905, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nauka uwikłana Problem uwikłania nauki w układy i konteksty pozanaukowe – polityczne, ideologiczne, gospodarcze – jest stary jak świat, powiedziano i napisano na ten temat bardzo dużo, ale wciąż z niezmiennym zdumieniem dowiadujemy się o nowych konkretnych przejawach zależności nauki, a ściślej rzecz biorąc naukowców, od rozmaitych czynników zewnętrznych i o ewentualnym wpływie owych czynników na przebieg badań naukowych i ich wyniki. Przyjrzyjmy się temu zjawisku na dwóch przykładach.

Imigrantka przeciw imigrantologom W Niemczech bujnie rozwija się w ostatnich latach gałąź nauki nazywana: „badania nad migracją” – sama nazwa nieco wprowadza w błąd, ponieważ chodzi głównie o „badania nad imigracją”. Korzysta ona z owoców badań socjologicznych, ekonomicznych, etnologicznych i innych, aby opisywać coraz istotniejszy wycinek życia społecznego w Niemczech. Na sposób, w jaki funkcjonuje ta dziedzina, skierowała swój bystry wzrok socjolożka, publicystka, autorka książek na temat islamu Necla Kelek.  Urodziła się w 1957 roku w Stambule a kiedy miała 9 lat jej rodzina przeniosła  się do Niemiec. Kelek wzięła pod lupę główną niemiecką instytucję w dziedzinie badań nad migracją, noszącą nazwę Rada Ekspertów Niemieckich Fundacji ds. Integracji i Migracji (Sachverständigenrat deutscher Stiftungen für Integration und Migration), powołaną do życia i finansowaną przez osiem wielkich fundacji m.in. Fundację Volkswagena i Fundację Bertelsmanna. Tworzy ją dziewięć osób, które równocześnie kierują, zajmującymi się migracją, instytutami lub katedrami w szkołach wyższych. Rada dysponuje personelem urzędniczym, publikuje studia i raporty odrębnie finansowane przez fundacje. Współpracuje ściśle z establishmentem politycznym, doradza politykom na szczeblu federalnym i lokalnym, sporządza dla nich ekspertyzy i zalecenia, innymi słowy dostarcza naukowej podbudowy dla polityki imigracyjnej rządzących. Członkowie Rady, będący równocześnie członkami establishmentu akademickiego, tworzą zamknięty krąg osób i instytucji, w którym ocenia się projekty i przedsięwzięcia badawcze, koordynuje przepływ pieniędzy na badania, opiniuje kandydatury do stypendiów, decyduje o podziale stanowisk i posad, rozstrzyga o naukowych karierach. Według Necli Kelek osoby, które nie cieszą się życzliwością tej instytucji tzn. jej członków, nie mają najmniejszych szans na granty lub karierę w zinstytucjonalizowanych badaniach nad migracją. Mamy do czynienia ze swoistym organem kontrolnym, który nieuchronnie eliminuje wszelkie krytyczne pytania i zagadnienia, wycisza głosy dysydentów, tabuizuje tematy, osoby, książki, zakłócające czy naruszające przyjęty przezeń konsensus w badaniach nad imigracją, czyli zgodę w kwestii co i jak ma być badane. Tym samym instytucjonalny „układ” w znaczący sposób wpływa na postrzeganie rzeczywistości społecznej, zakreślając granice pola badawczego, zezwalając na stawianie tylko takich a nie innych pytań, dopuszczając tylko pewne odpowiedzi na nie itd. Nie jest więc też niczym dziwnym to, że wobec swoich krytyków takich jak Necla Kelek ludzie „układu” używają terminologii politycznej, np. szef Rady Klaus Bade nazwał ich „podpalaczami” i „wichrzycielami”. Najwidoczniej nie mamy do czynienia ze sporem pomiędzy reprezentującymi różne stanowiska i hipotezy naukowcami, mającymi takie samo prawo do udziału w debacie; jedna ze stron (Bade) przemawia niczym władza, dokonująca ideologiczno-politycznej oceny adwersarza i wykluczająca go z debaty naukowej, to znaczy z debaty toczącej się w ramach instytucji powszechnie uznawanych za naukowe. Dlatego też – zdaniem Kelek – wszystkie autentyczne dyskusje na temat imigracji w Niemczech wyszły nie od badaczy z tych wysoko dotowanych „brain trusts” zajmujących się badaniami nad migracją, lecz zainicjowane zostały przez outsiderów, i toczyły się wbrew oporowi tych ludzi. Ich zamiarem było raczej zablokowanie dyskusji, co raczej nie jest postawą, jaka przystoi badaczowi dążącemu – jak deklarują wszyscy badacze – do prawdy.

Bank Rezerwy Federalnej dba o rozwój nauk ekonomicznych Z Niemiec przenieśmy się do USA, od badań nad migracją przejdźmy do nauk ekonomicznych. Niektórzy przedstawiciele tychże nauk (raczej outsiderzy) dowodzą, iż po upadku Związku Sowieckiego gospodarka planowa wcale nie znikła, trwa sobie w najlepsze pod postacią monetarnego socjalizmu; zamiast urzędów planowania ustalających ile pieluszek dla dzieci należy wyprodukować, mamy banki centralne, które decydują o wysokości stóp procentowych i ilości pieniądza w obiegu, a zatem o zasadniczych parametrach gospodarki. Jak każdy dobrze wie, najpotężniejszym bankiem centralnym świata jest amerykański Bank Rezerw Federalnych( w skrócie Fed) , który – wyznaczając stopy procentowe i ustalając ilość dolarów w światowym obiegu pieniężnym – w pewnym sensie jest Globalnym Urzędem Planowania. Dwa lata temu zespół kierowany przez Ryana Grima przeprowadził dla amerykańskiego portalu „Huffington Post” badania nad związkami łączącymi Fed z naukami ekonomicznymi w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że Fed (wraz ze swoimi 12 bankami regionalnymi) ma na liście płac kilkuset ekonomistów, zarówno jako doradców i konsultantów, jak i na stanowiskach pomocniczych. Bank wydaje miliony dolarów na umowy z ekonomistami za ekspertyzy, konsultacje, prezentacje, artykuły, analizy, badania, gromadzenie danych, studia o strukturze rynku, prace naukowe, warsztaty, gościnne wykłady itd. W 2008 roku wydał na ekonomistów 389 milionów dolarów, w 2009 roku przeznaczył na nich 433 miliony dolarów. Szacuje się, że w USA jest od 1000 do 1500 ekonomistów specjalizujących się w polityce monetarnej, bankowości centralnej, podaży pieniądza i kredytu, makroekonomicznych aspektach finansów publicznych, a zatem przedmiotem ich badań jest – co oczywiste również , a może przede wszystkim Fed i jego polityka. Wśród nich znaczącą większość stanowią ci, którzy już pracowali dla Fedu lub pracują obecnie (ci którzy jeszcze nie pracowali zapewne czekają na propozycje). Wiadomą rzeczą jest jak ważną rolę w życiu naukowym (i życiu naukowców) odgrywają najbardziej renomowane w danej dziedzinie czasopisma naukowe; ich redaktorzy są swego rodzaju „odźwiernymi”, którzy decydują, kogo wpuścić do środka a kogo nie, a tym samym decydują o karierach, ponieważ szansę na uzyskanie uniwersyteckiej posady ma tylko ten, kto w nich publikował. To oni określają jakie koncepcje i idee są „poważne” i „akceptowalne”, a jakie nie. Okazało się, że w siedmiu czołowych czasopismach ekonomicznych na 190 członków redakcji 84 było w ten czy inny sposób powiązanych z Fedem. W najważniejszym piśmie poświęconym polityce monetarnej „Journal of Monetary Economics” ( kogo nie ma na jego łamach, to tak jakby nie istniał w branży)  wszyscy członkowie redakcji są lub byli powiązani z Fedem;  obecnie 14 z 26 członków redakcji jest na liście płac Fedu. Mamy więc dość niezwykłą sytuację: bank centralny będący głównym podmiotem polityki monetarnej i kredytowej skupia wokół siebie, wiąże ze sobą różnorakimi nićmi „wspólnotę uczonych”, dla której on sam jest przedmiotem badań. Ta „wspólnota” to w rzeczywistości zamknięty klub, do którego należą ci, którym Fed zapewnia prestiż, pozycję i pieniądze, a oni, co naturalne, odwdzięczają mu się w taki sposób, że nie poddają go takim wnikliwym analizom, na jakie zasługuje, ba, więcej nawet: ponieważ są w pewnym sensie częścią Fedu, dlatego nigdy nie analizują go z perspektywy zewnętrznej, gdyż taka perspektywa mogłaby choćby tylko na czysto intelektualnej płaszczyźnie podważyć racje nie tylko jego polityki, ale wręcz rację jego istnienia (są przecież ekonomiści- outsiderzy projektujący system bankowy bez banku centralnego). Dostarczają mu de facto naukowej legitymizacji, są jego – by użyć złośliwego terminu Hansa-Hermanna Hoppego – „intelektualnymi ochroniarzami”. Skutki takiego stanu rzeczy są łatwe do przewidzenia: skupiona wokół Fedu „wspólnota uczonych” nie wychodzi z żadnymi nowymi koncepcjami i ideami, wszystkie koncepcje muszą być dopasowane do obowiązującej ideologii ekonomicznej Fedu. Utrzymywana przez bank centralny „scientific community” promuje to, co niekontrowersyjne i bezpieczne, co ma charakter techniczny i przyczynkarski, więc nie grozi wywołaniem dyskusji. Fedowska „wspólnota uczonych” jest więc odwrotnością owej idealnej „wspólnoty uczonych”, która – jak sobie, może nieco naiwnie, wyobrażamy – żyje debatą, ścieraniem się poglądów , dochodzeniem do prawdy. Kiedy cztery lata temu wybuchł w USA kryzys finansowy, wielu ludzi zadawało sobie pytanie, dlaczego Fed tego nie przewidział, dlaczego amerykańscy ekonomiści tego nie przewidzieli. Jak jednak ekonomiści, którzy należą do Fedu, mieli to zrobić, skoro musieliby choćby jako hipotezę założyć, że to sam Fed i jego polityka odpowiadają za kryzys, a tym samym musieliby wskazać na samych siebie jako współwinnych. Trudno przecież wymagać od nich takiego heroizmu. Przypomnijmy tutaj, że w 1971 roku rząd Stanów Zjednoczonych zdecydował, iż amerykański bank centralny przestanie wymieniać dolary na złoto po stałym kursie. Rozpoczęła się era wyłącznie papierowego dolara bez pokrycia, a tym samym nowa era dla Fedu -głównego producenta zielonego papieru. Nie mając już zewnętrznego hamulca w postaci (częściowego) pokrycia waluty w złocie, zyskał pozycję – jak z brutalną szczerością outsidera określił ją Hans-Hermann Hoppe – „autonomicznego fałszerza ostatniej instancji dla całego międzynarodowego systemu bankowego”. Dlatego pilniej niż w latach poprzednich potrzebował dla siebie i swojej działalności ideologiczno-propagandowej osłony. I właśnie na połowę lat 70. zeszłego wieku datuje się początek owej „kultury konsultacji”, czyli opłacania ekonomistów poprzez zamawianie u nich ekspertyz i analiz. To wówczas Fed rozpoczął budowanie ideologiczno-intelektualno-naukowej infrastruktury, mającej mu służyć. W ciągu kilku dziesięcioleci rozrosła się ona do dzisiejszych, dość monstrualnych rozmiarów.

Potrzeba Utopii Dwa przykłady zaczerpnięte z dwóch krajów, z dwóch dziedzin nauki – oba pozwalają domniemywać, że podobnym mechanizmom podlegają inne jej dziedziny, w innych krajach świata. Każe to powtórzyć pytanie, jakie Nowa Debata zadała Grażynie Cichosz, czy w takiej sytuacji w ogóle jest możliwa czysto naukowa debata, w której przedstawiciele różnych stanowisk mają -generalnie rzecz biorąc – „tyle samo czasu” na ich przedstawienie i obronę? Czy jest możliwa spokojna, rzeczowa dyskusja pomiędzy Neclą Kelek, a Klausem Bade? Czy ekonomista znajdujący się na liście płac Fedu może wymieniać racjonalne argumenty np. z Hansem-Hermannem Hoppe, który dowodzi szkodliwości istnienia tej instytucji? Czy możliwe są warunki debaty sformułowane przez  Jürgena Habermasa: równa dystrybucja praw i obowiązków argumentacyjnych to znaczy wszystkie stanowiska są prezentowane, wymieniane i oceniane w formie argumentów, uczestnicy sytuacji komunikacyjnej nie podlegają jakimkolwiek zewnętrznym przymusom władzy i pieniądza, żaden z uczestników debaty nie panuje nad innymi uczestnikami za pomocą takich czy innych instrumentów władzy? Wielu odpowie, że to niemożliwe, że to utopia. I pewnie będą mieli rację. Ale dlaczego nie mielibyśmy się kierować starą, dobrą radą: „Bądźcie realistami, żądajcie niemożliwego!” Tomasz Gabiś

Naród Podzielony Społeczeństwo amerykańskie nie było tak wyraźnie podzielone od czasów wojny secesyjnej. Niedawne wybory prezydenckie potwierdziły, że mamy do czynienia z dwiema Amerykami, Czerwoną i Niebieską [barwy stron wojny secesyjnej – przyp. tłum.] Infonurt2 : a jak rzeczywiście Ameryka wyglada - to zbrojownia która przeznacza 60% budżetu na wojsko - po wiecej przecztajcie artykuł Toytova  - obok

http://www.youtube.com/watch?v=GcP4tmZTl-E&feature=share  pogrzeb Polski.

Niebieska – skupiona głównie w dużych aglomeracjach rozsianych po całym kraju, zmierza w kierunku postępowej utopii, scentralizowanego, świeckiego, zunifikowanego państwa socjalistycznego: rozbudowanego rządu, uspołecznionej opieki zdrowotnej, według pomysłu Obamy, niepraktycznych projektów z dziedziny energii odnawialnej, aborcji, zwiazków jednopłciowych i coraz wyższych podatków. Tak się prezentuje „empatyczne” państwo opiekuńcze, zwodzące Niebieskich atrakcyjnymi prezentami, opłaconymi z redystrybucji bogactwa i przywilejami rozdawanymi ulubionym grupom wyborców.

Czerwona opowiada się za ograniczoną administracją rządową, przestrzeganiem zasad konstytucji, „jednym narodem przed Bogiem”, spójną etyką pracy, prawem do życia, obroną tradycyjnego małżeństwa i rodziny oraz uporządkowaną wolnością.Jednak dopóki Niebiescy są u władzy, Czerwoni, zamieszkujący przedmieścia i tereny wiejskie, muszą pogodzić się z faktem, że będą płacić na Niebieskich zamieszkujących zubożałe centra miast. Czerwoni będą dalej pracować i płacić stale rosnące podatki po to, aby przywódcy Niebieskich mogli poszerzać zakres przywilejów rozdawanych swoim wybrańcom.Platon w VIII księdze swego dzieła pt. „Państwo” przygląda się transformacji od demokracji do tyranii. Głównym jej motorem jest postać przywódcy, który z obrońcy zmienia się w tyrana. Parafrazując Platona, można by stwierdzić, że obrońca jest najpierw orędownikiem – nawołuje do zmian i rozdaje wokół nadzieję niczym słodycze małym dzieciom. Często się uśmiecha, jest powszechnie lubiany i składa takie obietnice, które ludzie chcą słyszeć, jak na przykład te o uwolnieniu dłużników spod ciężaru „niesprawiedliwych” obciążeń finansowych i dystrybucji bogactwa wśród swoich zwolenników.W końcu przekonuje się, że oponentów można tak zubożyć nakładaniem coraz wyższych podatków, iż będą musieli zająć się prawie wyłącznie zarabianiem na życie, a nie działalnością opozycyjną wobec niego. Za pomocą ucisku finansowego i eliminowania z kręgów władzy współpracowników, którzy jednak pozwolili sobie na krytykę jego polityki, obrońca zmienia się wreszcie w tyrana.Spostrzeżenia Platona nie wróżą USA niczego dobrego, ponieważ to Niebiescy są dziś u władzy, a starożytny Ateńczyk nie mógł przecież przewidzieć, jak szerokie będą wpływy utrwalające „niebieską” władzę. Źródłem tej siły są tak zwane prywatne media, a więc większość kanałów informacyjnych, programy telewizyjne, hollywoodzkie filmy i prasa. Z oddaniem godnym sowieckiej „Prawdy”, niczym kohorty pretoriańskie, „niebieskie” media chronią i popierają Obamę oraz program Niebieskich. To już nawet nie jest orwellowska nowomowa, to jest wszechogarniająca kulturomowa. Słowa, obrazy i strategie są przygotowywane i wplatane we wszystkie media w celu podporządkowania sobie ludzkich serc, umysłów oraz zachowań. Tylko Niebiescy są pożądani, dla Czerwonych nie ma miejsca. Czerwoni, którzy opowiadają się za życiem, bronią tradycyjnego małżeństwa i sprzeciwiają się antykoncepcji sponsorowanej przez rząd, są według kulturomowy „niebieskich” mediów prześladowcami w „wojnie przeciwko kobietom” i wrogami, których należy zwyciężyć w imię ochrony „praw kobiet”.Przed głosowaniem wskazywano na katolickich wyborców jako siłę mogącą zahamować marsz Niebieskich po władzę. Ufni wierni oraz niektórzy przywódcy Kościoła katolickiego żywili nadzieję, że zamachy administracji Obamy na wolność religijną, jawna promocja aborcji, związków jednopłciowych i darmowej antykoncepcji obudzą katolickich wyborców, którzy potraktują swoją wiarę poważnie i odrzucą program Obamy radykalnie sprzeciwiający się życiu. Niektórzy biskupi zarzucali katolikom popieranie ustroju, którego ustawy zdrowotne, podpisane przez Obamę, zmuszają katolickie szpitale i uczelnie do zapewnienia ubezpieczenia zdrowotnego obejmującego antykoncepcję dla wszystkich pracowników i studentów.Powyższe wysiłki, skądinąd bardzo odważne, okazały się niestety bezowocne.

Prawdopodobnie dlatego, że inicjatywy podejmowane przez Kościół nie znalazły wsparcia wśród ogółu duchowieństwa, nie mówiąc już o ogóle katolików. Może zbyt wielu biskupów było po prostu zbyt strachliwych lub zwyczajnie nie rozumiało, o jaką stawkę toczy się gra. Podczas wyborów katolicy częściej popierali Obamę niż Romneya stosunkiem 52 proc. do 45 proc. głosów. Owe 7 proc. różnicy głosów stanowi jeszcze większą różnicę niż 1-2 proc. w wyborach powszechnych.Podczas ostatnich wyborów głosowanie katolików jako obrońców katolickich zasad moralnych okazało się w najlepszym przypadku bezskuteczne, a w najgorszym skandaliczne. Kościół powinien uznać, że niedawne wybory stanowią dla niego poważne wezwanie do podjęcia misji, która musi zostać jak najskuteczniej wypełniona, ponieważ w przeciwnym razie moralna nauka Kościoła w Ameryce straci jakiekolwiek znaczenie. Wchłonie ją „niebieski” program i nie pozostanie już niczym więcej niż marksistowską wersją „sprawiedliwości społecznej”.Czy jest jeszcze nadzieja dla USA? Czy kiedykolwiek uda się zmniejszyć przepaść między Niebieskimi i Czerwonymi? Obecnie przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Musimy jednak pamiętać, że cnota nadziei jest cnotą teologalną, a swoją moc bierze z łaski Ducha Świętego. Przez wiele dziesięcioleci los wielu narodów żyjących w cieniu tyrańskiego imperium sowieckiego wyglądał bardzo ponuro, jednak i ono upadło. Silna wiara oraz modlitwa umożliwiły ludziom przetrwanie czasów ucisku. Stany Zjednoczone muszą jeszcze raz wykrzesać z sobie nadzieję, że z pomocą Bożej łaski jego logos prawdy i dobra ostatecznie zatriumfuje. Prof. Thomas Michaud filozof, etyk, Wheeling Jesuit University

TK o zawieszaniu emerytur, czyli Prawo Zwłoki "ZWŁOKA JEST NAJBARDZIEJ ZABÓJCZĄ FORMĄ ODMOWY"  Tak brzmi Prawo Zwłoki, sformułowane przez C.Northcote Parkinsona w latach 60-tych ubiegłego wieku //.  Polski Trybunał Konstytucyjny przyswoił sobie dobrze tę mądrość i spróbował zastosować ją podczas rozpatrywania sprawy zawieszania emerytur. Opiszę pokrótce o co chodziło.  Od 1.1.2009 pracownicy przechodzacy na emeryturę ne musieli zwalnać sie z pracy.  W dnu 16 grudnia 2010 parlament uchwalił jednak ustawę, która głosiła, że emeryci muszą się zwolnić z pracy, a tym, którzy tego nie uczynią, zawieszona będzie emerytura.  Dotyczyła ona takze tych, którzy przeszli na emeryturę w okresie 1.1.2009 - 31.2010, a weszła w  życie pierwszego stycznia 2011. Radomski emeryt Marian Strudziński nie pogodził się z zawieszeniem wypracowanej przez siebie emerytury.  Najpierw skierował sprawą do sądu, a gdy to nie dało rezultatu, zainteresował nią radomskich senatorów z PiS /patrz  ///.  W efekcie w dniu 12.05.2011 grupa senatorów PiS złożyła w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o uznanie działających wstecz przepisów wyżej wspomnianej ustawy za niezgodne z konstytucją. Wtedy TK zaczął przeciągać sprawę.  Najpierw zwrócił dwukrotnie wniosek, dopatrując się w nim błędów formalnych, a potem w sierpniu jeden z sędziów poprosił o wyłączenie ze sprawy.  W efekcie TK doczekał zakończenia kadencji senatu i w dniu 29 grudnia 2011 postanowił: "umorzyć postępowanie ze względu na niedopuszczalność wydania wyroku.  Motywował to tym, że: "Wobec upływu kadencji Senatu i związanym z tym wygaśnięciem mandatów senatorów, którzy wystąpili z wnioskiem w niniejszej sprawie, przestał istnieć podmiot uprawniony do dalszego występowania w sprawie.".  Szczegóły można znaleźć  //. Trybunałowi nie udało się jednak uwolnić od kłopotliwej sprawy.  W następnej kadencji wniosek został złożony ponownie przez senatorów PiS.  Nadal nikt się specjalnie nie spieszył z jego rozpatrzeniem, n.p. w lipcu odraczano rozprawę dwukrotnie.  W końcu jednak we wtorek 13 listopada, po półtora roku od pierwszego złożenia wniosku, odbyła się ona i TK postanowił iż:
"Niezgodne z konstytucją są przepisy, które w 2011 r. zmusiły do rozwiązania umowy o pracę tych pracowników, którzy już wcześniej nabyli prawo do emerytury - orzekł we wtorek Trybunał Konstytucyjny. Trybunał wskazał, że z chwilą wejścia w życie tego wyroku, tj. po opublikowaniu go w Dzienniku Ustaw, utraci moc art. 28 nowelizacji ustawy emerytalnej, ale tylko w zakresie dotyczącym osób, które przeszły na emeryturę w okresie styczeń 2009 r. – grudzień 2010 r.".  Szczegóły - //.
Emeryci, których ta sprawa dotyczy, powinni na tę stronę zajrzeć, gdyż znajdują się tam wskazówki, jak odzyskać swoje pieniądze z ZUS lub jak upominać się w sądach o swoje prawa.  Czy oznacza to jednak, że wszystko jest w porządku? Moim zdaniem - nie.  Po pierwsze emeryci muszą upominać się o swoje.  ZUS nie odda zaległych emerytur "z automatu".  Dotyczy to ok .40 tysięcy osób.  W jeszcze gorszym położeniu są ci, którzy utracili zarobki, bo bezprawnie zmuszono ich do zwolnienia się z pracy.  Im pozostaje tylko żmudna i niepewna droga sądowa.  Kłopot ma też ZUS.  Powstałe roszczenia z wobec niego szacuje się na ok. 640 mln zł.  To spora wyrwa w budżecie tej instytucji. Analiza przebiegu tej sprawy wskazuje na to, że TK mógł wydać wyrok w tej sprawie już w lipcu 2011.  Jego skłonność do przewlekania sprawy spowodowała, że niekonstytucyjny przepis obowiązywał o 16 miesięcy dłużej.  Wynikające stąd kłopoty są więc trzy razy gorsze niż mogłyby być.  W tym przypadku stosowanie Prawa Zwłoki okazało się nieopłacalne. Elig

Kwiatkowska: nie mam prawa wiedzieć, dlaczego nie ma mojego Męża. Premier prawie wszystko utajnia, tak jakby mój Mąż był jego własnością „Nasz Dziennik” publikuje rozmowę z Krystyną Kwiatkowską, wdową po gen. Bronisławie Kwiatkowskim, szefie Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, który zginął w Smoleńsku. Przytaczamy fragmenty wywiadu. Krystyna Kwiatkowska wskazuje, że po odbyciu wielu spotkań i rozmowach z ekspertami zajmującymi się badaniem katastrof m.in. lotniczych widzi skalę nieprawidłowości w śledztwie smoleńskim. Raport MAK, tak jak słyszałam, jest raportem psychologicznym: "był w kokpicie", "był pijany", "kłócił się", "niedoszkoleni piloci", "wywierał presję". Tymczasem pytam, gdzie są sprawy techniczne tego samolotu? Potem zostało to sprostowane, że nikogo w kokpicie nie było, ale pierwsze kłamstwa poszły w świat. I one wciąż są podawane przez większość portali internetowych i środowisk. Dlaczego polskie władze oficjalnie nie dementują tych nieprawdziwych informacji? Nigdy nie zgodzę się, jakoby piloci działali pod presją. Akurat ci piloci pracowali w takiej jednostce, że ciągle latali z VIP-ami. Żeby pomniejszyć swoją odpowiedzialność, najlepiej zrzucić winę na nieżyjących - tak zawsze robił minister Klich. A co on sam zrobił jako minister obrony? - pyta Kwiatkowska. W rozmowie zastanawia się również, dlaczego śledztwo zostało utajone oraz ujawnia zaskakujące procedury, jakim poddawana jest w prokuraturze: Dlaczego wszystko, co dotyczy tej katastrofy, zostało utajnione? Zdjęcia satelitarne, dokumenty, z których korzystała komisja Millera, nawet dokumenty sekcyjne. Ja nie mam i podobno nigdy nie otrzymam dokumentacji dotyczącej mojego Męża. Nie mogę sobie nic odpisać, zrobić żadnych notatek. Mogę jedynie poczytać i oddać wszystko do archiwum. Dlaczego jestem przeszukiwana? I jest ze mną osoba kontrolująca, kiedy przeglądam dane o moim Mężu? Dlaczego? Wdowa po gen. Kwiatkowskim przyznaje, że było jej przykro, gdy dowiedziała się, że premier oddał Rosjanom śledztwo:

Pomyślałam: jakiemu krajowi służył mój Mąż, że po śmierci nikt nie zadbał o niego? Dlaczego nie wysłali nikogo z Polski, żeby zabezpieczyć i samodzielnie udokumentować dowody lub chociaż uczestniczyć w procedurach, a przynajmniej patrzeć na ręce Rosjanom? Dlaczego w tak krótkim okresie zatarli wszystkie ślady katastrofy? Kłamstwa pani minister Ewy Kopacz, błędy przy ekshumacji, to wszystko skłoniło mnie do wystosowania apelu do rządu o powołanie komisji międzynarodowej. Zaznacza, że ludzie, którzy atakują rodziny - również osoby z rządu i Sejmu - „są odarci z wszelkich uczuć”. Chciałabym wiedzieć, dlaczego generał będący dowódcą Brygady Desantowo-Szturmowej, która za jego kadencji pierwsza zdawała egzaminy i weszła do NATO, generał, który służył w ONZ i trzykrotnie został wysłany przez naszą Ojczyznę do Iraku, zginął w wolnej Polsce. Nigdy nie przestanę o to pytać. I do samego końca będę walczyła o prawdę. (…) Ale, jak widać, nie mam prawa nawet wiedzieć, dlaczego nie ma mojego Męża. Pan premier prawie wszystko utajnia, tak jakby mój Mąż był jego własnością - zaznacza. Dodaje, że „nie wierzy teraz w nic”, a całą sprawę może wyjaśnić jedynie międzynarodowa komisja:

Zastanawia mnie bardzo, dlaczego dla spokoju naszego ducha i spokoju kraju nie można zrobić wszystkiego, żeby było wreszcie jasno powiedziane, co stało się w Smoleńsku? KL

Refleksje po Marszu 11.11.12

Ponownie o Marszu Niepodległosci już z paru dniowej perspektywy. Takiego zgromadzenia patriotycznego młodych ludzi dotychczas nie widziałem, tak na oko ok. 75 % uczestników. Wydawało mi się ze obchodami patriotycznych rocznic zajmują się ludzie "wiekowi" z jakąś nikłą obstawą rodzinną młodych, lub też uczestniczą w ramach szkolnych obchodów pod kierownictwem pedagogów.

http://www.youtube.com/watch?v=GcP4tmZTl-E&feature=share                      

Pogrzeb Polski Młodzież inaczej widzi obchody, po swojemu. Co się więc stało ? - Sądzę że spowodowało to hasło, " ODZYSKAJMY POLSKĘ"!. Po pierwszych "zauroczeniach" co prawda bezmyślnym ale składnym bełkotem o polityce "miłości" JPNiAJ  wspomaganym przez z SBeczone i SBckie media totalną agitacją propagandową, jakaś część młodzież konfrontując się z realiami zaczęła "przeglądać na oczy". Inni widząc jak "ełyty" zbrodniczo-mafijnego układu Magdalenkowego wymieniają się między sobą "rządami" Państwo i Kraj nadal deklasując tak samo nie udzielali się nie mając swojej reprezentacji. A tu pojawili się ich reprezentanci, młodzi ludzie z hasłem dla nich - ODZYSKAĆ SWÓJ KRAJ DLA SIEBIE ! PRACOWAĆ W SWOIM KRAJU, A NIE WYCIERAĆ OBCE KĄTY W CHARAKTERZE CIURÓW jak zachęcają ich "rządzący" mafiozi sami ze swoimi kolesiami łupiący, grabiący Kraj i Naród. I PRZYSZLI, CAŁĄ MASĄ, Z NAJDALSZYCH ZAKĄTKÓW POLSKI, nawet  tzw. "CZERWONE ZAGŁĘBIE" - Sosnowiec - wystawiło zorganizowane przedstawicielstwo ONR, nie było jedynie z okręgu Elbląskiego zorganizowanej grupy. Ci młodzi mają dość zbrodniczego państwa (w tej chwili pokazuje w programie E. Jaworowicz)  stworzonego przez bandycko-mafijną klikę układu Magdalenkowego !. Przyszli zorganizować się i odebrać Swoje Państwo Polskie z rąk band anty-Narodowych, anty-Polskich dla których "Polskość to nie normalność".  Już samą organizacją wyjazdów  wywołali popłoch wśród żydokomuszej agenturalnej bandy udającej "rząd". Nasyłali policję na organizatorów wyjazdów - u mnie była dwa razy -przetrzymywali autokary na trasie, a nawet ludzi jak było z Węgrami którzy przylecieli uczestniczyć w Odzyskiwaniu Polski dla Polaków z bandyckich anty-Polskich łap. Widząc u "rządzących" zbrodniarzy ten strach przypuszczałem ze przygotują jakąś prowokację, nie spodziewałem się jednak ze policja i "służby" dadzą się wykorzystać mając ubiegłoroczne doświadczenie. PANOWIE POLICJANCI I ZE"SŁUŻB" - PRZYSIĘGALIŚCIE NARODOWI !!!- A nie zbrodniczym "rządom" okupującym Kraj dzięki rosyjskim serwerom ustalającym wyniki wyborów i miejscowym oszustwom - POWIADAMIAŁEM I WAS O PRZEKRĘTACH PRZY TWORZENIU HASEŁ DLA PRZEWODNICZĄCYCH KOMISJI WYBORCZYCH !!! Y,  - MUSICIE PAMIĘTAĆ ŻE WIĘCEJ ŻADNYCH "KRESEK" NIE BĘDZIE" - Nie pomoże nawet chodzenie na klęczkach w Częstochowie. I znajdziemy wszędzie tych którzy po bandycku obłowili się na "grubej kresce" wyprowadzając nasze Narodowe pieniądze za granicę, tych którzy dzisiaj strzelają do nas, do "swojego" Narodu,  jesteśmy rozsiani "za chlebem" po całym świecie, nie schowacie się nigdzie przed nami - zapamiętajcie to sobie. TO MY, NARÓD JESTEŚMY WASZYM PRACODAWCĄ !!! Zastanawiając się nad przyczynami anty-Narodowej prowokacji spreparowanej przez "rządzącą" zbrodniczą zydokomuszą agenturę anty-Polską przyczyna wydaje się tylko jedna - banda "rządząca" próbując przeciwstawić Narodowemu Marszowi Niepodległościowemu zorganizował trzy swoje i co ? :
- Na organizowany przez JNiTAJ przyszło niecały tysiąc "zwykłych" ludzi, żeby nie wyglądało to śmiesznie uzupełniono frekwencje w stylu typowo zydokomuszym minionego okresu, czyli przypędzono po cywilnemu mundurowych i resztę zależnych w przeróżny sposób, no i dobrowolnie zebrało się kilku bez ideowych kameleonów typu R. Giertych czy Kaminski gotowych dla byle jakiego nawet...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony