9068, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Arthur C. ClarkeNapi�cieGrant w�a�nie dokonywa� wpisu do dziennika pok�adowego Gwiezdnej Kr�lowej, gdy us�ysza�, �e za jego plecami otwieraj� si� drzwi kabiny. Nawet nie zada� sobie trudu, �eby si� obejrze� - nie mia� potrzeby, gdy� na pok�adzie statku przebywa� poza nim tylko jeden cz�owiek. Lecz kiedy nic nie nast�pi�o, a McNeil ani si� nie odezwa�, ani nie wchodzi�, d�ugotrwa�a cisza w ko�cu zaintrygowa�a Granta, kt�ry odwr�ci� si� wraz z siedzeniem zawieszonym na kardanie.McNeil po prostu sta� w drzwiach z min�, jakby zobaczy� ducha. To banalne por�wnanie od razu nasun�o si� Grantowi. Chwilowo nie wiedzia�, jak bliskie by�o prawdy. W pewnym sensie McNeil zobaczy� ducha, najbardziej przera�aj�cego ze wszystkich: w�asnego.- Co jest? - spyta� Grant ze z�o�ci�. - Chory jeste�, czy co?In�ynier przecz�co pokr�ci� g�ow�. Grant zauwa�y� niewielkie kropelki potu, kt�re odrywa�y si� od czo�a McNeila i po�yskuj�c lecia�y przez kabin� po swych idealnie prostych trajektoriach. Chcia� co� powiedzie�, ale przez moment nie m�g� wydoby� z siebie g�osu. Wygl�da�, jakby mia� zamiar p�aka�.- Koniec z nami - wyszepta� ostatecznie. - Posz�a rezerwa tlenu.I dopiero wtedy si� rozp�aka�. Przypomina� sflacza�� lalk�, kt�ra sama si� sk�ada�a. Nie m�g� upa��, bo nie by�o ci��enia, wi�c po prostu z�o�y� si� w p� w powietrzu.Grant nic nie powiedzia�. Ca�kiem pod�wiadomie zacz�� rozgniata� w popielniczce swego tl�cego si� papierosa, rozcieraj�c go do ostatniej, najmniejszej iskierki. Mia� wra�enie, �e powietrze wok� niego ju� g�stnieje, kiedy �cisn�o go za gard�o przera�enie wywo�ane najdawniejszym postrachem kosmicznych szlak�w.Powoli odpi�� elastyczne pasy, kt�re, kiedy siedzia�, dawa�y pewne z�udzenie ci��enia, i z wpraw� skierowa� si� ku drzwiom. McNeil nie pr�bowa� i�� za nim. Nawet uwzgl�dniaj�c wstrz�s, jaki prze�y�, zachowywa� si� zdaniem Granta, bardzo brzydko. Mijaj�c in�yniera, ze z�o�ci� trzepn�� go otwart� d�oni� i kaza� mu si� opanowa�.�adownia by�a du�ym, p�kulistym pomieszczeniem z grub� kolumn� po�rodku, w kt�rej bieg�y kable i przewody uk�adu sterowania do drugiej, znajduj�cej si� w odleg�o�ci stu metr�w, po�owy przypominaj�cego hantle statku kosmicznego. Wype�nia�y j� skrzynki i pud�a u�o�one w abstrakcyjn�, tr�jwymiarow� kompozycj�, prawie niepodatn� na ci��enie.Gdyby nawet ca�y �adunek nagle znik�, Grant pewnie by tego nie zauwa�y�. Wpatrywa� si� w ogromny, wy�szy od niego zbiornik tlenu, umocowany sworzniami do �ciany w pobli�u wewn�trznych drzwi �luzy powietrznej.Zbiornik nie zmieni� wygl�du od czasu, kiedy widzia� go ostatnim razem - l�ni� aluminiow� farb�, a �cianki by�y ch�odne w dotyku i tylko to �wiadczy�o o jego zawarto�ci. Wszystkie przewody wydawa�y si� w doskona�ym stanie. Nic nie wskazywa�o, �e co� jest nie w porz�dku, poza jednym, ma�ym szczeg�em - strza�ka wska�nika poziomu sta�a nieruchomo na zerze.Grant wpatrywa� si� w milcz�cy symbol jak mieszkaniec �redniowiecznego Londynu, kt�ry wraca do domu w czasie zarazy i widzi nagryzmolony po�piesznie, �wie�y znak krzy�a na swych drzwiach. Potem kilkakrotnie pukn�� w szkie�ko wska�nika w pr�nej nadziei, �e strza�ka si� zaci�a, cho� naprawd� ani przez chwil� nie w�tpi� w jej wskazanie. Z�a wie�� sama w sobie stanowi gwarancj� zawartej w niej prawdy. Jedynie dobre wiadomo�ci wymagaj� potwierdzenia.Kiedy Grant powr�ci� do sterowni, McNeil zn�w by� sob�. Jedno spojrzenie na otwart� apteczk� ujawni�o przyczyn� jego szybkiego doj�cia do siebie. Nawet sili� si� na dobry humor.- To meteoryt - rzek�. - Podobno statek tej wielko�ci nie powinien cz�ciej zderza� si� z meteorytem ni� raz na sto lat, a wi�c chyba po�pieszyli�my si� z tym o dziewi��dziesi�t pi�� lat.- Ale dlaczego nie zadzia�a� system alarmowy? Ci�nienie powietrza wydaje si� normalne, wi�c gdzie jest ta dziura?- Nie ma jej - odpar� McNeil. - Nie wiesz, �e tlen kr��y w spiralnej ch�odnicy po zacienionej stronie, �eby zachowa� ciek�y stan? Meteoryt musia� j� rozbi� i jej zawarto�� wyparowa�a.Grant milcza�, zbieraj�c my�li. Sta�a si� rzecz powa�na, bardzo powa�na, ale nie musi sko�czy� si� �mierci�. W ka�dym razie przecie� mieli ju� za sob� trzy czwarte drogi.- Chyba regeneratorowi uda si� dostarczy� do�� powietrza do oddychania, je�li nawet b�dzie troch� duszno? - spyta� z nadziej�. McNeil pokr�ci� g�ow�.- Jeszcze nie rozpracowa�em tego szczeg�owo, ale znam odpowied�. Kiedy dwutlenek w�gla si� rozk�ada, do cyrkulacji powraca wolny tlen, ale z dziesi�cioprocentow� strat�. Dlatego w�a�nie musimy mie� rezerw�.- Skafandry! - wykrzykn�� Grant w nag�ym podnieceniu. - A co z ich zbiornikami?Powiedzia� to bez zastanowienia, a kiedy u�wiadomi� sobie sw�j b��d, poczu� si� jeszcze gorzej ni� przedtem.- Nie mo�emy trzyma� w nich tlenu, bo wyparowa�by w ci�gu kilku dni. Jest tam dosy� spr�onego powietrza do oddychania przez p� godziny, co wystarcza, �eby na wypadek awarii dotrze� do g��wnego zbiornika.- Musi by� jakie� wyj�cie, je�li nawet trzeba b�dzie wyrzuci� �adunek i p�dzi� na z�amanie karku. Sko�czmy te zgadywanki i dok�adnie zastan�wmy si�, gdzie jeste�my.Grant by� tyle w�ciek�y, co przestraszony. Z�o�ci� go McNeil, bo si� za�ama�, a tak�e projektanci statku, gdy� nie przewidzieli tej jednej mo�liwo�ci na ile� tam milion�w. Do nieodwo�alnego terminu pozostawa�o jeszcze kilka tygodni, a w tym czasie wiele mo�e si� zdarzy�. My�l ta pozwoli�a mu chwilowo utrzyma� strach na odleg�o�� wyci�gni�tej r�ki.Po�o�enie by�o bez w�tpienia wyj�tkowe - jedna z tych osobliwie przewlek�ych sytuacji, kt�re zdarzaj� si� chyba jedynie w Kosmosie. Zosta�o mn�stwo czasu do my�lenia, mo�e nawet a� za du�o.Grant zaj�� miejsce pilota, przypi�� si� pasami i wyci�gn�� blok do pisania.- Uporz�dkujmy fakty - rzek� udaj�c spok�j. - Mamy powietrze, kt�re w dalszym ci�gu kr��y po statku, i za ka�dym razem, gdy przechodzi przez regenerator, tracimy dziesi�� procent tlenu. Zechcesz mi podrzuci� instrukcj� obs�ugi? Nigdy nie pami�tam, ile metr�w sze�ciennych zu�ywamy w ci�gu doby.M�wi�c, �e Gwiezdna Kr�lowa mo�e si� spodziewa� uderzenia meteorytu raz na sto lat, McNeil ogromnie upro�ci� spraw�, cho� by�o to nieuniknione. Decyduj� o tym bowiem tak liczne czynniki, �e trzem pokoleniom statystyk�w uda�o si� jedynie ustali� na tyle m�tne zasady, by towarzystwa ubezpieczeniowe trz�s�y si� ze strachu, kiedy deszcz meteoryt�w przelatuje jak burza przez orbity wewn�trznych planet.Oczywi�cie wszystko zale�y od tego, co si� rozumie pod s�owem �meteoryt�. Ka�da grudka kosmicznego �u�lu, docieraj�ca do powierzchni Ziemi, ma miliony mniejszych braci ca�kowicie gin�cych w przestworzach, gdzie atmosfera jeszcze ca�kiem si� nie ko�czy, a Kosmos jeszcze nie zaczyna - w upiornych obszarach, po kt�rych czasem noc� spaceruje Aurora.To s� w�a�nie te dobrze znane, spadaj�ce gwiazdy, rzadko wi�ksze od �ebka szpilki; a z kolei s� jeszcze miliony razy liczniejsze od nich cz�steczki, tak ma�e, �e nie wida� �adnych �lad�w ich unicestwienia, kiedy spadaj� z nieba. Wszystkie te niezliczone drobiny py�u, rzadziej kamienie, a nawet w�druj�ce w Kosmosie g�ry, z jakimi Ziemia spotyka si� mo�e raz na milion lat - wszystko to s� meteoryty.W lotach kosmicznych meteorytem jest tylko to, co mo�e przebi� pow�ok� statku, pozostawiaj�c otw�r dostatecznie du�y, by grozi� niebezpiecze�stwem. Zale�y to od wzgl�dnej szybko�ci, a tak�e od rozmiar�w. Opracowano tabele podaj�ce w przybli�eniu okresy mo�liwych kolizji w poszczeg�lnych rejonach Uk�adu S�onecznego oraz r�ne wielko�ci meteoryt�w, a� po masy rz�du kilku miligram�w.Ten, kt�ry uderzy� Gwiezdn� Kr�low� by� olbrzymem, o �rednicy prawie centymetra i wadze ca�ych dziesi�ciu gram�w. Wed�ug tabel czas oczekiwania na zderzenie z takim potworem wynosi dziesi�� dni do pot�gi dziewi�tej: powiedzmy trzy miliony lat. Absolutna pewno��, �e co� takiego ponownie si� nie zdarzy w historii ludzko�ci, by�a dla Granta i McNeila bardzo niewielkim pocieszeniem.Jednak�e mog�o by� gorzej. Gwiezdna Kr�lowa znajdowa�a si� na swej orbicie od stu pi�tnastu dni i do ko�ca lotu pozosta�o jej tylko trzydzie�ci. Jak wszystkie statki towarowe porusza�a si� po wyd�u�onej elipsie stykaj�cej si� z orbitami Ziemi i Wenus po przeciwnych stronach S�o�ca. Szybkie statki pasa�erskie podr�owa�y bezpo�rednio mi�dzy planetami z trzykrotnie wi�ksz� pr�dko�ci�, zu�ywaj�c dziesi�� razy tyle paliwa, Gwiezdna Kr�lowa za� musia�a mozolnie trzyma� si� swej ustalonej trasy jak tramwaj, a ka�da jej podr� trwa�a mniej wi�cej 145 dni.Trudno sobie wyobrazi� co� mniej podobnego do statk�w kosmicznych z pocz�tk�w dwudziestego wieku ni� Gwiezdna Kr�lowa. Sk�ada�a si� z dw�ch kul: jednej o �rednicy pi��dziesi�ciu metr�w, a drugiej - dwudziestu, po��czonych oko�o stumetrowym cylindrem. Wszystko razem wygl�da�o jak model atomu wodoru, wykonany z zapa�ki i plasteliny. Za�oga, �adunek i sterownia znajdowa�y si� w wi�kszej kuli, natomiast mniejsza mie�ci�a silniki atomowe i, ogl�dnie m�wi�c, znajdowa�a si� w strefie zakazanej dla �ywej materii.Gwiezdn� Kr�low� zbudowano w Kosmosie i nigdy nie mog�aby wystartowa� nawet z powierzchni Ksi�yca. Przy pe�nej mocy jej nap�d dawa� przy�pieszenie jednej dwudziestej G, co w ci�gu godziny nadawa�o jej wystarczaj�c� pr�dko��, by z satelity Ziemi sta� si� satelit� Wenus.Przewo�eniem �adunku z planet na statek zajmowa�y si� silne, niewielkie rakiety chemiczne. Za miesi�c z Wenus unios� si� holowniki na spotkanie Gwiezdnej Kr�lowej, lecz ona nie wyhamuje, gdy� nikt ni� nie b�dzie kierowa�. �lepo trzymaj�c si� swej orbity, minie Wenus i za pi�� miesi�cy powr�ci na orbit� ziemsk�, cho� Ziemia b�dzie w�wczas daleko.Zdumiewaj�ce, ile czasu zab... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony