9033, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krzysztof Boru�Wied�maNa ulicy by�o cicho i spokojnie. Po dniu pe�nym nerwowego napi�cia pot�gowanego lawin� przedziwnych zdarze�, odczuwa�em gwa�town� potrzeb� odpr�enia. Co prawda wyj�cie bez po�egnania si�, cho�by tylko z gospodarzami, by�o krokiem nietaktownym i g�upim, gdy� wygl�da� mog�o na ucieczk� i przyznanie si� do winy, nie m�wi�c ju� o tym, �e nie rozwi�zywa�o �adnego z moich problem�w.Ale w tej chwili by�em wdzi�czny Chocho�owskiej, �e wzi�a inicjatyw� w swoje r�ce. Tote� raczej z ch�ci dokonania jakiego� samouspakajaj�cego gestu, ni� z rzeczywistym zamiarem powrotu, zatrzyma�em si� w bramie i powiedzia�em:- Chyba si� jednak wr�c�... Powinienem podzi�kowa� Rawikom...- Wykluczone! - uci�a kategorycznym tonem. - B�d� ci� m�czy� g�upimi pytaniami, przes�uchiwa�... Oni przecie� �widzieli� jak zdrapywa�e� t� emulsj�. Oni my�l�, �e k�amiesz. Oni ci nie wierz�, oni nie chc� wierzy�, �e to �my�lak� albo �kamarupa�, bo to im nie pasuje do ich ignoranckich teorii.- Kto to s� te �my�laki� i �kamarupy�?- �My�lak� to tw�r medium, materializacja jego my�li. Istota powo�ana do �ycia si�� wyobra�ni, je�li przyj��, �e my�li i wyobra�enia to jedno.- Jak ten Arab co�my go widzieli w czasie seansu?- Tak. Z tym, �e �my�laki� mog� osi�ga� znacznie doskonalsz� form�. Albo te� prostsz� i prymitywn�. Ka�dy zreszt� cz�owiek mo�e je tworzy�, tyle �e u medi�w �atwiej si� materializuj�. Ka�da bowiem my�l d��y do zrealizowania si�, a energia �yciowa �my�laka� zale�y od si�y i precyzji my�li. W ten spos�b �my�lak� mo�e by� obdarzony materi� nie tylko astraln� i eteryczn�, ale i fizyczn�. Bardzo wa�n� rol� odgrywa tu si�a uczu�, nami�tno�ci i ��dz, cz�sto ni�szego rz�du. Bo przecie�, jak wiadomo, si�a wyobra�ni zale�y od si�y uczu�.- A �kamarupa�?- To zupe�nie co� innego. Osobowo�� pozbawiona ziemskiej pow�oki. Cia�o eteryczne i astralne cz�owieka zmar�ego, utrzymuj�ce si� przez pewien czas po �mierci w postaci niedoskona�ej.- Po �mierci?- Chod� ju�. Wszystko ci wyt�umacz� w domu! - ponagli�a Chocho�owska, bior�c mnie pod rami�.- W jakim domu?- Jedziemy do mnie. Zjemy sami kolacj�, porozmawiamy spokojnie...- Powinienem jednak powiedzie� co� Rawikom. Mog� mnie szuka�.- Zadzwonisz do nich ode mnie. A pogada� musimy. Jest o czym, Przede wszystkim o tym, co ty widzia�e�. Bo to, co wyczynia� pan J�zio to nic nowego. Twoja medialno�� jest wy�szego rz�du. Tw�j �budhi manas� jest chyba obdarzony panestezj�. Widzisz i czujesz to czego inni nie widz� i nie czuj�. To co� wi�cej ni� psychokineza pana J�zia.- Doktor Walewski podejrzewa pana J�zefa o oszuka�cze sztuczki.- Walewski nie zna si� na okultyzmie. Go�dzikiewicz to dobre medium o wysokim stopniu medialno�ci, rozwini�tym astrosomie i bogatych przejawach ideoplastii. Ale takie media materializacyjne znane s� od ponad stu lat. Z tob� to zupe�nie co innego. Ja naprawd� widzia�am, jak emulsja schodzi�a sama. To znaczy tak, jakby j� kto� paznokciami zdrapywa�, ale tego cz�owieka, a raczej niecz�owieka, kt�ry zdrapywa�, nie by�o wida�. By� dla wszystkich niewidzialny. A ty widzia�e�! I dlatego musimy doj��, co to by�o naprawd� - przekonywa�a mnie, coraz bardziej przej�ta w�asnymi s�owami.Mieszkanie Chocho�owskiej znajdowa�o si� na dziewi�tym pi�trze. By�a to kawalerka z kuchenk� we wn�ce, �azienk� i przedpokojem. Obszerny pok�j pozbawiony by� prawie zupe�nie mebli. Niemal ca�� pod�og� przykrywa� czerwony dywan - w�ochacz si�gaj�cy a� na gruby materac piankowy do spania, roz�o�ony pod �cian�. Na �rodku pokoju sta� niski okr�g�y stolik, a obok niego trzy pufy. Przy drzwiach do przedpokoju - w�ski pojedynczy rega�, na kt�rym upchano wi�cej przedziwnych - g��wnie dalekowschodnich i po�udniowoameryka�skich - staroci ni� ksi��ek. Jakie� fantastycznie powykr�cane korzenie, zasuszone kwiaty i owoce, rze�bione szkatu�ki i plastykowe pude�ka, amulety, totemy, minera�y, a nawet - wystaj�ca z jakiej� metalowej miski zmumifikowana d�o� ludzka lub mo�e jej zr�czna imitacja.W przeciwleg�ym k�cie przy oknie dostrzeg�em niewielki o�tarzyk z pos��kiem Siwy w�r�d doniczkowych kwiat�w. Na �cianie rozwieszone by�y maty i kilimy, a tak�e afryka�skie czy po�udniowoameryka�skie maski i akcesoria rytualne, prawdopodobnie w wi�kszo�ci imitacje. Obok tego kolorowe zdj�cia Chocho�owskiej w sari, oraz jakich� guru i szaman�w. Do drzwi przypi�ty by� zwyk�y turystyczny plakat reklamuj�cy Tajlandi�.- By�a pani w Indiach? - zapyta�em, przygl�daj�c si� zdj�ciu gospodyni.- W dw�ch poprzednich wcieleniach - odpowiedzia�a Chocho�owska z tak� powag�, �e zacz��em si� zastanawia�, czy nie kpi ze mnie.- A wi�c nie�le pozna�a pani ten kraj - powiedzia�em p� �artem.- Urodzi�am si� tam i umar�am.Wyra�nie czeka�a na dalsze pytania dotycz�ce jej reinkarnacyjnych dziej�w, ale nie podj��em tematu. Dostrzeg�em telefon na dywanie obok materaca.- Pani pozwoli, �e zatelefonuj�. - Wyj��em z kieszeni kartk� z numerem mecenasa Kamasy.- M�w mi Ewa... A tobie jak na imi�?- Adam.- Wspaniale: Adam i Ewa... Chcesz dzwoni� do Rawika czy do Kamasy?- Najpierw do Kamasy.- Daj, ja zadzwoni�!Chwyci�a kartk� z numerem telefonu i rzuci�a si� swobodnie na materac. Le��c na brzuchu wzi�a s�uchawk� i wykr�ci�a numer. Jej ruchy i poza bardziej pasowa�y do nastolatki ni� czterdziesto paroletniej kobiety.- Czy mog� prosi� do telefonu pana Bronis�awa? - powiedzia�a do s�uchawki. - Tu Ewa Chocho�owska...Odpowiedzia� jej jaki� g�os kobiecy.- Kochana! Nie mo�e go pani obudzi�? - zapyta�a okultystka przymilnie. - Rozumiem... Niech mu pani powie, �e mam mu mas� bardzo ciekawych rzeczy do opowiedzenia. wprost rewelacyjnych... Urz�dzili�my seans z panem J�ziem... Arcyciekawe do�wiadczenie. I nie tylko z nim... Opowiem pani tylko jedno zdarzenie... Rozumiem... Zadzwoni� jutro rano... Dobrze, po po�udniu. I jeszcze, jedno: jest tu u utnie pan in�ynier Szarek. Przyjecha� specjalnie do �odzi, aby si� zobaczy� z mecenasem... chyba tak. Chodzi o k�opoty prawne:.. Chcia�by zasi�gn�� rady...- Z polecenia Ba�ki Niewi�skiej - podpowiedzia�em pospiesznie.- Z polecenia Ba�ki Niewi�skiej - powt�rzy�a Chocho�owska. Dzwoni�a?... Bardzo szkoda... Dzi�kuj�. B�dziemy jutro o dziewi�tej... Dobranoc pani!Od�o�y�a s�uchawk� na wide�ki i nie podnosz�c si� z materaca, o�wiadczy�a:- Jutro rano mamy by� u mecenasa. To stare babsko twierdzi, �e jest zm�czony i �pi. Ale jej nie wierz�. To taka �ona cerber. Aha! Ta twoja Ba�ka dzwoni�a ju� do Kamasy, ale go nie zasta�a. Co to za Ba�ka.?- Kole�anka z pracy.- Hm! - mrukn�a znacz�co Chocho�owska. - Masz sporo tych kole�anek. A ta Ba�ka to jaka� dobra znajoma... Kamasy?- Bardzo dobra.- Mia�e� dzwoni� do Rawika - zmieni�a temat. - I odwo�a� jak�� rozmow� mi�dzymiastow�. Je�li to co� wa�nego, mo�esz przerzuci� na m�j telefon albo spr�bowa� przez numer kierunkowy. O tej godzinie �atwiej.- Musz� si� dowiedzie� czego chcia�a ode mnie doktor Szycka. To mo�e by� dla mnie bardzo wa�ne.- Dzwo�. M�j numer masz przy telefonie.Kierunkowy na central� piotrkowsk� wysiada� na �czw�rce�. Na szcz�cie numer ��dzkiej mi�dzymiastowej by� wolny i szybko mi si� uda�o za�atwi� przerzucenie zam�wienia na aparat Chocho�owskiej.- A teraz do Rawika! - ponagli�a Chocho�owska, gdy po�o�y�em s�uchawk�. - Zapytaj o ten negatyw. Jestem bardzo ciekawa czy co� zosta�o.Odczu�em przyp�yw niepokoju. Perspektywa rozmowy z docentem, a mo�e i ze Stasi�skim nie by�a dla mnie najprzyjemniejsza. Zn�w zaczn� si� pytania; indagacje...Musia�em mie� bardzo niepewn� min�, bo Chocho�owska zaraz domy�li�a si� o co chodzi i pospieszy�a mi z odsiecz�:- Najlepiej b�dzie jak ja zadzwoni�: Przeprosz� w twoim imieniu. A je�liby spr�bowali co� na ciebie m�wi�, przytr� im nosa. To nie ja si� ich boj�, lecz oni mnie! - dorzuci�a che�pliwie:Si�gn�a po s�uchawk� i zacz�a wykr�ca� numer.- Co im pani o mnie powie? - spyta�em troch� niespokojny.- �adna �pani�! Ewa jestem! A co im powiem, to zakaz us�yszysz.D�u�sz� chwil� nikt nie podnosi� s�uchawki, wreszcie odezwa� si� m�ski g�os, chyba docenta Rawika.- Tu Chocho�owska! Przepraszam, bardzo, �e wysz�am bez po�egnania... - podj�a okultystka. - Nie, nie. Po prostu przypomnia�am sobie, �e maj� do mnie dzwoni� z E�ku o dziesi�tej. Czy jest u pa�stwa in�ynier Szarek? - Mrugn�a do mnie porozumiewawczo. - Nie ma?... Kiedy wyszed�?... Godzin� temu?... No tak. Wyszed� ze mn�, ale mia� wr�ci�... Wiem tylko tyle, �e mia� jak�� wa�n� spraw� do za�atwienia... Mo�e jeszcze przyjdzie albo zadzwoni. A propos: czy da� mu pan numer swego telefonu? To fatalnie... Nie by� zreszt� zupe�nie pewny czy wr�ci i prosi� mnie, �ebym odwo�a�a rozmow� mi�dzymiastow�, zadzwoni�a do pa�stwa i na wszelki wypadek przeprosi�a pana docenta, �e musia� tak nagle wyj��... Nic nie kr�c�! Odwioz�am go na Piotrkowsk�, do jakiego� znajomego... Jasne, �e m�g� czu� si� dotkni�ty insynuacjami Stasi�skiego. Ale do pana, panie docencie, ani do pani Zofii nie mia� z pewno�ci� �adnego �alu... Przeciwnie, m�wi� o panu z pe�nym uznaniem. Gdyby nie ten nieszcz�sny incydent ze Stasi�skim... Co pan powie?... Widzia�a?... Ja te� widzia�am, ale Stasi�ski nie chcia� mi wierzy�... In�ynier ma do mnie te� dzwoni�, to mu przeka��... Oczywi�cie, je�li tylko si� zgodzi, zaraz pana powiadomi�. Dobranoc! I jeszcze raz przepraszam.Od�o�y�a s�uchawk� i za�mia�a si� jadowicie.- Co pani mu naopowiada�a?! - powiedzia�em gniewnie.- Sko�cz wreszcie z t� �pani��! A �e wsadzi�am kij w mrowisko to nie szkodzi. B�d� mieli nauczk�... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony