9263, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marina i Siergiej DiaczenkoStw�rca(Soizdatiel)Rozdzia� pierwszyInteresuj�ca heraldyka: CZARNY TCH�RZ NA Z�OTYM POLU*- Jak zdrowie waszej sowy?- Sowa ma si� �wietnie, dzi�kuj� wam�Moja sowa zdech�a pi�� lat temu, ale odpowiedzia�em tak, jak nakazywa�a grzeczno��. Podobno ten wsp�czesny rytua� wymiany uprzejmo�ci wywodzi si� z dawno zapomnianego narzecza, w kt�rym tak w�a�nie brzmia�o powitanie: �Kom sava?�Go�� skin�� g�ow� usatysfakcjonowany, jakby zdrowie mojej sowy rzeczywi�cie budzi�o jego �ywe zainteresowanie. Odchyli� si� na oparcie wspaniale niewygodnego fotela i westchn��, przygl�daj�c mi si� spod zmarszczonych rzadkich brwi.Jak na swoje pi��dziesi�t dziewi�� lat, trzyma� si� nie�le. Wiedzia�em, �e nie jest magiem dziedzicznym, lecz mianowanym, �e magiczny tytu� otrzyma� b�d�c ju� wiejskim komisarzem, i �e na obronie zawy�ono mu stopie� � dosta� trzeci zamiast czwartego.Wiedzia�em te�, jaki jest jego stosunek do mnie.- A jak zdrowie waszej sowy, panie komisarzu?- Dzi�kuj� � odpar� powoli. � Wspaniale.Wiedzia�em te�, �e w dniu, w kt�rym otrzyma� tytu� maga, wszyscy okoliczni my�liwi dostali zam�wienie na s�wk�. Wiele sowich rodzin ponios�o ci�kie straty, i z kilkudziesi�ciu piskl�t �wie�o upieczony mag wybra� jedno. Moje pytanie i jego odpowied� mia�y podw�jny sens � wybrana przez niego sowa by�a ptakiem w�t�ym i bardzo chorowitym.Albo to on �le si� ni� opiekowa�.Milczenie przeci�ga�o si�. W ko�cu komisarz westchn�� ob�udnie:- Panie dziedziczny magu, w imieniu komisariatu i wie�niak�w, rad jestem przekaza� wam zaproszenie na �wi�to urodzaju, kt�ry odb�dzie si� w ostatnim dniu �niw.Uprzejmie sk�oni�em g�ow�. Komisarz patrzy� na mnie ze zm�czeniem i b�lem. Widzi sowa, �e nie chcia� si� do mnie zwraca�, do ostatniej chwili pr�bowa� sam naprawi� sytuacj�, ale przez ostatnie trzy dni wszystkie chmurki, kt�re pojawia�y si� na niebie by�y bezsilne i bezp�odne. Komisarz sta� po �rodku podw�rza, mamrota� wyuczone zakl�cia, nawet p�aka�, pewnie z bezsilno�ci� a potem przem�g� wstr�t i strach, wsiad� do dwuk�ki i przyjecha� do mnie. Po drodze nie raz i nie dwa zawraca�, i znowu jecha�, i znowu zawraca�, a teraz siedzi i patrzy na mnie spod przymkni�tych powiek. Na co on czeka, naiwny.- Bardzo dzi�kuj� � powiedzia�em. � Przyjd� na pewno.Komisarz prze�kn�� �lin�, musia� sformu�owa� pro�b�. Z przyjemno�ci� patrzy�em, jak si� m�czy.- Panie dziedziczny magu� - wykrztusi� w ko�cu. � Pozw�lcie zwr�ci� wasz� uwag� na susz�.- Co, co? � Spyta�em z uprzejmym u�miechem.- Na susz� � powt�rzy� z wysi�kiem komisarz. � Ju� od miesi�ca nie ma deszczu� a stan plon�w budzi niepok�j. Wie�niacy boj� si�, �e �wi�to urodzaju b�dzie� pos�pne.Zamilk� i zacz�� wpatrywa� si� w m�j nos, a ja u�miechn��em si� szerzej:- Mam nadziej�, �e nikt mnie o nic nie podejrzewa?Komisarz zagryz� wargi.- Co te� wy� w �adnym wypadku. Bez w�tpienia, ta kl�ska �ywio�owa, ma naturaln�, nie magiczn� natur�. Jednak nied�ugo czeka nas nieurodzaj, por�wnywalny z nieszcz�ciem, kt�re zdarzy�o si� trzydzie�ci lat temu. Wy zapewne tego nie pami�tacie�W ostatnich s�owach zad�wi�cza�y delikatne nutki pochlebstwa. Jeszcze chwila i nazwie mnie �synkiem�� Albo �wnuczkiem�!�- Nie pami�tam tak dawnych czas�w � rzek�em ze �miechem. � I szczerze m�wi�c, nigdy nie interesowa�em si� upraw� roli. Do niedawna by�em przekonany, �e brukiew ro�nie na drzewie!Komisarz popatrzy� na mnie ze znu�eniem, a jego spojrzenie m�wi�o: da� by ci motyk�, wygoni� na pole, pod pal�ce s�o�ce, i wtedy na ciebie popatrze�, zdrowego, sytego lenia. Popatrze� chocia� raz na tw�j pojedynek z buraczan� grz�dk�!�Komisarz g�o�no westchn�� i przymkn�� oczy. Najwidoczniej obraz, jaki zobaczy� by� zbyt o�lepiaj�cy.Przesta�em si� �mia�. Bez s�owa lubuj�c si� bezsiln� z�o�ci� go�cia, splot�em palce i przeci�gn��em si�, rozprostowuj�c stawy:- Je�li wy, panie magu trzeciego stopnia, nie jeste�cie w stanie zorganizowa� ma�ej chmurki � prosz� si� zwr�ci� si� do bab we wsi. Ludowe �rodki czasem warte s� uwagi �Wsta�. Zapewne mia� jeszcze w zanadrzu inne argumenty � pieni�dze, honory, apel do mojego sumienia, ale pogarda by�a silniejsza.- �egnam, panie dziedziczny magu� �ycz� zdrowia i pomy�lno�ci waszej sowie!�S�owo �dziedziczny� wym�wi� z nieukrywan� pogard�. Dumni jeste�my, dumni, nic nie poradzisz, nasza duma biegnie przodem i rozpycha wszystkich �okciami�- Ostro�nie � powiedzia� troskliwie. � Prosz� patrze� pod nogi.Komisarz wzdrygn�� si�.O moim domu kr��y�o po okolicy wiele legend � m�wiono na przyk�ad o bezdennych studniach, gdzie w obfito�ci wala�y si� ofiary tajnych luk�w, o hakach, k�akach, firankach dusz�cy tiulem, i innych niebezpiecze�stwach, czyhaj�cych na nieproszonego go�cia.Lubi�em m�j dom.Nigdy nie mia�em pewno�ci, �e znam go do ko�ca. Nie wykluczone na przyk�ad, �e gdzie� po�r�d ksi��kowego ch�amu �yje sobie prawdziwa sabaja, kt�rej nigdy nie uda mi si� z�apa�. Jednak sabaja nie zrobi�aby na plotkarzach wi�kszego wra�enia; co innego okrutne g�azy, gruchocz�ce ko�ci kamiennymi szczekami, albo powiedzmy, bezdenny nocnik, kryj�cy w okr�g�ym porcelanowym wn�trzu �mierciono�ne sztormy�- Zdrowia waszej sowie! � Krzykn��em w �lad za komisarzem, kt�ry ju� wyszed�.Z uchylonego okna p�yn�� upa�. Wyobrazi�em sobie, jak mianowany mag trzeciego (a tak naprawd� czwartego) stopnia, wychodzi na ganek, i z ch�odnego mroku przedpokoju wypada na rozpalone powietrze w�ciek�ego lata. Jak naci�ga na oczy kapelusz, jak klnie przez z�by, i cz�apie w s�o�cu do swojej dwuk�ki.Dlaczego on mnie nie lubi, to jasne. Ale dlaczego ja go nie lubi�?*ZADANIE nr 46: mianowany mag trzeciego stopnia zam�wi� od turkucia podjadka ogr�d wielko�ci 2 ha. Pole jakiej wielko�ci mo�e zam�wi� od szara�czy, je�li wiadomo, �e energoch�onno�� zakl�cia od szara�czy jest 1,75 razy wi�ksza?*P�godziny po odej�ciu komisarza dzwoneczek przy drzwiach wej�ciowych wyda� nieg�o�ne, st�umione �dzy�-dzy�. Najwidoczniej go�� waha� si�. Przez chwil� zastanawia�em si�, co mog�o do tego stopnia stropi� mojego przyjaciela i s�siada, nie domy�li�em si� i poszed�em otworzy�.Go�� wpad�, odsuwaj�c mnie w g��b przedpokoju � wysoki Il de Jater zwyk� wype�nia� sob� dowolne pomieszczenie. P�ki si� nie przyzwyczai�em, zawsze robi�o mi si� ciasno w jego obecno�ci.- Do licha, od samego rana taki upa�� a u ciebie ch�odno jak w piwnicy, urz�dzi�e� si�, czarowniku, jak wesz w kieszeni, pozazdro�ci�Za zwyk�� stanowczo�ci� i wynios�o�ci� go�cia kry�o si� zak�opotanie, kt�re zmusi�o dzwoneczek przy drzwiach do chrypienia. Co� si� sta�o. Co� wa�nego. I nieprzyjemnego.- Witam, baronie. � Powiedzia�em pokornie. � Zechcecie si� napi�?- Piwo jest? � Spyta� wysoko urodzony Jater.Kilku sekund p�niej odstawi� na st� pusty kufel:- A wi�c tak, Hort. Tatu� wr�ci�.Dolewa�em mu jeszcze, �le wymierzy�em i piana wyp�yn�a nad brzegiem.- Wr�ci� � powt�rzy� baron zdumiony, jakby nie wierz�c swoim s�owom. � Taki numer.Milcza�em. Go�� wychyli� drugi kufel, wytar� pian� z ostrych w�s�w, i chuchn�� mi w twarz chmielem.- Eech. O �wicie. S�ug�, kt�ry mu otwiera�, zamkn��em w piwnicy, tam jest takie sprytne urz�dzenie, jak si� wod� pu�ci, to trup potem w rowie wyp�ywa� albo nie wyp�ywa � wedle �yczenia.- �amiesz si�, dziedzicu � powiedzia�em ze wsp�czuciem.Baron rzuci� si�.- Ja?! S�uga na razie �ywiute�ki. Tylko takie mam przyzwyczajenie, jak i szczury, �eby zawsze mie� drugie wyj�cie�Westchn��em.Tatu� Ila de Jatera, sobiepanek, w wieku sze��dziesi�ciu dw�ch lat przepad� bez wie�ci rok i osiem miesi�cy temu. Wyruszy� w podr� z m�odziutk� narzeczon� i zagin��. S�dzono, �e zabili go niewiadomi rozb�jnicy. Po p� roku, zgodnie z prawem, maj�tek i tytu� przechodzi� na jego starszego syna, Ila, tego samego, kt�ry w�a�nie ��opa� moje piwo.A je�li stary baron wr�ci�� Piwem takiej wiadomo�ci nie zag�uszysz. Potrzebny b�dzie mocniejszy trunek. Wychodzi�o na to, �e Il jest samozwa�cem. Niegodnym synem, kt�ry przej�� maj�tek za �ycia ojca.W najlepszym przypadku mojego przyjaciela czeka�a oddalona pustelnia. W najgorszym � trup wyp�ynie w rowie. Albo nie wp�ynie, wedle �yczenia. O usposobieniu starego Jatera s�yszeli tu nawet ci, kt�rzy od urodzenia s� g�usi�- Si�d� � zaproponowa�em.Baron pokornie klapn�� na kozetk�. Jeszcze przed chwil� wydawa�o mi si�, �e pok�j jest nim wype�niony niczym dro�d�ami. Teraz urok prys� � po �rodku go�cinnego siedzia� drobny m�czyzna, w eleganckim, ale pomi�tym ubraniu. Nawet kapelusz, niedbale rzucony w k�t, wydawa� si� pomi�ty i obra�ony na ca�y �wiat.- Szczeg�y � za��da�em, siadaj�c naprzeciwko.Baron-samozwaniec ostro�nie szarpn�� podci�te w�sy, jakby ba� si� pok�u�.- O �wicie budzi mnie Pierr, ten dure�, i wytrzeszcza oczy: stary pan, m�wi, raczy� si� pojawi�, raczy� zastuka� i p�j�� do siebie. Najpierw pomy�la�em, �e to sen, nie takie rzeczy mi si� czasem� no, dobrze. Potem patrz� � arcy�askawa �abko, to jawa, od Pierra jedzie czosnkiem� Wzi��em go za ko�nierz i do ojcowskich komnat, a tam� Wszystko kaza�em przerobi�, �cian� rozwali�, chcia�em sal� my�liwsk� urz�dzi� Parz�, ojciec stoi po�rodku mojej my�liwskiej sali, oczy bia�e � widocznie nie spodoba�y mu si� moje przer�bki� Ja buch w nogi: jakie to szcz�cie, m�wi�, a my�my my�leli, �e ojciec zgin��� i tak dalej� A on milczy, a oczy bia�e! I ja�Baron zaj�kn�� si�. Nie przeszkadza�em mu. M�j przyjaciel, zawsze krzykliwy i nie znaj�cy w�tpliwo�ci, w ostatnich miesi�cach jeszcze bardziej zbezczelnia�y, teraz, mo�liwe, �e po raz pierwszy w �yciu prze�ywa� prawdziwy szok.- Szczerze m�wi�c, Hort, troch� si� przestraszy�em. Kr�tko m�wi�c, wzi��em i go zamkn��em. Zamek tam dobry zd��yli�my za�o�y�, w ko�cu to sala my�liwska, cenne trofea� Tatusia zamkn��em, Pierra do piwnicy� ledwie zd��y�em. P� godziny p�niej s�u�ba si� obudzi�a. I czuj�, podli, �e tu co� niedobrego. Powiedzia�em, �e wys�a�em Pierra z poleceniem. Ni... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony