9284, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jerry z wyspJack LondonIJerry'emu nie niło się nawet, że czeka go co niedobrego, dopóki Mister Haggin nie wsadził go sobie nagle pod pachę i nie wskoczył na rufę oczekujšcej szalupy. Przez całe szeć miesięcy życia Jerry'ego Mister Haggin był jego ukochanym panem. Jerry nie znał Mister Haggina jako pana", gdyż wyraz pan" nie figurował w słownictwie Jerry'ego, który był gładkowłosym, złotopłowym terierem irlandzkim.Ale w jego słownictwie Mister Haggin" posiadało ten sam ustalony dwięk i znaczenie, co wyraz ,,pan" ma dla ludzi, gdy okrela ich stosunek do psów. Jerry słyszał, że Mister Haggin" było dwiękiem, który kancelista Bob i dozorca plantacji, Derby, zawsze wydawali zwracajšc się do jego pana. Podobnie słyszał, że dwunożne istoty ludzkie, które z rzadka przybywały do nich w odwiedziny na pokładzie statku Arangi", mówiły do jego pana: Mister Haggin".Jednakże psy sš tylko psami i w jaki nieokrelony, bezmowny, błyskotliwy, pełen uwielbienia sposób wadliwie oceniajš ludzi. Majš o swoich panach lepsze mniemanie i żywiš do nich większe uczucie, niżby to uzasadniały fakty. Pan" oznacza dla nich tak jak Mister Haggin" dla Jerry'ego co więcej, wiele więcej niż dla łudzi. Człowiek uważa siebie za pana" własnego psa, ale pies uważa swego pana za boga". Otóż wyraz bóg" nie należał do słownictwa Jerry'ego, mimo że posiadał on już dosyć wyrany i wcale spory zasób słów. Mister Haggin" był to dwięk oznaczajšcy boga". W sercu i głowie Jerry'ego, w tajemnym orodku wszelkich jego poczynań, który nazywa się wiadomociš, dwięk Mister Haggin" zajmował to samo miejsce co Bóg" w wiadomoci ludzkiej. Jako słowo i dwięk Mister Haggin" miało dla Jerry'ego ten sam walor co wyraz Bóg" dla ludzi wierzšcych. Krótko mówišc, Mister Haggin był bogiem Jerry'ego.Tak więc, gdy Mister Haggin czy bóg, czy jak to nazwać zważywszy ograniczenia mowy, podniósł Jerry'ego z władczš stanowczociš, wsadził go sobie pod pachę i wsiadł do szalupy, której czarna załoga natychmiast pochyliła się nad wiosłami, Jerry od razu zdał sobie z niepokojem sprawę, że zaczyna się dziać co niezwykłego. Nigdy dotychczas nie był na pokładzie statku Arangi", który teraz przybliżał się i rósł mu w oczach za każdym ruchem wioseł.Ledwie przed godzinš Jerry przyszedł z zarzšdu plantacji nad brzeg morza, aby się przyjrzeć odpłynięciu Arangi". Już dwukrotnie w swoim półrocznym życiu dowiadczył tych rozkosznych wrażeń. Było bowiem czym prawdziwie rozkosznym móc biegać tam i z powrotem po białej plaży z miałkiego piasku koralowego, brać udział w ogólnym podnieceniu, a nawet je powiększać pod roztropnym kierownictwem Biddy i Terencjusza.Można tu było także napastować Murzynów. Jerry nienawidził ich od urodzenia. Kiedy był jeszcze skomlšcym szczenięciem, pierwsze dowiadczenia pouczyły Jerry'ego, że jego matka, Biddy, i ojciec Terencjusz nienawidzš czarnych. Czarny był czym, na co należało warczeć. Jeżeli nie był chłopcem do posług, mogło się go atakować, gryć i tarmosić, kiedy się znalazł w obrębie osady. Robiła to Biddy. Robił to Terencjusz. W ten sposób służyli swemu bogu Mister Hagginowi. Krajowcy byli poledniejszymi dwunożnymi stworzeniami, które wykonywały niewolniczš pracę dla dwunogich białych panów i mieszkały w odległych barakach roboczych byli czym o tyle gorszym i niższym, że nie mieli zbliżać się do siedzib swych władców.Napastowanie Murzynów miało posmak przygody. Jerry pojšł to, gdy tylko nauczył się skradać. Było w tym pewne ryzyko. Dopóki Mister Haggin albo Derby czy Bob znajdowali się w pobliżu, Murzyni przyjmowali to biernie. Ale zdarzało się, że białych panów nie było. Wtedy hasło brzmiało: Strzeż się czarnych!" Można ich było zaczepiać jedynie z należytš ostrożnociš. Pod nieobecnoć białego pana nie tylko pomrukiwali i łypali spode łba, ale atakowali psy kijami i kamieniami. Jerry był wiadkiem, jak poturbowali jego matkę, i zanim nauczył się przezornoci, sam dostał w wysokich trawach cięgi od Godarmy'ego, krajowca, który nosił na piersiach porcelanowš gałkę od drzwi zawieszonš na sznurku. uplecionym z włókien kokosowych. Nie koniec na tym. Jerry pamiętał też drugš przygodę w trawach, kiedy to razem ze swoim bratem, Michaelem, rzucił się na Oumiego, innego Murzyna, który wyróżniał się tym, że na piersi nosił kółka zębate od budzika. Michael oberwał wtedy tak mocno po głowie, że jego lewe ucho pozostało na zawsze okaleczone i zmieniło się w mały, uschły, podwinięty kikut.I na tym jeszcze nie koniec. Brat Jerry'ego, Patsy, i jego siostra, Kathleen, zapodzieli się gdzie przed dwoma miesišcami i zniknęli na dobre. Wielki bóg, Mister Haggin, szalał po całej plantacji. Przetrzšnięto gšszcze. Oćwiczono pół tuzina Murzynów. Mimo to Mister Hagginowi nie udało się rozwišzać zagadki zniknięcia Patsy i Kathleen. Ale Biddy i Terencjusz wiedzieli. Wiedzieli także Michael i Jerry. Czteromiesięczny Patsy i Kathleen poszli do kotła w barakach dla czarnych, a ich miękkie, szczenięce skóry zostały zniszczone w ogniu. Jerry wiedział o tym, podobnie jak jego ojciec, matka i brat, gdyż wszyscy oni nieomylnie zwietrzyli zapach przypalonego mięsa, a Terencjusz, doprowadzony do pasji tš wiadomociš, zaatakował nawet chłopca do posług, Mogoma, za co otrzymał naganę i razy od Mister Haggina, który nic nie zwietrzył i nic nie zrozumiał, a zawsze starał się wpajać dyscyplinš wszystkim istotom żyjšcym pod jego dachem.Natomiast na plaży, kiedy czarni, którym kończył się okres pracy na plantacji, przychodzili niosšc swe skrzynki na głowach, aby odpłynšć statkiem Arangi", uganianie się za Murzynami przestawało być niebezpieczne. Była to ostatnia okazja do załatwienia dawnych porachunków, gdyż ci, którzy odpływali, nie wracali już nigdy. Na przykład tego włanie rana Biddy, pamiętajšc lanie, jakie potajemnie spucił jej Lerumi, wbiła mu zęby w nagš łydkę i wywróciła go do wody razem ze skrzynkš tudzież całym doczesnym dobytkiem, po czym umiała się zeń, pewna opieki Mister Haggina, ubawionego tym epizodem.Prócz tego na Arangi" znajdował się zwykle przynajmniej jeden dziki pies z buszu, na którego Jerry i Michael mogli z plaży ujadać do utraty tchu. Pewnego razu Terencjusz, który był prawie tak duży jak airedale i równie nieulękły Terencjusz Wspaniały, jak go nazywał Tom Haggin dopadł takiego psa na plaży i spucił mu przerozkoszne lanie, do którego Jerry i Michael, a także żyjšcy jeszcze wówczas Patsy i Kathleen dołšczyli wiele rozgłonych naszczekiwań i bolesnych ukšszeń. Jerry nigdy nie zapomniał uniesienia, jakie go ogarnęło, kiedy kłapnšwszy zębami poczuł w pysku sierć o wyranym psim zapachu. Dzikie psy były psami uznawał je za swoich krewnych ale różniły się przecież od jego szlachetnej rasy, były jakie" inne, poledniejsze, podobnie jak czarni w porównaniu z Mister Hagginem, Derby'm i Bobem.Teraz Jerry przestał spoglšdać na zbliżajšcy się Arangi". Biddy, już nauczona poniesionymi' przedtem dotkliwymi stratami, przysiadła na samym skraju plaży, przednimi łapami w wodzie, i zawodziła żałonie. Jerry wiedział, że rozpacza za nim, bo i jego czułym, namiętnym sercem targnšł ten przejmujšcy, choć niejasno uwiadomiony ból matki. Nie rozumiał, co wróży, czuł tylko, że widocznie ma go spotkać jaka klęska i katastrofa. Kiedy obejrzał się na lamentujšcš ostrowłosš Biddy, zauważył kršżšcego troskliwie obok niej Terencjusza. I on też miał szorstkš sierć, podobnie jak Michael, Patsy i Kathleen; z całej rodziny bowiem tylko Jerry był gładkowłosy.Co więcej choć Jerry o tym nie wiedział w przeciwieństwie do Toma Haggina Terencjusz był icie królewskim, kochankiem i pełnym oddania małżonkiem. Jerry od pierwszej chwili życia pamiętał, jak Terencjusz biegał z Biddy całymi milami po plażach albo alejkach poród palm kokosowych, jak obydwoje bok w bok gnali z rozemianymi pyskami, pełni najszczerszej radoci. Ponieważ oprócz braci, sióstr i kilku z rzadka pojawiajšcych się dzikich przybyszów były to jedyne psy, jakie Jerry znał, nie przychodziło mu nawet do głowy, że nie wszystkie psy i suki żyjš w tak wiernym stadle. Ale Tom Haggin wiedział, że to bardzo niezwykłe. Dobra krewi mawiał często ciepłym głosem, spoglšdajšc na, nie wzrokiem pełnym czułego uznania. Ten Terencjusz to dżentelmen, taki czworonożny człowiek. Prawdziwy pies-człowiek, psiak równy jak jego cztery nogi. A tyle w nim krzepy, że słowo daję, tę swojš dobrš krew, trzewš głowę i dzielne serce przekaże do tysišcznego pokolenia!"Terencjusz nie objawiał głono" swojego smutku, jeżeli w ogóle go czuł, ale fakt, że biegał naokoło Biddy, wiadczył, że troska się o niš. Natomiast Michael zaraził się od matki rozpaczš i siadłszy obok poczšł gniewnie oszczekiwać coraz bardziej oddalajšcš się łód, tak samo jakby szczekał na każdego wroga skradajšcego się z szelestem przez dżunglę. Ten widok także zapadł w serce Jerry'emu, potwierdzajšc domysł, że czeka go jaki nie znany jeszcze, zły los.Po szeciu miesišcach życia Jerry rozumiał bardzo wiele i bardzo mało zarazem. Wiedział nie mylšc o tym wcale i nie zdajšc sobie sprawy, że wie dlaczego Biddy, mšdra i dzielna Biddy, nie postępuje zgodnie z nakazem serca, który rozbrzmiewał w jej głosie, i nie skacze do wody, by za nim popłynšć. Gdy kiedy wielka puarka (co w słownictwie Jerry'ego, wraz z chrzšknięciami i kwikiem, stanowiło kombinację dwięków czy też wyraz oznaczajšcy winię") usiłowała pożreć go, przypartego do wysokiej ciany domu na plantacji, Biddy osłaniała go jak lwica. I jak lwica rzuciła się na kuchcika, który uderzył Jerry'ego kijem chcšc go przepędzić z kuchni. Bez zmrużenia oka czy choćby jednego pisku przyjęła cios, po czym przewróciła czarnego i jęła go tarmosić wród garnków i patelni, póki nie odcišgnšł jej (warczšcej po raz pierwszy) Mister Haggin, który nie złajał Biddy, natomiast zwymylał kuchcika za to,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony