9276, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROALD DAHLWIELKOMILUDprze�o�y�: MICHA� K�OBUKOWSKIilustrowa�: FRANCISZEK MA�LUSZCZAKWarszawa, 1991OSOBY:Ludzie:Kr�lowa AngliiMary, pokoj�wka kr�lowejPan Tibbs, pa�acowy kamerdynerDow�dca wojsk l�dowychG��wnodowodz�cy lotnictwemno i oczywi�ciesierotka ZosiaOlbrzymy:K�soch�apKo�ciochrupLudod�awBachordeptMi�sospustGardzie�gryzDziewogniotJucho��opRzezikozikno i oczywi�cieWielkomiludGODZINA DUCH�WZosia nie mog�a usn��.Promie� ksi�yca wciska� si� skosem przez szpar� mi�dzy firankami i pada� wprost na poduszk�.Wszystkie inne dzieci w pokoju spa�y ju� od wielu godzin.Zosia le�a�a bez ruchu, z zamkni�tymi oczami. Bardzo chcia�a przynajmniej si� zdrzemn��.Nic z tego: promie� ksi�yca jak srebrne ostrze przecina� pok�j i si�ga� jej twarzy.W domu panowa�a kompletna cisza. Na parterze nie by�o s�ycha� �adnych g�os�w, na pi�trze � niczyich krok�w.Zza otwartego okna, zas�oni�tego firank�, te� nie dobiega�y �adne d�wi�ki. Nikt nie szed� po chodniku, ulic� nie je�dzi�y auta. Znik�d nie dochodzi� najl�ejszy szmer. Zosia nie zna�a dot�d takiej ciszy.�Mo�e to w�a�nie jest godzina duch�w?�� pomy�la�a.Kto� szepn�� jej kiedy�, �e godzina duch�w to taka szczeg�lna pora w �rodku nocy, gdy wszystkie dzieci i wszyscy doro�li twardo �pi�, a wszelakie stwory spod ciemnej gwiazdy wy�a�� z kryj�wek i robi�, co im si� �ywnie podoba, bo w godzinie duch�w ca�y �wiat do nich nale�y.Promie� ksi�yca padaj�cy na poduszk� Zosi zal�ni� jeszcze ja�niej. Dziewczynka postanowi�a wsta� i zasun�� firanki.Ka�de dziecko przy�apane na tym, �e po zgaszeniu �wiat�a nie le�y w ��ku, czeka�a kara. Cho�by winowajca twierdzi�, �e musia� i�� do toalety, nie uznawano tej wym�wki i tak czy owak wymierzano mu kar�. Lecz o tej porze na pewno nikt ju� nie chodzi� po domu. Zosia si�gn�a po okulary, le��ce na krze�le przy ��ku. Mia�y stalow� oprawk� i bardzo grube szk�a. Bez nich prawie nic nie widzia�a. W�o�y�a je, wy�lizn�a si� z ��ka i na paluszkach podesz�a do okna.* * *Kiedy przy nim stan�a, zawaha�a si�. Okropnie j� korci�o, �eby da� nurka pod firanki, wychyli� si� i zobaczy�, jak wygl�da �wiat tu� przed godzin� duch�w.Zn�w zacz�a nas�uchiwa�. Wsz�dzie panowa�a g�ucha cisza.Zosia mia�a wielk� ochot� wyjrze� na dw�r. Wprost nie mog�a si� oprze� pokusie. Szybko wsun�a g�ow� pod firanki i przechyli�a si� przez parapet.W srebrzystym �wietle ksi�yca uliczka, kt�r� zna�a na pami��, wygl�da�a zupe�nie inaczej ni� zwykle. Domy by�y troch� krzywe, przechylone, podobne do domk�w z bajki. Wszystko zrobi�o si� blade, niesamowite, bia�e niczym mleko.Naprzeciwko mie�ci� si� sklep pani Rance. Kupowa�o si� w nim guziki, we�n� i gumki do podwi�zek. On te� by� jaki� niewyra�ny, zamglony.Dziewczynka sun�a spojrzeniem od domu do domu.Wtem zamar�a.Co� sz�o chodnikiem po drugiej stronie ulicy.Podchodzi�o coraz bli�ej.By�o czarne�Wysokie i czarne�Bardzo wysokie, bardzo czarne i bardzo chude.KTO?Nie m�g� to by� cz�owiek � wykluczone. Stw�r ten by� cztery razy wy�szy od najwy�szego cz�owieka, tak wysoki, �e g�ow� si�ga� ponad okna pierwszego pi�tra. Zosia chcia�a krzykn��, nawet otworzy�a usta, ale nie mog�a wydoby� g�osu. Strach ca�kiem j� sparali�owa� i �cisn�� za gard�o.Godzina duch�w, i to jeszcze jaka!Wysoka, czarna posta� zbli�a�a si� do dziewczynki. Sun�a pod �cianami dom�w po drugiej stronie ulicy, kryj�c si� w ciemnych zakamarkach, kt�rych nie si�ga�o �wiat�o ksi�yca.By�a coraz bli�ej, ale sz�a jakby zrywami: co pewien czas si� zatrzymywa�a, a po chwili rusza�a dalej, �eby wkr�tce zn�w przystan��.Co te� ten dziwol�g wyprawia?Aha! Zosia nareszcie zobaczy�a, w czym rzecz: czarny chudzielec zatrzymywa� si� przed ka�dym domem i zagl�da� po kolei do wszystkich g�rnych okien. By� tak wysoki, �e musia� si� przy tym schyla�.Przystawa� i zagl�da� w okna, a potem przemyka� chy�kiem do nast�pnego domu. Zn�w przystawa� i zagl�da�, i tak wzd�u� ca�ej ulicy.By� ju� du�o bli�ej ni� na pocz�tku, wi�c Zosia widzia�a go o wiele wyra�niej.Przyjrza�a mu si� z uwag� i stwierdzi�a, �e musi to by� KTO�. Oczywi�cie nie cz�owiek, ale i nie CO�.Powiedzmy, KTO� OLBRZYMI.Zosia wyt�a�a wzrok, wpatruj�c si� w domy po drugiej stronie ulicy � zamglone, sk�pane w ksi�ycowej po�wiacie.Olbrzym (o ile rzeczywi�cie by� to olbrzym) mia� na sobie D�UG�, CZARN� OPO�CZ�.W jednej r�ce trzyma� co�, co przypomina�o D�UGACHN�, CIENK� TR�B�.W drugiej ni�s� WIELK� WALIZ�.Przystan�� akurat przed domem pa�stwa Goochey. Mieli oni sklep warzywny w po�owie ulicy G��wnej, a mieszkali nad tym sklepem. Zosia wiedzia�a, �e dwoje ich dzieci sypia w pokoju od frontu.Olbrzym zagl�da� do tego w�a�nie pokoju, w kt�rym spali Micha� i Janka Goochey. Zosia sta�a w oknie po drugiej stronie ulicy i patrzy�a z zapartym tchem, co si� dzieje.Olbrzym cofn�� si� o krok i postawi� waliz� na chodniku. Schyli� si�, otworzy� j� i co� wyj��. By� to szklany s��j: kwadratowy, z zakr�tk�. Olbrzym zdj�� zakr�tk� i wla� zawarto�� s�oja w otw�r swojej d�ugachnej tr�by�nietr�by.Zosia przygl�da�a si� temu, ca�a rozdygotana. Olbrzym wyprostowa� si� i wetkn�� koniec tr�by w otwarte okno pokoju na pi�trze � tego, w kt�rym spa�y dzieci pa�stwa Goochey. Nabra� pe�ne p�uca powietrza i dmuchn�� w tr�b�: puffff!Zrobi� to bezszelestnie, lecz Zosia ani przez moment nie w�tpi�a, �e to, co przedtem by�o w s�oju, znalaz�o si� w sypialni ma�ych Goochey�w.Ale co te� to mog�o by�?* * *Kiedy olbrzym wyci�gn�� tr�b� z okna i schyli� si� po waliz�, odwr�ci� g�ow� i spojrza� przypadkiem na drug� stron� ulicy.W �wietle ksi�yca dziewczynka ujrza�a wielgachn�, d�ugachn�, blad� i pomarszczon� twarz z przeogromnymi uszami po bokach. Nad nosem ostrym jak n� l�ni�o dwoje bystrych oczu, miotaj�cych b�yski. Patrzy�y prosto na Zosi�. By�y to oczy dzikie, diabelskie.Zosia pisn�a ze strachu i odskoczy�a od okna. Czym pr�dzej pomkn�a do ��eczka i wsun�a si� pod ko�dr�.Skuli�a si�, cicha jak myszka. Po ca�ym ciele przebiega�y jej ciarki.�APS!Zosia siedzia�a pod ko�dr� i czeka�a.Mniej wi�cej po minucie unios�a ro�ek ko�dry. Zerkn�a.Ju� po raz drugi tej nocy krew skrzep�a jej w �y�ach. Chcia�a krzykn��, ale nie mog�a wydoby� g�osu. Pomi�dzy rozsuni�tymi firankami w oknie widnia�a wielgachna, d�ugachna, blada i pomarszczona twarz Kogo� Olbrzymiego. Spojrzenie gro�nych oczu, miotaj�cych b�yski, utkwione by�o w Zosinym ��eczku.W nast�pnej chwili przez okno wkrad�a si� w�owym ruchem ogromna d�o� o bladych palcach, a za ni� ca�a r�ka, gruba jak pie�. R�ka, d�o� i palce sun�y przez pok�j w stron� ��eczka Zosi.W tym momencie Zosia zdo�a�a krzykn��, ale w sekund� potem wielkie �apsko przygniot�o ko�dr�, kt�ra st�umi�a g�os dziewczynki. Skulona w po�cieli Zosia poczu�a uchwyt mocarnych palc�w, kt�re porwa�y j� z ��ka wraz z ko�dr� i wyci�gn�y przez okno.* * *Je�eli s�dzicie, �e w samym �rodku nocy mog�aby wam si� przydarzy� wi�ksza okropno��, ch�tnie o tym pos�ucham.Najgorsze, �e Zosia dok�adnie wiedzia�a, co si� sta�o, chocia� nic a nic nie widzia�a. Rozumia�a, �e jaki� Potw�r (czyli Olbrzym) o wielgachnej, d�ugachnej, bladej, pomarszczonej twarzy i z�owrogich oczach wygarn�� j� z ��ka w godzinie duch�w, a teraz wyci�ga przez okno, zawiniet� w ko�dr� i na wp� uduszon�.A oto, co si� potem sta�o: kiedy Olbrzym wyci�gn�� Zosi� z sypialni, chwyci� ko�dr� w taki spos�b, �eby obj�� jednym �apskiem wszystkie cztery rogi. Trzymaj�c dziewczynk� uwi�zion� w tym zawini�tku, drug� r�k� porwa� waliz� oraz tr�b�nietr�b� i pu�ci� si� biegiem.* * *Szamocz�c si� w tobo�ku z ko�dry, Zosia zdo�a�a wreszcie wystawi� czubek nosa przez szpark� tu� pod r�k� olbrzyma. Rozejrza�a si�.Z prawej i z lewej strony miga�y domki miasteczka: olbrzym p�dzi� ulic� G��wn�. Bieg� tak szybko, �e czarna opo�cza frun�a za nim jak ptasie skrzyd�a. Ka�dy jego krok mia� d�ugo�� kortu tenisowego. Wkr�tce wybieg� z miasteczka i pomkn�� przez pola sk�pane w �wietle ksi�yca. �ywop�oty na miedzach nie by�y dla niego �adn� przeszkod�: robi� krok i tyle. Gdy drog� przeci�a mu szeroka rzeka, przesadzi� j� jednym susem.Dziewczynka skuli�a si� w zawini�tku i wygl�da�a przez szczelin�. Obija�a si� o nog� olbrzyma, jakby by�a workiem ziemniak�w. Olbrzym p�dzi� przez pola, przeskakiwa� �ywop�oty i rzeki, a Zosi przysz�a do g�owy straszliwa my�l: �On tak p�dzi, bo jest g�odny i chce jak najszybciej wr�ci� do domu, a jak wr�ci, to mnie zje na �niadanie�.PIECZARAOlbrzym bieg� bardzo d�ugo. Wtem w jego ruchach zasz�a dziwna zmiana, jakby przestawi� bieg z czw�rki na pi�tk�. Mkn�� coraz szybciej i wreszcie tak si� rozp�dzi�, �e Zosi ca�y krajobraz rozmaka� si� przed oczami. Wiatr k�sa� dziewczynk� w policzki i wyciska� jej �zy. Ci�gn�� j� z ty�u za w�osy i gwizda� w uszach. Nie wiedzia�a ju�, czy olbrzym w og�le dotyka stopami ziemi. Mia�a wra�enie, �e oboje frun� w powietrzu. Co� niesamowitego! Nie spos�b by�o zgadn��, czy lec� nad l�dem, czy nad morzem.Olbrzym mia� chyba zaczarowane nogi. Wiatr tak smaga� Zosi� po twarzy, �e musia�a z powrotem schowa� si� w tobo�ku, bo inaczej urwa�oby jej g�ow�.Czy�by frun�li nad oceanem? Zosi w ka�dym razie tak si� zdawa�o. Przycupn�a w zawini�tku i s�ucha�a, jak wyje wiatr. Trwa�o to chyba ca�e godziny.Potem wicher umilk�. Olbrzym zacz�� zwalnia�. Zosia czu�a, �e wielkolud zn�w tupie, biegn�c po ziemi. Wystawi�a g�ow�, �eby si� ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony