9044, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiry� Bu�yczowKonsekracjaNasza stacja, tak w gruncie rzeczy obszerna - rury korytarzy, ogromne kule laboratori�w i magazyn�w paliwowych, a�urowe konstrukcje pomost�w grawitacyjnych i pl�tanina lin - ot� nasza stacja wydaje si� pasa�erowi zbli�aj�cego si� statku malutk� zielon� iskierk� na ekranie radiolokatora. A ja przecie� w ci�gu swego trzytygodniowego pobytu nie zd��y�em odwiedzi� wszystkich laboratori�w ani pozna� wszystkich mieszka�c�w stacji.- Profesorze, nie �pi pan?Pozna�em g�os Sylwii Haugh.- Nie. Po prostu my�l�. Zgasi�em �wiat�o, gdy� tak lepiej mi si� my�li.- Czy�by my�lenie wymaga�o specjalnego zachodu? Ja na przyk�ad chodz� i my�l�, jem i my�l�, rozmawiam i my�l�...- Dawniej r�wnie� nie zauwa�a�em, czy akurat my�l�, czy nie i dopiero teraz, po przekroczeniu sze��dziesi�tki, wpad�em na to, i� my�lenie zas�uguje na wyodr�bnienie spo�r�d innych proces�w �yciowych.- �artuje pan, profesorze. A ja tylko chcia�am na pro�b� kapitana przypomnie� panu, �e za p� godziny w��czamy ekran.- Dzi�kuj�. Ju� id�.Usiad�em na koi i nie zd��y�em uchwyci� klamry. Od samego rana na pok�adzie panowa�a niewa�ko��. Przed do�wiadczeniami z ekranem stacja przestawa�a wirowa� i ustawiano jej o� w odpowiednim kierunku z dok�adno�ci� do mikrona. Nie lubi� niewa�ko�ci, kt�ra daje przelotne, dziecinne zadowolenie z mo�liwo�ci swego cia�a, a potem szybko zaczyna doskwiera�, m�czy� i dokucza�. Wywo�uje lekkie md�o�ci i utrudnia sen.- Profesorze, nie �pi pan?- Nie. To ty, Ticke?- Nie zapomnia� pan, �e za p� godziny w��czamy ekran?- Id� ju�, id�.Wyci�gn��em spod koi kamasze na magnetycznych podeszwach. Te buty zbyt lekko �lizgaj� si� po pod�odze i wymagaj� zbyt wiele si�y, �eby je od niej oderwa�. Stacyjni weterani przypominali mi �y�wiarzy, a ja wygl�da�em jak nowicjusz, kt�ry po raz pierwszy wszed� na lodowisko.- Profesorze, nie �pi pan?- Dzi�kuj�. Pami�tam. Wiem, �e za p� godziny w��czamy ekran.- Przechodzi�em w pobli�u i pomy�la�em... Dzi� jest pa�ski dzie�, profesorze.Posiedzia�em chwil�, ws�uchuj�c si� w ciche szumy i szmery wype�niaj�ce stacj�. Te d�wi�ki, cho� wydawa�y si� bardzo s�abe, by�y zdumiewaj�cym dowodem �ycia, stanowi�y kontrast z beznadziejn� pustk� przestrzeni. Oto brz�kn�� rondel w kambuzie, zaterkota� robot, zaszele�ci�o powietrze w przewodach klimatyzatora, rozbucza� si� jaki� aparat w laboratorium, pisn�� kociak... Koci�t jest, tak mi si� przynajmniej wydaje, co najmniej osiem. Wyfruwaj� z ka�dych drzwi, strosz� sier��, p�ywaj� przed oczami i usi�uj� wczepi� si� pazurkami w jaki� solidny, najlepiej nieruchomy przedmiot.- Jest pan ju�, profesorze? Dzi� jest pa�ski dzie�.To rosyjski fizyk. Fizycy odwalili ju� swoja robot� i teraz mogli jedynie czeka� i denerwowa� si� razem z nami.- Nie. Dzi� jest nasz wsp�lny dzie� - odpowiadam. - Ale przede wszystkim dzie� Sylwii.Sylwia siedzi pod �cian� naprzeciw ekranu. Na kolanach trzyma notes. U�miecha si� do mnie z nie�mia�� wdzi�czno�ci�. Nie obawiaj si�, myszko, nikt ci� st�d nie wyp�dzi. Dzi� naprawd� jest nasz dzie� przecie� ekran b�dzie na razie pracowa� tylko dla nas, jedynych tutaj specjalist�w. Pozostali projektowali go, obliczali, montowali, regulowali i dostrajali. My b�dziemy patrze�. Sylwia jest antropologiem, a ja historykiem.- Gor�co panu, profesorze? - zapyta� Ticke spod otwartej pokrywy pulpitu sterowniczego.- Pewnie, �e gor�co - powiedzia� rosyjski fizyk. - Chcia�oby si� otworzy� lufcik w kosmos.- Przezi�bisz si� - powiedzia� kapitan. - Dzi� jest pa�ski dzie�, profesorze, je�li tylko fizycy nie na�gali.Kapitan zasiad� w fotelu tu� pod ekranem, ogromnym, na ca�� �cian�, czarnym i dlatego bezdennie g��bokim.Rosyjski fizyk wyj�� z kieszeni miniaturowe szachy, ale nie utrzyma� ich w r�ku. Pude�ko otworzy�o si� i pionki wachlarzowato, niczym stado sp�oszonych wr�bli, rozlecia�y si� po laboratorium.- Pi�tna�cie minut - powiedzia� Richard Tempest.Wszyscy obecni byli spokojni, mo�e nazbyt spokojni. Bezszelestnie w�lizgiwali si� do laboratorium technicy, co� tam robili przy pulpicie i porozumiewali si� kr�tkimi, urywanymi, najcz�ciej zupe�nie niezrozumia�ymi zdaniami. Sala z wolna wype�nia�a si� widzami. Zrobi�o si� ciemno. Jaki� m�odzieniec zdj�� kamasze i zawisn�� na klamrze pod sufitem.- Niech pan si�dzie tu, bli�ej - powiedzia� kapitan. - A gdzie jest Sylwia?Paraswati ust�pi� mi miejsca. Zacisn�wszy palce na por�czach fotela, poczu�em si� znacznie pewniej.- A ja wci�� nie mog� uwierzy� - powiedzia�a Sylwia patrz�c na Ticke�a, kt�ry pochylony nad mikrofonem przekazywa� do ster�wki jakie� liczby.Ticke wyprostowa� si�, spojrza� na nas niczym dow�dca na swych �o�nierzy przed decyduj�c� bitw�, zerkn�� na ekran i powiedzia�:- �wiat�o.- Niech si� stanie �wiat�o - szepn�� rosyjski fizyk, kt�ry dawno ju� zrezygnowa� z �owienia swoich pionk�w.Lampy w laboratorium przygas�y, dzi�ki czemu wyra�niej rozjarzy�y si� indykatory na pulpicie.- Zaczynajcie - oderwa�a si� ster�wka.Na czarnej elipsie ekranu pojawi�a si� jasna chmurka. Zrodzi�a si� ona gdzie� w jego g��bi, ale stopniowo ja�nia�a, zbli�a�a si� i rozlewa�a coraz szerzej. Przebiega�y po niej zielone iskry. Trwa�o to oko�o minuty, a potem ekran nagle zniebieszcza�, a w jego dolnej cz�ci ukaza�y si� rude i bia�e plamy, tworz�ce jaki� bardzo nieostry obraz.- Jest - powiedzia� Paraswati. - Znacznie lepszy ni� wczoraj.- Znakomity! - mrukn�� z rozczarowaniem w g�osie kt�ry� z widz�w.- Ach! - wykrzykn�a Sylwia.Czarodziej zdar� bielmo z ekranu, nastawi� dok�adnie ostro�� i naszym oczom ukaza� si� zwyczajny ziemski krajobraz, tak realny i plastyczny, jakby ekran by� oknem wychodz�cym na s�siedni �wiat, zalany gor�cym s�o�cem, przesycony kurzem i �wie�ym wiatrem. Szeroki b��kitny pas przekszta�ci� si� w niebo, a na brunatnawym piasku zarysowa�y si� domy, g��bokie koleiny na w�skiej drodze i rzadko rozrzucone palmy.- Wszystko w porz�dku - powiedzia� Ticke. - Jeste�my na miejscu.- Zgadza si�? - zapyta� kapitan.- Chwileczk� - powiedzia�em.By�o po�udnie. Delikatny py� wirowa� nad ziemi�, zryt� i zdeptan� kopytami bawo��w. W samym �rodku obrazu wznosi� si� nie wyko�czony gmach opleciony bambusowymi rusztowaniami i pokryty trzcinowymi matami - logiczne centrum sceny, kt�r� obserwowali�my. Niezliczone zaprz�gi wo��w i bawo��w ci�gn�y w jego stron� ze stosami ��tych cegie�. Balansuj�c na gi�tkich bambusowych �erdziach, wspina�y si� na rusztowania ca�e t�umy prawie nagich ludzi. Na samej g�rze pracowali murarze. W lewej cz�ci ekranu widach by�o werand� z kolumienkami obficie zdobionymi delikatn� snycerk�. Przed ni� drzemali dwaj wojownicy z dzidami w r�kach...- No i jak, profesorze?Wszyscy czekali na moj� odpowied�.- To jest Pagan - odpar�em. - Koniec jedenastego stulecia.- Hura! - wykrzykn�� kto� p�g�osem.- Uda�o si�? - zapyta� g�o�nik podnieconym tonem.- Hura! - odpowiedzia� mu rosyjski fizyk. - Ale z nas zuchy!- Do g�ry profesora - zaproponowa� podst�pny Ticke.- Dlaczego mnie? Mogli�cie przecie� pokaza� ten obraz co najmniej kilkudziesi�ciu innym historykom, i ka�dy z nich powiedzia�by to samo.- Ale profesor powiedzia� pierwszy!Musieli si� w jaki� spos�b odpr�y�, niech wi�c ju� lepiej podrzucaj� mnie ni� Sylwie. Stara�em si� jedynie nie zahaczy� o jaki� aparat, chocia� nie musia�em zupe�nie tego robi�, gdy� lata�em wolno i godnie, niczym wielki balon. Moi prze�ladowcy r�wnie� odrywali si� od pod�ogi i wzlatywali wraz ze mn�, przez co w p�mroku laboratorium, o�wietlonego jedynie s�o�cem dalekiego �wiata, zdawa� si� k��bi� jeden wielor�ki i wielog�owy potw�r. Nie daj Bo�e, aby ludzie z tamtej strony ekranu zdo�ali zajrze� na nasz� stron�, gdy� z pewno�ci� umarliby ze strachu.- Patrzcie! - powiedzia�a Sylwia, kt�ra zdo�a�a ukry� si� w k�cie i w ten spos�b unikn�� udzia�u w powszechnej zabawie. - Patrzcie, cz�owiek!Pomarszczony, wyschni�ty na wi�r starzec ni�s� wysoki gliniasty garnek, przyciskaj�c go do piersi. Szed� tak blisko i by� widoczny tak wyra�nie, �e mo�na by�o policzy� wszystkie zmarszczki na jego twarzy, i najdziwniejsze dla nas by�o to, �e nas nie widzi. Zatrzyma� si� na moment, obr�ci� g�ow� w nasz� stron�, westchn�� i ruszy� dalej. To jego spojrzenie natychmiast st�umi�o rozhukan� zabaw�. Ludzie opadali w d� niczym jesienne li�cie.- Chcia� nam powiedzie�: �Dlaczego podgl�dacie?�, ale nie wiedzia�, w jakim j�zyku powinien do nas przem�wi�.- Szkoda, �e film jest niemy.- A profesor potrafi�by go zrozumie�?- Z trudem. Up�yn�o prawie tysi�c lat.- C� za znakomita rozdzielczo��!- Profesorze, prosz� nam o nich opowiedzie�.- Nie zanudz� was?- Nigdy!- Niech pan nam opowie!- Nie wiem, od czego zacz�� - powiedzia�em. Bardzo nie lubi� znajdowa� si� w centrum uwagi. W dodatku nie mog�em wyzwoli� si� spod wra�enia, �e w�a�ciwie jestem uzurpatorem, samozwa�cem. Bo przecie� dzi� najwa�niejsza wcale nie by�a historia, lecz to, �e ludziom uda�o si� wreszcie zajrze� w swoja przesz�o��.Czarnymi b�yskawicami przemkn�y przez ekran zak��cenia, ziemia zako�ysa�a si�.- Zwi�ksz nat�enie pola - zwr�ci� si� kapitan, do Ticke�a.- Ju� ucieka - odpar� Ticke. - Jeszcze najwy�ej cztery minuty.- Profesorze, prosz� nam o nim opowiedzie�!...- To by�o wielkie pa�stwo. Jego w�adza rozci�ga�a si� od Himalaj�w i g�r na po�udniu dzisiejszych Chin do Zatoki Bengalskiej. Istnia�o dwie�cie pi��dziesi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony