojciec się wtedy wściekł. Chwycił za telefon. Zadzwonił na Pogotowie, na Policję. Tego Jacek nie mógł mu wybaczyć. Przez niego znalazł się w poprawczaku. Własny ojciec zabrał mu z życiorysu całe okrągłe dwa lata.   Musi teraz za to zapłacić.

Jacek wsunął jedną nogę za próg. Poczuł jak po czole, twarzy spływają mu nagle krople potu.  Dłoń na uchwycie noża też zrobiła się mokra. Żeby mu się tylko ten nóż nie wysunął z ręki. Żeby tylko dobrze zadać cios.

- Boże mój –  usłyszał głośniejsze westchnienie ojca - miej wzgląd na mojego syna Jacka  To dobry chłopak, tylko się strasznie pogubił. Bardzo go kocham.  Pozwól mu zrozumieć. Pozwól naprawić zło jakie wyrządził  innym.  Ty wiesz, jak bardzo go kocham. Mnie zabierz do siebie a jego ratuj. Ratuj go i ty Maryjo. Błagam!

Plecy ojca wstrząsnęło łkanie. Łzy przeciekały mu przez palce przyciśnięte do twarzy.

Jacek wpatrzył się w tę scenkę z dziwnym drżenie w sercu. Gdy był w domu, jeszcze przed poprawczakiem denerwowała go modlitwa ojca, to poranne i wieczorne jego klękanie przed świętym obrazem. Potykał się wtedy o ojca nogi, psioczył, wykrzykiwał wulgarne wyrazy. Spokojna twarz ojca wyprowadzała go z równowagi. Teraz, gdy usłyszał tę ojcową prośbę dziwnie miękko zrobiło mu się na sercu. Przyjrzał się ojcu uważniej. Stary się bardzo zmienił, na czole pojawiły mu się zmarszczki, włosy posiwiały, kąciki ust opadły. Jacek poczuł jakby w sercu topił mu się kawałek lodu. Ojciec modlił się za niego. Pewnie przez wszystkie wieczory gdy on  tam myślał o zemście, o zabijaniu, on wyciągał z kieszeni różaniec i szeptał zdrowaśki. Oparł czoło o drzwi. Jęknął jakby ktoś i jemu zadał bolesną ranę. Nie, nie może płakać. Nie może ujawnić swojego tu przybycia. Wycofał się więc za próg mieszkania  delikatnie zamykając za sobą   drzwi a potem pobiegł w swoich trampkach z powrotem przez puste ulice swojego miasta..

  

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony