9066, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Arthur C. ClarkeDroga przez ciemno��Wed�ug swej oceny Robert Armstrong przeszed� ju� ponad trzy kilometry, kiedy zgas�a mu latarka. Przez chwil� sta� bez ruchu, nie wierz�c, �e naprawd� m�g� mu si� przytrafi� taki pech. Potem, w�ciek�y prawie do szale�stwa, cisn�� daleko bezu�yteczny przedmiot Latarka wyl�dowa�a gdzie� w ciemno�ci, zak��caj�c cisz� tej niewielkiej planety. Metaliczne echo jej upadku odbi�o si� od niskich wzg�rz, a potem zn�w wszystko ucich�o.Armstrong pomy�la�, �e to ju� chyba ostatnie z nieszcz��. Nic wi�cej nie mog�o mu si� teraz przydarzy�. Mia� ochot� wybuchn�� gorzkim �miechem nad swym losem i postanowi� ju� nigdy nie uwa�a� si� za dziecko szcz�cia. Kt� by uwierzy�, �e zepsuje si� jedyny traktor w Obozie IV, gdy on akurat wyrusza� do Port Sanderson? Przypomnia� sobie gor�czkow� napraw�, ulg�, kiedy maszyna ruszy�a i ostateczn� pora�k�, gdy zablokowa�a si� g�sienica.Nie by�o sensu �a�owa�, �e sp�ni� si� z wyjazdem; nie m�g� przecie� przewidzie� tych wypadk�w, a poza tym do startu Kanopusa pozostawa�y jeszcze dobre cztery godziny. Musi go z�apa�, bez wzgl�du na to, co si� sta�o, poniewa� �aden statek nie wyl�duje tutaj przez najbli�szy miesi�c.Poza tym, �e mia� piln� spraw�, sp�dzenie jeszcze czterech tygodni na tej le��cej na uboczu planecie by�o nie do pomy�lenia.M�g� zrobi� tylko jedno. Na szcz�cie Port Sanderson le�a� w odleg�o�ci niespe�na dziesi�ciu kilometr�w od obozu - niezbyt daleko, je�li nawet idzie si� pieszo. Musia� pozostawi� ca�y sw�j sprz�t, kt�ry mo�e przylecie� nast�pnym statkiem, a na razie poradzi sobie bez niego. Droga, po prostu wyci�ni�ta w skale przez jeden ze stutonowych walc�w, Zarz�du, by�a z�a, lecz nie obawia� si�, �e j� zgubi.Nawet teraz nie grozi�o mu �adne rzeczywiste niebezpiecze�stwo poza sp�nieniem si� na statek. B�dzie posuwa� si� wolno, gdy� nie chcia� ryzykowa�, by nie zgubi� drogi w tym rejonie pe�nym jar�w i tajemniczych tuneli, kt�rych jeszcze nie zbadano. Oczywi�cie by�o ciemno, cho� oko wykol. Tu, na kra�cach Galaktyki, b�yszcza�o niewiele gwiazd, a przy tym by�y tak rozproszone, �e dawa�y ma�o �wiat�a. Obce, purpurowe s�o�ce tej samotnej planety nie wzejdzie przed up�ywem wielu godzin, a cho� na niebie wisia�o pi�� ma�ych ksi�yc�w, nie by�o ich wida� go�ym okiem. �aden z nich nie rzuca� nawet cienia.Armstrong nie nale�a� do ludzi, kt�rzy d�ugo lamentuj� nad swym losem. Zacz�� z wolna posuwa� si� drog�, wymacuj�c j� nogami. Wiedzia�, �e biegnie ona do�� prosto, wij�c si� jedynie przez Prze��cz Carvera. �a�owa�, �e do jej sondowania nie ma laski albo czego� podobnego, dla orientacji wi�c musia� polega� na wyczuwaniu gruntu stopami.Pocz�tkowo sz�o mu to strasznie wolno, p�ki nie nabra� wprawy. Dotychczas nie mia� poj�cia, jak trudno maszerowa� po linii prostej. Cho� blade gwiazdy s�u�y�y mu za punkty orientacyjne, co i raz potyka� si� o dziewicze ska�y na poboczu nier�wnej drogi. Porusza� si� d�ugimi zygzakami, od jednego pobocza do drugiego, gdzie wpada� na stercz�ce ska�y i po omacku wraca� na ubit� powierzchni�.Wkr�tce robi� to z bieg�o�ci�. Nie potrafi� oceni� szybko�ci marszu - m�g� tylko z trudem posuwa� si� naprz�d i mie� nadziej�, �e si� uda. Pozosta�o mu jeszcze sze�� kilometr�w czyli cztery godziny drogi. P�jdzie mu do�� �atwo, je�li nie zgubi kierunku, ale ba� si� nawet my�le� o tym.Opanowawszy technik� marszu w takich warunkach, m�g� pozwoli� sobie na luksus my�lenia. Nie udawa�, �e mu si� to wszystko podoba, cho� przedtem bywa� w znacznie gorszych sytuacjach. Dop�ki trzyma si� drogi, jest ca�kowicie bezpieczny. Mia� nadziej� j� widzie�, kiedy wzrok przyzwyczai si� do �wiat�a gwiazd, ale teraz wiedzia�, �e ca�� podr� odb�dzie na �lepo. �wiadomo�� ta sprawi�a, �e ow�adn�o nim silne poczucie oddalenia od �rodka Galaktyki. W tak� noc jak ta niebo ogl�dane z prawie wszystkich pozosta�ych planet p�on�oby od gwiazd. Z tego wysuni�tego skrawka Wszech�wiata na niebie widzia�o si� mo�e ze sto blado po�yskuj�cych punkcik�w �wiat�a, w r�wnym stopniu nieprzydatnych, co te pi�� ksi�yc�w tak �miechu wartych, �e nawet nikt jeszcze nie zada� sobie trudu, by na nich wyl�dowa�.Niewielka zmiana w przebiegu drogi przerwa�a mu tok my�li. Czy to zakr�t, czy te� ponownie zboczy� w prawo? Bardzo wolno porusza� si� wzd�u� niewidocznej i prawie niewyczuwalnej granicy. Tak, nie pomyli� si� - droga skr�ca�a w lewo. Pr�bowa� przypomnie� sobie jej wygl�d za dnia, ale dotychczas widzia� j� zaledwie raz. Czy to znaczy, �e zbli�a si� do prze��czy? Mia� nadziej�, �e tak, gdy� w�wczas by�by ju� w po�owie drogi.Popatrzy� przed siebie w ciemno��, ale postrz�piona linia horyzontu nic mu nie m�wi�a. Wkr�tce stwierdzi�, �e droga zn�w biegnie prosto i ogarn�o go przygn�bienie. Prze��cz musi by� jeszcze daleko - mia� do przej�cia co najmniej sze�� kilometr�w.Sze�� kilometr�w - jak �mieszna zdawa�a si� ta odleg�o��! Ile czasu zaj�oby Kanopusowi pokonanie sze�ciu kilometr�w? W�tpi�, by cz�owiek m�g� zmierzy� tak kr�tki odst�p czasu. A ile bilion�w kilometr�w przeby� w swym �yciu on sam, Robert Armstrong? Musia�a to ju� by� liczba osza�amiaj�ca, gdy� w ci�gu ostatnich dwudziestu lat rzadko przebywa� na ka�dej z planet d�u�ej ni� miesi�c. W tym roku dwukrotnie przemierzy� Galaktyk�, co jest godne uwagi nawet w obecnych czasach nap�du widmowego.Potkn�� si� o kamie� i wstrz�s ten przywo�a� go do rzeczywisto�ci. Tutaj nie ma sensu my�le� o statkach, kt�re po�ykaj� lata �wietlne. Tu stawi� czo�o naturze, za jedyn� bro� maj�c w�asn� si�� i umiej�tno�ci.Dziwne, �e tyle czasu zaj�o mu ustalenie prawdziwej przyczyny swego niepokoju. Ostatnie cztery tygodnie wype�nia�a mu praca, a gor�czkowe przygotowania do odjazdu, w po��czeniu z k�opotami i obawami zwi�zanymi z awariami traktora, nie pozwala�y mu my�le� o innych rzeczach. Ponadto zawsze szczyci� si� sw� praktyczno�ci� i brakiem wyobra�ni. Dopiero teraz przypomnia� sobie sw�j pierwszy wiecz�r w bazie, kiedy za�oga uraczy�a go zwyk�ymi w takich przypadkach niestworzonymi historiami, wymy�lanymi specjalnie dla nowo przyby�ych.To w�a�nie w�wczas stary urz�dnik bazy opowiedzia� o swym nocnym marszu z Port Sanderson do obozu i o czym�, co w�wczas �ledzi�o go na Prze��czy Carvera, pozostaj�c przez ca�y czas poza zasi�giem �wiat�a jego latarki. Armstrong, kt�ry s�ucha� ju� takich historii na kilkunastu innych planetach, nie zwr�ci� w�wczas na ni� uwagi. Poza wszystkim wiadomo, �e ta planeta jest nie zamieszkana. Lecz sama logika nie mog�a tak �atwo rozproszy� niepokoju. Mo�e jednak fantastyczna opowie�� starca zawiera�a cze�� prawdy...?My�l ta nie sprawia�a mu przyjemno�ci i Armstrong nie zamierza� d�u�ej si� ni� zajmowa�. Ale wiedzia�, �e cho� odsunie j� od siebie, ona i tak b�dzie go dr�czy�. Jedynym sposobem rozproszenia urojonych obaw by�o odwa�ne stawianie im czo�a i musi to teraz uczyni�.Jego najmocniejszym argumentem by�a zupe�na ja�owo�� planety i panuj�ca na niej ca�kowita pustka, chocia� przeciwko temu mo�na wytoczy� wiele kontrargument�w, co w�a�nie zrobi� stary urz�dnik. Cz�owiek mieszka� tutaj od zaledwie dwudziestu lat i wiele jeszcze pozosta�o do zbadania. Nikt nie przeczy�, �e te tunele na pustkowiu by�y do�� zagadkowe, ale wszyscy uwa�ali je za wyloty wulkan�w. Tym niemniej, �ycie oczywi�cie mog�o pojawi� si� i w takich miejscach. Ciarki go przesz�y na wspomnienie gigantycznych polip�w, kt�re zaskoczy�y pierwszych badaczy Yargona III.Wszystko to bardzo nieprzekonywaj�ce. Ale przypu��my, �e istnieje tu �ycie. Co z tego wynika?Wi�kszo�� form �ycia we Wszech�wiecie nie zwraca uwagi na cz�owieka. Niekt�re z nich, takie gazowce z Alcorana, czy p�ywaj�ce kratowce z Shandaloona, nawet go nie dostrzegaj�, przenikaj�c przeze� lub op�ywaj�c go, jakby w og�le nie istnia�. Tylko naprawd� nieliczne mog� zaatakowa� niczym nie sprowokowane.Niemniej jednak obraz namalowany przez starego urz�dnika by� ponury. Tam, w ciep�ej, jasno o�wietlonej palarni �atwo by�o si� z tego �mia�. Ale tutaj, w ciemno�ci, o kilometry od jakiejkolwiek ludzkiej siedziby wszystko przedstawia�o si� zgo�a inaczej.Poczu� bez ma�a ulg�, kiedy potykaj�c si� zgubi� drog� i dopiero r�kami ponownie j� wymaca�. Ten odcinek zdawa� si� bardzo nier�wny i ledwo m�g� odr�ni� drog� od pobliskich ska�. Jednak po kilku minutach zn�w bezpiecznie szed� we w�a�ciwym kierunku.Z niezadowoleniem stwierdzi�, �e jego my�li szybko powr�ci�y do tego samego niepokoj�cego tematu. Najwyra�niej sprawa ta trapi�a go bardziej, ni� sam chcia�by si� do tego przyzna�.Pociesza� go fakt, �e nikt w bazie oczywi�cie nie wierzy� w histori� opowiedzian� przez starca. Dowodzi�y tego ich pytania i kpiny. �mia� si� w�wczas tak samo g�o�no jak wszyscy. Poza wszystkim czy istnia� jaki� dow�d? Po prostu tylko niewyra�ny cie� w ciemno�ci, kt�ry r�wnie dobrze m�g� by� jak�� osobliwie ukszta�towan� ska��. A ten dziwny klekot, kt�ry wywar� tak ogromne wra�enie na starcu - z przem�czenia ka�demu mog�o si� zdawa�, �e s�yszy takie d�wi�ki w nocy. Skoro ta istota mia�a wrogie zamiary, to dlaczego si� nie zbli�y�a?- Ba�a si� �wiat�a - powiedzia� starzec.C�, to prawdopodobne i wyja�nia�oby, dlaczego nikt tego nie widzia� za dnia. Taka istota mog�a �y� pod ziemi�, wychodz�c na powierzchni� jedynie noc� - dlaczego, do cholery, bierze powa�nie te brednie starca! Armstrong zn�w zapanowa� nad swymi my�lami. W duchu powiedzia� do siebie, �e gdyby tego nie zrobi�, w ko�cu zacz��by widzie� i s�ysze� ca�� mena�eri� potwor�w.By� oczywi�cie pewien czynnik, kt�ry natychmiast rozproszy� wszelkie w�tpliwo�ci zwi�zane z t� histori� - naprawd� bardzo prosty, a� Armstrong �a�owa�, �e wcze�niej na to nie wpad�. Czym �ywi�aby si� ta istota? Na ca�ej planecie nie by�o przecie� nawet �ladu ro�linno�ci. Roze�mia� si� na my�l, �e tak... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony