9037, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Walery Briusow Nie wskrzeszajcie mnieUprzedzono mnie, że działalnoć Instytutu Teurgicznego otoczona jest cisłš tajemnicš, wobec czego zaopatrzyłem się w całš stertę najrozmaitszych listów polecajšcych, i - jak się okazało - postšpiłem bardzo przezornie. W kancelarii instytutu szczegółowo zapoznano się z owymi listami, zanotowano nie tylko moje imię i nazwisko, lecz także obywatelstwo, adres, wiek, zawód i wreszcie zmuszono do podpisania owiadczenia, że utrzymam w sekrecie wszystko, co md pokażš. Gdyby nie proby nader wpływowych osobistoci i moje doć skromne zasługi i wobec nauki, mnie również najprawdopodobniej nie udałoby się przekroczyć progów zagadkowego instytutu, podobnie jak nie udało się to całej armii reporterów, oblegajšcej go już od trzech miesięcy, od chwili, gdy do wiadomoci publicznej przedostały się pierwsze wiadomoci o istnieniu tego niezwykłego przedsięwzięcia.Szef kancelarii instytutu przekazał mnie starszemu asystentowi, który zażšdał, abym przebrał się w płócienny kitel w celu uniknięcia infekcji i zawleczenia jakiej zarazy. Chodziło jednak głównie o to, jak przypuszczam, aby pozbawić mnie notesu i ołówka. Asystent oddał mnie pod opiekę prosektora, prosektor przekazał mnie starszemu wonemu i dopiero ten wony wskazał mi drogę do gabinetu dyrektora. Pod drzwiami jego gabinetu czekałem jeszcze doć długo (w tym czasie chyba zbierano jeszcze jakie dodatkowe informacje na mój temat) i dopiero po tym wszystkim mogłem wkroczyć do sanktuarium najwyższej władzy.Na szczęcie trochę znałem dyrektora, gdyż spotykałem go ma międzynarodowych konferencjach naukowych. Może dlatego, a może wskutek listów polecajšcych dyrektor przyjšł mnie nader uprzejmie i rozpływał się w przeprosinach za kłopoty, których mi przysporzono, ale nie omieszkał przy tym dodać, że owe kłopoty wywołane sš koniecznociš zachowania cisłej tajemnicy i daleko idšcej dyskrecji na temat spraw, które mogłyby zostać niewłaciwie zinterpretowane przez ciemny tłum i przez osoby pozbawione prawdziwie naukowego spojrzenia na wiat. Mówišc tak, dyrektor czynił mi zaszczyt, wyłšczajšc z liczby nieszczęników, niegodnych poznania naukowych tajemnic instytutu. A siebie przy okazji uważał częciowo za kapłana wielkiego misterium, częciowo za za kogo w rodzaju bóstwa, niższego wprawdzie rangš, ale zawszeć to.Dyrektor chciał natychmiast zaczšć mnie oprowadzać po laboratoriach instytutu.- Czy podpisał pan zobowišzanie do zachowania tajemnicy? Bardzo dobrze! Wobec tego chodmy, pokażę panu wszystko, co...- Bardzo pana przepraszam - zaoponowałem - ale najpierw pragnšłbym uzyskać jakie wstępne wyjanienia o charakterze, by tak rzec, teoretycznym...Z twarzy dyrektora nie dało się wyczytać szczególnego entuzjazmu i zadowolenia z takiego przejawu mojej naukowej dociekliwoci.- Przecież zna pan - odparł - w ogólnym zarysie zadania naszego instytutu. Co się za tyczy metod pracy, to niestety nie mam prawa ich ujawniać.- Muszę wyznać, że nawet w ogólnym zarysie zadania instytutu sš dla mnie nader niejasne.- Przecież tyle o tym pisano w gazetach...- Wiem tylko tyle, że instytut zajmuje się wskrzeszaniem zmarłych.Dyrektor skrzywił się z niesmakiem.- Istotnie, ale taka wulgarna interpretacja tego problemu naukowego jest niewystarczajšca do jego zrozumienia.- Sam pan widzi, jak dalece jestem le poinformowany!- Wobec tego zechce pan usišć. Zaraz w kilku słowach wytłumaczę panu istotę odkrycia, największego z odkryć, jakiego kiedykolwiek dokonała wiedza cisła. Chodzi naturalnie nie o wskrzeszanie umarłych, jak piszš niedouczeni reporterzy, lecz o przywracanie działalnoci orodków psychicznych ukształtowanych uprzednio jednostek. To jest zrozumiałe?- Nie bardzo.- Wprawdzie zajmuje się pan innš dziedzinš wiedzy niż my, ale rzecz jasna nie ma potrzeby referować panu współczesnego punktu widzenia nauki na znaczenie orodków psychicznych. Wie pan naturalnie, że czasy starego, prymitywnego materializmu już dawno minęły. O! Ponad wszelkš wštpliwoć nauka pozostała wartociš pozytywnš i takš będzie zawsze, dopóki człowiek nie odstšpi od mylenia zgodnego z prawami logiki! Jestemy pozytywistami w tym sensie, że negujemy wszelkš mistykę i wszelkie zjawiska nadprzyrodzone. Tyle tylko, że granice zjawisk naturalnych sš teraz znacznie szersze niż sto lat temu. Teraz wiemy w sposób pozytywny, że w momencie mierci ciała orodek psychiczny, tworzšcy osobowoć człowieka, nie ulega rozpadowi. Osobowoć, że się tak wyrażę, przeżywa mierć. Proszę zwrócić uwagę na fakt, iż mówię nie o niemiertelnoci duszy, lecz o postbycie osobowoci, stwierdzonym eksperymentalnie...- Zgoda! Ale przecież osobowoć po mierci jest niewidzialna i niewyczuwalna.- Tu się pan myli. W jaki sposób moglibymy ustalić istnienie postbytu osobowoci, gdybymy nie uczynili jej postrzegalnš dla naszych narzšdów zmysłów?- Spirytyzm?- Ach, darujmy sobie te bezsensowne etykietki! Nie spirytyzm, lecz teurgia, metoda naukowo-dowiadczalna, pozwalajšca zespołom psychicznym, będšcym dawniej osobowociami, oddziaływać na elementy materialne czasoprzestrzeni.Długo jeszcze musiałem wycišgać z dyrektora skšpe informacje na temat tego, co nazywał problemem Instytutu Teurgicznego. Wreszcie wydusiłem z niego jedno tylko wyznanie: instytut jakimi szczególnymi, stanowišcymi jego tajemnice metodami zaopatruje w nowš energię orodki psychiczne, będšce niegdy osobowociami, przy czym owe orodki stajš się materialne i otrzymujš wyglšd zewnętrzny istoty żywej - człowieka. Nic więcej nie udało mi się osišgnšć, chociaż uprzejmy dyrektor był niezwykle wymowny, gdy trzeba było wyjanić jakie pojęcie znane ze szkoły.- Najlepiej będzie, jak udamy się wprost do naszego laboratorium - powiedział wreszcie dyrektor, zmęczony widać uchylaniem się od odpowiedzi. - Spójrz i przekonaj się, jak powiedział Chrystus do niewiernego Tomasza.Dyrektor wezwał asystenta i wonego, którzy zaopatrzyli się w pęk kluczy i zaproponowali, abym poszedł z nimi. Usłuchałem, choć zadania instytutu były dla mnie nadal tak samo niejasne, jak w chwili przekraczania jego progu.Przed drzwiami laboratorium dyrektor zatrzymał się i uprzedził mnie:- Orientuje się pan zapewne, że odtworzone osobowoci wymagajš specjalnych warunków do podtrzymywania istnienia. Niezbędna jest atmosfera o wysokim stopniu czystoci i zawartoci gazów promieniotwórczych oraz niektórych innych składników. Proszę się więc nie dziwić, że odtworzeni sš odizolowani od rzeczywistoci zewnętrznej.Skłoniłem się, dajšc tym do zrozumienia, że nie będę się dziwił. W ogóle przyrzekłem sobie niczemu się w instytucie nie dziwić. Wony zadzwonił swoimi kluczami, asystent swoimi: drzwi otworzyły się i weszlimy do rodka.Laboratorium tonęło w absolutnej ciemnoci. Kiedy zapalono wiatło, stwierdziłem, że znajdujemy się w wielkiej podłużnej sali, przypominajšcej do złudzenia salę wystawowš muzeum, panoptikum lub akwarium. Wzdłuż ciany stały ogromne szklane skrzynie czy klatki, a właciwie akwaria, hermetycznie zamknięte ze wszystkich stron. Takich szklanych zbiorników stało w sali dwanacie, po szeć z każdej strony. Dziewięć było próżnych, a trzy pozostałe spowijała jaka ciemna tkanina. Przy każdej klatce stały słupki z mnóstwem guzików, wyłšczników, przełšczników i dwigni oznaczonych cyframi i literami. U góry każdej klatki widniała tabliczka z napisem, niczym w szpitalu nad łóżkiem chorego.- Macie tylko trzech odtworzonych? - zapytałem.- O, to jedynie kwestia rodków materialnych! - wykrzyknšł dyrektor. - Utrzymanie każdego postbytu pochłania kolosalne sumy! Energia elektryczna, rad, sztuczne powietrze - pan rozumie... Budżet instytutu pozwala na posiadanie jednoczenie tylko trzech obiektów dowiadczalnych. Za to stale je zmieniamy.- Jak długo pozostaje u panów jeden obiekt?- Od czterech dni nawet do dwóch tygodni, ale nie dłużej. Dowiadczenia wykazały, że koncentracji odtworzonego nie sposób dłużej utrzymać, gdyż po tym terminie zaczyna się samorzutnie rozpadać. Może winne tu sš nasze jeszcze niezbyt doskonałe metody... W każdym razie obecnie odtwarzamy obiekty na wymieniony przeze mnie okres.- Jest to więc wskrzeszanie krótkoterminowe! - nie zdołałem powstrzymać się od złoliwoci.- Nie używajmy słowa wskrzeszanie - znów skrzywił się dyrektor. - To nie jest przecież termin naukowy! - dodał z wyrzutem i chcšc uniknšć dalszej dyskusji, zaprowadził mnie do klatki nr 1. Ale ja nie rezygnowałem:- Proszę mi wybaczyć moje natręctwo, ale nadal nie bardzo rozumiem. Przecież każdy z odtwarzanych przeżywał różne etapy wiekowe. Nie wiem, jakim cudem - przy słowie cud dyrektor skrzywił się, jakby go rozbolały zęby - ta osobowoć, której nadajecie nowy impuls energii, ponownie się materializuje...- Staje się postrzegalna przestrzennie - poprawił mnie asystent.- Zgoda, staje się postrzegalna przestrzennie. Ale w jakiej postaci? Niemowlęcia? Młodzieńca lub dziewczyny? Dorosłego człowieka lub wreszcie takiego, jakim był w chwili mierci? Jak Deifobos, którego Eneasz widział w Tartarze z obciętymi uszami i nosem?Mylałem, że dyrektor obrazi się na mnie, ale on z wyranym zapałem podchwycił moje słowa:- O tak! To był niezwykle interesujšcy problem! Rozwišzalimy go dopiero dowiadczalnie, chociaż wyniki eksperymentu można było przewidzieć teoretycznie. Wyglšd odtwarzanego jest odzwierciedleniem jego własnych wyobrażeń na swój temat. Dlatego też ów wyglšd odpowiada takiemu momentowi pierwszego istnienia odtwarzan... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony