9148, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gordon DicksonCzłowiek w torbie na listyGordon R. Dickson [zm. 31.01.2001] znany jest przecie wszystkim ze swego ambitnego cyklu Childe, popularnie zwanego cyklem Dorsaj, traktujšcego o rasie międzygwiezdnych najemników (Dorsajów) kształtujšcych swój los na tle złożonej Historii Przyszłoci, obfitujšcej w filozofię i kosmiczne wojny. Lecz w cišgu swej czterdziestoomioletniej kariery pisarskiej Dickson sięgał po wszelkie możliwe gatunki science fiction, od slapstikowych komedii po głębokie studia psychologiczne; nie gardził tez fantasy. Na cykl Childe składajš się: kontrowersyjne Żołnierzu, nie pytaj (stanowišce w opinii wielu odpowied na Kawalerię Kosmosu Roberta A. Heinieina), Nekromanta, Taktyka błędu, Dorsaj!, Young Bleys i nowsze The Final Encyclopedia oraz The Chantry Guild; opowiadania zostały zebrane w tomie The Dorsai Companion [częciowo wydanym po polsku pt. Zaginiony Dorsaj]. W 1965 roku zdobył nagrodę Hugo za krótkš wersję Żołnierzu, nie pytaj, w 1966 Nebulę za Nazywaj go Panie i kolejne dwa Hugo w 1981 za Zaginionego Dorsaja i The Cloak and the Staff. Napisał też między innymi Arcturus Landing, None But Man, The Alien Way, Sleepwalkers Worid, The Last Master, Hour of the Horde, Way of the Pilgrim, Wolf and Iron, Timestorm, Wolfling,The Pritcher Mass,The Space Swimmers oraz serię powieci fantasy Smok i Jerzy [po polsku dotšd osiem tomów] i The Earth Lords. Liczne opowiadania Dicksona zostały wydane w zbiorach In Iron Years, The Book of Gordon R. Dickson, Love Not Human, Beginnings, Ends, Invaders!, Mindspan, Foreward!, The Man from Earth, Steel Brother i innych [po polsku wydano Z krwi i koci. więty smok i Jerzy]. Długi cykl napisanych wspólnie z Poulem Andersenem komicznych opowiadań z serii Hoka ukazał się w zbiorach Hokai i Earthmans Burden; istnieje także powieć z tego cyklu. Star Prince Charlie. Prezentowane tu opowiadanie zostało póniej rozbudowane w powieć Special Delivery, która ma też częć drugš, Spacepaw. Choć w jego opowiadaniach nie brak szybkiej akcji, sš one także zwykle doskonale przemylane, czasem wręcz przejmujšco poważne i prowokujš do głębszych rozważań. Powraca w nich motyw zmian filozofii, etyki i struktur społecznych koniecznych do zapewnienia ludzkoci przetrwania w rozwijajšcym się gwałtownie, złożonym rodowisku przyszłoci.Czasem jednak (jak na przykład w cyklu Hoka) Dickson pisze po prostu dla zabawy. A wród jego tekstów niewiele jest równie rozrywkowych opowiadań, jak zamieszczona tu zabawna historia (zauważmy jednak, że i w niej nie brak komentarzy na temat struktur społecznych i najskuteczniejszych metod zachowania niezbędnych do manipulowania otaczajšcš nas społecznociš; po prostu zostały one potraktowane w nieco inny, lżejszy sposób), traktujšca o przygodach pechowego Ziemianina, który musi poradzić sobie z potężnymi, rubasznymi, bezceremonialnymi, włochatymi, drażliwymi Dilbianami, nawet jeli sukces musiałby opłacić własnym życiem - co niestety wydaje się nader prawdopodobne...Dostojny i czcigodny Joshua Guy, ambasador pełnomocny na Dilbii, palił fajkę. Gryzšcy tytoniowy dym sprawił, że John Tardy zakrztusił się gwałtownie i zaczšł się dusić - albo przynajmniej takie odniósł wrażenie.- Tak? - wyrzęził.- Przepraszam - odparł Joshua i wytrzšsnšł zawartoć fajki do popielniczki, gdzie tytoń spokojnie żarzył się dalej, dymišc zaledwie odrobinę mniej zabójczo. - Sšdziłem, że usłyszałe za pierwszym razem. Mówiłem, że naturalnie, gdy tylko dowiedzielimy się, iż przydzielono ci to zadanie, rozpucilimy pogłoski, że jeste głęboko przywišzany do dziewczyny.- Do... - John z trudem chwytał powietrze. Obaj rozmawiali po dilbiańsku, tak by mógł poćwiczyć język, którego znajomoć wprowadzono pod hipnozš do jego umysłu podczas lotu z Pasa, toteż odruchowo posłużył się miejscowym przydomkiem zaginionej ziemskiej socjolożki: - Tłustej Twarzy?- Panny Ty Lamorc - potwierdził Joshua, gładko przechodzšc na basie i z powrotem na dilbiański. - Lub, jeli wolisz. Tłustej Twarzy. A przy okazji, nie powiniene traktować tych dilbiańskich imion dosłownie. Dwaj starsi dżentelmeni, których zaraz poznasz - Tata Drżšce Kolana i Dwie Odpowiedzi - nie sš tacy, jak można by oczekiwać. Drżšce Kolana zyskał sobie to miano, bo kiedy musiał dwignšć pień drzewa. Po trzech kwadransach kto zauważył, że zaczynajš drżeć mu nogi. A Dwie Odpowiedzi to wyraz szacunku dla Dilbianina, który potrafi znaleć więcej niż jedno rozwišzanie problemu.John Tardy miał ochotę spytać, skšd wzišł się Dilbiański przydomek Joshuy. Mały Gryz, uznał jednak, że lepiej będzie przejć na bezpieczniejszy teren.- A ten Schlaff...?- Heiner Schlaff - wtršcił Joshua Guy, marszczšc brwi - popełnił błšd. Można by sšdzić, że powinien wiedzieć, iż nie należy tracić głowy, kiedy podniesie go Dilbianin. Po pierwszym razie Heinie nie mógł nawet wyjć na ulicę: który z Dilbian zaraz łapał go i podnosił, by usłyszeć jego wrzaski. Nazwali go Piszczšcy Pryszcz; bardzo niedobrze dla stosunków ziemsko-dilbiańskich. - Spojrzał surowo na Johna. - Spodziewam się, że ty zachowasz się lepiej. - Zdawał się mierzyć wzrokiem masywne ciało Johna i jego rude włosy.- Ależ tak - zapewnił go popiesznie John.- Cztery lata temu zwyciężyłe na olimpiadzie w dziesięcioboju, tak?- Owszem - odparł John. - Lecz tak naprawdę chcę dołšczyć do zespołu badawczego i polecieć na nowe planety. Jestem wykwalifikowanym biochemikiem i...- Czytałem twoje akta. No cóż, spisz się dobrze, a wtedy kto wie? - Joshua Guy wyjrzał przez okno na niskie, masywne drewniane budynki dilbiańskiego miasta Humrog, rysujšce się ostro na tle miejscowych drzew iglastych i widocznych w dali górskich szczytów. - Ale tu liczy się twoja sprawnoć fizyczna. Rozumiesz, czemu musisz to zrobić sam?- Mówili mi o tym na Ziemi. Ale gdyby mógł pan dodać co jeszcze...- Szefostwo nigdy nie docenia ważnych niuansów podobnych sytuacji - oznajmił niemal radonie Joshua. - Krótko mówišc, chcemy się zaprzyjanić z Dilbianami. Jak dotšd ze wszystkich ras, jakie napotkalimy, ta jest nam najbliższa inteligencjš. Byliby z nich wietni partnerzy. Niestety, nie potrafimy wywrzeć na nich odpowiedniego wrażenia.- Rozmiar? - spytał John Tardy.- Cóż, owszem; rozmiar to chyba największa przeszkoda. Fakt, iż w porównaniu z nimi przypominamy pieski pokojowe. Ale dzielšce nas różnice jeszcze wyraniej uwidaczniajš się w kulturze. Dilbian nie obchodzš mechaniczne sztuczki; dbajš wyłšcznie o własny honor i zdrowe życie na wieżym powietrzu. - Spojrzał na swego rozmówcę. - Oczywicie spytasz zaraz, czemu nie zorganizujemy pokazu siły.- No... - zaczšł John.- Ale my nie chcemy z nimi walczyć. Pragniemy się zaprzyjanić. Pozwól, że posłużę się ziemskim przykładem. Ludzie od wieków oswajali małe dzikie zwierzęta. Natomiast te duże, nieprzywykłe do ustępowania komukolwiek...Piiiiiiiip! - zadwięczał zapowiadacz na biurku ambasadora.- Już tu sš. - Joshua Guy wstał. - Przejdmy do sali przyjęć. I pamiętaj, że Rany-Ale-Ciało to córka Drżšcych Kolan. Włanie fakt, że Nadrzeczny Postrach jej pragnšł, spowodował całe to zamieszanie. To dlatego Postrach porwał Ty Lamorc.John Tardy podšżał za ambasadorem do sšsiedniego pomieszczenia. Mimo szkolenia pod hipnozš wcišż kręciło mu się w głowie od tych dziwacznych dilbiańskich imion - zwłaszcza Rany-Ale-Ciało, którego tłumaczenie na basie stanowiło zaledwie blady cień oryginału. Choć nie był szczególnie niemiały, z trudem przyszłoby mu spojrzeć w oczy ojca i nazwać jego jedynš pociechę... w tym momencie wszedł do pokoju i z jego głowy natychmiast umknęły wszelkie myli.- No, jeste. Mały Gryzie! - zagrzmiał większy z dwóch czekajšcych na nich poroniętych czarnym futrem potworów. Liczył sobie dobre dwa i pół metra wzrostu. - To ten nowy? Dwie Odpowiedzi i ja przyszlimy bezzwłocznie, żeby go poznać. Doć kolorowy na czubku, prawda?John Tardy wzdrygnšł się lekko, lecz Joshua Guy nawet nie mrugnšł.- Niektórzy z nas majš włosy o takiej barwie - odparł. - To jest John. Johnie, poznaj Drżšce Kolana. A ten cichy to Dwie Odpowiedzi.- Cichy! - ryknšł milczšcy Dilbianin, wybuchajšc ogłuszajšcym miechem. - Ja, cichy! To dobre! - dodał radonie.John gapił się na niego. Mimo szkolenia nie mógł się pozbyć skojarzeń z dwoma olbrzymimi niedwiedziami, które stanęły na tylnych nogach i przeszły na dietę. Dilbianie byli chudsi od niedwiedzi - choć chudoć to pojęcie względne, kiedy waży się ponad pół tony - i mieli dłuższe nogi. Ich nosy były bardziej płaskie, a dolne szczęki i brody przypominały raczej ludzkie niż zwierzęce. Porastajšce ich gęste czarne futro oraz niedwiedziowaty język i zachowanie czyniły to porównanie czym naturalnym, lecz pod względem biologicznym bliżsi byli istotom ludzkim.- Nie umiałem się tak od czasu, gdy stary Mokry Nos wpadł do kadzi z piwem! - prychnšł Dwie Odpowiedzi, powoli odzyskujšc panowanie nad sobš. - W porzšdku, Czerwony Na Górze, co masz nam do powiedzenia? Sšdzisz, że jednš rękš pokonasz Nadrzecznego Postracha?- Jestem tu po to - odparł John - by uwolnić, eee, Tłustš Twarz, i...- Nadrzeczny nie odda jej ot, tak sobie, prawda, Kolana? - Dwie Odpowiedzi żartobliwie szturchnšł wielkim łokciem swego towarzysza.- Nie ten chłopak! - Drżšce Kolana potrzšsnšł głowš. - Mały Gryzie, nie powinienem był dać ci się przekonać do rezygnacji z takiego zięcia. Twardy? Ostry? Podstępny? Idealny mšż dla mojej małej!- Sugerowałem jedynie - odparł skromnie Joshua - aby nieco zaczekali. Rany-Ale-Ciało jest jeszcze doć młoda i...- O rany, jakie ma ciało!... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony