892. Orwig Sara - Wykorzystana szansa, harlekinum, Harlequin Gorący Romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sara Orwig

Wykorzystana szansaROZDZIAŁ PIERWSZY

Co on tu robi?! Ashley Smith od wielu miesięcy zamartwiała się, obawiając się tej chwili. Śniła o niej w koszmarach, a kiedy w końcu uznała, że może nigdy nie nadejdzie, stało się nieuniknione.

W ekskluzywnym klubie country na obrzeżach Dallas młoda para tańczyła pierwszy taniec. Mimo że przyjęcie weselne przebiegało gładko, zgodnie z planem, nagle całe zadowolenie Ashley ulotniło się. W głębi sali za nowożeńcami dostrzegła w tłumie gości wysokiego bruneta, Ryana Warnera. Tego Warnera. Multimilionera, właściciela sieci hoteli, z którym spędziła jeden szalony, namiętny weekend cztery miesiące temu.

Powróciły wspomnienia, od których zawirowało jej w głowie. W pierwszym odruchu chciała uciekać, ale była tu służbowo w roli organizatorki wesela i musiała dopilnować, aby uroczystość się udała. Choć przepełniało ją uczucie lęku, po­myślała, że Ryan jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek znała. Przypomniała sobie jego pocałunki i serce mocniej jej zabiło.

Wpatrywała się w Warnera, nie mogąc zrozumieć, co ją opętało w tamten weekend, pomijając fakt, że był urzekający uroczy i seksowny. Nigdy wcześniej, w całym swoim życiu nie pozwoliła sobie na podobny wybryk. Gorące pocałunki, magiczny dotyk rąk, wzajemne uwodzenie. Naszły ją wspomnienia. Przypomniała sobie jego dominujący sposób bycia otaczającą go charyzmę. Była zaskoczona i zawstydzona tym co z nim robiła.

Teraz tu był, zaledwie kilka kroków od niej, z drinkiem w dłoni. Kobiety uśmiechały się do niego, a on przyglądał się tańczącej młodej parze. Ashley była ubrana w bladożółty kostium, jedwabną bluzkę i dopasowane kolorystycznie pan­tofle. Niespodziewanie obudziło się w niej poczucie kobiecości. Wygładziła spódniczkę i poprawiła opadający na czoło kosmyk blond włosów.

Nie zauważyła nazwiska Ryana na liście gości. Gdyby wiedziała, że przyjdzie na przyjęcie, przysłałaby tu dzisiaj w zastępstwie swoją asystentkę. Ryan Warner był ostatnią osobą na kuli ziemskiej, którą chciała spotkać. Na szczęście jej nie zauważył.

Miała nadzieję, że się przed nim ukryje. Nie zamierzała odnawiać z nim znajomości. Przynajmniej dopóki nie będzie na to gotowa. Warner, choć o tym nie wiedział, był częścią jej wielkiego sekretu, który od wielu tygodni skrupulatnie ukrywała przed rodziną.

Niespokojnie przebiegła wzrokiem po tłumie gości, bez trudu wyławiając Ryana, który miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Tańczył właśnie z atrakcyjną brunetką.

Wydawał się całkowicie skupiony na partnerce i Ashley odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że przyszedł z tą kobietą i że wkrótce razem wyjdą. Wmieszała się w tłum gości i rozpoczęła obchód sali, od czasu do czasu spoglądając czujnie w kierunku Warnera. Upewniwszy się, że wszyscy dobrze się bawią, skontrolowała, czy kelnerzy zbierają na bieżąco brudne szkło i czy nie brakuje niczego w bufecie.

Dotąd wszystko szło idealnie, żadnych potknięć. Ruszyła w stronę młodej pary. Emily i Jake Thorne'owie wyglądali olśniewająco, uśmiechy nie znikały z ich ust, bił od nich blask szczęścia. Sprawiali wrażenie dobranej pary. Piękna szatynka z wysokim, przystojnym brunetem. Na samym początku, kiedy dopiero przymierzała się do ułożenia planu wystawnej uroczystości ślubnej i hucznego wesela, Emily wyznała Ashley, że jej związek z Jakiem jest małżeństwem z rozsąd­ku. Ashley pocieszała klientkę, łagodziła jej tremę i pomagała rozwiać wątpliwości. Teraz, patrząc na nich, czuła dumę, że pomogła im tak wspaniale uczcić ten ważny dzień, który do końca życia pozostanie im w pamięci.

Nadszedł czas krojenia tortu i Ashley w przerwie pomiędzy jednym tańcem a drugim podeszła do panny młodej.

- Czas na tort - poinformowała. - Fotograf już czeka.

- Dziękuję ci! Wesele naprawdę jest wspaniałe - wyrzuciła z siebie jednym tchem Emily.

- Cieszę się. A tak przy okazji, Ryan Warner nie był na liście zaproszonych gości - zauważyła niby mimochodem.

Emily wzruszyła ramionami.

- Ryan, Jake i nasz drużba Nick Colton są najlepszymi przyjaciółmi. Wychowywali się razem. Ryan był w Europie, załatwiał jakieś ważne interesy i uprzedził nas, że nie będzie mógł przyjechać, ale dziś rano zjawił się, robiąc nam wspaniałą niespodziankę. Wiesz, że...

- Idzie fotograf - przerwała jej Ashley, dostając kolejnego napadu lęku. - Ustawcie się do zdjęć - poprosiła, usuwając się z ulgą na bok, świadoma, że wszystkie oczy skierują się teraz na państwa młodych.

Nie było możliwości, żeby podczas sesji fotograficznej coś poszło nie tak, krojenie tortu również nie powinno przynieść niespodzianek. Pospiesznym krokiem ruszyła do łazienki, żeby się uspokoić. Czekało ją jeszcze sporo pracy. Jake miał rzucać podwiązkę Emily a panna młoda bukiet. Uroczystość powoli zbliżała się do końca, jednak Ashley czas dłużył się niemiłosiernie.

Kiedy wróciła do gości, orkiestra nadal grała i na parkiecie tańczyły pary. Rozejrzała się, Ryana nigdzie nie było. Modląc się w duchu, że może już wyszedł z przyjęcia, pospieszyła sprawdzić jedzenie na stołach. Właśnie przyglądała się lodowej rzeźbie łabędzia, kiedy ktoś delikatnie ujął ją za nadgarstek.

- Witaj - odezwał się głęboki męski głos. Ashley zamarła. Odwróciła się, napotykając spojrzenie ciekawych zielonych oczu otoczonych gęstymi, czarnymi rzęsami. Zielone jak soczysta łąka i pełne namiętności. Ashley poczuła, jak krew pulsuje jej w żyłach. Te niezapomniane oczy, które wprowadzały w jej głowie zamęt.

- Co tu robisz? - spytał Warner. - Znasz Emily i Jake'a?

- Tak - odparła, obmyślając plan ucieczki, świadoma, że Ryan nadal trzyma ją za rękę. Na pewno wyczuje jej przyspieszony puls.

- Zatańczmy - zaproponował, pociągając ją w kierunku parkietu. Ubrany w ciemnogranatowy garnitur i białą koszulę, wyróżniał się na tle innych elegancko ubranych mężczyzn. Ashley podejrzewała, że wynikało to z emanującej od niego pewności siebie i silnej, władczej osobowości.

- Nie mogę. Jestem w pracy. Organizuję to wesele.

- Wiedziałem, że jesteś organizatorką ślubów, ale nie podejrzewałem, że zatrudnił cię Jake.

- Kiedy jestem w pracy, nie tańczę - oświadczyła, starając się wycofać, tak aby nie zrobić sceny.

- Bzdury - powiedział, biorąc ją w ramiona. Choć pragnęła uciec, nie mogła nie zwrócić uwagi na jego silnie zarysowaną szczękę, wydatne kości policzkowe, prosty nos i szerokie plecy. Pamiętała dokładnie każdy szczegół jego ciała. Umięśniony tors, mocne, twarde jak skała ramiona. Ogarnęły ją mieszane uczucia, na policzki wypłynął rumieniec.

- Zostawiłaś mnie - powiedział powoli, obserwując jej reakcję.

- Tamten weekend był pomyłką. Żałuję tego, co się stało.

- Czyżby?! Wtedy nie wyglądałaś na niezadowoloną - odparł, studiując uważnie jej twarz.

- Nie byłam sobą. To dla mnie nietypowe. Nigdy wcześniej nic podobnego mi się nie przydarzyło. Jestem w pracy i wolałabym teraz o tym nie rozmawiać - mruknęła, wyrzucając sobie, że nie potrafi być bardziej stanowcza.

- Wyglądasz tak pięknie, jak cię zapamiętałem - zauważył.

- Ilu kobietom to ostatnio mówiłeś? - spytała. - Posłuchaj, muszę...

- Nic nie musisz. Przyjęcie jest wspaniałe i państwo młodzi doskonale się bawią. Odpręż się i ciesz się tańcem. Dlaczego wtedy nagle uciekłaś?

- Przed chwilą ci wyjaśniłam.

- Skąd taka nagła zmiana uczuć? Przez dwa dni było nam ze sobą wspaniale.

Nadzwyczajnie - dodał miękko i Ashley domyśliła się, że naszły go wspomnienia tego, jak się kochali.

- To już skończone - odrzekła słabo, zastanawiając się, gdzie się podziała jej silna wola i jak to możliwe, że ten mężczyzna tak na nią działał.

- Nie mów tak - żachnął się. - Szukałem cię, ale w książce telefonicznej nie było żadnej A. Smith prowadzącej firmę zajmującą się organizacją wesel.

- Nie mam stacjonarnego telefonu firmowego - powiedziała.

- A tu niespodziewanie zatrudnił cię mój przyjaciel Jake.

- Prawdę mówiąc, to Emily była bardziej zaangażowana przy planowaniu uroczystości.

- Możliwe, ale Jake wiedział o tobie, a mnie nigdy nie przyszło do głowy, aby go zapytać, kto organizuje jego wesele. Nie interesuję się ślubami.

- Dałeś mi to wtedy jasno do zrozumienia.

- Przynajmniej mnie zapamiętałaś - uśmiechnął się.

- I długo nie zapomnę - odburknęła. Ryan pytająco uniósł brew.

- Odnoszę niejasne wrażenie, że coś jest nie tak - stwierdził, lustrując ją badawczo spojrzeniem, które ją zaniepokoiło.

- Bo jest. Mówiłam ci, jestem w pracy i nie powinnam tańczyć.

- Sądzę, że chodzi tu o coś innego. - Ashley odwróciła wzrok. Ryan był zbyt spostrzegawczy. Objął ją mocniej ramieniem w talii i przyciągnął bliżej do siebie. Ich bliskość fizyczna rozbudziła w niej zmysły. Kołysali się dalej w tańcu, Jej dłoń w jego ciepłej ręce, druga dłoń na jego ramieniu.

- Posłuchaj. Tamten weekend to przeszłość. - Obrócił ją w takt muzyki i poprowadził w róg sali. - Moje życie poszło dalej swoim torem - dodała.

- Zazwyczaj nikomu się nie narzucam - powiedział, nie odrywając od niej wzroku. - Ale muszę z tobą porozmawiać - wyszeptał, przytulając ją mocniej.

- Zrozum, ja nie...

- Myślałem, że oboje dobrze się bawiliśmy. Sprawiałaś wrażenie, że ci się podobało, nie mniej niż mnie.

- Już ci mówiłam, w tamten weekend straciłam głowę - wyjaśniła, wyplątując się z jego objęć i odsuwając się na odległość kroku.

Nadal był zbyt blisko. Jakaś jej część pragnęła wspiąć się na palce i pocałować go, druga połowa, ta wrażliwsza, chciała się wyrwać i jak najszybciej uciec. Ashley próbowała się skupić. Co w nim takiego było, co odbierało jej zdolność logicznego myślenia?

- Uważałem, że przeżyliśmy razem coś fantastycznego. Tęskniłem za tobą i szukałem cię - wyznał drżącym głosem, od którego ugięły się pod nią nogi.

- Przepraszam - odparła, przypominając sobie, dlaczego postanowiła go unikać, zdecydowana jak najszybciej zakończyć rozmowę. - Może uraziłam twoją próżność, ale szybko znalazłeś pocieszenie. Niedawno widziałam w prasie twoje zdjęcia z atrakcyjną rudowłosą kobietą. Najwyraźniej nie usychałeś z tęsknoty za mną. Między nami wszystko skończone. Pewnie nie jesteś nawykły do takich sytuacji, ale ten rozdział jest zamknięty.

- Co widzisz złego w tym, żebyśmy odnowili naszą znajomość? - Ujął ją za nadgarstek.

- Przyznaję, pociągasz mnie fizycznie. Zadowolony? Teraz jednak muszę wracać do pracy.

- Ciekawe. - Przysunął się do niej i objął ją mocniej w talii. Ashley zatrzymała wzrok na jego pełnych, zmysłowych ustach, przypominając sobie jego cudowne pocałunki. - Widzę w twoich wielkich niebieskich oczach, że nie zapomniałaś tamtego weekendu. Jestem przekonany, że wcale nie żałujesz tego, co między nami zaszło - dodał łagodnie.

- Przeciwnie, nawet nie wiesz jak bardzo! - warknęła. Miała świadomość, że powinna jak najprędzej od niego uciec. Mimo to nie poruszyła się, zahipnotyzowana jego intensywnym spojrzeniem. Wpatrywał się w nią, jakby była jedyną kobietą na świecie.

- No dobrze, jesteś teraz w pracy. Ale po przyjęciu wybierzemy się na obiad i porozmawiamy. Tyle ze swego cennego czasu chyba możesz mi poświęcić? - Uśmiechnął się słabo.

Ashley przez chwilę milczała. Miała ochotę skłamać, ale nie potrafiła.

- No to jesteśmy umówieni - skwitował, jakby się zgodziła. - Uwierz mi, nie nalegałbym, gdybym wyczuł, że ci się naprzykrzam i że nie możesz mnie znieść. Ale pragniesz mnie tak bardzo jak ja ciebie. - Jego głęboki głos był jak pieszczota. - Zjemy razem obiad i zobaczymy, co będzie dalej.

- Nic nie będzie.

- Tego nie wiesz. - Zmarszczył szelmowsko brwi. - Daj mojej wyobraźni chwilę rozkoszy. O której kończysz?

- Jak odjadą państwo młodzi.

- Świetnie! W takim razie wyjdziemy razem.

- Nie widzę sensu...

- A ja tak. Będę bardzo szczęśliwy. I nie urazisz mojej próżności... - zażartował.

- To byłoby niemożliwe - zadrwiła.

- Czyżbym cię rozbawił? - Pochylił się ku niej, zaglądając jej w twarz.

- Postawiłeś na swoim.

- Na razie tylko w kwestii obiadu. Chcę zdecydowanie więcej. Ashley głęboko westchnęła. Działał na nią jak magnes. Nie potrafiła mu się oprzeć. Nie panowała nad własnym ciałem. Nie rozumiała własnych reakcji. Był władczy i charyzmatyczny...

- Muszę wracać do pracy.

- Tamten weekend był jednym z najcudowniejszych w moim życiu.

- Było, minęło - odparła sztywno.

Odwróciła się i skierowała na parkiet. Ryan ruszył za nią, nie wypuszczając jej ręki. Wmieszali się między gości.

- Muszę się zająć panną młodą.

- Znajdę cię później.

- Nie wątpię - mruknęła.

- Zabrzmiało to, jakbym cię zabierał na szafot, a nie na obiad - zauważył lekko. Wbił w nią uważne spojrzenie, w którym kryło się zaciekawienie.

Im bardziej chciała się go pozbyć, tym bardziej był zaintrygowany.

- Nie jesteś przyzwyczajony, by ci odmawiano.

- Fakt, ciekawe dlaczego? Myślę, że możemy o tym później porozmawiać. Wracaj teraz do zajęć.

- Widzę, że się znacie. - Podszedł do nich Nick Colton. - Widziałem, jak tańczyłaś z Ryanem - zwrócił się do Ashley. - Teraz moja kolej. - Zrobił krok do przodu, chcąc się wsunąć pomiędzy nich. Ryan natychmiast przysunął się do Ashley i objął ją władczo ramieniem. - Jesteśmy starymi przyjaciółmi. Ashley nie może tańczyć, kiedy jest w pracy. Masz pecha.

Miała ochotę zaprzeczyć, ale w tym momencie poczuła na ramieniu dłoń Emily.

- ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony