9145, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dymitr De-SpillerMylšcy wyglšdŻadna chyba teoria naukowa nie wzbudziła nigdy tak gwałtownego sprzeciwu, zdumienia i jednoczenie tak goršcej obrony jak jednoelektronowa teoria wiadomoci Igora Głuchariowa. Po dzi dzień teoria ta pozostaje sporna. Możliwe, iż rozwój myli naukowej w końcu sprawi, że zostanie ona odrzucona, ale i wówczas poruszone przez tę hipotezę zagadnienia nie utracš swego znaczenia.Poza tym w cišgu stulecia, jakie minęło od dnia jej powstania, teoria ta stała się niepisanym testem na zdolnoci twórcze. Jej fanatycy (trudno inaczej nazwać ludzi, absolutnie nie znajšcych teorii wiadomoci, a jednoczenie zagorzałych zwolenników Głuchariowa) okazywali się zazwyczaj autorami najbardziej miałych i owocnych teorii w swojej dziedzinie nauki.Fakty, na których Głuchariow oparł swš teorię, były już znane od dawna. Jednakże do tego, by znalazły ucielenienie w tak paradoksalnym stwierdzeniu, potrzebna była cała namacalnoć owych dziwacznych wydarzeń, które towarzyszyły pobytowi astronautów na Wędrujšcej Planecie.Psychobiolog Igor Głuchariow leciał na planetę Eridan. Gwiazdolot prowadził pilot Wołodia Zienin. Cišgle ich ze sobš mylono - wysoki, barczysty Igor o nieruchomej, grubo ciosanej twarzy bardziej pasował do roli wilka kosmicznego niż okršglutki gaduła Zienin. Znajomych zdumiewało jednak ich podobieństwo - obaj byli intuicjonistami, to jest ludmi o trudnym do przewidzenia i trudnym do wyjanienia sposobie bycia i sposobie mylenia. Jeżeli jednak Igor zasłynšł jako autor hipotez nie do obalenia, ale i nie udowodnionych (a zdaniem niektórych nie do udowodnienia), to Wołodia, którego decyzje natychmiast stawały się czynami, znany był jako pilot z fantastycznym szczęciem. W najtrudniejszych sytuacjach podejmował niewiarygodne, absurdalne decyzje i... zawsze okazywały się one jedynie słuszne, ratujšc życie i jemu, i jego pasażerom.Na Eridan lecieli na zlecenie Centralnej Rady Kosmicznej. Automat przywiózł z tej planety niewielkie twory organiczne, kształtem i wielkociš przypominajšce pestkę wini, które pokrywały całš powierzchnię Eridanu i dosłownie kipiały w jego oceanach. Badania wykazały, że te pestki mogš się stać niewyczerpanym ródłem substancji organicznych dla przemysłu spożywczego i chemicznego. Ale na holofilmach spostrzeżono nagle ruch pestek, nie usprawiedliwiony warunkami zewnętrznymi. Wielu uczonych uznało ten fakt za oznakę wiadomoci, być może dopiero się rodzšcej. Igora wysłano, by to sprawdził, i od jego odpowiedzi zależała decyzja, czy Eridan zostanie wykorzystany jako ródło organicznego surowca.Cel wyprawy wywołał mnóstwo dyskusji o tym, co to jest wiadomoć, intelekt, rozum. Prowadzono je także w obecnoci Uldstruga - najnowszego modelu robota. Jako w połowie lotu Wołodia Zienin, zostawszy sam na sam z Uldstrugiem, zapytał go nieoczekiwanie:- Wydaje mi się, że niezbyt chętnie wykonujesz polecenia Igora i mało mu pomagasz. A może się mylę?Robot odpowiedział dopiero po chwili.- On mi się nie podoba.- A to czemu? - zdziwił się Wołodia.- Chce dowieć, że ja nie istnieję.- Jak to?! - wykrzyknšł Zienin i umiechnšł się. - Pozwól mu się dotknšć...Ale Uldstrug zignorował żart.- Rzekomo nie istnieję jako istota czujšca i wiadoma. Działam podobno czysto mechanicznie jak pišca lalka. Ona przecież nie odczuwa chęci snu, kiedy pod działaniem ciężarków zamyka oczy. Wołodia niedowierzajšco wzruszył ramionami.- To niemożliwe. Przecież na każdym kroku udowadniasz, że czujesz i mylisz zupełnie jak człowiek. Na jakiej podstawie?...- O to niech pan jego zapyta! - odrzekł gniewnie robot. Co też Wołodia uczynił, kiedy we trójkę zebrali się w mesie.- Igor, jak ty się odnosisz do Uidstruga?- Wspaniale! - machinalnie odrzekł Igor, po czym z niepokojem podniósł głowę. - A co? Przecišżam go?- Nie, po prostu spytałem, jak się do niego odnosisz?- A jakże ja się mogę do niego odnosić? - nie zrozumiał Igor.- No, co ty o nim mylisz?- wietna maszyna - odpowiedział Igor i nadal pytajšco spoglšdał na Wołodię.Uidstrug, który słuchał ich uważnie i popatrywał to na jednego, to na drugiego, na te słowa znieruchomiał jak pogański bożek, bez żadnych objawów życia. Wołodia zaczšł go bronić.- Tymczasem on się uważa za istotę czujšcš i mylšcš. - Ze stali i szkła - ironicznie dodał Igor.- Zgoda! Ale przecież jest naszym towarzyszem, zupełnie jak człowiek...- Co to, to nie! Mogę się zgodzić, że Uldstrug jest mylšcš i czujšcš maszynš, ale chyba nie istotš, tym bardziej podobnš do człowieka.- Ale wiadomoć! Przecież jego wiadomoć może być całkowicie ludzka?!- W żadnym wypadku.- I możesz to udowodnić?- Nie.- Jak to?! - oniemiał Wołodia. - A więc poza wyglšdem zewnętrznym nie można znaleć cechy, różnišcej go od człowieka?- Nie można - potwierdził Igor.Wołodia doznał dziwnego uczucia. Póki Igor odmawiał Uldstrugowi ludzkich cech, próbował dowieć czego wręcz przeciwnego, jako że w czasie lotu przywykł do robota jak do kolegi, niezbyt się od nich różnišcego, może tylko więcej wiedzšcego i mogšcego dokonać więcej niż oni. Gdy tylko jednak usłyszał, że jego, człowieka, nie sposób odróżnić od robota, poczuł rozdrażnienie.- A więc, gdyby mu nadać ludzki wyglšd...- To nie odróżnisz go od siebie - szyderczo zakończył Igor. Uldstrug poruszył się i wpatrzył w Igora - nawet dla tego wszystkowiedzšcego robota stwierdzenie to było nowociš.- Dlaczego?Igor zamylił się. Gdyby zaczšł wyjaniać wszystko cile naukowo, byłby to wywód długi i mimo wszystko niezrozumiały, a nie chciał ich zbyć byle czym - ani Uldstrug, ani. Wołodia nie wiedzieli, ile pracy i nerwów włożył Igor w tego robota.- Zachowanie człowieka zależy od znajomoci sytuacji i jej prawidłowej oceny, i przez długi czas uczeni sšdzili, że im więcej danych o konkretnej sytuacji ma robot i im głębszš potrafi przeprowadzić analizę, tym bardziej przemylane będzie jego zachowanie. Zaczęli uzbrajać maszyny w coraz większš liczbę czujników, coraz obszerniejszš informacjš obcišżali ich pamięć, coraz bardziej skomplikowane stawały się programy zachowania, ale wiadomoć się w robotach nie pojawiała. Był też jednak rezultat pozytywny. Liczeni wybrali optymalne wyposażenie robota, najlepsze programy, przy których jego zachowanie było najbliższe zachowaniu człowieka, zaopatrzyli go w imitatory nastrojów i namiętnoci i teraz nie da się go odróżnić od człowieka.- Ale czym się przecież różni? - spytał Wołodia.- Tym, że nie popełnia bezmylnych uczynków. Ale z tego nie zrobi się testu...- Uwaga - znowu przerwał im Uldstrug. - Dogania nas planeta. To było niewiarygodne - planeta nie mogła się poruszać szybciej niż statek w stosunku do galaktyki. Okazało się jednak, że Uldstrug się nie pomylił. Po godzinie w iluminatorze można już było zobaczyć migocšcš tęczowo kulę, gęsto oplecionš łańcuchami górskimi.- Zajrzyjmy tam - zaproponował Wołodia. - Dziwna jaka planeta.- Zgoda - odrzekł Igor.Zlecili Uldstrugowi pieczę nad lšdowaniem, a sami znikli w komorze grawitacyjnej. I opucili jš dopiero po godzinie, kiedy stopa gwiazdolotu pewnie stanęła na gruncie.Pokonujšc ciekawoć, nie od razu wyszli ze statku, lecz by nie naruszać regulaminu, położyli się spać o zwykłej porze, przekazawszy dozór automatom. Przed snem przez pół godziny oglšdali okolicę.Falistš równinę nieustannie owietlała zorza polarna. Przecinały jš szare, poprzecznie pofałdowane wały, cišgnšce się po horyzont, tam gdzie czerniały góry. Grunt był guzowaty i wydawał się przez to kamienisty, ale oddzielnych kamieni było mało. Nie opodal wznosiły się tarasowate wzgórza.Napatrzywszy się do woli przez iluminator, astronauci poszli spać i przespali szeć godzin. W tym czasie pracowały urzšdzenia samopiszšce, które ustaliły, że planeta zawiera sporo substancji monopolarowych, jest lekko radioaktywna i ma rozrzedzonš atmosferę argonowš. Temperatura na powierzchni utrzymywała się poniżej minus 2000 Celsjusza, toteż wyszli na zewnštrz odziani w ciężkie skafandry.Natychmiast poczuli, że stali się ciężsi, zresztš nie o wiele. Rozejrzeli się i skierowali ku szaremu wałowi o głębokich kolistych fałdach, który cišgnšł się zakolami na szczyt wzgórza. Po drodze w kilku miejscach pobrali próbki gruntu, ale nie udało im się odbić kawałka samego wału. Młotek z brzękiem odskakiwał od jego powierzchni, choć na oko niczym się ona nie różniła od kruchego gruntu, którego szczeliny czasem cišgnęły się także na wale.Wołodia za pomocš przyrzšdu okrelił skład chemiczny substancji - o dziwo, piercieniowaty wał nie składał się z bazaltu, jak wszystkie okoliczne kamienie, ale z jakich zwišzków monopolarowych.- To niesamowite, że tak różne minerały sš tak podobne! - wykrzyknšł Igor, na próżno szukajšc wzrokiem choćby najmniejszej różnicy w wyglšdzie powierzchni wału i bazaltu. Zienin zgodził się, że jest to rzeczywicie niepojęte. Wstał z kolan, przeszedł po wale i spostrzegł w zagłębieniu pod wzgórzem stos jakich dziwnych wydłużonych kamieni.Zbliżywszy się do tego trójkštnego stosu, zobaczyli, że kamienie były rurkowate, z wieloma kanalikami na wylot, niektóre się rozwidlały, inne były spiralnie wygięte i w ogóle bardziej przypominały skamieniałe koci niż minerał.Wkładajšc je do plecaka Wołodia nagle poczuł, że co się w pobliżu zmieniło - przedtem na wale nie było łaciatego wzgórka.Dziwny był ten wzgórek! Im bliżej d... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony