9205, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrzej Drzewi�skiIntrygaWdrapa�em si� na pok�ad spacerowy; szcz�liwie jeden z le�ak�w by� pusty. Obok spoczywa� �ysy osobnik z g�st� czarn� brod�. �u� nie zapalone cygaro. Gdy siada�em, �ypn�� na mnie zza roz�o�onej gazety. Z ulg� rozprostowa�em ko�ci, gdy� podr� kolej�, a potem szale�cza jazda taks�wk� w upale bardzo mnie zm�czy�y.Na statku panowa� ruch i krz�tanina, jak zwykle w chwili odej�cia z portu. Baga�owi roznosili walizy i bukiety kwiat�w, wsz�dzie biega�y podekscytowane dzieciaki i g�o�niki s�czy�y ckliwe melodie. Na szcz�cie, wraz z gwizdem syren, przylecia� znad morza lekki, s�ony wiatr. Po raz ostatni da�y si� s�ysze� okrzyki po�egna� i po chwili pok�ad spacerowy zape�ni� si� lud�mi. Akurat gdy min�li�my g��wki falochronu, powietrze zahucza�o od ich g�os�w. Gadali, paplali, mruczeli i szczebiotali s�ycha� by�o tylko miarow� wibracje d�wi�k�w. Zdesperowany przykry�em twarz tygodnikiem. Gong na obiad by� ostatni� rzecz�, kt�r� zarejestrowa�em.Kto� potrz�sa� moim ramieniem, delikatnie, lecz stanowczo. Otworzy�em oko i senne jeszcze zmys�y zawiod�y mnie w pierwszej chwili. W ko�cu pozna�y le�ak i szum wody.- Jest ju� wp� do si�dmej, prosz� pana - oznajmi� cichy szept. - Za p� godziny kolacja.U�miechni�ty m�czyzna znikn�� w cieniu nadbud�wki. Jeszcze przez moment �ledzi�em biel jego uniformu. Na pok�adzie wszystkie le�aki by�y posk�adane i przypi�te pasami. Musia�em spa� kilka godzin, gdy� niebo si� zachmurzy�o, a s�o�ce le�a�o bardzo nisko. Z zam�tem w g�owie wsta�em i przypominaj�c sobie numer kajuty, zszed�em po schodkach, poganiany ch�odnym wiatrem. Do�� d�ugo b��dzi�em po kr�tych korytarzach szukaj�c swojej klitki. Niestety, nie sta� mnie by�o na pierwsz� klas�.Zg�stnia�e i md�e powietrze uderzy�o mnie w twarz zapomnia�em w��czy� wentylator. Naprawi�em sw�j b��d i poszed�em pod prysznic. Po k�pieli na zegarku brakowa�o dziesi�ciu minut do si�dmej. Wentylator �omota�, jak ob��kany motyl. Wol� to ni� zaduch.W lustrze w korytarzu prezentowa�em si� wspaniale: czarne bawe�niane spodnie, czarna koszula z bia�ymi lam�wkami, be�owe buciki i mi�ciutka sk�rzana kurtka. Mija�em w�a�nie zakr�t ci�gle pustego korytarza, gdy kto� za mn� otworzy� drzwi. Przystan��em i delikatnie odchyli�em g�ow� do ty�u. Kobieta. Wygl�da�a jak aktorka, kt�rej karier� z�ama�o ob�arstwo. By� to okaz wr�cz laboratoryjny. Blondynka, d�ugie sztuczne rz�sy, przesadny makija� i chybotliwy krok. Du�a lalka w tandetnym gu�cie. Ju� mia�em ruszy� dalej, gdy us�ysza�em, jak zwraca si� do kogo� w kajucie.- Martin, pospiesz si� - g�os mia�a szorstki, przepity. Id� pierwszy. Wiesz, jak nie lubi� ps�w. Mo�e i tu p�ta si� jakie� g�wno i jeszcze b�d� musia�a je kopn��.U�miechn��em si� z�o�liwie. Nigdy nie wolno przepu�ci� takiej okazji. Zreszt� facet, do kt�rego przemawia�a, nie m�g� by� gro�ny, je�eli taki maszkaron m�g� mu rozkazywa�. Przycupn��em, zawarcza�em i zaszczeka�em g�o�no. S�dz�, �e nawet bernardyn by si� mnie nie powstydzi�. T�umi�c �miech k�usowa�em na wy�szy poziom, s�ysz�c z ty�u histeryczne wrzaski.Na sali by�em r�wno z gongiem. Nie czu�em g�odu, ale pragn��em widoku ludzi gdy� podr�e zawsze nastrajaj� mnie nostalgicznie. Prawie wszyscy siedzieli ju� przy ma�ych stolikach i cicho rozmawiali. Obj��em ich szybkim spojrzeniem. Twarze m�czyzn nie wywo�a�y �adnych skojarze�. Kobiety by�y takie, �e mog�oby ich nie by�. Kelner przyni�s� p�misek. Obok kto� przesun�� krzes�a. Drgn��em. M�j wsp�towarzysz wygl�da� na zwyk�ego turyst� i zaraz zabra� si� do w�dlin. Na wszelki wypadek �ci�gn��em z du�ego p�miska swoj� cz��. Z ty�u na podium dla orkiestry kto� gra� na fortepianie. Figlarne frazy skaka�y z miejsca na miejsce stanowi�c swoisty akompaniament dla ludzkich g�os�w. Sufit pokrywa�o tandetne niebieskie malowid�o przedstawiaj�ce ugwie�d�one niebo. Po wyeksponowanej smudze Mlecznej Drogi p�yn�y znaki zodiaku: gruba Panna, zezowaty Strzelec i niesamowicie powykr�cane Bli�ni�ta.Przy wej�ciu us�ysza�em szmer przechodz�cy w g�o�ny ha�as. Jego �r�d�o zbli�a�o si� do �rodka sali. By�a nim owa okropna blondynka.- Chod�cie szybko. Tam w telewizorze jest jakie� dra�stwo - krzycza�a. - Szybko! To �wi�stwo nam grozi i m�wi, �e wszyscy mamy go wys�ucha�.Ludzie otoczyli j�, �miali si�, ale byli te� przestraszeni. Szybko prze�yka�em ostatnie k�sy. Zbiorowisko ros�o w oczach. Po chwili wszyscy ruszyli do sali telewizyjnej. Podrepta�em za nimi.Do ma�ej salki wepcha�o si� ju� ponad dwie�cie os�b. Panowa�a kamienna cisza. Wszyscy bez wzgl�du na to, czy stali, czy siedzieli - w nabo�nym skupieniu wpatrywali si� w telewizor - jedyne �r�d�o �wiat�a na sali. Nie widzia�em �adnego obrazu. Twarze ludzi nabra�y gipsowej tonacji. Nagle, idealnie bia�y dot�d prostok�t zmieni� barw� na zgni�ozielon�. Z os�upieniem stwierdzi�em, �e kamera pokazuje olbrzymi�, przelewaj�c� si� masa. Metaliczny g�os przem�wi� z ekranu.- Uwa�amy, �e ju� wi�kszo�� z was s�ucha, b�d� ogl�da nas teraz. To wystarczy, gdy� reszta dowie si� od was. Wy zgni�ki! Jeste�my przedstawicielami tak wysoce rozwini�tej cywilizacji, �e nigdy nie pojmiecie nawet cz�ci tego, co umiemy. Macie szcz�cie, gnidy, �e wasz poziom rozwoju przekroczy� pierwszy pr�g intelektualny. W przeciwnym razie nie cackaliby�my si� z wami. Aha, to co m�wimy nie jest �artem jakiej� waszej krety�skiej stacji radiowej, b�d� telewizyjnej. Sprawd�cie na innych pasmach. Tam jest to samo.Kto� bli�ej siedz�cy przelecia� palcem po klawiaturze kana��w. Wsz�dzie przelewa�a si� obrzydliwa bryja chrypi�c w r�nych j�zykach.- Przekonali�cie si�. A teraz, do rzeczy! Poddamy was testowi, kt�ry zadecyduje o waszym losie. Je�li go zdacie, to odlecimy z tej planety, kt�ra jest zbyt pi�kna, by�cie na niej �yli. Ale nie obawiajcie si� jaskiniowcy zdanie testu uczyni was bezpiecznymi. Lecz, gdy go oblejecie, biada wam! Usuniemy was. Po prostu zdezynfekujemy glob od tak cudacznych istot. Wy ssaki! - tu g�os na moment urwa�, jakby dla podkre�lenia ostatniej uwagi. - Test polega na tym, �e musicie znale�� jednego z nas. Dziesi�ciu moich wsp�braci opanowa�o psychik� dziesi�ciu z was i pos�uguje si� ich cia�ami. Zamiany dokonali�my ju� kilka godzin temu i jak na razie nic nie wzbudzi�o waszego podejrzenia, wy trz�sad�a. Ta dziesi�tka jest rozrzucona po ca�ej planecie. Macie czterdzie�ci osiem godzin od ko�ca tego komunikatu na zdemaskowanie przynajmniej jednego z naszych. Gdy go unieszkodliwicie, zaliczamy wam test, wy gnypy! To nie jest �art. Ci, kt�rzy s� po ciemnej obecnie stronie globu b�d� mogli ujrze� za pi�� minut ciekawe zjawisko. Zabarwimy �wiartk� Ksi�yca na zielono. Id�cie to zobaczy�, niedowiarki. A p�niej szukajcie naszej dziesi�tki. Pami�tajcie, to mo�e by� ka�dy z wasi - G�os zamilk� a na ekranie pojawi� si� obraz Ziemi z du�ej odleg�o�ci.Zawis�a w�r�d nas upiorna, niczym nie o�ywiona pustka. Kto� za�mia� si� idiotycznie, ale dosta� zaraz po g�bie i krztusz�c si� zamilk�. Kto� wali� pi�ci� w telewizor. Cz�owiek w mundurze wbieg� z okrzykiem: �...w radiu by�o to samo�. Ka�dy chcia� co� powiedzie�, b�d� zrobi� i dopiero po chwili wszyscy wpadli na pomys�, �e nale�y jednak obejrze� Ksi�yc. Jak wariat bieg�em na g�ra. Nagle pociemnia�o mi w oczach. Kto� musia� wy��czy� albo uszkodzi� o�wietlenie pok�adu; po omacku dotar�em do burty. Zadar�em g�ow�, mocno zaklinowany w ci�bie ludzkiej.Nigdy nie widzia�em takiego nieba. Wr�cz namacalnie odczuwa�em zawieszenie w�r�d niewyobra�alnej mnogo�ci gwiazd. Z dalekiej pustki bi�y strugi srebrnego �wiat�a, a po popielatym niebie sun�� bia�y kr�g Ksie�yca. Szczyty komin�w i nadbud�wek migota�y w fosforycznym tle; trac�c swoje kontury; zdawa�y si� zwisa� i p�yn�� nad nami. Nad st�oczonymi lud�mi wi�a si� para oddech�w. Raptem wszyscy westchn�li. Dolna cze�� tarczy Ksi�yca nabra�a dziwnego, nasycaj�cego si� koloru. By�a to barwa �wie�ego og�rka.Tak to wygl�da�o. Bali�my si� kiedy� Przybysz�w, modlili�my si� do nich, m�wili�my, �e nie istniej�. A tu takie co� 1 Zostaniemy poddani testowi, kt�ry rozstrzygnie czy mamy dalej istnie�. Wt�ruj�c moim my�lom, jaki� m�ski g�os zaj�cza�:- Chc� dezynfekowa� rozumiecie! Jeste�my robactwem, brudnym robactwem. Ach wy! - rykn��, nie wiadomo czy do nas, czy do nich. - I nadszed� dzie�, kiedy Pan mia� nad do�� - g�os wzni�s� si� do pisku. - Pacem in tenis! Wo�ajcie �ajdacy! Mo�e us�ysz� nas i odejd�.- Morda w kube�! - zawy� kto� w drugim ko�cu sali. W stron� kaznodziei poszybowa�a butelka.Zaraz odezwa�y si� przekle�stwa.- Po��czcie mnie z ambasad� - histeryzowa�a niedosz�a aktorka i w ge�cie ekshibicjonizmu zerwa�a z g�owy peruk�, kt�r� pocz�a ok�ada� stoj�ce wok� niej osoby.Na moich plecach wisia�a chuda nastolatka. Kopa�a mnie po kostkach i wrzeszcza�a, �e mamy mn�stwo bomb, kt�rymi rozwalimy zielone paskudztwo. Go�� o wygl�dzie hippisa wspi�� si� na daszek nad pomostem i zacz�� ta�czy� co� po�redniego miedzy ta�cem �w. Wita a hulagul�. Nied�ugo to trwa�o. Daszek si� za�ama�, akrobata w�r�d wyzwisk i trzasku szk�a wyl�dowa� na czyich� g�owach. Znowu nad t�umem przelecia�a butelka. Nagle pojawi� si� na pok�adzie cz�owiek z megafonem. Nosi� kapita�skie szlify.- Prosz� si� uspokoi�, m�wi do pa�stwa kapitan statku. Opanujmy nerwy, wszystko b�dzie w porz�dku. - Pewny g�os zdradza�, �e kapitanowi ju� si� zdarza�o uspokaja� histeryk�w. Szamotanina ucich�a. - Moim obowi�zkiem jest przedstawienie fakt�w. Transmisja, kt�ra pa�stwa tak wzburzy�a, by�a nadawana na wszystkich pasmach radiowych i telewizyjnych.- To wiemy!- Obserwowali�my Ksi�yc. Wyst�pi�o rzeczywi�cie zabarwienie powierzchni naszego satelity. Przed minut� powr�ci�a ��czno�� radiowa; z pierwszych komunikat�w wynika, �e na ca�ej Ziemi zdarzy�o si� to samo. Teraz w eterze panuje taki chaos, �e ka�dy musi l... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony