900, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po co policji te dane? Nerwowe reakcje urzędników i posłów Platformy Obywatelskiej na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych. Parlamentarzyści PiS pytali, dlaczego policja żądała od organizatorów manifestacji w obronie Telewizji Trwam list jej uczestników. Odpowiedzi nie usłyszeli.
- W stosunku do organizatorów i uczestników manifestacji w okresie bezpośrednio poprzedzającym marsz funkcjonariusze policji podejmowali działania w całej Polsce mogące nosić znamiona szykan i zastraszania, a nawet inwigilacji - stwierdził poseł Jarosław Zieliński (PiS). Podkreślił, że wielu posłów ma informacje, iż od organizatorów policjanci żądali danych o liczbie uczestników, liczbie autokarów czy firmach przewozowych.
- Żądali nawet listy z danymi uczestników marszu - podkreślił Zieliński.
- Działania podejmowane przez policję skoncentrowane były na pozyskaniu danych osobowych organizatorów i uczestników marszu - dodał poseł. Przywołał słowa policjanta, że są od zwalczania przestępczości i trudno im się pogodzić, iż są ponownie, jak w okresie PRL, wykorzystywani do walki politycznej, jak niegdyś milicja czy SB.
Na te słowa nerwowo zareagował przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO).
- Nie życzę sobie, aby porównywano polską policję do Milicji Obywatelskiej i działań Służby Bezpieczeństwa - obruszył się poseł, nie dając dojść do głosu Zielińskiemu, który tłumaczył, że to nie jego słowa.
- Pan nadużywa w tej chwili swoich uprawnień - kontrował poseł PiS. - Tak, mam prawo - rzucił Biernacki.
- Proszę te nerwy powściągnąć - odpowiedział Zieliński. W pewnej chwili Biernacki powiedział, że zarządza przerwę i że nie jest zdenerwowany. Gdy posłowie PiS zaczęli protestować, Biernacki zwyczajnie wyszedł z sali.
Kto polecił? Zieliński w imieniu posłów zapytał, kto wydał polecenia o takich działaniach, ponieważ policjanci mówili różnym osobom, że mieli pisemne rozkazy. Minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki powiedział ogólnie, że podejmowano środki w celu zabezpieczenia bezpieczeństwa.
- Gdyby w tym czasie było organizowane podobne wydarzenie, środki byłyby takie same. Tu nie ma czegoś takiego, że jak coś robi PiS, to jest tyle policji, decyduje skala wydarzenia - uspokajał minister. Dodał, że pojawiały się różnego rodzaju obawy, iż mogą być prowokacje wobec tego marszu.
- Proszę się nie dziwić, że policja podejmuje działania prewencyjne i zabezpieczające i że jest przygotowana na to, żeby zapewnić spokojny przebieg - argumentował Cichocki.
Posłowie jednak drążyli temat, usiłując otrzymać konkretne odpowiedzi. Poseł Małgorzata Sadurska (PiS) pytała ministra, na jakiej podstawie policja odwiedziła jej biuro poselskie i wypytywała o firmę, w której wynajmowano autokary. - Po co taka informacja dla policji? Policji nic do tego - skwitowała.
Jacek Sasin (PiS) podkreślił, że nikt nie deprecjonuje działań policji, ale należy wyjaśnić zaistniałe zdarzenia.
- Dysponujemy oświadczeniami osób, od których żądano danych osobowych, żądano list osób, które mają się na tej manifestacji pojawić - wyliczał.
- Kto wydawał policjantom takie dyspozycje? - pytał poseł.
- Anonimowość uczestnictwa jest jedną ze swobód obywatelskich. Pytanie, czemu miało to służyć, czy jest tworzona jakaś baza danych osób, które są opozycyjnie nastawione do rządu? - zastanawiał się. Zaznaczył, że takie działania "w ewidentny sposób łamią prawo i wolności obywatelskie".
- Oni otrzymali polecenie. Pytamy, na jakiej podstawie, kto wydał policjantom takie polecenie - zwracał się do kierownictwa MSW poseł Mariusz Kamiński (PiS), były szef CBA.
- Policja jest w ten sposób mimowolnie wmontowana w pewien kontekst polityczny - oceniał.
- Ta sprawa ma wymiar polityczny i od tego nie uciekniemy. Wszystko wskazuje na to, że były to działania polityczne - uznał również Zieliński.
Podczas pytania zadawanego przez posła Tomasza Kaczmarka (PiS) minister Cichocki niespecjalnie starał się go wysłuchać. - Pan minister nie potrafi się skupić, żeby wysłuchać pytania od parlamentarzysty - zwrócił mu uwagę Kaczmarek.
Odpowiadając posłom, Cichocki ponownie mówił ogólnie i zapewniał, że jeżeli doszło do nieprawidłowości, to zostaną one wyjaśnione. - Nie wpłynęły do nas informacje o takich naruszeniach - oświadczył. - Jeżeli doszło do nieprawidłowości, to należy te nieprawidłowości wyjaśniać - zaznaczył minister.
Jednak z jego wypowiedzi mogło wynikać, że niezbyt poważnie traktuje uwagi posłów PiS, ponieważ użył m.in. słowa "obsesja". - Panie ministrze, co to ma znaczyć? Jakie obsesje, jakie insynuacje? - zareagował natychmiast poseł Kamiński.
Zastrzeżeń formułowanych przez posłów opozycji nie wyjaśniły także informacje ze strony przedstawicieli policji obecnych na posiedzeniu komisji. Zaprzeczyli, że wydawano takie polecenia o zbieraniu danych osobowych.
- Były przypadki zbierania organizatorów na komendę, żeby tam podali liczbę uczestników. To skandal nad skandale, jak to nie jest inwigilacja - zareagował na wypowiedzi MSW Zieliński.
Poseł domaga się od policji przedstawienia zapisu wideokonferencji komendanta głównego policji dotyczącej organizacji zabezpieczenia marszu.
- Co przekazali, co było sugerowane, to chciałbym wiedzieć, z czegoś się wzięło to, że podobnie to wyglądało w całej Polsce - mówił.
Poseł podał listę miejsc, skąd wpłynęły sygnały o takich zachowaniach, i domagał się sporządzenia w tej kwestii raportu. Zaznaczył, że nie poda nazwisk, ponieważ obawia się, że ludzie zostaną zastraszeni.
- Nie wierzę wam, nie ujawnię, ci ludzie muszą być ochronieni - zaznaczył. I dodał, że miał taki przypadek, że osoby były zastraszane w innej sprawie. Zieliński wymienił następujące miejscowości, skąd nadeszły sygnały: Tomaszów Lubelski, Puławy, Bytom, Jelenia Góra, Płock, Opoczno, Gdańsk, Kluczbork, Bolesławiec, Łochów, Wyszków.
- Może tyle. Zróbcie kontrolę, zróbcie raport, zobaczymy - zakończył.Zenon Baranowski
11 Listopad 2012 Propaganda już wychodzi nosem bo uszami nie daje już rady. Kanał uszny nie jest już drożny; bo ile propagandowej natarczywości można przepuścić przez uszy , i przełknąć, żeby się nie zakrztusić? Jak pisał lewicowy Noam Chomsky:” Propaganda jest dla demokracji tym, czym pałka dla państwa totalitarnego”(!!!!) Demokracja bez propagandy- nie byłaby demokracją. Byłaby szansa, że zapanuje normalność. Ale tylko szansa. Demokracja nigdy nie zstąpi zdrowego rozsądku. Bo o postępowaniu decyduje większość. .A czy przypadkiem demokracja nie jest zbiorowym gwałtem na wolności jednostki, nowym rodzajem usypiającego totalitaryzmu? Bo propaganda to celowa i świadoma działalność mająca na celu osiągnięcie pożądanego skutku.. Dlaczego na przykład nigdy w mediach nie można usłyszeć co powiedział, pochowany w Panteonie Wielkich Polaków, na Skałce w Krakowie, pan Czesław Miłosz, który Polaków nienawidził, bo Polak jest świnią ponieważ się świnią urodził? I wcale nie chodzi mi o to stwierdzenie. Chodzi mi o wypowiedź zaraz po otrzymaniu nagrody Nobla, gdzie zaszokowany w zestawieniu z Reymontem i Sienkiewiczem powiedział:” Jestem wymieniony razem z Sienkiewiczem i Reymontem, czyli pisarzami, z którymi nic mnie nie łączy poza tym, że oni też pisali w języku polskim”(???) Litwo! Ojczyzno moja- chciałoby się zakrzyknąć.. Ale dlaczego pochowany został na Skałce? Obok Polaków. Wielkich Polaków? Czesław Miłosz być może jest wielkim, ale wielkim Litwinem. Komunizującym Litwinem.. Nich Litwini sobie go wezmą na sztandary… Jadąc samochodem wczoraj do Warszawy ,usłyszałem w państwowym radiu, w serwisie informacyjnym, w radiu zwanym przez propagandę” publicznym” słowa spikera :” Proszę dzisiaj nie zapomnieć o zakupach. Supermarkety i hipermarkety będą jutro zamknięte”(???) Czy to jest przypadkowa informacja, czy może przygotowana specjalnie dla tłumów informacja propagandowa, żeby tłumy poszły sobie kupować w obcych sklepach, a zapomnieli o sklepach polskich? W czyim interesie finansowym propaganda” publicznego” radia, używającego często zbitki” polskiego radia”- nagania potencjalnych klientów do zakupów w obcych supermarketach i hipermarketach? Czy „polskie radio” ma jakąś niepisaną umowę z hipermarketami i supermarketami, żeby reklamować je wszystkie na antenie hurtem ? Nie z imienia i nazwiska- ale hurtem. Czyżby te wszystkie hipermarkety i supermarkety były własnością jednej grupy właścicieli? Byleby tam kupować, a nie gdzie indziej.. I wystarczy do tego reklama zbiorowa. Ogólna. Idźcie do supermarketów i hipermatrketów.. No i tam jest oczywiście taniej, jak słyszę od czasu do czasu w państwowym, „polskim” radiu.. Chodzi o to, żeby konsument miał wbite do głowy, że taniej jest w supermarketach i hipermarketach, a drożej jest w sklepach osiedlowych. I szedł jak po sznurku do obcych sieci, które funkcjonują w Polsce na zasadzie preferencyjnej.. Kto im te preferencje dał i dlaczego? Żeby coś kupić taniej należy pochodzić sobie po różnych sklepach i poszukać.. Często towary w marketach i supermarketach są kilka razy droższe niż w polskich sklepach.. Na przykład gwoździe, które swojego czasu opisywałem.. Markety uprawiają grę rynkową: znane towary jak chleb, masło czy cukier- są tanie.. Bo te ceny wszyscy na ogół znają.. Ale towary kupowane rzadko… Tu jest pole do popisu! Ale powtarza się nieprawdę, że w „ marketach jest taniej”.. No cóż… Kłamstwo powtarzane setki razy w końcu staje się prawdą- jak twierdził największy kłamca XX wieku dr Józef Goebbels.. Chociaż nigdy prawdą nie jest, nie było i nie będzie. Ale dla kłamców liczy się świadomość u okłamywanego. Żeby była taka jakiej życzą sobie wymyślający kłamstwa. Co innego kiedyś aktor, dziś naganiacz- pan Piotr Fronczewski.. On jest na etacie w banku, który reklamuje i bierze za to ciężkie pieniądze.. Tak jak pan Marek Kondrat.. To są naganiacze zawodowi, do tego jeszcze przeszkoleni jako aktorzy.. Zagrają każdą rolę.. Byle dużo zapłacili.. Każdy oczywiście robi to co uważa.. Może i naganiać potencjalnych zadłużonych, żeby się zadłużyli jeszcze więcej.. Pan Fronczewski i pan Kondrat za to odpowiedzialności nie biorą. Biorą za to pieniądze, żeby naganiać.. I naganiają.. Nagonić do pożyczania pieniędzy 17 czy 17 milionów Polaków- to jest wielka propagandowa sztuka.. Wmówić im, że lepiej im będzie jak się zapożyczą i oddadzą z procentem, niż wtedy, gdy będą żyli z tego co mają, a nie z tego co chcieliby mieć.. No cóż.. Pożyć sobie na kredyt- to ludzka rzecz.. Między innymi liczba samobójstw wzrosła z 500 rocznie do 8000, a może 10 000 rocznie(!!!) Zatrważająca statystyka.. Nie wiem ilu Włochów popełnia corocznie samobójstwa, bo kraj jest też zadłużony na miliardy euro, tak jak sami Włosi, ale bawi mnie, że socjalizm w wersji włoskiej też się wali.. Mario Monti- dziwny premier, bo nie ma żadnego poparcia parlamentarnego, a przecież demokracja i tak dalej ,a jest premierem- tak jak kiedyś u nas pan profesor Marek Belka nie mający poparcia parlamentarnego, bo nikt się do niego nie przyznawał.. Ale premierem był.. Może dlatego, że demokracja demokracją, ale ktoś tym wszystkim musi zarządzać. Do tego służy międzynarodowa Komisja Trójstronna, która deleguje swoich przedstawicieli do poszczególnych krajów. Bo chyba nie jest przypadkiem, że pan Marek Belka i pan Mario Monti są członkami Komisji Trójstronnej międzynarodowej, takiego nieformalnego gremium zarządzającego- na teren USA i Europę.. Są w nim i japończycy. Jest i pan Janusz Palikot.. Demokracja demokracją, ale ktoś tym wszystkim musi kierować.. Tak jak wolnym rynkiem. Przecież sam nie może funkcjonować- musi nim kierować biurokracja antyrynkowa.. Mario Monti zarządził, wobec trudności budżetowych Włoch, że uczniowie w państwowych szkołach będą uczyli się w nieogrzewanych pomieszczeniach jak przyjdzie zima, bo rząd nie ma pieniędzy na ogrzanie szkół. Musi mieć na spłacenie odsetek od zaciągniętych długów, a długi nie zrobiły się same, lecz zostały zaciągnięte w bankach przez poszczególne rządy socjalistyczne, żeby banki mogły zarobić.. Na razie Chińczycy nie chcą kupować europejskich obligacji śmieciowych- bo pożyłoby się jakiś czas na rachunek Chińczyków.. Ale ci nie w ciemię bici, nie chcą finansować socjalizmu europejskiego.. Mają u siebie” komunizm” bo rządzi Komunistyczna Partia Chin, ale budują ten „komunizm”, przy pomocy milionów kapitalistów.. Jakiś dziwny ustrój wyzwolonej przedsiębiorczości i ludzkiej połączony z propagandą marksistowską(???) Dla niepoznaki.. Przecież Marks, oprócz nienawiści do robotników, nienawidził kapitalistów.. Chciał komuny dla robotników, dlatego piszę, że nienawidził robotników, bo im źle życzył. Chciał środki produkcji oddać biurokracji komunistycznej.. Na razie biurokracja ma nadzór na prywatną własnością, ale z pewnością przyjdzie czas na nacjonalizację.. Jak tylko zaczną się rozruchy na tle ekonomicznym, to najlepszym lekarstwem na bolączki ekonomiczne okaże się… nacjonalizacja.. Tak jak chciał Marks! Pan premier Mario Monti, członek Komisji Trójstronnej, razem z Rokefelerem i Wandą Rapaczyńską ze spółki Agora, ma dla dzieci włoskich alternatywę.. Przedłuży w zimie ferie zimowe i wtedy nie trzeba będzie ogrzewać pomieszczeń szkolnych Wtedy szybciej zajdą grzybem, grzybem socjalizmu, tym bardziej, że już połowa państwowych szkół we Włoszech nie nadaje się do nauczania., Inna sprawa czego nauczają we włoskich szkołach państwowych. Chyba głównie głupoty- tak jak u nas.. Ale edukowany musi być każdy- pod przymusem! Państwowa edukacja musi pozostać podstawą socjalizmu, tak jak przymus ubezpieczeń.. No i rządząca tym wszystkim biurokracja, zamiast rynku.. I takie mamy efekty.. A to dopiero początek! Początek końca! WJR
Polacy, Europa i Polactwo – rozmowa z Rafałem Ziemkiewiczem Podział jest między tymi, którzy uważają, że Polska może „wybić się” na samodzielność, na swoją, odmienną drogę i podmiotową pozycję w Europie, a tymi, którzy uznali, że Polska, jak każde inne zresztą państwo narodowe, jest dziś przeżytkiem, anachronizmem, że tworzy się nowy naród europejski, do którego się nie załapać byłoby niewybaczalnym frajerstwem. Energia i determinacja w realizacji tego projektu „modernizacji przez kserokopiarkę” dowodzi, że ten punkt widzenia skorelowany jest z poczuciem dystansu, niechęci lub wrogością wobec polskości, a nawet swojskości. Tak więc istnieje naród polski i ci, którzy chcą się z niego wyrwać. Nie naród zdrajców i naród patriotów, ale zakorzenienie w polskości i wykorzenienie z niej. Jarosław Marek Rymkiewicz w wywiadzie dla „Uważam Rze” postawił tezę, że w Polsce istnieją dwa narody: naród kolaborantów i ten prawdziwy, patriotyczny. Z grubsza przyjąłbyś ten pogląd jako swój? Rafał A. Ziemkiewicz: Ja to widzę inaczej. Jest spora grupa Polaków słabo albo w ogóle identyfikująca się z polską tradycją i państwowością, nie uważająca ich za istotne wartości. Ale nazywać ich narodem? Nie, sama niechęć do własnego narodu i marzenie o wyzwoleniu się z niego, staniu się kimś innym, to jeszcze za mało na jakiś antynaród. Ta grupa to jest głównie, jak sobie to pozwoliłem nazwać, „Polactwo”, ludzie pozbawieni świadomości istnienia dobra wspólnego, nadrzędnego, rozumujący tylko w kategoriach sukcesu osobistego. Czyli typowa w gruncie rzeczy mentalność niewolnicza, pańszczyźniana, i ona cechuje teraz – można to oszacować na podstawie różnych zachowań – około połowy mieszkańców Polski. No i mamy dwie elity, które przeciągają między sobą to Polactwo, pragną mu nadać utracone poczucie wspólnoty, każda na inny sposób. Pierwsza z tych elit chce przywrócić Polactwu świadomość narodową wedle wzorca romantycznego, a druga je scudzoziemszczyć, uznając ten wzorzec za niemożliwy do pogodzenia z modernizacją. Kiedy Polactwo ma pełny brzuch i poczucie bezpieczeństwa, machinalnie ciągnie ku tym drugim; kiedy coś mu doskwiera, równie machinalnie szuka tożsamości, którą oferują ci pierwsi. Kiedyś nazwałem te dwie siły, rozrywające nas od kilku stuleci, Konfederacją i Familią. Dariusz Gawin proponował gdzieś określenie „Sarmaci” i „Oświeceni”. Domyślam się, że mówiąc o „narodzie kolaborantów”, Rymkiewicz ma na myśli mniej więcej to, co nazwałem Familią.
Ty najgłośniej oprotestowałeś „teorię zamrażarki”, czyli pogląd, wedle którego naród polski miał rzekomo ciągle cierpieć na fobie nacjonalizmu i antysemityzmu, jakie żywił przed wojną, zaś PRL był jedynie czymś w rodzaju okresu hibernacyjnego. Po odzyskaniu wolności te fobie miały się uwolnić na nowo i zadaniem „oświeconej elity” miałaby być rehabilitacja ducha narodowego. – Teza o „zamrażarce” była powszechna po 1989 roku i wyznawały ją różne środowiska, nie tylko te związane z „Gazetą Wyborczą”. W książce Teresy Torańskiej My Jarosław Kaczyński relacjonuje swoją rozmowę z Antonim Macierewiczem, który miał mu tłumaczyć, że w Polsce nie ma sensu budować chadecji w typie zachodnim, potrzebna jest partia taka jak Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, bo „to społeczeństwo przez pięćdziesiąt lat żyło jakby w uśpieniu i wciąż jest jak z Sienkiewicza”. Najlepszym dowodem, jak powszechnie wierzono w „zamrażarkę”, była ta cała wojna o historyczne szyldy partii − obfitość żrących się między sobą PPS-ów, PSL-i i Stronnictw Narodowych, podczas gdy okazało się, że te szyldy psa z kulawą nogą już nie przyciągają, nikomu nic nie mówią. Dla ludzi zglajchszaltowanych przez realny socjalizm istniały tylko dwa „brendy” − PZPR i „Solidarność”. PRL i anty-PRL. Rzeczywiście środowisko „Gazety Wyborczej” z wiary w „zamrażarkę” wywiodło przekonanie, że jeśli tylko Polakom pozwolić, to zaraz wyjdą na ulice ONR-owcy i zrobią tu faszyzm. To swoją drogą dobry przyczynek do badań nad zbiorowymi paranojami, jak to środowisko potrafiło zmitologizować organizację nawet w czasach swej największej świetności marginalną, liczącą jedynie kilka tysięcy członków i szybko zdelegalizowaną…
Ale wcześniej zapisała się ona kilkoma spektakularnymi akcjami… – Radykałowie zawsze rzucają się w oczy, ale naprawdę nie sposób udowodnić tezy, że w Polsce antysemityzm był jakoś bardziej znaczący od ówczesnej europejskiej średniej, a tym bardziej, jakoby był on nieodłącznym składnikiem polskiej tożsamości. To tylko obsesje „komandosów”, wynikające z ich pokręconych życiorysów i z traumy podniesionej do trzeciej potęgi kulturowej obcości, jak z tej piosenki Kaczmarskiego: „czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd?” − a w sumie ani to, ani to, ani tamto. Nigdy jeszcze problem z własną tożsamością tak nielicznych nie zaciążył tak fatalnie w skutkach na losach całej zbiorowości, że tak pojadę trochę Churchillem. Nie wchodząc w to głębiej: i lewica, i prawica zakładała, że po upadku PRL automatycznie wrócimy do sytuacji społecznej z 1939 roku. A tymczasem − nic właśnie. Okazało się, że upływ krwi, terror, migracje, awans społeczny i indoktrynacja PRL-u przeorały Polaków do trzewi i wynicowały na amen. Zerwała się ciągłość tradycji − przecież w wielu domach nie rozmawiało się o rodzinnych korzeniach, wielu Polaków nie zna imion swych dziadków, nic o nich nie wie, nie było nigdy na ich grobach, nie ma po nich żadnych pamiątek. Nie udało się wychować „człowieka socjalistycznego”, jakiego postulowano, ale poddany temu eksperymentowi materiał uległ jednak zasadniczym odkształceniom.
Twoim zdaniem przez owe 45 lat narodził się jednak „nowy człowiek”, który z polskością ma związek wyłącznie symboliczny. Jego główna cechą charakterologiczną jest cwaniactwo. – Tak, bo cwaniactwo jest główną cnotą niewolnika i jego zasadniczą cechą, rekompensującą zatratę instynktu wspólnoty. Tatiana Zasławska tak właśnie opisała człowieka wychowanego przez Sowiety: „cwany niewolnik”. Z jednej strony: nie dać się panu, dziedzicowi, mówiąc językiem realiów polskiego folwarku, z drugiej: jak się da, to dziedzica okpić, odkraść swoje, wywinąć się od powinności. A co obchodzi pańszczyźnianego los folwarku, czy on będzie prosperował, czy zbankrutuje? Nic, to sprawa dziedzica. Ludzie, których nazwałem Polactwem, wciąż rozumują w taki właśnie sposób, wyuczony w PRL. Państwo polskie, „wrogie państwo opiekuńcze”, mówiąc językiem profesora Wilczyńskiego, jest dla nich takim właśnie folwarkiem, na którym trzeba się tak ustawiać, żeby się za bardzo nie narobić, a wyciągnąć z dziedzica jak najwięcej. Transformacja ustrojowa oznaczała tylko tyle, że oto fornale dostali prawo wybierania dziedzica. A jaki dziedzic jest dla nich dobry? Nie taki, który się troszczy o folwark i jego interesy, unowocześnia i buduje, tylko taki, który dużo daje, mało goni do roboty i łatwo go naciągać, odkradać.
Żona przycina na kasie w sklepie, mąż podłączył się za darmo „kolankiem” do zakładowego węzła ciepłowniczego, syn wyniósł coś z fabryki… – …i tak dalej. Ale to tylko część postkolonialnego kompleksu. Sprawa druga to deprawacja elit. W państwie kolonialnym, okupacyjnym, zaborczym, jakkolwiek zwać, nie pochodzą one z naturalnego awansu, tylko z kolaboracji. Okupant czy zaborca potrzebuje ludzi, którzy znają miejscowy język i zwyczaje, by sprawnie zbierać podatki, dokonywać spisów, i tak dalej…
Trudno byłoby Michnika czy dysydentów z kręgu Unii Wolności uznać za elitę kolaborancką, skoro mogli robić kariery w komunizmie, a wybrali z walkę z totalitaryzmem. – Nie, nie, sposobem myślenia oni należą właśnie do tej właśnie elity, zrobili swego rodzaju bunt w rodzinie, ale generalnie mają takie samo spojrzenie na „tubylców”, pozostają w tej samej „fatalności”, mówiąc językiem Norwida. Nie bez kozery Michnik tak szybko i łatwo znalazł wspólny język z ludźmi dawnego reżimu, i nie tylko wspólny język, ale i wspólnotę. Kompleks elity postkolonialnej, świadomej swego nieprawego pochodzenia, zmusza ją do rekompensowania sobie tego, że nie jest szanowana przez tubylców, wzajemną pogardą dla nich. Tłumaczy więc sobie świat mniej więcej w ten sposób: tam gdzieś oto jest metropolia, cywilizacja, wzorzec, ideał − tam wszystko wiedzą najlepiej. I tu trzeba wszystko urządzić na ich wzór. I my już jesteśmy na tej drodze zaawansowani, już ucywilizowani. A nasi tubylcy − nie. Ciemni, dzicy, nie słuchają nas, nie rozumieją, więc my ich musimy ucywilizować, oduczyć tubylczych zwyczajów, oświecić. Tu jest tylko obciach, dzicz i zacofanie, tu się nic nie wymyśla, wszystko co dobre płynie stamtąd, a my jesteśmy pasem transmisyjnym między cywilizacją a jej brakiem. Michnik, hasłowo mówiąc, zawdzięczał swój sukces w III RP temu, że tym wszystkim, którzy przywykli służyć metropolii poprzedniej, którzy budowali socjalizm na wzór sowiecki, pokazał wzór nowy i niejako ochrzcił ich w imię nowego bożka − socjalizmu, postępu europejskiego. A oni tego bardzo potrzebowali, to była dla tej elity wyhodowanej przez PRL i dla PRL oferta idealna. To jest, powtarzam, nie „elita narodu”, jak w wolnym kraju, ale „elita przeciw narodowi”. Pogarda dla własnych tubylców, poczucie wyższości i odruch tresowania ich wedle płynących z metropolii wzorców to ich instynktowny behawior, nie potrafią myśleć i postrzegać świata inaczej, podobnie jak nie potrafią nie być czołobitni wobec metropolii. Ci ludzie przywłaszczyli sobie historyczne miano „inteligencji”, ale są przecież zupełnie kim innym niż prawdziwi polscy inteligenci, ci od Żeromskiego i Dmowskiego, z Zet-u czy Legionów, którzy też uważali za swój obowiązek niesienie ludowi oświecenia, budzenie w nim narodowej świadomości, ale traktowali to jako służbę, a nie jako prawo do tresowania hołoty, jako dług wobec pokrzywdzonych, a nie funkcję swojej wyższości nas „starszymi, gorzej wykształconymi i z prowincji”…
Gdyby wyjąć z kontekstu jakieś Twoje wypowiedzi o „Polactwie”, to też można by Cię dołączyć do tej postkolonialnej elity… – Gdyby wyjąć z kontekstu… Ale jest właśnie ten zasadniczy kontekst, który ujmuję krótko dosadnym wierszykiem bodajże Przerwy-Tetmajera: „wolę polskie gówno w polu niż fijołki w Neapolu”. Polska inteligencja – i to stanowiło, że była elitą narodu – mimo zniewolenia wierzyła zawsze, iż odpowiedzi na stojące przed nim wyzwania naród może znaleźć w sobie, obcymi wzorami jedynie się posiłkując. Że „póki w narodzie myśl swobody żyje”, wystarczy tylko pomóc mu odzyskać siłę i godność, a poradzi sobie sam i jeszcze innych zadziwi.
Wracając do wątku elit… – …to w Polsce sprawa jest bardziej skomplikowana niż w krajach afrykańskich czy latynoskich, gdzie cała elita została wyprodukowana przez kolonizatorów. U nas zaś przetrwała resztka elity przedwojennej, choć przez pół wieku niszczono ją i zastępowano nową, kolaborancką – świetnie to zresztą opisał Urbankowski w poszerzonej Czerwonej Mszy. Dzieci przedwojennej inteligencji nie mogły studiować, mężczyzn wysyłano do strojbatalionów, skąd często nie wracali… Z drugiej strony awans społeczny wykorzystywano do zbudowania oddanej socjalizmowi warstwy społecznej, i to się przecież udało, te miliony „partyjno-mundurowego” elektoratu do dziś mają znaczenie dla wyniku wyborów. Łatwo to ująć takim zgrabnym szkicem, ale to półwiecze mieszania głęboko nas skomplikowało, w podobny sposób, jak jest to na pograniczach. Dlatego kulturowy podział, którego zewnętrznym wyrazem są etykiety „pisowski” − „platformerski”, wchodzi często nawet pomiędzy członków tej samej rodziny. Mówi się, że jak się ludzie na imieninach popili, to się pokłócili „o politykę”, ale tu nie chodzi wcale o politykę, tylko o tożsamość. Każdy z nas mniej lub bardziej świadomie decyduje się, co ze swego pomieszanego dziedzictwa wybiera, czy więcej PRL-u, czy więcej Polski. Ja sam przecież też jestem takim typowym dla dzisiejszych czasów mieszańcem – mama z racji „pochodzenia społecznego” miała zamkniętą drogę na studia, a ojciec wyszedł ze wsi w przysłowiowej jednej koszuli, w pewnym sensie należał do takich właśnie, z których PRL chciał wychować nową elitę; na szczęście endecka tradycja dziadka i salezjańskie wychowanie nie pozwoliły mu z tej oferty skorzystać, ale generalnie był w grupie podwyższonego ryzyka.
Drażni mnie jednak ta idealizacja dawnych elit. Żeromszczyzna, dobry pan z dworku… Wśród np. niemieckiej szlachty powszechna była służba na rzecz wspólnoty, u nas „oświeconych dworów” wcale nie było tak wiele. Zjeździłem Polskę wzdłuż i wszerz jako reporter i uderzyło mnie to, z jaką nienawiścią po dziesięcioleciach ludzie na wsi mówią o dawnych dziedzicach. To nie wzięło się z niczego. – No, a o czymże innym jest większość prozy Żeromskiego? Przecież największa batalia polskiej inteligencji, zaczęta bojami Mickiewicza i Mochnackiego z „salonem warszawskim”, a zakończona… ja wiem, w sensie literackim chyba Wyzwoleniem Wyspiańskiego, a może dopiero Przedwiośniem, to właśnie jej walka przeciwko elicie szlachecko-ziemiańskiej, jej zgubnemu dla narodowej sprawy egoizmowi i skłonności do wieszania się u klamek obcych panów. To była wielka, intelektualna praca, jaką polscy inteligenci wykonali. Politycznie jej wyrazem był fakt, że Polska w wieku XVIII zeszła z dziejowej sceny jako państwo zacofane o lat kilkaset w stosunku do sąsiadów, a w wieku XX odrodziła się jako nowoczesna republika, z pełnią praw obywatelskich, które na zachodzie kontynentu niektóre grupy społeczne uzyskiwały dopiero kilkadziesiąt lat później. To się wiązało z wymianą elity, inteligencja wyparła szlachtę i ziemiaństwo, II RP była jej dziełem, i wraz z tym zbudowanym przez siebie państwem polska inteligencja zginęła – w Katyniu, Palmirach i w emigracyjnym rozproszeniu… I teraz mamy z jednej strony jej niedobitków, usiłujących się pozbierać, odrodzić i odzyskać rząd dusz narodu, a z drugiej tę peerelowską „inteligencję pracującą”, wykorzenioną z narodowej tradycji obrazowanszczinę, przechrzczoną przez michnikowszczyznę z sowieckiego internacjonalizmu na brukselski kosmopolityzm. Niestety, z różnych powodów III RP została intelektualnie zdominowana przez tych drugich. Politycznie się to nie udało, „polityka inteligencka”, jak nazwał udeckie mrzonki Jan Staniłko, skończyła się szybko kompletnym bankructwem i oddaniem pola drobnym cwaniaczkom, najpierw popezetpeerowskiej kwaśniewszczyźnie, a potem różnym nowego chowu Rysiom, Zdzisiom, Mirom i Czarusiom, na których zbudował swą pozycję Tusk. Ale „narracja” III RP to dzieło michnikowszczyzny, „salonu warszawskiego”. Narracja mniej więcej taka: u Okrągłego Stołu spotkali się i porozumieli Polacy przychodzący „z dwóch stron historycznego podziału”, by wspólnie poprowadzić nas ku Europie. Aby się zaś w niej w pełni znaleźć, musimy się pozbyć balastu polskości, rozliczyć z naszych narodowych win i wad, z całą naszą bezsensowną albo zgoła zbrodniczą historią, odrzucić to wszystko w diabły i rozpłynąć się w powstającej, europejskiej rodzinie. No i tu właśnie cała ta narracja bierze w łeb. Bo w tym cała sprawa, że żaden europejski naród, żadna europejska tożsamość nie powstaje. Projekt unijny się przesilił, fala odpłynęła, pozostawiając po sobie organizację, w której decydującymi podmiotami pozostają i pozostaną państwa narodowe. Te silne przede wszystkim. Niemcy, Francja, Wielka Brytania i tak dalej… Czyli wracamy do „koncertu mocarstw”, do Europy Bismarcka i księcia Gorczakowa.
Bankructwo lekkomyślnej Grecji na pewno nie przyspieszy europeizacji. Jedne narody rządzą się lepiej niż inne i dzieli je przepaść pod każdym względem. – Bo ja wiem, czy lekkomyślnej? Na swój sposób Grecy zachowywali się racjonalnie − dają darmo, to tylko frajer by nie brał. Choć oczywiście nieodpowiedzialnie, bo jako naród zapłacą za te unijne zapusty bardzo drogo. Ale jakkolwiek obecny kryzys interpretować, nie ulega wątpliwości, że michnikowszczyzna, która wszystko postawiła na projekt europejski, jest teraz w ślepym zaułku, zupełnie niezdolna do poradzenia sobie z rzeczywistością.
Ale z własnego „narodu patriotów” Rymkiewicz, jak sądzę, usunąłby tych, którzy nie uznają wywołania Powstania Warszawskiego za sensowne. Ja uważam, że można być dobrym Polakiem i uważać to wydarzenie za bezsensowną hekatombę. – Ja też uważam, że można być polskim patriotą i uznawać to powstanie za tragiczną głupotę. Po stronie elity patriotycznej zderzają się różne tradycje – do tych sporów należy właśnie spór o Powstanie Warszawskie. Co prawda śmieszy mnie, kiedy jacyś dziadkowie odgrzewają dziś wojny Piłsudskiego z Dmowskim, bo w dzisiejszym, opisanym tu podziale, oni obaj są przecież po tej samej stronie: po stronie polskości, tożsamości, różnie tylko definiowanej. Ten dzisiejszy podział nie przypomina II RP, tylko drugą połowę wieku XIX. Po jednej stronie ci, którzy uważają, że Polska może i musi „wybić się na niepodległość”, a po drugiej ci, którzy nas namawiają, że „jedynym tylko lekarstwem na męki jest dobrowolne samobójstwo ducha”. To ciekawe, swoją drogą, do jakiego stopnia z polskiej pamięci wyrzucono fakt, iż te elity powstańcze, czy nawet te głoszące endecki realizm, były w pewnych okresach bardzo nieliczne i otoczone obojętnością ogółu, skupionego na swoich życiowych sprawach, na „ciepłej wodzie w kranie”. Trzeba czytać literaturę z epoki, dzienniki, wspomnienia, żeby sobie uświadomić, że patrioci to byli tacy ówcześni „pisowcy”, przez wielu znienawidzeni, pogardzani. Powstańcy styczniowi śpiewali taką pieśń, w której sami siebie przyrównywali do upiorów kąsających rodaków. Za naszych czasów przypomnieli ją Gintrowski z Łapińskim: „w noc spokojną do domów wpadniemy, gdzie szczęśliwi sytymi śpią snami, naszą pieśnią ich spokój skłóciemy, niech się zerwą, niech idą za nami!”. Kiedy Legiony Piłsudskiego wkroczyły z takim wezwaniem do Kielc, tamtejsi Polacy zamiast się zerwać i iść, zamknęli na cztery spusty drzwi i okiennice, bo bali się, że ci wariaci ściągną na miasto nieszczęście. Stąd to sławne „jebał was pies, Polska takich nie potrzebuje” Piłsudskiego. I dziś reakcje na grupę stojącą pod krzyżem albo namiotem na Krakowskim Przedmieściu są podobne. W wykorzenionych budzą wściekłą agresję, a wielomilionowa reszta ma ich wszystkich w głębokim poważaniu i woli w tym czasie oglądać „X Factora”.
Protestuję. Niektórzy tak ciężko pracują dla siebie i kraju, że nie mają czasu na nic, nawet na oglądanie „X Factora”, nie mówiąc o wycieczce na Krakowskie. Kto stanowi odpowiednik powstańca w czasie pokoju i prosperity? Ci, którzy tworzą, pchają naszą gospodarkę do przodu, dokonują wynalazków rozsławiających imię Polski. Śledziłem niedawno rozgłos medialny wokół młodych ludzi, którzy dokonywali dość niezwykłych czynów jak na warunki polskiej innowacyjności. Jeden z nich, łodzianin, stworzył program komputerowy, który znalazł się w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedawanych programów na świecie. Znalazłem o nim tylko wie notki w sieci. W Niemczech, gdzie wynalazców w bród, ten człowiek „wyskakiwałby z lodówki”. On nie zasługuje na miano patrioty? – Oczywiście, że tak. Ja przecież nie powiedziałem nigdy złego słowa o polskim pozytywizmie. Ja tylko bronię „...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Podstrony
- Indeks
- 900 mil, ◄►Kurs na gitare (bojar), RÓŻNE (bojar)
- 900, Big Pack Books txt, 1-5000
- 900OG 03 2006, Saab 900
- 900 mil, Śpiewniki
- 900zSKP, Saab 900
- 885, Prywatne, Przegląd prasy
- 887, Prywatne, Przegląd prasy
- 883, Prywatne, Przegląd prasy
- 889, Prywatne, Przegląd prasy
- 880, Prywatne, Przegląd prasy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- smichy-chichy.xlx.pl