9119, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
John BarthKoniec drogiTytuł oryginału«THE END OF THE KOAD»Obwolutę, okładkę i strony tytułoweprojektowałJERZY JAWOROWSKICopyright f 1958, I«7 by John Barth1. W pewnym sensie jestem Jacób HornerW pewnym sensie jestem Jacob Horner.To na skutek zalecenia Doktora poświęciłem się w 1953roku profesji nauczycielskiej; przez jakiś czas byłem nauczycielem gramatyki w szkole dla nauczycieli w Wicomico,w stanie Maryland,Doktor doprowadził mnie do pewnego punktu w rozkładzie wstępnych, zabiegów terapeutycznych było to w lipcu1953 i potem, któregoś razu, gdy przyjechałem z Baltimorena Farmę Rewalidacyjną, znajdującą się w owym czasienie opodal Wicomico, aby odbyć kwartalne badanie, Doktor powiedział:— Horner, nie powinieneś siedzieć bezczynnie ani chwilidłużej. Musisz zacząć pracować.— Nie jestem bezczynny przez cały czas — odparłem. —Wykonuję najrozmaitsze prace.Siedzieliśmy w Gabinecie Rehabilitacji i Konsultacji i jestem pewien, że taki sam gabinet znajduje się w obecnejsiedzibie Doktora, w Pensylwanii. Jest to pokój średniejwielkości, mniej więcej tak duży jak salon w normalnymmieszkaniu, tyle że z wysokim sufitem. Wszystkie ścianysą jednolicie "białe, okna przysłaniają białe żaluzje, zazwyczaj opuszczone, światła dostarcza kulisty klosz wmontowany w sufit. W pokoju znajdują się dwa proste, białe,drewniane krzesła, prawie identyczne, stojące naprzeciwsiebie na środku, poza nimi nie ma żadnych innych mebli.Krzesła stoją bardzo blisko siebie — tak blisko, że konsultujący i konsultowany stykają się niemal kolanami.Niemożliwością jest czuć się swobodnie w Gabinecie Rehabilitacji i Konsultacji. Doktor siedzi przodem do ciebie,z nogami lekko rozstawionymi, ręce trzyma na kolanachi nieco się ku tobie nachyla. Nie wolno ci opaść niedbalena krzesło, bo tym samym, wraziłbyś swoje kolana dokładnie w kolana Doktora. Nie możesz także pozwolić sobie naskrzyżowanie nóg, i to zarówno w maski, jak i w kobiecysposób: sposób męski, z kostką lewej nogi spoczywającąna prawym kolanie, spowodowałby, iż twój lewy but ocierałby lewą nogawkę białych spodni Doktora w górze, przykolanie, i najprawdopodobniej by ją ubrudził; sposób kobiecy, z lewym kolanem założonym na prawe, zetknąłbyszpic twego buta z tą samą nogawką nieco niżej, tam gdzieznajduje się goleń Doktora. Siadanie bokiem jest oczywiście nie do pomyślenia, a rozstawianie kolan sposobem Doktora uświadamia ci brutalnie, że małpujesz jego pozycję,jak gdybyś nie miał własnej osobowości. Twoja pozycja zatem niejako wybrana, bo przecież nie musisz siedziećw sposób akurat taki; jeśli jednak wybrana, to w sensiebardzo ograniczonym, skoro nie ma alternatywy jest następująca: siedzisz raczej sztywno w białym krześle, twojeplecy i uda .opisują ten sam kąt prosty, który wyznaczakształt krzesła, natomiast uda i dolne części nóg opisujądrugi kąt prosty.Rozmieszczenie ramion stanowi problem osobny, interesujący na swój sposób i poniekąd bardziej skomplikowany,lecz o mniejszym znaczeniu, bowiem cokolwiek z nimi uczynisz, i tak nie wejdą normalnie w fizyczny kontakt z Doktorem. Możesz więc robić z nimi, co ci się podoba wyjąwszy, rzecz jasna, ulokowanie ich na kolanach, co byłobynaśladowaniem Doktora. Ja z zasady sporo poruszani ramionami, pozostawiając je na chwilę w jednym położeniui potem przenosząc w drugie. Podpierają boki albo są założone, albo zwisają luźno; dłonie obejmują krawędziekrzesła lub uda, mogą być splecione na karku, ewentualnie spoczywają na udach — wszystkie te pozycje i ich najrozmaitsze odmiany są, na swoje własne sposoby, odpowiednie dla ramion oraz rąk i jeżeli przechodzę od jednejdo drugiej, to owa zamiana nie jest w gruncie rzeczy takbardzo manifestacją zakłopotania, czy też nie była nią przezpierwsze sześć wizyt, jak uznaniem faktu, że kiedy ktośstoi wobec takiego mnóstwa możliwych wyborów, żadennie wydaje się zadowalający na dłużej w porównaniu z całąmożliwą resztą, chociaż, porównany z każdym innym z osobna, nie sprawia wrażenia pośledniejszego.Wydaje mi się w tej chwili piszę te słowa o 7.55 wieczorem, we wtorek, 4 października 1955 roku, na piętrzew domu noclegowym, że gdyby czytelnik zechciał uznaćtę ostatnią uwagę za metaforę, byłaby ona historią mojego. życia w jednym zdaniu — ściśle mówiąc, w drugim członiepodwójnego orzeczenia imiennego w drugim zdaniu niezależnym wchodzącym w skład dość zawiłego zdania złożonego. Jak widać, naprawdę jestem nauczycielem gramatyki.Nie byłoby rzeczą stosowną czuć sią swobodnie w Gabinecie Rehabilitacji i Konsultacji, bo mimo wszystko nieprzychodzi się tutaj po odprężenie, lecz aby zasięgnąć porady. Będąc absolutnie swobodnym, skłonny byłbyś przyjmować słowa Doktora w nieco wypoczynkowym nastroju,jak ktoś, kto spogląda na przyniesione mu do łóżka przezsłużącego w liberii śniadanie i z nadmiarem krytycyzmuwybiera to, odsuwa tamto i je tyle tylko, na ile ma ochotę..Oczywiście taki nastrój jest całkowicie nie na miejscuw Gabinecie Rehabilitacji i Konsultacji, bowiem to ty właśnie oddałeś się w ręce Doktora; twoje życzenia są podrzędne wobec jego życzeń, a nie odwrotnie; udzielonej przezeńrady nie możesz kwestionować ani nawet w nią wnikaćkwestionowanie jest impertynenckie, a wnikanie nie masensu, masz ją natomiast wypełnić co do joty.— To już nie wystarczy — powiedział Doktor, nawiązując do mego zwyczaju podejmowania pracy tylko wówczas, kiedy potrzebowałem gotówki, i przy zajęciach nawijających się akurat pod rękę.Przerwał i przypatrywał mi się, jak to ma w zwyczaju,przesuwając różowym jeżykiem cygaro z jednego kącikaust w drugi i z powrotem.— Powinieneś rozpocząć bardzie sensowną pracę, karierę, rozumiesz, chodzi ml o zawód, zajęcie na całe życie.— Tak, panie Doktorze.— Masz trzydzieści lat.— Tak, panie Doktorze.— I zdobyłeś gdzieś jakieś wykształcenie. Historia? Literatura? Ekonomia?— Sztuki i nauki.— To tak jakby wszystko!— Bez żadnego głównego przedmiotu studiów, panie Doktorze.— Sztuki i nauki! Cóż na tej ziemi, co interesujące, niejest albo nauką, albo sztuką? Studiowałeś filozofię?— Tak.— Psychologię?— Tak.— Nauki polityczne?— Tak.— Chwileczkę. Zoologię? .— Tak.— Pewnie i filologię? Filologię romańską? I antropologię kulturalną?— Później, panie Doktorze, w szkole wyższej. Pamiętapan, że ja...— Ech! — powiedział Doktor chrząkając, jakby miał zamiar splunąć na szkołę wyższą. — Czy studiowałeś w wyższej szkole Nierząd? Żeglarstwo? Otwieranie zamków? Jakzadawać krzyżowe pytania?— Nie, panie Doktorze.— Czy nie są to sztuki i nauki?— Moje magisterium miało być z angielskiego, panieDoktorze.— Do diabła! Angielskiego czego? Nawigacji? Politykikolonialnej? Prawa zwyczajowego?— Angielskiej literatury, panie Doktorze. Ale nie ukończyłem studiów. Przeszedłem ustne egzaminy, lecz nie złożyłem pracy pisemnej.— Homer, jesteś głupcem.8Moje nogi znajdowały się na wprost przede mną, jakprzedtem, tylko ręce przeniosłem zza głowy pozycja ta sugerowała mimo wszystko raczej zbyt niedbałą postawę wobec wielu rozmaitych sytuacji do pozycji kombinowanej:lewą ręką uchwyciłem lewą klapę marynarki, prawa natomiast spoczęła mniej więcej na środku prawego uda, dłoniądo góry, z palcami lekko zagiętymi.Po chwili Doktor powiedział:— Jak sądzisz, czy masz powody, aby nie zwrócić sięo pracę do małego collegeu nauczycielskiego tutaj, w Wicomico?Natychmiast objawiła mi się cala armia argumentówprzeciwko podejmowaniu pracy w Stanowej Szkole Nauczycieli w Wicomico i prawie tak samo szybko pojawiła sięodpowiednia ilość kontrargumentów zbijających je wszystkie po kolei, i kwestia mojej pracy zrobiła się nagle statyczna jak znak na sznurze w grze zwanej przeciąganiemliny, kiedy przeciwne drużyny są idealnie zrównoważone.To znowu jest, w pewnym sensie, historia mojego życiai nie ma specjalnego znaczenia, czy nie jest to ta sama historia co kilka akapitów wcześniej; jak zrozumiałem niedługo po tej wizycie, gdy w rozkładzie terapii przyszłakolej na Mitoterapię, samo życie nadaje się do dowolnejliczby opowieści — równoległych, koncentrycznych, wzajemnie się wypełniających i jakich jeszcze chcecie.Więc dobrze.— Nie ma żadnych powodów, panie Doktorze — powiedziałem.— Wobec tego postanowione. Zgłosisz się od razu, na semestr jesienny. I czego będziesz uczył? Ikonografii? Mechaniki automatycznej?— Myślę, że literatury angielskiej.— Nie. Trzeba znaleźć jakąś ścisłą dyscyplinę, bo inaczejbyłoby to tylko zajęcie, a nie terapia zajęciowa. Musi byćzbiór jakichś stałych praw. Nie mógłbyś nauczać planimetrii?— Och, przypuszczam... — wykonałem przypuszczającygest, który składał się z nieznacznego ruchu na zewnątrzlewej ręki trzymająeej klapę marynarki, przy czym jednocześnie wyprostewałem wskazujący i środkowy palec, klapy jednakże nie puszczając — ruchowi ręki towarzyszyłoszybkie podniesienie i równie szybkie opuszczenie brwi,momentalne ściągnięcie ust i kołysanie głowy mające wyrażać owo: „z jednej strony biorąc..., z drugiej strony biorąc..."— Nonsens. Oczywiście nie możesz. Powiedz im, że będziesz uczył gramatyki. Gramatyki angielskiej.— Ale, panie Doktorze — ośmieliłem się — istnieje gramatyka opisowa i gramatyka normatywna. Pan wspomniał,zdaje się, niezmienny zbiór prawideł.— Będziesz uczył gramatyki normatywnej.— Tak, panie Doktorze.— Żadnego opisywania. Żadnych dowolnych sytuacji. Nauczaj reguł. Nauczaj prawdy o gramatyce.Konsultacja była skończona. Doktor podniósł się szybkokurczowo wycofałem nogi i opuścił pokój. Potem zapłaciłem pani Dockey, pielęgniarcesekretarce, i powróciłem doBaltimore. Tego wieczoru ułożyłem li... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony