9024, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dymitr BilenkinStworzony, by m�c lata�Tutaj, w�r�d stert metalowego z�omu, by�o tak ciemno i cicho, �e mo�na si� by�o poczu� nieswojo. Pojazdy, kt�re niegdy� z hukiem startowa�y, przemierza�y kosmiczne przestworza, roz�arza�y kamienie dalekich planet, obecnie bezg�o�nie z�era�a rdza. Stercz�ce zewsz�d belki to kad�uby dawno przeznaczonych na z�om statk�w kosmicznych. Jeszcze wy�ej, pod gwia�dzistym sklepieniem. Widnia�y kopu�y prom�w desantowych oraz pochylone baszty mezonator�w. Pachnia�o kurzem i rdz�, czasem, kt�ry zatrzyma� sw�j bieg.Noga o co� zawadzi�a i ch�opiec odskoczy� na bok. Natychmiast z kupy �elastwa na gi�tkim przegubie wysun�o si� lekko po�yskuj�ce oko jakiego� kibera. I zgodnie z niegdy� zaprogramowanym poleceniem zacz�o gapi� si� na ch�opca.- Precz! - cicho powiedzia� tamten. - Ulotnij si� w tej chwili...Oko ani my�la�o si� ulatnia�. Wykonywa�o to, co nale�a�o do jego obowi�zk�w, co czyni�o na wszystkich planetach: bada�o nieznany obiekt i przekazywa�o dane o tym, co widzi, do swego, by� mo�e od dawna ju� nie istniej�cego m�zgu.P�ycie. Wszystko to by�o p�yciem. Kwantowym, elektronicznym, zapomnianym, tl�cym si� niczym ogie� w popiele.Ch�opiec nie bardzo rozumia�, co go tutaj sprowadzi�o. Ka�da zdezelowana konstrukcja techniczna nieodparcie przyci�ga ch�opc�w. A co dopiero - kosmiczna!...Ale nie wyja�nia�o to, dlaczego przyszed� tu w nocy. I dlaczego nie zapali� latarki, kt�r� trzyma� w r�ku.O miejscu tym kr��y�y w�r�d ch�opc�w przer�ne s�uchy...Przej�cie zagradza�y popsute kleszcze manipulatora. Ch�opiec przecisn�� si�, zrobi� krok do przodu i zlodowacia� z przera�enia:w �lepym zau�ku r�wno, tajemniczo i jasno pali�a si� ogromna �wieca.Z ca�ych si� zacisn�� powieki. Serce w�ciekle ko�ata�o gdzie� a� pod gard�em a ca�e cia�o ogarnia�a omdlewaj�ca s�abo��.Walcz�c ze strachem otworzy� nieco powieki. I omal nie krzykn��, gdy ujrza� czarny ogarek i okr�g�y, nieruchomy j�zyczek p�omienia.Nowa fala strachu nie trwa�a jednak d�ugo. A kiedy ch�opiec och�on�� i uwa�niej przyjrza� si� ��wiecy�, odczu� wielk� ulg�, chocia� wstyd mu by�o do �ez. �e te� m�g� si� tak pomyli�! Do zau�ka zagl�da� po prostu ksi�yc w pe�ni, a jego pomara�czowa tarcza zatrzyma�a si� przypadkiem niczym na jakiej� podstawce, na stercz�cej z ziemi belce, tworz�c z�udzenie tajemniczo pal�cej si� �wiecy.Jakby mszcz�c si� za poni�aj�c� chwil� strachu ch�opiec chwyci� do r�k spory kawa� �elaza i ze z�o�ci� cisn�� w oboj�tnie �wiec�c� tarcz�. Znikn�� w ciemno�ci i z �oskotem uderzy� o jaki� metalowy przedmiot. �oskot podchwyci�o echo. Teraz nie by�o ju� �adnych z�udze�. By�o to cmentarzysko, ogromne, zachwycaj�ce, zagadkowe w nocy, a jednak zwyczajne cmentarzysko starych statk�w i maszyn.Ch�opiec zapali� latark� i ju� zupe�nie uspokojony wodzi� �wiat�em po ziemi, gdzie w�r�d zaschni�tego b�ota poniewiera�y si� od�amki porozbijanych przyrz�d�w i r�ne dziwne przedmioty. By�y na tyle intryguj�ce, �e trudno by�o powstrzyma� si�, by nie zatrzyma� czego� dla siebie. Wkr�tce kieszenie ch�opca by�y wypchane i ci�kie.Ale czy to by�o celem jego nocnej wyprawy?Omija� jedn� stert� �elastwa po drugiej, ale nie dzia�o si� nic nadzwyczajnego. Nic takiego, o czym mo�na by p�niej opowiedzie� kolegom. Nie opowie przecie� o tym, jak si� przestraszy� ksi�yca. Albo jak natkn�� si� na czynne oko kibera. Wielkie rzeczy - kiber!...W oddali ch�opiec zobaczy� s�aby b�ysk jakby zmatowia�ego lustra. By�a to ka�u�a z ciemnym p�ynem. Na wszelki wypadek dotkn�� bransolety miernika promieniowania. Oczywi�cie, �e przed z�omowaniem radioaktywne paliwo wypompowywano z silnik�w. Ale istnieje przecie� promieniowanie indukowane i kt�ry� z obwod�w ch�odzenia m�g� okaza� si� nieszczelny. Miernik promieniowania, mimo �e by� w zupe�nym porz�dku, nie przekazywa� sygna�u alarmowego - a wi�c rozlany by� smar albo co� w tym rodzaju.Szkoda! Z kilkunastu uszkodzonych statk�w da�oby si� chyba zmontowa� jeden sprawny, i cho� pilotowanie przed uko�czeniem szesnastego roku �ycia jest zabronione, niemniej troszeczk�, tak, �eby nikt tego nie widzia�, cho�by na luzie... Ale bez paliwa niepodobna o tym nawet marzy�. Zreszt�, przed z�omowaniem w�azy do statk�w szczelnie zamykano.Ch�opiec podni�s� latark� do g�ry. Promie� za�amywa� si� na nier�wno�ciach, wy�awia� z ciemno�ci sferyczne powierzchnie, segmenty, pokryte �usk� zgorzeliny, zgniecione o�ebrowania, poszarpane po��czenia podp�r, k��by kabli, a mo�e powyginanych anten. W�r�d dziwacznych cieni pob�yskiwa�y kryszta�y jakich� czujnik�w. Czasem mo�na by�o przeczyta� na wp� starte, jakby wypalone nazwy dawnych statk�w i prom�w kosmicznych: �Astragal�, �Niezwyci�ony�, �Tycho de Brahe�, �Medytator�. Wszystko to by�o z�omem, czekaj�cym na przetopienie.W kolejnym �lepym zau�ku ch�opiec odkry� osiad�� na stercie powyginanych metalowych element�w smuk�� wie�� mezonatora. Statek wysun�wszy podpory utrzymywa� si� na swym chwiejnym postumencie i wygl�da� na ca�kiem sprawny. Nie by�o w tym zreszt� nic dziwnego: na z�omowisko trafia�y nie tylko popsute maszyny, ale r�wnie� po prostu przestarza�e.Ch�opiec obszed� mezonator, obrzucaj�c go wzrokiem pe�nym mieszanych uczu� szacunku i lito�ci: przecie� to staruszek, dzi� takie statki ju� nie lataj�.Nagle ch�opiec drgn�� i omal nie wypu�ci� z r�k latarki. Bez �adnego powodu otworzy�a si� pokrywa w�azu. Niczym na skini�cie czarodziejskiej r�d�ki poszybowa�a w d� winda. Z otwartymi ze zdziwienia ustami obserwowa� te dziwne wydarzenia i przez chwil� wyda�o mu si�, �e zwa�y zardzewia�ego sprz�tu s� w rzeczywisto�ci bastionami zaczarowanego zamku, gdzie wszystko tylko udaje, �e �pi...Ale ch�opak zrozumia� od razu, �e w tym, co si� tu sta�o, nie ma nic niezwyk�ego. Przecie� nie mia�o sensu wy��czanie wszystkich obwod�w homeostatycznych. I kt�re� z urz�dze� statku zadzia�a�o na zasadzie refleksu. Mo�e zareagowa�o na promyk latarki, a mo�e na sam� obecno�� cz�owieka. Skomplikowany i dziwny refleks, ale kt� zrozumie te na wp� �ywe stwory.Winda dotkn�a grudy �elastwa na dole i zamar�a. Nie warto by�o si� d�ugo zastanawia�, wi�c ch�opiec niczym jaszczurka prze�lizn�� si� mi�dzy ogromnymi od�amkami metalu. W wyobra�ni widzia�, jak ch�opcy wszystkich minionych wiek�w, tacy jak on niestrudzeni poszukiwacze, gratuluj� mu tego odwa�nego czynu.Winda, gdy tylko przysiad� na fotelu, z lekkim buczeniem pomkn�a w g�r�. Przed w�azem twarz owia� podmuch nocnego wiatru. Ksi�yc, w trakcie gdy ch�opiec rozgl�da� si� po z�omowisku i zbiera� �elastwo, wzni�s� si� ju� na dobre i nabra� jasnych kolor�w. Teraz jego �wiat�o srebrzy�o wierzcho�ki wzg�rz, kt�re wygl�da�y niczym strome w�wozy lodowc�w. Widok by� tak pi�kny, �e ch�opcu dech zapiera�o.Tak, w nocy wygl�da�o tu zupe�nie inaczej ni� za dnia!W �luzie, gdy tylko tam wszed�, zapali�o si� �wiat�o. �Nale�y przeprowadzi� dezynfekcj� - dumnie o�wiadczy� ch�opiec. - A nu� jestem z innej planety.�Odpowiedzi nie by�o. Ch�opiec dotkn�� wewn�trznej przegrody, kt�ra rozwar�a si� i przepu�ci�a go.Korytarz by� pusty i cichy. Nie wiedzie� czemu ch�opiec wspi�� si� na palce i wstrzyma� oddech. Przem�g� niepok�j i ruszy� wzd�u� drzwi, na kt�rych zachowa�y si� jeszcze tabliczki z nazwiskami cz�onk�w za�ogi. Przeszed� obok komory, w kt�rej powinny by�y si� znajdowa� skafandry. Le�a�y tam do tej pory - zapewne r�wnie przestarza�e jak ca�y statek. W spektrolitowym p�cherzu he�mu odbi�a si� zniekszta�cona twarz ch�opca. Przecie� to ca�y maj�tek! Ale nie to teraz zaprz�ta�o jego uwag�. Pewnym krokiem, czuj�c si� ju� gospodarzem, wchodzi� po spiralnych schodach do g�ry.Kabina sterowa, tu gdzie� powinna by� kabina sterowa. Ch�opiec doskonale orientowa� si� w rozplanowaniu statk�w kosmicznych i nie traci� czasu na poszukiwania. Drzwi kabiny sterowej otworzy� bez trudu.Wszed� do �rodka i zaj�� fotel kapitana. Pod sufitem umieszczone by�y trzy lampy, ale pali�a si� tylko jedna. Szkie�ka przyrz�d�w pokryte by�y warstw� kurzu. Na najbli�szej szybce nakre�li� swoje imi�: Kiry�. Pulpit z niezliczonym mn�stwem klawiszy, prze��cznik�w, regulator�w, skal, optycznych oczek z paj�czyn� mnemowykres�w - z trudem mo�na by�o ogarn�� wzrokiem. Ch�opiec oczekiwa�, �e naraz przyrz�dy o�yj�, jak o�y�a winda, jak o�y�o �wiat�o, ale wszystko pozostawa�o martwe. Cud by� wyra�nie nie doprowadzony do ko�ca.Zwleka� jeszcze chwil� - a nu�? Potem odszuka� w�a�ciwy guzik, nacisn�� go, nie spodziewaj�c si� ju� w�a�ciwie niczego. Tymczasem na pulpicie zapali� si� napis: �Do operacji got�w�.Wi�c jednak cud nast�pi�! Ch�opiec westchn��, usiad� wygodniej w fotelu i kolejno w��czy� poszczeg�lne sekcje. Niebawem �wiate�ka pokry�y pulpit niczym noworoczn� choink�.Trzeba by�o na tym poprzesta�, nie kontynuowa� tej zabawy. Los i tak by� �askawy, a dalsze czynno�ci - ch�opiec wiedzia� o tym - mog�y przynie�� jedynie rozczarowanie.Ale nie potrafi� ju� si� powstrzyma�. Kto by si� zreszt� powstrzyma� na jego miejscu? I oto ostatni klawisz zosta� r�wnie� wci�ni�ty. Matowa szybka rozb�ys�a bezlitosnym napisem: �Brak paliwa�.Ot� to! Szcz�cie nigdy nie bywa ca�kowite.Przez chwil� ch�opiec w przygn�bieniu spogl�da� na pulpit. Cia�o jego dos�ownie ton�o w wielkim fotelu kapitana.- Wydaj� rozkaz! - krzykn�� cienkim g�osem. - Rozkazuj�; owersan do Saturna! Nawigatorze: wykona� obliczenia!Na o�lep wybiera� liczby kodu. Po chwili, przypomniawszy sobie, pod��czy� do oblicze� m�zg cybernetyczny.- Fa�szywe dane wyj�ciowe - rozleg� si� g�os.Serce ch�opca zadr�a�o, nie wzi�� pod uwag�, �e m�zg statku kosmicznego jest jeszcze sprawny. Zmiesza� go nieoczekiwany g�os rozbrzmiewaj�cy w pustych k�tach kabiny pil... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony