9139, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ken FollettTRÓJKA(Przekład: Anna Łowicka, Ziemowit Andrzejewski)Warszawa 1991Tytuł oryginału TRIPLETrzeba zdawać sobie sprawę, że jedynš trudnociš w wyprodukowaniu bomby atomowej jest przygotowanie zapasów materiału rozszczepialnego o odpowiedniej czystoci. Sam projekt konstrukcji bomby jest rzeczš stosunkowo prostš...Encyclopedia AmericanaPROLOGLos zrzšdził, że tylko raz spotkali się wszyscy w jednym miejscu. Byli młodzi i upłynęło wiele lat, zanim wydarzyła się cała ta historia. Wtedy jeszcze nie mogli wiedzieć, jaki lad to spotkanie odcinie na ich życiorysach.Dokładnie w pierwszš niedzielę listopada 1947 roku każdy z nich miał okazję poznać wszystkich pozostałych. Przez kilka minut przebywali w tym samym pokoju. Jedni niebawem zapomnieli twarzy i nazwisk osób, z którymi wówczas rozmawiali, innym ten dzień w ogóle nie pozostał w pamięci. Kiedy zatem w dwadziecia jeden lat póniej okazał się tak ważny, udawali, że pamiętajš. Wpatrywali się w wyblakłe fotografie, mruczšc: ach tak, oczywicie.Do spotkania doszło wskutek zbiegu okolicznoci, w czym nie ma nic osobliwego. Byli na ogół młodzi i zdolni, toteż władza, podejmowanie decyzji i naprawianie wiata stanowiły ich przeznaczenie; każdy miał je realizować w odmienny sposób, bo każdy pochodził z innego kraju. Nic też dziwnego, że ludzie tego pokroju w młodym wieku otarli się o siebie na Uniwersytecie Oksfordzkim. Fakt, że po latach, kiedy wydarzyło się to wszystko, w sprawę zostały uwikłane osoby właciwie sobie obce, a jedynym tego powodem było to, że niegdy zetknęły się w Oksfordzie.W każdym razie spotkanie nie było ważnym wydarzeniem historycznym. Zwyczajne party z winem, w domu, gdzie wydawano wiele podobnych przyjęć (nie tylko z winem; mogliby co o tym powiedzieć starsi studenci). Okolicznoć niewarta wzmianki. No, może niezupełnie.***Al Cortone zastukał w drzwi i czekał, spodziewajšc się właciwie ujrzeć w nich nieboszczyka.W cišgu trzech ostatnich lat upewniał się coraz bardziej w przekonaniu, że jego przyjaciel nie żyje. Najpierw dowiedział się, że Nat Dickstein dostał się do niewoli. W miarę jak cichły odgłosy wojny, coraz więcej słyszało się opowieci o losie Żydów w niemieckich obozach koncentracyjnych. Kiedy za wojna się skończyła, ponura prawda o tych straszliwych zbrodniach oficjalnie wyszła na jaw.Duch za drzwiami zaszurał krzesłem po podłodze i przeszedł przez pokój.Cortonego obleciał strach. Co będzie, jeli Dickstein okaże się kalekš? Albo ma oszpeconš twarz? Albo zwariował? Cortone nigdy nie wiedział, jak się odnosić do kalek i czubków. W 1943 roku on i Dickstein w cišgu kilku dni stali się sobie ogromnie bliscy, ale jak Dickstein wyglšda teraz?Drzwi się otworzyły.- Czeć, Nat - powiedział Cortone.Dickstein wytrzeszczył oczy, lecz zaraz na jego twarzy pojawił się szeroki umiech.- Plery, nery, cynadery - przywitał kumpla jednym ze swoich zabawnych knajackich powiedzonek.Cortone z ulgš odwzajemnił umiech. Podali sobie ręce, poklepali się po ramionach, wymienili kilka soczystych uwag w surowym żołnierskim języku i weszli do rodka.Mieszkanie Dicksteina znajdowało się w starym domu, położonym w zniszczonej przez bombardowanie częci miasta, i składało się z jedynego niewiarygodnie wysokiego pokoju. Stało tam proste łóżko, schludnie, po wojskowemu zasłane, ciężka stara szafa z ciemnego drewna, serwantka z tego samego kompletu oraz stół założony ksišżkami w pobliżu niewielkiego okna. Pokój nie wyglšdał przytulnie. Gdyby Cortone miał tu zamieszkać, zabrałby ze sobš trochę drobiazgów, dzięki którym mógłby się poczuć jak u siebie: fotografie członków rodziny, pamištki z Niagary i Miami Beach, a także trofea sportowe z czasów licealnych.- Bardzo chciałbym wiedzieć, jak ci się udało mnie odnaleć - powiedział Dickstein.- Nie było to łatwe. - Cortone zdjšł wojskowš kurtkę i położył jš na wšskim łóżku. - Zajęło mi to wczoraj prawie cały dzień. - Spojrzał na klubowy fotel. Poręcze były pokrzywione, sporód wyblakłych chryzantem obicia wystawała sprężyna, a pod brakujšcš nogę podłożono tom Teajteta Platona. - Czy ludzie mogš na czym takim siadać?- Nie wyżsi stopniem od sierżanta. Ale...- Ale tamci nie sš ludmi.Obaj wybuchnęli miechem. Stary dowcip. Dickstein odsunšł krzesło i usiadł na nim okrakiem. Przez chwilę uważnie wpatrywał się w przyjaciela.- Utyłe!Cortone poklepał się po brzuchu.- We Frankfurcie żyje nam się całkiem niele. Dużo straciłe, że przeszedł do cywila. - Nachylił się do przodu i ciszył głos, jakby chodziło o jakš tajemnicę. - Zbiłem majštek. Biżuteria, porcelana, antyki, wszystko za papierosy i mydło. Niemcy głodujš. A co najlepsze, za rogalika dziewczyny zrobiš ci wszystko.Wyprostował się w oczekiwaniu na kolejny wybuch miechu, ale twarz Dicksteina pozostała nieruchoma. Zbity z tropu Cortone zmienił temat.- Za to o tobie nie da się powiedzieć, że jeste za gruby.Poczštkowo widok Dicksteina całego, zdrowego i umiechniętego sprawił mu takš wielkš ulgę, że nie przyjrzał się tamtemu bliżej. Teraz jednak uwiadomił sobie, że przyjaciel jest bardziej niż chudy: jest wycieńczony. Nat Dickstein przedtem także nie mógł imponować wzrostem ani budowš ciała, ale nigdy nie wyglšdał jak szkielet. Wrażenie to pogłębiała trupio blada cera i wielkie bršzowe oczy za okularami w plastikowej oprawie. No i kawałek łydki, widocznej między skarpetkš a nogawkš, białej i cienkiej jak zapałka. Cztery lata temu Dickstein był niady, sprężysty i mocny niczym skórzane podeszwy butów, w które wyposażyła go armia brytyjska. Gdyby Cortone miał go scharakteryzować po swojemu, powiedziałby: "To najtwardszy, najmniejszy i najbardziej zawzięty ze skurwysynów, którzy ratowali moje zasrane życie".- Za gruby? Nie - powiedział Dickstein. - Ten kraj wcišż żyje na żelaznych racjach. Ale jako sobie radzimy.- Jadałe gorzej...- Jadałem - umiechnšł się Dickstein.- Dostałe się do niewoli.- W La Molina.- Jak cię, do diabła, dopadli?- Bez trudu - wzruszył ramionami Dickstein. - Pocisk złamał mi nogę. Straciłem przytomnoć. Ocknšłem się w niemieckim wagonie.Cortone spojrzał na nogi Dicksteina.- Dobrze złożona?- Miałem szczęcie, w pocišgu dla jeńców był medyk. Nastawił koci.Cortone pokiwał głowš.- A potem w obozie?... - Pomylał, że może nie powinien pytać, ale chciał wiedzieć.Dickstein umknšł spojrzeniem w bok.- W porzšdku, dopóki nie odkryli, że jestem Żydem. Może herbaty? Niestety, nie stać mnie na whisky.- Nie, dzięki. - Cortone najchętniej w ogóle by się więcej nie odzywał. - A co do whisky, rano już jej nie pijam. Życie wcale nie jest takie krótkie, jak się zdaje.Dickstein znów podniósł wzrok na Cortonego.- Postanowili sprawdzić, ile razy można złamać nogę w tym samym miejscu i na powrót jš złożyć.- O Jezu. - Głos Cortonego przeszedł w szept.- To jeszcze było najlepsze ze wszystkiego - stwierdził Dickstein beznamiętnie. Znów spojrzał gdzie przed siebie.- Skurwysyny - powiedział Cortone. Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Twarz Dicksteina nabrała jakiego obcego wyrazu; czego podobnego Cortone nigdy przedtem nie widział. Po chwili uprzytomnił sobie, że maluje się na niej lęk. Dziwna sprawa, przecież najgorsze już się skończyło. - No dobra, do licha, w końcu wygralimy, no nie? - klepnšł Dicksteina po plecach.Dickstein umiechnšł się.- Wygralimy. Ale powiedz, co robisz w Anglii? I jak mnie odnalazłe?- W drodze do Buffalo załatwiłem sobie pokój w Londynie. Byłem w Ministerstwie Obrony... - Cortone zawahał się. Poszedł specjalnie do ministerstwa, żeby zasięgnšć informacji o okolicznociach mierci Dicksteina. - Dali mi adres na Stepney. A tam zastałem tylko jeden dom na całej ulicy, i w tym domu spod calowej warstwy kurzu odgrzebałem tego starca.- Tommy'ego Castera.- Zgadza się. Kiedy wypiłem dziewiętnacie filiżanek cienkiej herbaty i wysłuchałem historii jego życia, skierował mnie do innego domu, gdzie odszukałem twojš matkę, wypiłem jeszcze więcej cienkiej herbaty i wysłuchałem jej biografii. Gdy wreszcie dostałem twój adres, było za póno, żeby zdšżyć na ostatni pocišg do Oksfordu. Poczekałem do rana i oto jestem. Mam tylko parę godzin, mój statek odpływa jutro.- Zdemobilizowali cię?- Trzy tygodnie, dwa dni i dziewięćdziesišt cztery minuty temu.- Co zamierzasz robić po powrocie?- Prowadzić rodzinny interes. Ostatnie lata przekonały mnie, że niezły ze mnie biznesmen.- A czym się zajmuje twoja rodzina? Nigdy mi o tym nie mówiłe.- To firma przewozowa - powiedział Cortone krótko. - A ty? Co z tym Oksfordem? Na miłoć boskš, studiujesz co?- Literaturę hebrajskš.- Żartujesz!- Pisałem po hebrajsku, zanim poszedłem do szkoły. Nigdy ci nie mówiłem? Mój dziadek był prawdziwym uczonym. Mieszkał w jednym mierdzšcym pokoju nad sklepem z plackami przy Mile End Road. Odkšd pamiętam, chodziłem tam w każdš sobotę i niedzielę. Nigdy się nie uskarżałem - lubiłem to. Cóż innego mógłbym studiować?Cortone wzruszył ramionami.- Czy ja wiem, może fizykę jšdrowš albo zarzšdzanie. Po co w ogóle studiować?- Żeby być szczęliwym, mšdrym i bogatym.Cortone pokręcił głowš.- Ty, jak zawsze, tajemniczy. Dużo tu dziewczyn?- Bardzo mało. Poza tym jestem zbyt zajęty.Cortone wyczuł, że Dickstein się rumieni.- Łżesz, dupku. Chcesz, to ci powiem: zakochałe się. Kim ona jest?- No dobrze, masz rację... - Dickstein speszył się. - Ale ona jest nieosišgalna. Żona profesora. Egzotyczna, inteligentna, najpiękniejsza kobieta, jakš w życiu widziałem.Cortone miał niepewnš minę.- To nie wyglšda obiecujšco, Nat.- Wiem, ale jednak... - Dickstein wstał z krzesła. - Sam się przekonasz, co mam na myli.- Zobaczę jš?- Profesor Ashford wydaje party. Jestem zaproszony. Wybierałem się włanie, kied... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony