9238, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jurij KrymowSTATEK DERBENTKLUCZWieczorem na stacji nadawczej Żeglugi Kaspijskiej dyżurowało ich dwoje: radiotelegrafistaTarumow i odpowiedzialna za Wymianę depesz Bielecka. Tarumow miał dwadziecia lat, aleuważano go za najlepszego specjalistę. Mówiono, że potrafi nadawać kluczem ponad stosygnałów na minutę. Gdy go o to pytano, umiechał się: Przecież człowiek nie jestmaszynš! Zapoznał się dokładnie z aparatami i obchodził się bez pomocy radiotechników.Jak tylko zauważy jaki defekt, gwizdnie, zacznie gryć przez chwilę paznokcie, a potemwlezie za tablicę rozdzielczš i naprawi. Bielecka miała się: Jeżeli cię pršd zabije,Arsenie, ja tu umrę ze strachu. Zlituj się przynajmniej nade mnš!Byli w jednym wieku i od dawna pracowali razem. Bielecka odbierała i sortowała depesze.Była to praca męczšca, jednostajna, nie wymagajšca żadnej wiedzy. Lubił jš obserwować,gdy pozostawali we dwójkę w sali przy aparaturze.Pracowała szybko, niemal niepostrzeżenie, poruszała z lekka wargami, czytajšc telegram.Krótkie włosy opadały jej na oczy odrzucała je szybkim ruchem głowy. W takich chwilachwydawała mu się bardzo pocišgajšca. Pod-koniec zmiany robiła wrażenie równie wypoczętejjak na poczštku pracy, jedynie ręce jej drżały nieco.Na stacji nadawczej nazywano jš Musiš. Wyglšdała młodziutko, lubiła pomiać się i miałaostry języczek. Czasami Tarumow odprowadzał jš po pracy, brała go wówczas swobodniepod rękę. Wiedział, że jest mężatkš, ale nie słyszał nic o jej mężu. Jak gdyby nie istniał wcale.Pewnego razu, gdy szli przez bulwar nadbrzeżny, zobaczył na ławce obejmujšcš się parę iodwrócił się.Po co się ludzie całujš? szepnęła Musia, po łobuzersku zaglšdajšc mu w oczy. Teżprzyjemnoć, pomylałby kto!Odparł grubiańsko, żeby ukryć zmieszanie:To całuj się rzadziej ze swoim mężem. Bšd mšdrzejsza od innych.Musia milczała przez chwilę.Dawno go nie widziałam rzekła z westchnieniem, czy może było to po prostuziewnięcie sama już nie wiem jak dawno...A to czemu? spytał nie rozumiejšc, czy żartuje, czy mówi prawdę.Odjechał daleko-o powiedziała przecišgle jest mechanikiem na statku Derbent.Wkrótce stosunki między Musiš i Tarumowem zaczęły ulegać zmianie... Chwytał siebie natym, że nie przestaje o niej myleć nawet wtedy, kiedy jej nie ma. Lubił dotykaćprzedmiotów, które były jej własnociš, lub jej ubrania i było mu przyjemnie, gdy imiona ichwymawiano razem, co często zdarzało się na stacji.Czasami zły był na siebie bez powodu: zakochał się jak uczniak w towarzyszce pracy, wcudzej żonie. I co mu to da oprócz marzeń?A kiedy widział, jak na jej stole ronie plik papierów, ogarniało go nagle przerażenie:sprzykrzy jej się ta robota, odejdzie i wszystko się skończy. Nie mógł sobie wyobrazić, żeinna kobieta usišdzie na jej miejscu. Ale Musia nie odchodziła. Była po dawnemu wesoła,niezmordowana i rozstajšc się z nim po pracy, na skrzyżowaniu ulic, wołała za nim:Dziękuję, rycerzu! Nie wpadnij pod tramwaj.Owego wieczoru pracy było niewiele. O dwudziestej trzeciej Tarumow nadał komunikatmeteorologiczny: W rejonie rejdu astrachańskiego zachmurzenie rednie bez opadów. Wiatrnord-ost do trzech stopni. W rejonie Machacz-Kała Krasnowodsk możliwe sš nieznaczneopady. Wiatr nord-ost nie przekraczajšcy pięciu stopni. W cišgu najbliższej doby oczekiwanejest dalsze zmniejszenie siływiatru i lekkie zachmurzenie. W dzienniku znalazł porannš depeszę radiowš statków, którenaruszyły wykres ruchu wskutek niesprzyjajšcej pogody. W cišgu dnia raportów nie było. Pas burz przesunšł się ku południowi,ale jego koniec cišgnšł się jeszcze gdzie między Krasnowodskiem a Baku. Pod wieczór wporcie zdjęto znaki sygnalizujšce burzę, a w porcie dla transportowców zatršbił zwycięskopierwszy statek opuszczajšcy przystań.Po wysłaniu komunikatu radiotelegrafista zajšł się odbiorem. Sšdzšc z porannych depesz, nienależało oczekiwać w cišgu dwu najbliższych godzin przybycia statków wiozšcych ropę. Nafali sygnałów rozpoznawczych panowała cisza. Przez słuchawki przenikał piew tak słaby, żeledwie dosłyszalny, tak nikły, iż wydawało się, że maleńki, słabiutki owad drapie łapkamimembranę.Tarumow pokręcił korbš i dwięk okrzepł, wzmógł się na sile, wyraniej uwydatniła sięmelodia spowita w akompaniament fortepianu. Jeszcze jeden obrót i niezwykle czysty głoskobiecy urwał się ustępujšc miejsca odgłosom nie milknšcych oklasków.Radiotelegrafista włšczył głonik i zdjšł słuchawki. Odbiornik syczał wstrzšsany pełnymtrzasków hałasem, z którego wyrywały się poszczególne głosy, przenikliwe jak jękiwzywajšcych o pomoc. Bielecka wstała ze swego miejsca obok telefonu i zbliżyła się doniego.Zwariowałe! rzekła przestraszona. A jeli kto będzie wzywał?Oparła się o poręcz jego krzesła, czuł na karku jej oddech. .. Oklaski umilkły. Znowu głoskobiecy zapiewał tę samš prostš i naiwnš kołysankę.Kołysanka szepnęła Musia. Ładnie piewa, prawda? Posuń no się trochę, Arsenie.Usiadła na brzeżku krzesła i by zachować równowagę objęła go ramieniem. Twarz jej byłatak blisko, że rozróżniał wilgotny połysk jej zębów spoza na wpół rozchylonych warg.Nieznacznie pochylił ku niej głowę i włosy jej musnęły jego policzek. Nie zauważyła tegopatrzšc uważnie w czarny kršg odbiornika. Tarumow nie słuchał muzyki; mylał o tym, żenigdy jeszcze nie siedzieli objšwszy się, że zbliżajš się do siebie coraz bardziej i że tak będzienadal... aż stanš się mężem i żonš. Tak bywa mylał z radociš tak, włanie że takbywa". Ocknšł się, kiedy znów zagrzmiały oklaski.Dosyć powiedziała Musia klnš cię gdzie tam na morzu. Doczekasz się nagany!Kręcšc korbš patrzał z ukosa na Musię. Skrzyżowawszy ręce w tyle głowy, przecišgnęła sięcałym ciałem, oczy jej spoglšdały; łagodnie i życzliwie. Oto teraz już chyba wie, że mu siępodoba, a nie odsuwa się. Przeciwnie! Wyznanie jej swoich uczuć uznał już za rzecz zupełniemożliwš.-Nałożył zwolna słuchawki, nastroił aparat na morskš falę rozpoznawczš. Milczenie. Musiasiedziała już przy stole i ręce jej przerzucały szybko stos papierów, sortowały, spinały. W saliz aparaturš było cicho, tylko piecyk gazowy huczał za przepierzeniem. Spojrzał na zegarek:była pierwsza minut pięćdziesišt w nocy. Nieoczekiwanie dla samego siebie pomylał: Jeżelido godziny drugiej odezwie się morska fala rozpoznawcza, trzeba będzie dzisiaj jeszczepomówić z Musiš". Ogarnšł go raptem jaki trwożny i wesoły nastrój. Przypomniało mu się,jak w dzieciństwie rozstrzygali z kolegami najważniejsze sprawy rzucajšc kij w górę. Robilito poważnie, w głębokim milczeniu ... Kij obracał się w powietrzu i spadał pionowo albopoziomo.... Pięćdziesišt cztery minuty. Do godziny drugiej pozostało szeć minut szanseniewielkie. Lepiej myleć o czym innym. Ale o czym? Mšż Musi jest na statku Derbent",narobił tam niedawno wiele hałasu to on wystšpił z ideš stachanowskiego rejsu i on jšpierwszy zrealizował. Ale Derbent" współzawodniczy z innym statkiem-cysternš Agamali";ten ostatni ma też dobrš załogę. I jeszcze wcale nie wiadomo, kto zdobędzie pierwszeństwo. Zrana Derbent" przysłał radiogram: holuje jaki statek z zepsutym motorem ... Musia widziałaradiogram i żeby choć słowo rzekła! Przecież wczoraj na morzu była burza! Nigdy niewspomina o mężu. I nawet w dzień stachanowskiego zwycięstwa Derbenta" nie poszła naprzystań oczekiwać go. Statki-cysterny stojš w porcie nie dłużej niż trzy godziny. Odwyklijuż od siebie nawzajem. Zdarza się... Ciekawe, co to za człowiek? Mechanik okrętowy,nazwisko jego brzmi, zdaje się, Własow ... nie, Basow. Jest chyba niemłody i milczšcy jakwszyscy mechanicy okrętowi. A Musia lubi pomiać się...... Pięćdziesišt szeć minut. Na pewno włšczyła się jaka stacja okrętowa: słaby trzask, anastępnie jaki zgiełk w słuchawkach. Niechby już prędzej zaczęli wzywać!" Umoczył pióro iprzysunšł dziennik. Trzeba dzi zagadnšć Musię. Ale przy pracy jako nieprzyjemnie; trzebajš odprowadzić i dopiero wtedy..."... Pięćdziesišt siedem minut. W ciszy głono i natarczywie zadzwonił telegraf. ZdziwiłyTarumowa jednostajne sygnały, inne niż zazwyczaj, jak gdyby ręka na kluczu oszalała. Trzykropki, trzy kreski, trzy kropki... SOS ... Pocišgnšł w dół sznury telefonu i stalowe półkolecisnęło mu ciemię. Wciekle zadzwoniły w skroniach dwięczne kryształowe młoteczki:SOS ... SOS ... SOS ... Ja, Uzbekistan", znajduję się na 42,36 i 18,02 na południe odwyspy Czeczen. Na statku wybuchł; pożar. Nie możemy zlikwidować ... SOS ... SOS ...Radiotelegrafista zaczšł zapisywać. Działo się z. nim co, co zdarza się tylko we nie: wródleniwych obrazów-myli kto nagle wykrzyknie nad uchem jakie słowo i wszystko dokołastaje się niesamowicie złowieszcze. Młoteczki stukały.SOS ... SOS ... 42,36 i 18,02 na południe od wyspy Czeczen, Samodzielnie płynšć niemogę. Holujšcy statek Derbent" odcišł linę holowniczš! Odchodzi w dotychczasowymkierunku. Na sygnały nie odpowiada. Jestemy w położeniu bez wyjcia ... SOS ...Musiu, ratunkowš!... krzyknšł Tarumow prędzej,. Muka!Przez słuchawki głucho brzmiał jej głos:Co się stało, Arsenie?Nie mów do mnie, tam masz depeszę. Wycišgnęła rękę zza jego ramienia i schwyciładziennik. Słyszał, jak stukała widełkami aparatu.Żegluga rzekła spokojnie dajcie ratunkowš, szybko! Znowu zaterkotał telegraf.SOS ... SOS ... SOS ... Ja, Uzbekistan", mam na pokładzie ładunek mazutu. Zbiornikinumer dziesięć wybuchły. Wskutek wybuchu pogršżam się coraz głębiej. Łodzie spucićtrudno, przeszkadza ogień w tylnym kasztelu. 42,36 i 18,02. Statek Derbent" odpływa nieodpow... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony