887, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Olimpiada a przewaga komparatywna Tworzenie analogii między rywalizacją sportową a rynkową może prowadzić do wielu błędów. W ich uniknięciu pomaga przypomnienie pojęcia przewagi komparatywnej.
Podczas zakończonych niedawno Igrzysk Olimpijskich wyłoniliśmy najlepszych zawodników w mnóstwie dyscyplin sportowych. Ustaliliśmy, kto był najlepszy w warunkach identycznych dla wszystkich, choć zwycięstwo bywało kwestią ułamka centymetra lub setnej części sekundy. Jednak różnice w nagrodach (złoty i srebrny medal, brąz i czwarte miejsce, kwalifikacja do finałów i odpadnięcie z rywalizacji etc.) wydają się znacznie większe niż niewielkie często różnice w faktycznych wynikach sportowców — szczególnie te, które można ustalić jedynie za pomocą fotokomórki. Tworzenie analogii między współzawodnictwem sportowym a rynkowym (opartym na dobrowolnych porozumieniach, jakie ludzie zawierają między sobą) może zatem prowadzić do poważnych błędów. Na olimpiadzie nagrody przypadają bardzo nielicznym „zwycięzcom”, co może prowadzić do wniosku, że cała reszta zawodników — jakkolwiek utalentowani, pracowici i godni podziwu by nie byli — jest przegranymi (ten pogląd znajduje odzwierciedlenie w cynicznym powiedzeniu: „drugie miejsce to pierwszy przegrany”). W języku ekonomii można by powiedzieć, że „wygrane” przypadają tym, którzy osiągają przewagę absolutną (nawet bardzo nieznaczną). Zwycięzca bierze wszystko, przegrani zostają z niczym. Ten pogląd jest wąski, zwodniczy i lekceważy wiele aspektów (np. wartość doskonalenia się i satysfakcję ze swoich osiągnięć). Sądzę jednak, że podobny tok myślenia wypacza poglądy wielu ludzi na współzawodnictwo rynkowe. Uznanie nagród za współzawodnictwo (w tym zysków rynkowych) za nieproporcjonalne do starań dzieli tylko krok od wprowadzenia — w imię źle pojętej sprawiedliwości — szeregu państwowych interwencji w gospodarkę. Na nich tracą wszyscy, którzy ze swobodnej rywalizacji rynkowej odnosili wcześniej korzyści. Analogia między zwycięzcami w sporcie a zwycięzcami w rywalizacji rynkowej odzwierciedla do pewnego stopnia zamęt, jakim otoczone są pojęcia przewagi absolutnej (możliwości wykorzystania takich samych środków co konkurencja do wytworzenia większej ilości dóbr) i przewagi komparatywnej (możliwości wykorzystania środków do wytwarzania jednych dóbr lepiej niż do innych). To rozróżnienie, wprowadzone przez Davida Ricardo, ma tak istotne implikacje, że omawiane jest obszernie na każdym kursie podstaw ekonomii. Najważniejszą częścią omawiania go jest wykazanie, że nawet jeśli jedna ze stron jest lepsza w obydwu rozważanych zadaniach, to strona posiadająca przewagę absolutną nie odnosi zysków kosztem drugiej strony. Zamiast tego, specjalizacja i wymiana przynoszą korzyść obu stronom, o ile zawierają one porozumienia w warunkach wolnego rynku. Nam, ekonomistom, wydaje się to już oczywiste. Jednak moje ponad 30- letnie doświadczenie nauczycielskie wskazuje, że wielu uczniom trudno jest wyrwać się ze schematu myślenia przez pryzmat przewagi absolutnej („zwycięzcom przypada złoto, pozostali przegrywają”), co stanowi pierwszy krok do pełnego zrozumienia pojęcia przewagi komparatywnej. Natomiast wielu spośród tych, którzy to „łapią”, doświadcza dezorientacji z powodu żargonu, powierzchowności rozumowania i wypaczeń, które często sprowadzają dyskusje polityczne na manowce. By pomóc uczniom w zrozumieniu i utrwaleniu tej wiedzy (na przekór atakom różnych pseudoekspertów, czyli „najlepszych umysłów dostępnych w sprzedaży”, jak określił ich Henry Hazlitt), bardzo przydaje się spersonalizowanie przykładów (by student mógł wczuć się w sytuację) i wyjaśnianie zasadniczych spraw za pomocą prostych anegdot. A skoro jest to przydatne dla uczestników kursów ekonomicznych, tym bardziej przyda się to osobom bez żadnego przygotowania w tym zakresie. Przedstawię zagadnienie za pomoca jednego z przykładów, których zwykle używam na moich zajęciach z podstaw ekonomii do zademonstrowania logiki i implikacji stojących za przewagą komparatywną.
Na początek pytam studentów, kto mieszka z rodzeństwem. Spośród podniesionych rąk wybieram jednego „ochotnika”. Powiedzmy, że jest nim studentka, która ma brata. Zakładam, że studentka potrafi skosić trawnik w pół godziny, a jej bratu takie samo zadanie zajmuje całą godzinę. Następnie pytam studentkę, kto najtaniej lub najbardziej wydajnie kosi trawnik. Mimo że poleciłem studentom poczytanie przed zajęciami o różnicach między przewagą absolutną i komparatywną, w ok. 2/3 przypadków studentka-ochotniczka (lub inny student, żądny popisania się wiedzą) wybiera odpowiedź równie oczywistą, co błędną: ona. Następnie rozpoczynam wykazywanie błędności tego rozumowania. Stwierdzam, że poprawną odpowiedzią jest: „to zależy”, ponieważ podałem za mało danych, aby możliwa była konkretna odpowiedź. Kluczem jest dostrzeżenie, że w koszta skoszenia trawnika wlicza się nie tylko poświęcony na koszenie czas; istotne jest, kto mógłby w tym czasie (tj. z tymi samymi zasobami) zrobić znacznie więcej innych rzeczy.
Dodaję kolejne założenie: studentka mogłaby zarobić 20 dolarów za godzinę pracy innej niż koszenie, a jej brat tylko 8 dolarów. Kwoty te odzwierciedlają przewidywaną przez innych wydajność ich pracy przy wytwarzaniu dóbr i usług.
Posługując się tą informacją, mogę wykazać błędność odpowiedzi zakładającej przewagę absolutną i zwrócić uwagę studentów na fakt, że obie strony mogą skorzystać na wyspecjalizowaniu absolutnie słabszego w koszeniu trawników i na wymianie usług. W naszym przykładzie pół godziny innej pracy, które przepadło studentce na koszeniu trawnika, jest warte w ocenie innych 10 dolarów. W tej samej ocenie pełna godzina wysiłku jej brata jest warta jedynie 8 dolarów. Wniosek jest sprzeczny z intuicją: mimo że brat studentki jest absolutnie słabszy w koszeniu trawnika (jak i w innych pracach), to osiąga nad nią przewagę komparatywną. Dzieje się tak, ponieważ jest w połowie tak wydajny w koszeniu co siostra, lecz jedynie w 40% tak wydajny jak ona w innych rodzajach prac, z których oboje rezygnują na rzecz koszenia. Konsekwencją powyższego jest uznanie, że koszenie trawnika przez brata studentki ma sens. I właśnie w tym miejscu konflikt mojego przykładu z logiką przewagi absolutnej („wygrywa tylko najlepszy”) osiąga swój punkt szczytowy. Jak dalej argumentować? Możemy dowieść, że obie strony zyskają na wyspecjalizowaniu się w dziedzinach, w których mają nad sobą przewagę komparatywną, oraz na wymianie usług na obustronnie zadowalających warunkach — niezależnie od posiadanej przewagi absolutnej. W takiej sytuacji nie ma przegranych. Prosty dowód można uzyskać przy założeniu, że koszenie trawnika należy do obowiązków domowych studentki. W interesie zarówno jej, jak i jej brata jest umówienie się na wymianę. Studentka jest skłonna zapłacić każdą kwotę poniżej 10 dolarów, by uchronić się przed stratą całości tej sumy jako kosztu alternatywnego koszenia trawy. Natomiast jej brat jest skłonny zaakceptować każdą kwotę powyżej 8 dolarów — tak, aby mógł pokryć z nadwyżką swoje własne koszty. Powiedzmy, że brat studentki zgadza się na skoszenie trawnika za 9 dolarów. Dla obojga jest to akceptowalny układ i oboje na nim korzystają. Żadna trzecia strona nie musiała angażować się w ich ustalenia — skupienie na korzyści własnej pozwoliło im na dobrowolne osiągnięcie obustronnie satysfakcjonującego porozumienia. Dlaczego ten tok myślenia, który trafia do kiwających ze zrozumieniem głów w mojej klasie, nie wywiera żadnego trwałego wpływu na myślenie mas? By to zrozumieć, musimy wrócić do naszej analogii z podium olimpijskim. Zwycięstwo, które się na nim świętuje, jest zasadniczo inne niż zwycięstwo we współzawodnictwie rynkowym. Na sportowym podium liczy się jedynie wygrana — niezależnie od dystansu, czasu czy wysokości, jakie trzeba było pokonać, by ją zdobyć. Natomiast istotę zysków z rywalizacji na rynku lepiej ilustruje analogia do polepszających się czasów i innych wyników samych w sobie. Konkurencja sprawia, że ludzie — wraz z upływem czasu — poprawiają swoje wyniki w poszczególnych zadaniach — zarówno pod bezpośrednim wpływem zwycięzców, jak i przez próby dorównania cudzym sukcesom. W rezultacie zarówno uczestnicy rywalizacji, jak i całe społeczeństwo zwiększają swoją produktywność w tych zadaniach. Można wyprodukować więcej — to gra o sumie dodatniej. I właśnie ten fakt jest często pomijany w rozumowaniu wielu ludzi. Społeczeństwo zyskuje dzięki wzroście ilości dóbr, jakie możemy produkować z dostępnych nam środków, ponieważ chęć zaoferowania innym większej ilości pożądanych przez nich dóbr motywuje postęp (działa tu podobny mechanizm co przy biciu rekordów sportowych). Jest to przeciwieństwem sytuacji, w której wygrywa tylko jedna strona kosztem innych (co reprezentują złote medale). Współzawodnictwo rynkowe zwiększa produkcję pożądanych dóbr i właśnie ten fakt sprawia, że wszyscy uczestnicy rywalizacji zyskują i dążą do zawierania między sobą dobrowolnych porozumień bez żadnego odgórnego przymusu. Dlatego interwencja ciężkiej ręki rządu w ich porozumienia — interwencja w postaci kontroli cen, ograniczeń wejścia na rynek, podatków, regulacji, subsydiów, licencji etc. — niszczy postęp i zatrzymuje kumulację dobrobytu, która mógłby dalej trwać, gdyby nie państwowe represje. Jeśli chcemy uniknąć mylnego postrzegania konkurencji rynkowej jako nastawionej na przewagę absolutną i warunkującej istnienie wygranych i przegranych (co jest wnioskiem, jaki można wysnuć przez porównanie ze sportem), musimy zmienić nasz punkt widzenia. Musimy analitycznym okiem obserwować wzrost korzyści, jakie masy odnoszą dzięki jednostkom, które starają się dostarczać im pożądane dobra. Im lepiej będziemy potrafili przekonać innych do tego stanowiska, tym mniej ludzi będzie dawało się uwieść marną logiką i bezpodstawnymi atakami przeciwników dobrowolnych porozumień. Gdy zmniejszy się możliwość zbijania kapitału politycznego na podobnych nonsensach, zelżeją również rządowe represje wobec prób powiększania ogólnego dobrobytu. Jeśli komukolwiek z nas by się to w jakimś stopniu udało, wówczas nie miałyby dla nas znaczenia medale czy nawet dalsze miejsca — grunt, że społeczeństwo zyskałoby bardzo wiele. I mimo że inni odkrywają jeszcze lepsze sposoby na osiągnięcie tego celu, nasz własny wkład w pomoc bliźnim nie doznaje uszczerbku. Zwyciężamy za każdym razem, gdy komuś udaje się poszerzyć zakres wolności do zawierania porozumień. Tylko bazująca na nich organizacja społeczeństwa zasługuje na złoty medal. Jak to często bywa w temacie wolności i jej następstw — czyli konkurencji motywującej do dobrowolnej kooperacji — najbardziej przejrzystego rozróżnienia między współzawodnictwem sportowym i rynkowym dokonał Ludwig von Mises w swojej monumentalnej książce Ludzkie działanie:
Konkurencja katalaktyczna nie może być mylona z walkami pięściarskimi czy konkursami piękności. Ich celem jest ustalenie, kto jest najładniejszą dziewczyną lub najlepszym bokserem. Społeczną funkcją konkurencji katalaktycznej z pewnością nie jest ustalenie, kto jest najbystrzejszym chłopcem i nagrodzenie go tytułem i medalami. Jej funkcją jest zabezpieczanie jak największej w danych warunkach satysfakcji konsumentów.
Gary Galles Tłumaczenie: Grzegorz Heinrich
Kamień w bucie synagogi Poniżej prezentujemy szczegółowy raport o radości światowego kongresu żydowskiego (the World Jewish Congress) po otrzymaniu wieści w sprawie wydalenia biskupa Richarda Williamsona z Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X. Papież Benedykt XVI nie ośmielił się interweniować w sprawy talmudyczne, jak np. publicznie napiętnować „duchowego przywódcę” partii Shas, rabina Ovadię Yosefa za wezwanie do eksterminacji Palestyńczyków. Watykan poddał się całkiem ortodoksyjnemu judaizmowi i tylko zachowuje pozorne różnice zdań w celu utrzymania fasady, że reprezentuje Kościół Jezusa Chrystusa na ziemi. Tymczasem syjoniści nie mają żadnych oporów w dziele urabiania Kościoła Katolickiego na swoją modłę i napełniania go swoimi treściami poprzez władzę nad zachodnimi mediami i hucpę, jaka podsyca ich przekonanie, że mają prawo wygłaszania moralizatorskich wykładów wobec innowierców. Gdy taka deklaracja stała się jasna, biskup Fellay wykonał wolę talmudystów i wyrzucił biskupa Williamsona. Co prawda, Ronald Lauder, miliarder i potomek twórcy firmy kosmetycznej Estee Lauder, a także były ambasador (w czasach Reagana) USA w Austrii, nie jest tym do końca usatysfakcjonowany. Wydaje się, że bractwo SSPX nie zrobiło w tej sprawie wszystkiego, czego zażyczyli sobie żydzi. W rabinicznej ideologii jest harmonia poglądów, jeśli chodzi o sprawę gojów – niedoskonała natura duszy goja powoduje, że uczynki goja są również niedoskonałe nawet wtedy, gdy kierując się najlepszymi intencjami, wali w pokłonach głową o chodnik przed synagogą w akcie poddaństwa. Goje, papież i biskup Fellay nie mają specjalnej duszy, w jaką wyposażona jest moralnie i rasowo lepsza dusza osób judaicznych, można z tego wnioskować. Jeżeli w to nie wierzycie, zwróćcie uwagę na los tysięcy sub-saharyjskich imigrantów afrykańskich w izraelu, którzy zamknięci są w bezterminowych obozach koncentracyjnych na pustyni Negev, dokładnie z tego powodu, że cechuje im domniemana niższość wobec Świątobliwych Mężów. Żadne media na ziemi nie zajęły się tą formą drakońskiego barbaryzmu, nie spotkało się to z oburzeniem światowym i sankcjami, bo obozy koncentracyjne dla Czarnych w „izraelu” nie są sprawą Ameryki, ani dla Obamy ani Romneya ani mediów. To się wszystko toczy pod dyktando talmudyczne: jedno prawo dla „świętych mężów”, a inne dla całej reszty z nas.
Biskup Fellay może sobie gadać o “niesposłuszeństwie” biskupa Williamsona wobec Fellaya, ale filozoficznie rzecz biorąc, to twierdzenie jest zbankrutowane na wstępie, gdyż sam Fellay nadal ignoruje papieża odmawiając poddania się jurysdykcji lokalnym ordynariuszom w diecezjach, gdzie znajduja się kościoły, szkoły i seminaria SSPX. Arcybiskup Lefebvre, założyciel SSPX, nauczał że zbawienie dusz, a nie posłuszeństwo wobec samowolnego zwierzchnictwa, jest najwyższym priorytetem. Zbawienie dusz jest pełnomocnictwem biskupa Williamsona. Zatem w jaki sposób Fellay, który sam jest nieposłuszny papieżowi, może oskarżać Williamsona o nieposłuszeństwo? Kwestia posłuszeństwa jest zasłoną dymną, jaka skrywa większą prawdę. Ta prawda jest najbardziej widoczna w niemieckich przybytkach SSPX.
Biskup Fellay jest lustrzanym odbiciem idolatrii i despotyzmu niemieckiego SSPX, które działa na zasadzie niemieckich, ale skrojonych na wzór muzułmański, bluźnierczych praw, jakie bronią uświęconych relikwii holocau$tianizmu przed naukowym zbadaniem, sceptycyzmem i wystawieniem ich na pośmiewisko. Środkami tej obrony są niemieckie lochy, gdzie heretycy tacy, jak publicysta Ernst Zundel, albo niegdysiejszy chemik z instytutu Maxa Plancka, Germar Rudolf, gnili przez lata. Uparcie od lat SSPX trzyma się wymogów fałszywej religii holocau$tianizmu i nie podejmuje prób walki z holoca$to-latrią jego świętości, czym są np. „komory gazowe”. Natomiast biskup Williamson, który ochrzcił te relikwie mianem bluźnierstwa, reprezentuje coś, co w terminologii mafijnej nazywa się “pietra di la scarpa”, kamień w bucie. Kamień trzeba było usunąć z buta synagogi.
Lauder: wyrzucenie Williamsona z Bractwa Piusa “zbyt mało, zbyt późno” i niewiarygodne
Szef światowego kongresu żydowskiego (WJC), Ronald S. Lauder, wyraził zadowolenie z faktu wyrzucenia biskupa Richarda Williamsona z katolickiego odłamu kościoła, grupy Bractwa Św. Piusa X (SSPX), lecz powiedział, że powinno się to stać lata wcześniej i “nic nie przywróci wiarygodności tej organizacji”. Lauder zadeklarował:
“to dobrze, że podjudacz do nienawiści i negator holocau$tu, Williamson został w końcu wysłany w pustkę, ale ta decyzja kierownictwa SSPX powinna zapaść już lata temu, gdy duchowny zaczął otwarcie negować istnienie komór gazowych. To za mało i za późno. Powody stojące za wykluczeniem Williamsona nie wspominają szkody, jaką wywołał ten człowiek przez rozsiewanie inwektyw wobec żydów i innych, z ambony, poprzez cotygodniowe listy duszpasterskie oraz stwierdzenia w mediach”. W 1989 r. podczas kazania w kościele Notre-Dame-de-Lourdes w Sherbrooke, Kanada, Williamson stwierdził, że „żaden żyd nie został zabity w komorach gazowych. To były kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa”. W wywiadzie dla szwedzkiej tv wykonanym w Niemczech pod koniec 2008 r., potwierdził swój pogląd. Przewodniczący WJC powiedział, że chociaż nie wszyscy członkowie SSPX są antysemitami, jak Williamson, grupa musi sobie jakoś poradzić z kwestią antysemityzmu w swych szeregach i z tymi, którzy „nadal uważają żydów za wcielenie antychrysta”. Lauder podziękował papieżowi i kardynałowi Kurtowi Koch, watykańskiemu urzędnikowi ds stosunków z żydami, za ich zdecydowane potępienie tendencji antysemickich w kościele. „Wiemy, jakie zdanie ma w tej sprawie Watykan. Nie wiemy natomiast, czy kierownictwo SSPX się z nim zgadza. Dopóki Bractwo Piusa nie określi wyraźnie swojego stanowiska, nie powinno ono być ponownie przyjęte pod skrzydła Kościoła Katolickiego”, powiedział Ronald Lauder.
SSPX oświadczyło w pisemnym komunikacie w środę, że “Ekscelencja Richard Williamson, dystansował się od lat od kierownictwa Bractwa i nie godził się okazać szacunku i posłuszeństwa wymaganego przez zwierzchników, w związku z czym został wydalony”. Bractwo tradycjonalistów, jakie oderwało się od Watykanu ponad 20 lat temu z powodu reform w Kościele oświadczyło, że decyzję podjęto 04 października. Williamson był jednym z czterech biskupów wyświęconych przez biskupa Marcela Lefebvre’a w Econe, Szwajcaria, w 1988 r. wbrew nakazom papieża Jana Pawła II, który potem ich wszystkich ekskomunikował. W styczniu 2009 r., papież Benedykt XVI zdjął ekskomunikę z tej czwórki.
“Bogu dzięki, że saga Williamsona będzie wkrótce za nami, gdyż sąd w Regensburgu zdecydował się prowadzić wobec niego proces o negowanie holocau$tu” powiedział Lauder.
http://revisionistreview.blogspot.com/2012/10/the-stone-in-synagogues-shoe.html
Michael Hoffman
Jeden dzień z dziejów polskiej paranoi Żyjemy w paranoicznie zarządzanym państwie. Premier Tusk wystąpił na konferencji, podczas której wygłosił żenujące słowa dotyczące prognoz meteorologicznych, masywnych opadów deszczu i zaszczucia minister sportu Joanny Muchy. Od 16 października, kiedy to z powodu zalania murawy Stadionu Narodowego odwołano mecz z Anglią, nie udało się ustalić odpowiedzialnych za uczynienie z Polski pośmiewiska. Ten skandal pozostanie symbolem nieudolności samego premiera, który zamiast krótko rozprawić się z winnymi tej „wtopy”, przed szeroką publicznością opowiadał dyrdymały o niespotykanych opadach deszczu. Nie odniósł się natomiast ani do kompromitującej wpadki z ujawnieniem tajnych danych MSZ, ani też do skandalu, jakim jest uszkodzenie tunelu pod Wisłostradą przez budowniczych metra. 24 października. dziennikarze od rana prześcigali się w głupawych spekulacjach, czy premier odwoła minister Muchę. Media elektroniczne nie zajęły się opisanym przez prasę kolejnym wyciekiem tajnych informacji z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W normalnym państwie premier Tusk zapowiedziałby na konferencji odwołanie szefa MSZ za ujawnienie w sieci tajnej bazy danych tego resortu. Ale to szef rządu przemilczał, zajął się natomiast opisem deszczu. A naprawdę poważna jest wpadka MSZ - po raz trzeci ujawniono informacje dotyczące białoruskiej opozycji. PAP ujawniła, że baza danych polskiego MSZ była dostępna na jednym z amerykańskich portali. Z informacji MSZ można się było dowiedzieć m.in., że efektem realizacji pewnego projektu miało być: „Stworzenie w społeczeństwie (...) centrów nacisku społecznego na władze (...); Transformacja obecnego moralnego sprzeciwu społeczeństwa (...) wobec losu represjonowanych w sprzeciw polityczny; Przygotowanie sił opozycyjnych i aktywnych obywateli (...) do szerokiej kampanii obywatelskiej przed wyborami”. Znalazły się tam także informacje mówiące o tym, ile osób na Białorusi może jeszcze być represjonowanych oraz jakie finansowe środki zostaną przeznaczone na pomoc dla nich. Sytuacja byłaby trudna do uwierzenia, gdyby nie potwierdził jej rzecznik ministra Sikorskiego, który przyznał, że takie informacje nie powinny się znaleźć w „domenie publicznej”. Ignorując wpadkę MSZ premier Tusk być może liczył na to, że wszyscy zapomnieli skandal z 2011 roku, kiedy to Aleksandr Bialacki trafił do więzienia z powodu bezmyślności polskiej prokuratury. Podstawą do aresztowania Bialackiego były informacje o kontach bankowych, które władzom białoruskim (reżimowi Łukaszenki) przekazała m.in. polska Prokuratura Generalna. Kolejna wpadka polegała na przesłaniu PIT-ów do opozycjonistów na Białorusi. Na ich domowe adresy. Czy takie działania można tłumaczyć głupotą, czy jest to zwykłe denuncjowanie białoruskiej opozycji? Premier Tusk tego nie wyjaśnił. Opowiadał banialuki o programie naprawczym dla deszczu, który zalał murawę Stadionu Narodowego. Z kolei minister Sikorski „ćwierkał” na Twitterze o zupełnie nieistotnych sprawach. Jakby skandal z dokumentami MSZ w ogóle go nie dotyczył. Tego samego 24 października prasa ujawniła opinie ekspertów dotyczące stanu tunelu pod Wisłostradą, uszkodzonego przez budowniczych metra. Ich zdaniem, tunel powinien być pobudowany na nowo, bo został zdemolowany przez partaczy. Ale władze Warszawy z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele podtrzymują decyzję o udostępnieniu dla ruchu rzeczonego tunelu bez przebudowy, wbrew zaleceniom ekspertów. W tej sprawie premier Tusk także milczał. Nie odezwała się oczywiście również prezydent Warszawy. Po prostu zlekceważyli fakt, że do opinii publicznej przedostała się ekspertyza potwierdzająca podejrzenia, że budowa metra jest prowadzona przez dyletantów. W normalnym państwie ci dyletanci straciliby pracę i stanęli przed sądem. 24 października wieczorem do dziennikarzy dotarło pismo Departamentu Kontroli i Nadzoru Kancelarii Premiera skierowane do Donalda Tuska. Dotyczyło ono przyczyn tego, że 16 października nie rozegrano meczu na Stadionie Narodowym. Urzędnik departamentu Tomasz Bolek napisał w podsumowaniu: „Z punktu widzenia zarządzania decyzja o pozostawieniu dachu otwartym wobec powszechnej wiedzy o zapowiadanych intensywnych opadach nie znajduje racjonalnego uzasadnienia. Jednakże jednomyślność w tym zakresie FIFA, PZPN i obu reprezentacji może wskazywać na inne, np. kulturowe uwarunkowania (w tym charakter piłki nożnej jako sportu)”. Zapewne „kulturowe uwarunkowania” są także przyczyną tego, że MSZ po raz trzeci uderzył w białoruską opozycję, a prezydent Warszawy udaje , że nic się nie stało, kiedy eksperci twierdzą, iż należy od nowa budować tunel pod Wisłostradą. Należy rozumieć, że to „kulturowe uwarunkowania” każą warszawskiemu ratuszowi, wbrew opinii ekspertów, udostępnić tunel do użytku już w grudniu 2012 r. Ale jak nazwać kulturę, która narzuca takie uwarunkowania? To kultura partaczy i dyletantów, kultura totalnej nieodpowiedzialności za państwo. Obserwator
Minister Gospodarki pod prąd ... Sąd ...społeczny jak najszybciej Wicepremier Waldemar Pawlak raczył, będąc według oficjalnych informacji w pełni władz, umysłowych podpisać rozporządzenie, które daje dostawcom energii prawo do podwyżek cen. Od najdłużej utrzymującego się przy władzy politykiera w historii III RP nie można oczekiwać niczego ... wiadomo - szuja i sukinsyn. Nie mogę zrozumieć jednak dlaczego uważa łon ,że jesteśmy tak przyduszeni do ziemi, że wszystko mu wolno, chyba, że ocenia ogół Polaków według siebie, a sam jest ograniczoną małpą z brzytwą w jednej i sakwą na banany w drugiej pazernej łapie.
Politykier - klakier polityczny Otóż najwspanialszy rolnik III RP i odwieczny pierwszy pośród strażaków, raczył będąc według oficjalnych informacji w pełni władz umysłowych [przynajmniej tej resztki], podpisać rozporządzenie.
Rozporządzenie, które daje dostawcom energii argumenty do rozpoczęcia negocjacji, a potem do podwyżek cen. Pokrótce - obcina wsparcie dla elektrowni zasilanych drewnem wysokiej jakości, przy jednoczesnym braku na rynku producentów porównywalnej biomasy. Do tego dochodzi zwiększenie obowiązkowe udziału odnawialnych źródeł energii - producenci juz teraz nie spełniają norm - więc zapłacą kary - co z kolei pozwala im na zmiany cennika, gdyż ceny zatwierdza Urząd Regulacji Energii [URE], a dostawcy w rozmowie z URE moga się domagać bo... decyzją resortu zmieniają się warunki prowadzenia działalności. Q...a mać, jak prywatny przedsiębiorca wykona usługę i nie otrzyma zapłaty, to go Sąd nawet jak zbankrutował, nie zwolni z opłaty tzw"kosztów sądowych" - bo uwaga ... ryzyko prowadzenia działalności hip hip . Można spodziewać się, że ceny wzrosną średnio o jakieś 150 - 200 zł rocznie - przy zalożeniu, że średnia opłata za zużycie energii na rodzinę to 1500 - 2000 zł. Wszystkie te skomplikowane zwroty, wyliczenia, źródła odnawialne - maja swoją genezę w podpisanym w 2008 pakiecie klimatycznym - kto podpisał pominę ponieważ miało być o ważnych sprawach, więc nie wypada bluzgać. Będzie drożej, cóż ...Dostawcy podnoszą opłaty przesyłowe, jakieś stałe zmienne, administracyjne, prognozują sobie żeby im było dobrze. Dlaczego zatem nie wolno mi oszczędzać - dlaczego nie wolno mi być bez sankcji karnych człowiekiem zaradnym, innowacyjnym? Dlaczego nie mogę zbudować sobie na mojej dzialce, małej turbiny wiatrowej np Savioniusa czy Darrieusa, żeby mi choć lampki w ogrodzie się świeciły za darmo ? AAA bo maszt, a jak maszt to wchodzimy w prawo budowlane i wszelkie zezwolenia, chyba że maszt !!! nie na fundamencie. Dobra dość. Podniesiemy ceny, a ty płać, płać podatki, vat, akcyzę ciesz sie, że oddychać możesz - chociaż tyle masz wolności, że ci jeszcze podatkiem bezpośrednim nie obłożono oddychania.
Pieprzonyliberal
Depolonizacja Polski i projekt III RP Nagle, po dwudziestu latach tej wojny, okazuje się, że nie mamy być z czego dumni w naszej ponad tysiącletniej historii. Hołd Ruski z 1612 roku to przejaw naszej agresji, ekspansji, Powstanie Warszawskie to wielki historyczny błąd, holokaust to Jedwabne, Polacy to zabójcy, a stalinowcy oprawcy to starzy schorowani ludzie, podobnie jak ludzie odpowiedzialni za stan wojenny, do tego jeszcze ludzie honoru. Doprowadzenie do Katastrofy Smoleńskiej, a potem - polskimi i rosyjskimi rękami - zacieranie śladów, powtarzanie kłamstw, szydzenie z ofiar, blokowanie dostępu do głównych dowodów, bezczeszczenie zwłok, to wszystko razem kończy pewien zasadniczy proces zmierzający do wynarodowienia Polaków, pozbawienia ich własnej historii, tożsamości, godności i własnej wartości. Nie jest to teza na wyrost, można ją poprzeć konkretną argumentacją. Smoleńsk ma upewnić polskie społeczeństwo w przekonaniu, że już nic nie może i nic nie znaczy tak naprawdę w Europie, nikt też nie przyjdzie tu z pomocą. Naszym jedynym w zasadzie zadaniem, w tworzącym się nowym porządku politycznym w Europie, jest praca. Mamy pracować i jeść, po to, żeby mieć siłę pracować. To jest sedno naszej nowej roli, jaką mamy odgrywać na kontynencie. Katastrofalny stan kultury polskiej jest faktem, podobnie sportu, innowacyjność naszej gospodarki żadna, a historia, a jakże, jest tylko bolesna i żałosna. Polityka wydziedziczenia Polaków z ich własnego terytorium trwa nieprzerwanie od 1939 roku, trzeba mieć w końcu tego świadomość, jeśli chce się zrozumieć choćby obecne zachowanie rządu i prezydenta, albo działania Berlina i Moskwy. Za chwilę, za kolejne kilka miesięcy, obudzimy się z potwornym poczuciem winy za dokonane po 1945 roku czystki etniczne na Niemcach. Może należałoby jednak emitować Niemcom znad Łaby i Renu, codziennie, przed śniadaniem najlepiej, jednominutowy film ze zdjęciami z egzekucji dokonywanych przez Niemców na polskich dzieciach. Codziennie, żeby im ten obraz wdrukować na kilka pokoleń naprzód. Tymczasem, w ramach polityki otwarcia i pojednania, oddaliśmy praktycznie całą gospodarkę, większość banków w ręce Niemiec, a to czego nie chcieli wziąć, bo mieli u siebie, zamknięto po nieudanych próbach prywatyzacji, likwidując w ten sposób polską konkurencję. Polska, w tej, realizowanej konsekwentnie filozofii ma być krajem słabym, bez własnej myśli technologicznej, całkowicie zależnym od gospodarki niemieckiej, a surowcowo jak najdłużej od Rosji, mającym dużo, i tanio, produkować dla odbiorcy zachodniego. Z Sowietami jest trochę inaczej. Swoimi czołgami i agenturą w Polsce, oraz partią posłusznych im polskich kacyków, mogli utrzymywać tu przez blisko 45 lat porządek, ale nie mogli liczyć na aplauz Polaków serwując na co dzień prymitywną propagandę – własną i tę trochę ucywilizowaną przez polskich namiestników. PRL miał, po 1956 roku, swoje minimum autonomii, która choćby w sferze kultury była źródłem powstania wielu wybitnych dzieł, zachowania podstaw kultury narodowej. Polskość można było kultywować oczywiście w takim zakresie, w jakim nie naruszało to sowieckiej dominacji. Moskwa nie miała tutaj swoich elit zdolnych do tego, by narzucić Polakom swój sowiecki kod kulturowy, z natury obcy, kompletnie nie przystający do naszej tradycji, wręcz prymitywny. Poległ on zresztą i w samej Rosji po upadku ZSRS. Polskość, nawiązując na moment do słów Donalda Tuska, była jednak w PRL normalnością. Prawdziwych wyznawców socjalizmu było być może kilkaset tysięcy. W sferze prywatnej byliśmy jeszcze u siebie, był Kościół, który wspierał narodową tradycję. Brakowało nam jedynie wolności i demokracji. Dlatego, tak wręcz euforyczne były pierwsze miesiące po Sierpniu 1980 roku. Tego komuniści i ich agenci w „Solidarności” się nie spodziewali. Zupełnie inny wymiar ma to, co dzieje się w Polsce po 1989 roku. Demokracja i wolność, podana Polakom niemal na tacy (tak to wtedy wyglądało), bardzo szybko została zastąpiona wojną z naszą tożsamością narodową i kulturową, toczoną pod różnymi hasłami: europeizacji, zbliżania się do Zachodu, walki z ciemnogrodem, etc. Nagle, po dwudziestu latach tej wojny, okazuje się, że nie mamy być z czego dumni w naszej ponad tysiącletniej historii. Hołd Ruski z 1612 roku to przejaw naszej agresji, ekspansji, Powstanie Warszawskie to wielki historyczny błąd, holokaust to Jedwabne, Polacy to zabójcy, a stalinowcy oprawcy to starzy schorowani ludzie, podobnie jak ludzie odpowiedzialni za stan wojenny, do tego jeszcze ludzie honoru. I wreszcie jest Smoleńsk, który miał przypieczętować nowe status quo w całej Europie Środkowej. Gdyby nie było tego zamachu, gdyby do niego nie doszło, nie zmienia to osądu tego, co dzieje się z Polską, wokół niej i jaką rolę ponad naszymi głowami, wyznaczono po prostu Polsce w Europie zdominowanej przez Niemcy i Rosję. Nikt nie musi dokonywać już rozbiorów, podpisywać tajnych dokumentów. Proces ubezwłasnowolnienia Rzeczpospolitej rozpoczął się zaraz po 1989 roku. Na nowych warunkach, w których istotną role odgrywają Niemcy, oraz tak zwane elity III RP, oraz dawne służby specjalne. Przystąpienie do Unii Europejskiej sprzyjało temu procesowi, niezależnie od korzyści, jakie dało samej gospodarce. Nie ma potrzeby rewizji granic, choć i na to być może przyjdzie czas, na przykład pod pozorem budowania super regionu z zachodniej Polski i wschodnich Niemiec. Nie ma potrzeby trzymania tutaj żadnych obcych wojsk, ponieważ kontrolę nad budową nowego porządku europejskiego przejęli sami Polacy. Indoktrynacja społeczeństwa płynąca z mediów i świata polityki przez dwie dekady, prowadzona była na niespotykaną dotąd skalę, oczywiście przy zachowaniu wszelakich pozorów, że RP jest niepodległa i mocna jak nigdy dotąd. Próba budowania nowego państwa, zapoczątkowana przez Jarosława Kaczyńskiego w 2005 roku, była skazana i tak na porażkę. Nowy projekt Polski bez polskości wygenerował bowiem całe nowe pokolenie, któremu wdrukowano tę nową Polskę – Nie – Polskę, bez tradycji, bez patriotyzmu, zalęknioną, żeby tylko nas znowu o coś nie posądzili, żeby tylko z jakiegoś powodu nie było nam za coś wstyd. Każdy zachodni ochłap był lepszy od tego co polskie. Mamy dziś tego efekty, czyli owych lemingów, bezkształtnych ideowo, zachłyśniętych sobą, bezrefleksyjnych, obojętnych, albo wręcz wrogo nastawionych do rozważań o tym, co stało się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Fenomenem w tym wszystkim jest to, że aż jedna trzecia społeczeństwa zachowała swój dawny polski kod kulturowy. Okazała się odporna na Czerską i Wiertniczą. To znacznie większa część społeczeństwa, niż ta, która 30 lat temu nie pogodziła się ze stanem wojennym. Z pewnością jesteśmy w przełomowym momencie naszej historii, w pobliżu kolejnego zakrętu i nie jest jeszcze wcale przesądzone do końca, że projekt na Polskę bez polskości zostanie zrealizowany. Trzeba pamiętać tu o jednym: projekt ten znakomicie współgra ze wszystkimi strategicznymi interesami Niemiec i Rosji. Ci, którzy tego nie widza, a biorą w nim udział, mają jeszcze czas na wycofanie się z niewidocznej być może na co dzień depolonizacji Polski. Pierwszym, ale tylko pierwszym krokiem do zatrzymania tego procesu jest ujawnienie prawdy o 10/4, ukaranie winnych, upadek III RP i budowa nowego państwa od podstaw. Alternatywą jest rozbiór, ale nie rozumiany tak jak ponad dwieście czy siedemdziesiąt lat temu. Jego początki już widać, a Smoleńsk jest tego realnym dowodem. Nic nie jest przesądzone, ale świadomość długofalowych działań przeciwko naszej tożsamości i wspólnocie narodowej powinna być jak najbardziej powszechna.
Trwa korowód smoleńskich trumien Będzie oświadczenie, jakiekolwiek, w sprawie ś. p. Ryszarda Kaczorowskiego? Ten rząd, ten prezydent wiedzą, że Smoleńsk nie budzi takich emocji, jakie powinien, że udało się w końcu niemałej części społeczeństwa wmówić, że niepotrzebny jest nam honor i patriotyzm, że potrzebujemy tylko spokoju dnia codziennego, dobrej porannej kawy i wygodnego mieszkania Zbezczeszczone ciało Anny Walentynowicz w Moskwie, zamienione ciało ostatniego Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, okaleczone ciało Prezydent...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Podstrony
- Indeks
- 887, Big Pack Books txt, 1-5000
- 887 rajskie ptaki, ## AVALON 63
- 885, Prywatne, Przegląd prasy
- 883, Prywatne, Przegląd prasy
- 889, Prywatne, Przegląd prasy
- 880, Prywatne, Przegląd prasy
- 886, Prywatne, Przegląd prasy
- 893, Prywatne, Przegląd prasy
- 897, Prywatne, Przegląd prasy
- 895, Prywatne, Przegląd prasy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agul-net.keep.pl