9191, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROALD DAHLNIESPODZIANKIZ angielskiego przełożyłaAriadna Demkowska-BohdziewiczKsišżka i Wiedza. Warszawa 1984Tytuł oryginałuTales of the UnexpectedŠ Roald Dahl, 1948, 1949, 1950, 1952, 1953, 1959, 1961, 1979Okładkę projektował JULIAN RYBICKIRedaktorTERESA ABRASZEWSKARedaktor techniczny ANNA BONISŁAWSKAKorektorDANUTA WZIĽTEKŠ Copyright for the Polish edition byWydawnictwo Ksišżka i Wiedza",RSW Prasa-Ksišżka-Ruch", Warszawa 1984ISBN 83-05-11313-2SMAKByło nas szecioro na kolacji u Schofieldów w ich londyńskiej rezydencji: Mike Schofield, jego żona i córka, moja żona i ja, i niejaki Ryszard Pratt.Ryszard Pratt był znanym smakoszem, prezesem małego stowarzyszenia o nazwie ,,Epikur i co miesišc na własny koszt rozsyłał jego członkom broszurki na temat potraw Iwin. Organizował kolacje, na których pojawiały się wyszukane dania i rzadkie wina. Nie palił z obawy o wrażliwoć swojego podniebienia i miał dziwaczny, doć zabawny zwyczaj mówienia o winach jak gdyby to były żywe stworzenia.Roztropne winko mawiał trochę niemiałe, nieuchwytne, ale całkiem roztropne. Albo: Życzliwe, wesołe wino, może odrobinę frywolne, odrobinkę, ale przede wszystkim pogodne.Na kolacji z Ryszardem Prattem byłem już dwa razy i za każdym razem Mike i jego żona po prostu wychodzili ze skóry, by dla słynnego smakosza przygotować co specjalnego. Owego wieczoru z całš pewnociš nie chcieli odstšpić od reguły. Gdy weszlimy do jadalni, spostrzegłem, że stół zastawiono jak do prawdziwej uczty. Wysokie wiece, złociste róże, lnišce srebra, po trzy kielichy do wina przy każdym nakryciu, no i przede wszystkim delikatny zapach pieczeni dobiegajšcy z kuchni, który sprawiał, że człowiekowi linka ciekła do ust.Gdy zasiedlimy do stołu, przypomniałem sobie, że przy okazji dwóch poprzednich bytnoci Ryszarda Pratta Mike dla zabawy założył się z nim, że nie odgadnie nazwy winnicy i roku winobrania podanego do kolacji klaretu. Pratt odparł, że nie sprawi mu to szczególnych trudnoci pod warunkiem, że chodzi o jeden ze znanych roczników. Mike postawił skrzynkę tegoż wina, twierdzšc, że Pratt nie zgadnie. Pratt wygrał zakład obydwa razy. Byłem pewien, że tego wieczoru historia się powtórzy, gdyż Mike gotów był nawet przegrać, byle tylko dowieć, że podał wino godne uznania, a Pratt z kolei zdawał się czerpać głębokie, jakkolwiek skrywane zadowolenie z popisywania się swojš wiedzš.Na poczštku podano małe rybki z patelni, dobrze wysmażone na male, i do tego wino mozelskie. Mike wstał i osobicie rozlał wino do kieliszków. Gdy usiadł z powrotem, widziałem ze swojego miejsca, że z uwagš obserwuje Pratta. Butelkę postawił tuż przede mnš w taki sposób, że mogłem odczytać etykietę: Geierslay Ohligsberg, 1945. Nachyliwszy się szepnšł, że Geierslay to maleńka wioska nad Mozelš, niemal zupełnie nie znana poza granicami Niemiec. Powiedział, że wino, które pijemy, jest niezwykle, a zbiór w tej winnicy był tak skšpy, że dla cudzoziemców praktycznie niedostępny. Poprzedniego lata odwiedził Geierslay wyłšcznie po to, by dostać parę tuzinów butelek, które mu w końcu raczyli sprzedać.Wštpię, by ktokolwiek w naszym kraju miał je teraz u siebie powiedział. I znów zerknšł na Pratta. Wino mozelskie ma tę zaletę tu podniósł głos że można je podać przed klaretem. Ludzie zwykle podajš reńskie, ale dlatego, że się nie znajš. Reńskie wina zabijajš delikatny smak klaretu, prawda? To barbarzyństwo podawać reńskie przed klaretem. Lecz mozelskie o! mozelskie jest tu jak najbardziej na miejscu.Mike Schofield był miłym panem w rednim wieku. Ale był też maklerem giełdowym. Mówišc dokładniej, spekulował na giełdzie i, jak to się zdarza niektórym spekulantom, czuł niemal wstyd i zażenowanie, że tyle pieniędzy zarobił tak niewielkim nakładem pracy. W głębi serca zdawał sobie sprawę, że mało się różni od bookmachera pozornie cieszšcego się szacunkiem, ale w istocie pozbawionego skrupułów i wiedział, że jego przyjaciele też tak sšdzš. Starał się więc gorliwie o etykietę człowieka kulturalnego, wyrabiał w sobie smak literacki i artystyczny, kolekcjonował obrazy, płyty, ksišżki i tym podobne rzeczy. Jego krótki wykład o winie reńskim i winie mozelskim stanowił częć tego wszystkiego, tej kultury, której pragnšł nabyć.Urocze winko, nie sšdzicie państwo? powiedział. Nadal przyglšdał się Prattowi. Widziałem, że nachylajšc się nad talerzem po nowy kawałek ryby za każdym razem zerkał ukradkiem w jego stronę, i czułem wyranie, że nie może się doczekać momentu, gdy Pratt po pierwszym łyku wina pole mu sponad kieliszka umiech zadowolenia, być może nawet zdumienia, i wtedy zacznie się dyskusja, a Mike powie mu o wiosce, która nazywa się Geierslay.Lecz Ryszard Pratt nie kosztował wina. Był całkowicie pochłonięty rozmowš z osiemnastoletniš córkš Mikea, Luizš. Na wpół odwrócony do niej, umiechał się i opowiadał, o ile mogłem zgadnšć, jakš historyjkę o kucharzu z pewnej restauracji paryskiej. Mówišc pochylał się ku niej coraz niżej, coraz bliżej, jakby gotów w swoim zapamiętaniu zwalić się na niš całym ciałem; biedna dziewczyna, bliska rozpaczy, odchylała się, jak mogła, potakiwała uprzejmie i omijajšc jego twarz wpatrywała się w najwyższy guzik smokingu.Skończylimy rybę i pokojówka zaczęła zbierać talerze. Gdy podeszła do Pratta, zauważyła, że nie tknšł jedzenia, więc się zawahała i Pratt dopiero wtedy jš spostrzegł. Odprawił pokojówkę ruchem ręki, przerwał rozmowę i zabrał się do jedzenia. Niedbale nadziewajšc na widelec małe bršzowe, kruche rybki, z popiechem wsuwał je do ust. Gdy skończył, sięgnšł po kieliszek, dwoma łykami wlał sobie wino do gardła i natychmiast odwrócił się do Luizy Schofield, podejmujšc przerwanš konwersację.Mike wszystko to widział. Byłem wiadom, że patrzšc na Pratta, całš siłš woli powstrzymuje się od zrobienia uwagi. Jego okršgła, jowialna twarz traciła napięcie i jakby zapadała się, lecz ani drgnšł: panował nad sobš i nic nie mówił.Wkrótce pokojówka wniosła drugie danie. Był to duży kawał pieczeni wołowej. Postawiła półmisek przed Mikeem, który wstał, krajał pieczyste na bardzo cienkie płaty i kładł je ostrożnie na talerze roznoszone przez pokojówkę dokoła stołu. Kiedy obsłużył wszystkich, nie wyłšczajšc siebie, odłożył duży nóż, oparł obie ręce o brzeg stołu i wychyliwszy się nieco do przodu rzekł:A teraz zwracał się do wszystkich, lecz patrzał na Ryszarda Pratta teraz pora na wino. Proszę mi wybaczyć, ale muszę pójć i przynieć klaret.Musisz pójć i przynieć? Skšd? zapytałem.Butelka jest w moim gabinecie, już odkorkowana. Wino oddycha.Dlaczego w gabinecie?Żeby nabrało temperatury pokojowej, to jasne. Jest tam od dwudziestu czterech godzin.Ale dlaczego w gabinecie?Bo to najlepsze miejsce w całym domu. Ustalilimy to z Ryszardem, kiedy był tu ostatnim razem.Słyszšc swoje imię Pratt obejrzał się.Prawda, Ryszardzie? zapytał Mike.Tak jest odpowiedział Pratt, potakujšc z powagš. To prawda.Stoi na zielonej szafce z aktami w moim gabinecie. To miejsce uznalimy za najlepsze. Nie ma tam przecišgu i temperatura nie ulega zmianie. A teraz muszę was przeprosić, dobrze? Pójdę po wino.Myl, że zacznie się teraz bawić innym winem, przywróciła mu dobry humor; wyszedł szybko z pokoju, by po minucie wrócić krokiem powolniejszym, ostrożnie trzymajšc oburšcz koszyczek, w którym spoczywała ciemna butelka. Tak jš położył, że była ukryta.No, proszę! krzyknšł podchodzšc do stołu. Co powiesz o tym, Ryszardzie? Nigdy nie odgadniesz nazwy.Ryszard Pratt powoli odwrócił się, najpierw spojrzał na Mikea, potem w dół na butelkę spoczywajšcš wygodnie w małym, plecionym koszyczku, a potem uniósł brwi, wyniole, lekceważšco, i wysunšł wilgotnš, dolnš wargę despotycznš i nagle bardzo brzydkš.Nigdy nie zgadniesz powiedział Mike. Nawet za sto lat.Klaret? spytał Ryszard Pratt łaskawie.Oczywicie.Zatem przypuszczam, że jest z której z tych mniejszych winnic.Możliwe, Ryszardzie. Ale możliwe też, że jest inaczej.Ale to dobry rocznik, prawda? Jeden z tych doskonale udanych.Tak. Za to ręczę.Wobec tego nie widzę większych trudnoci powiedział Ryszard Pratt, cedzšc słowa z bardzo znudzonš minš. Było co dziwnego przynajmniej dla mnie nie tylko w tym jego powolnym cedzeniu słów i znudzonej minie: miał zły wyraz oczu i jaki rodzaj napięcia w całej postawie, które budziło we mnie nieokrelony lęk, gdy mu się przyglšdałem.A jednak tym razem będzie to raczej trudne powiedział Mike. Nie zmuszam do zakładu.Czyżby? A dlaczego? I znów to powolne uniesienie brwi i chłodne, intensywne spojrzenie.Ponieważ trudno będzie zgadnšć.Nieszczególny to dla mnie komplement.Mój drogi powiedział Mike. Założę się z przyjemnociš, jeli sobie życzysz.Nie powinienem mieć większych trudnoci.Czy to znaczy, że zgadzasz się na zakład?Ależ oczywicie odpowiedział Ryszard Pratt.Doskonale. O to, co zwykle. O skrzynkę tegoż wina.Więc uważasz, że nie potrafię odgadnšć, jak się ono nazywa, czy tak?Jeli chodzi o cisłoć, owszem, sšdzę z całym należnym ci szacunkiem, że nie wygrasz tego zakładu odrzekł Mike. Czynił pewien wysiłek, aby być grzecznym, natomiast Pratt nie zadawał sobie trudu, żeby ukryć pogardę dla jego zabiegów. A jednak, dziwna rzecz, następnym swoim pytaniem zdradził pewne zainteresowanie.Chcesz podnieć stawkę?Nie, Ryszardzie. Skrzynka wina to dużo.Chętnie założyłbym się o pięćdziesišt skrzynek.To byłoby głupie.Mike stał nieruchomo za swoim krzesłem u szczytu stołu, trzymajšc ostrożnie ten mieszny koszyczek z butelkš. Nozdrza mu lekko zbielały, wargi miał zacinięte.Pratt odchylił się do tyłu razem z krzesłem i ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony