914, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kłamstwa uprzywilejowane Zastanawiam się jakie są granice ( i czy w ogóle są) dla kłamstw władzy. Przy okazji niedawno ujawnionego wstrzymania przyjęć do Instytutu Reumatologii premier Tusk via TV zapewniał społeczeństwo, że jedyną przyczyną dla której taką decyzję podjął dyrektor Instytutu była chęć wywalczenia lepszej pozycji kontraktowej wobec NFZ na przyszły rok

....Czyli wprost zapewnił: Polacy- nic się nie stało! Jesteśmy zieloną wyspą szczęśliwości i bezpieczeństwa zdrowotnego, a zły dyrektor za manipulowanie został zwolniony. I na koniec wyjaśnił, że z taką sytuacją odraczania przyjęć mamy do czynienia w końcówce każdego roku… Oraz, że wynika ona z zimnej kalkulacji przetargowej, a nie z przyczyn merytorycznych czyli braku kasy.Wystarczy jednak zajrzeć do informacji napływających z różnych regionów Polski aby stwierdzić, iż oprócz IMiDZ oraz Reumatologii bardzo wiele polskich szpitali ma p[podobne problemy. Nie negocjacyjne z NFZ a realnego braku gotówki. Za nadwykonania z ubiegłych lat.  Jeśli oddziały onkologiczne odraczają chemoterapie dla jakichś pacjentów to żaden mistrz manipulacji nie przekona mnie, że nie jest to odraczanie procedur ratujących zdrowie i życie, które gwarantuje nam polska Konstytucja. Wiem też, że polski premier po prostu mnie okłamuje. Nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. I jak zwykle bezkarnie. Swobodnie kłamią ministrowie, urzędnicy. Kłamią media. Też bezkarnie. Bo dzisiaj mamy czasy gdy ściga się za ujawnianie prawdy. To za głoszenie prawdy wylatuje się ze stanowisk, za dochodzenie do niej jest się ściganym przez organy państwa. Mamy w zasadzie do czynienia z powszechną społeczną chorobą immunologiczną, która w końcu musi doprowadzić do samozniszczenia istotnych życiowych organów państwa. W niedługim przedziale czasowym w dniu dzisiejszym miałam okazję poczytać i wysłuchać jak bezczelnie manipuluje się faktami w celu zafałszowania prawdy. W TVP dziennikarka ciepło porozmawiała sobie z posłanką PO Kidawą_ Błońska. Niezwykle zasmuconą fatalnym dla polskich służb zachowaniem agenta Tomka. Ten facet śmiał sobie zrobić jakieś jajcarskie zdjęcia, które publikuje się na potęgę w gazetach i w necie. Pani Kidawy nie boli fakt publikacji. Boli, ze ktoś śmiał obie takie zdjęcia robić. Znana z szaleńczej obrony zasad moralnych posłanka PO żałuje, że dla takiego człowieka znalazło się miejsce w Sejmie.  Przy milczącej aprobacie dziennikarki TV.
Dzięki akcji przykrywkowej ekipy władzy ( zdjęcia są sprzed ponad 5 lat!) po kompletnym ośmieszeniu się w sprawie Brunona K. zdjęcia agenta trafią pod strzechy: do różnych dziupli kradzionych samochodów, do miejsc handlu narkotykami. Aby każdy przestępca wiedział komu mógł zawdzięczać wpadkę swojej grupy przestępczości zorganizowanej za czasów gdy agent Tomek był przykrywkowym pracownikiem policji. Odezwał się też mentor prawicy dziennikarskiej-Tomasz Wołek. W temacie dziennikarzy Uważam Rze: „Ci ludzie działają jak wataha wilków. Żaden przytomny wydawca ich nie zatrudni, bo wie, że za jakiś czas horda wilków go zagryzie - mówi Newsweekowi dziennikarz Tomasz Wołek ”NEWSWEEK: Kiedy mówi pan o hordzie, kogo ma pan na myśli?
TOMASZ WOŁEK: Takich ludzi, jak Bronisław Wildstein, Piotr Zaremba, Robert Mazurek, Igor Zalewski, Igor Janke, Piotr Semka, Paweł Lisicki, Dominik Zdort czy bracia Karnowscy. Niektórzy z nich byli moimi etatowymi dziennikarzami najpierw w „Życiu Warszawy”, a potem w „Życiu”. Wołek niby odżegnuje się od ojcostwa wymienionych dziennikarzy równocześnie zaznaczając, że dla wielu z nich był szefem. Śledząc kariery i publikacje tych ludzi nie sądzę, żeby korzystali z jakichkolwiek rad czy pouczeń Wołka. Który od czasu wpadki z Życiem i agentem Olinem jakoś dziwnie przybliżył się do kręgów bynajmniej mało prawicowych?* Hordy, watahy, bydło, oszołomy i sekty (ze szczególnym uwzględnieniem smoleńskiej) – to język miłości wszystkich tych, którzy publicznie deklarują konieczność położenia tamy językowi nienawiści. Czynią to tak bezczelnie, że chyba już nie tylko bydło (wg Bartoszewskiego), ale i pozostałe głupki (wersja Bolka Wałęsy**) nie dadzą się nabrać. Coraz częściej dochodzę do wniosku, ze rację miał Sławomir Cenckiewicz opisując nieudolność polskich służb za komuny. Oni potrafili jedynie brać za mordę swoich i robić kasę. I tak im pozostało do dzisiaj.  Można dywagować jedynie, do jakich granic posuną się ci, którzy z uporem naprawdę godnym lepszej sprawy będą tego status quo (także za kasę i synekury) bronić.
P.S.
Wczoraj rozpoczął się Adwent. Gorąco polecam list [pasterski arcybiskupa –metropolity łódzkiego Marka Jędraszewskiego. Małgorzata Puternicka/1Maud


**



Generał Tusk "W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy. "Tylko jedna rzecz udała rządowi Tuska w tym roku, to trzeba uczciwie przyznać i mu pogratulować. Swoją drogą każdemu, nawet największemu ciamajdzie, coś w życiu czasami wyjdzie. Wrzucono nam na deser tych rządów, a przed ich upadkiem mowę nienawiści. Wrzucono nam coś, czego w Polsce nie ma. Nienawiść to poważna sprawa, za nienawiścią kryją się zbrodnie, zamachy i szaleństwa. Żeby uwiarygodnić istnienie w Polsce mowy nienawiści pokazano nam Chybabombera, linczem nazwano sympatyczne przytyki o Cedynię względem Stuhra, no i nastąpiło wielkie zdziwienie, że w czasach monarchii rozstrzeliwano zdrajców. Nad Polską medialną i polityczną, bo nie do końca codzienną unosi się dym, słychać huk wystrzałów, zgrzytają gąsienice czołgów, generał Tusk wchodzi na barykadę i szykuje armię do natarcia. Ten cyrk na razie ma swoich widzów i aktorów, ale przecież to hucpa, zwykła granda, taka wojna podjazdowa pod prawdziwą wojnę z opozycją, która, wybaczcie, jakby miała niby wyglądać? Stefan Niesiołowski złapany przez oddział Czarnych Moherów wysypałby z siebie wszystkie tajemnice, no a Michała Boniego „Echelona” tutaj przemilczę. Dochodzę do wniosku, że tam naprawdę się im w głowach poprzestawiały najważniejsze śrubki. Nienawiść jako zjawisko społeczne jest obca naszemu narodowi. Polacy to „wielkoduszność i męstwo”, jak słusznie mówił Gilbert K. Chesterton. Tak jest od wieków. Nienawiść to skrytobójcze mordy, zamachy bombowe, agresja, przemoc, walki uliczne, zbiorowe mordy, a my jako Polacy nie mamy z tym nic wspólnego. Nienawiść próbowali nam zaszczepić stalinowscy komuniści, ale nie wyszło. Nowa komuna, bo chyba w końcu tak to wygląda, a nie III RP, za każdym razem, gdy mówi o nienawiści, chwyta się śmierci Gabriela Narutowicza. I koniec. Jeden, jedyny taki przypadek. Jest i drugi, ale po stronie polityki miłości, jest Ryszard Cyba, zabójca Marka Rosiaka. To człowiek wychowany przez Platformę w nienawiści. Dzieje się tak, bo to Partia Tuska próbuje sięgać po dawne, totalitarne wzorce, po nienawiść i szerzenie strachu przed każdym jej krokiem. Nie wiemy co zrobi, ale uważajcie. No to co zrobi generał Tusk?  Jest już dostępny w sieci projekt nowelizacji ustawy Kodeks Karny autorstwa PO tyczący się mowy nienawiści, w którym art. 256 otrzymuje nowe brzmienie:

* „Art. 256.§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

To już znamy, to już wiemy, że cenzury nie będzie, w ogóle nic się nie zmieni, ale jak autorytety stwierdzą, że krytyka rządu jest zamachem bombowym, to wtedy do ataku ruszy prokuratura. I tu jest coś, co przypomina „wspaniałe” lata osiemdziesiąte, ale o tym za moment. Paragrafy 2 i 4 brzmią tak:

§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechnienia produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła dane informatyczne, druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1.

§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy.[pogrubienie moje]
Przepaść mogą więc twarde dyski, serwery, komputery, nasze, nie nasze, ważne, czy będą to wrogie systemowi dane informatyczne, wrogie dla państwa, siejące mowę nienawiści. Młodym czytelnikom przypomnę, że w drugiej połowie lat 80 –tych komuna w oparciu o podobnie sformułowane paragrafy konfiskowała nie tylko powielacze, farby, papier, bibułę, ale także samochody, którymi transportowano książki. Kolega z NZS –u w Poznaniu coś na ten temat wie, sprawa była głośna, bo zabrali mu prawie nowe zachodnie auto, do tego nie jego. Ale SB go nie pchnęła, stało sobie na milicyjnym parkingu, więc po 1989 roku samochód został zwrócony, jak dobrze pamiętam. Jak już II Komuna upadnie, a wiary nam trzeba, że niedługo, to im te skonfiskowane komputery damy do recyklingu, żeby je sobie na coś przetworzyli, bo rynek IT mknie do przodu w tempie kosmicznym. Nie przesadził nic Generał Tusk, jak ogłaszał w 2007 roku politykę miłości. A co do tego recyklingu, w ramach mowy nienawiści, można przerobić te stare laptopy na sztuczne palikotowe penisy. Sto procent odzysku i sto procent gwarantowanej przyjemności. Dla majonezowej prawicy (dekoracyjnej) będzie cena promocyjna, po 2,90 za sztukę. Na koniec „Michał” Sławomira Nowaka strzelony w Polskim Radiu, którego nie mogłem sobie dziś nie wrzucić, bo to jest prawdziwa perełka, sam miód, kwintesencja, złote myśli zachodniej cywilizacji, sam krem:

 **„Część dróg jest oddawana w ciągu drogi głównej, jeszcze bez wszystkich węzłów wykończonych, ale ja wychodzę z bardzo prostego założenia, że... zresztą taki był plan, że tak to będzie oddawane. Ja wychodzę z takiego założenia, że lepiej jest oddawać ludziom tak szybko, jak to tylko możliwe, drogę do użytkowania, a wszystkie bajery boczne, które nie wpływają wprost ani na komfort, ani na bezpieczeństwo jazdy, można oddawać równolegle, pracując jeszcze na tym."

Jak oni chcą zrobić ten nowy stan wojenny, jak będą ścigać serwery i laptopy bez  „bajerów bocznych”?*

**

Hamletyzowanie Piechocińskiego

1. Od blisko 6 lat nie jestem już członkiem PSL-u więc moje informacje na temat tego co dzieje się w tej partii, pochodzą tylko z doniesień medialnych ale to co mówi i robi nowy prezes tej partii Janusz Piechociński, trudno określić inaczej jak hamletyzowanie. Piechociński niespodziewanie chyba i dla niego samego, wygrał przed 2 tygodniami wybory na Kongresie PSL-u, wprawdzie tylko 17 głosami (547 głosów Piechociński, 530 głosów Pawlak) i prawie natychmiast okazało się, że nie ma przygotowanego żadnego planu działania. Zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów, dotychczasowy prezes PSL-u Waldemar Pawlak z kongresowej mównicy podziękował delegatom, którzy na niego głosowali i ogłosił, że już w poniedziałek (Kongres odbył się w sobotę), złoży rezygnację ze stanowisk rządowych – wicepremiera i ministra gospodarki. Każdy kto choć trochę zna Pawlaka, nie powinien być tą decyzją zaskoczony, co więcej nie powinien mieć nawet cienia nadziei, że może on ją zmienić, nawet pod wpływem perswazji, najważniejszych osób w partii. A Piechociński, który zna przecież Pawlaka od ponad 20 lat jeszcze na Kongresie próbował apelować do niego o pozostanie w rządzie, na co dostał błyskawiczną odpowiedź, żeby sam zabrał się do roboty.

2. Od dwóch tygodni nowy prezes PSL-u, nie robi nic innego tylko w mediach przedstawia, a to różne koncepcje swojego funkcjonowania w partii, a to różne pomysły na uczestnictwo tej partii w rządzie, a nawet chce uzdrawiać debatę publiczną i relacje międzyludzkie w Polsce. Jakoś tak dziwnie się składa, że Piechociński uznał chyba „3” za szczęśliwą cyfrę i w związku z tym przedstawił pomysł na 3 drużyny, które będą pracowały na rzecz odbudowy PSL-u (rządową z Pawlakiem na czele, parlamentarną i partyjną z nowym prezesem), czy 3 warianty uczestnictwa PSL-u w rządzie (słynne 3 koperty) przy czym w żadnym z tych wariantów nie widział siebie na stanowisku wicepremiera i ministra gospodarki. Wszystkie te pomysły walą się jednak szybko jak domki z kart, nie ma już Pawlaka w rządzie i jeżeli Piechociński chce mieć w rządzie drużynę to musi wyjąć kopertę czwartą i zostać ministrem gospodarki i wicepremierem, bo jak się wydaje tylko taki wariant jest do zaakceptowania przez premiera Tuska.

3. To 2 tygodniowe hamletyzowanie nowego prezesa przekłada się jednak na poważne osłabienie pozycji PSL-u w rządzie i niestety szkodzi tym obszarom, za które odpowiadają ministrowie pochodzący z tej partii. Tusk zapewne się z tego cieszy, bo robi teraz w zasadzie co chce, pozwolił sobie nawet na odpuszczenie w negocjacjach, środków na Wspólną Politykę Rolną (WPR). Oficjalnie przecież broni kwoty 300 mld zł na fundusz spójności (chodzi o uniknięcie blamażu w związku ze słynnym klipem wyborczym w którym Tusk, Sikorski,Buzek i Lewandowski obiecywali Polakom, że tylko oni są w stanie „załatwić” 300 mld zł dla Polski w nowym budżecie UE), poziom środków na WPR określił tylko w na 100 mld zł. A przecież w projekcie budżetu UE na lata 2014-2020 w ramach WPR dla Polski Komisja Europejska przewidziała 35 mld euro (21 mld euro na dopłaty bezpośrednie i 14 mld euro na rozwój obszarów wiejskich) co tylko po kursie 4 zł za 1 euro daje kwotę 140 mld zł. Jeżeli jeszcze traktować poważnie deklaracje poprzedniego i obecnego ministra rolnictwa (Sawickiego i Kalemby, a może za chwilę odwrotnie, bo Kalemba to człowiek Pawlaka, a Sawicki miał znaczący udział w wygranej Piechocińskiego), o wyrównaniu dopłat bezpośrednich polskich rolników do średniej unijnej wynoszącej 270 euro do hektara (obecnie około 190 euro do hektara), to potrzebna jest na to dodatkowa kwota 7 mld euro, a więc 28 mld zł. Wygląda więc na to, że hamletyzowanie Piechocińskiego może kosztować polską wieś od 40 do 70 mld zł, bo mimo tego, że na szczycie w Brukseli ostateczne decyzje nie zapadły to według mojej wiedzy Polska straciła już parę miliardów euro w ramach środków na WPR. Zawołam więc za prezesem Pawlakiem „do roboty prezesie Piechociński” bo polskie rolnictwo nie wytrzyma konkurencji z tym europejskim jeżeli straci tak duże pieniądze do roku 2020. Kuźmiuk

Leki: dobre, złe i brzydkie Ustawa miała za zadanie „oczyścić” pożywienie i wyeliminować tak zwane trujące i „patentowane” produkty farmaceutyczne. Stworzono jednak społeczeństwo, które spożywa zanieczyszczoną żywność i pożera tony patentowanych leków. Bezsensowna strzelanina w trakcie premiery filmuMroczny rycerz powstaje w Aurorze (Kolorado), tak samo jak podobne wydarzenia, które  w odległej o kilka mil Columbii mają coś wspólnego z najczęstszą w USA przyczyną śmierci — tj. w wyniku przedawkowania leków — i jednocześnie ważną, potencjalną przyczyną samobójstw nastolatków: przepisywaniem przez lekarzy leków zaakceptowanych przez Amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA). Jako ekonomista szkoły austriackiej nie twierdzę, że zaaprobowane przez FDA leki „spowodowały” te problemy. To ludzie, którzy zażywali te leki i popełnili te czyny, są odpowiedzialni za ich złe skutki. Twierdzę jednak, że FDA jest winna manipulacji informacją i ludzkimi wyborami, w związku z czym przyczyniła się to tych skutków. Nie twierdzę także, że wszystkie leki dopuszczone do sprzedaży przez FDA są szkodliwe, nieefektywne i nigdy nie powinny być używane. Po pierwsze, leki oraz inne produkty zaakceptowane przez FDA pomagają uczynić Amerykanów grubszymi, słabszymi, głupszymi, biedniejszymi i ogólnie mniej zdrowymi. Zostaliśmy wmanewrowani w zastępowanie zdrowego stylu życia lekami na receptę. „Nie musisz eliminować szkodliwych czynników ze swojego życia, po prostu zażywaj codziennie aż do śmierci te tabletki. Specjaliści z FDA dopuścili je do użytku, a ponadto twój lekarz poradził ci je zażywać”. Ogólnie rzecz biorąc, ten mechanizm jest niedorzeczny, pomimo że dziś jest uważany za całkowicie normalny. Podczas gdy przemysł farmaceutyczny i medyczny gromadzą pieniądze, w całym kraju narasta zdrowotny kryzys. To irracjonalny świat stworzony przez FDA. Ta potężna, biurokratyczna machina rządowa połączona z wielkimi monopolami — jak np. [AMA, czyli Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne — przyp. tłum.], patenty na leki,pozwolenia na otwieranie placówek medycznych — bezpośrednimi subsydiami rządowymi, takimi jak  i Medicaid, oraz niebezpośrednimi dopłatami do szerokiego wachlarza ubezpieczeń zdrowotnych itp. dały razem Ameryce najdroższą branżę medyczną i najmniej zdrową ludność wśród krajów rozwiniętych. FDA należy do rządowej biurokracji która, jak pokazał Mises w Biurokracji, musi być instytucją działającą na podstawie przepisów, a nie wymogów rynku. „Zarządzanie biurokratyczne jest zarządzaniem sprawami, których nie można sprawdzać rachunkiem ekonomicznym”. Stąd też dziedziny zarządzane przez biurokracje z czasem stają się coraz bardziej irracjonalne i coraz mniej związane z ludzkimi potrzebami. Jak wskazuje Mises, biurokracja opierająca się na przepisach polega wyłącznie na przemocy, a nie na postępie: „[...] ostateczną bowiem ostoją powszechnego systemu biurokratycznego jest przemoc”. Dla przykładu ostatnio mogliśmy obserwować nałożenie przed FDA kary na GlaxoSmithKline (GSK) w wysokości 3 mld USD za nielegalne reklamowanie niezatwierdzonych przez FDA leków tej firmy. W podobnych przypadkach FDA nakładała kary także na inne . Jeśli chodzi o lekarstwa, możemy wyróżnić dobre lekarstwa, które są produkowane i regulowane przez prawdziwy wolny rynek. Są też złe leki, które powstają w wyniku rządowych zakazów. W wyniku działalności FDA powstają z kolei leki  brzydkie. Nie ma tutaj żadnych społecznych mechanizmów tworzących rozwiązania problemów — jest tylko biurokracja zainteresowana obroną siebie i swoich prerogatyw. Tandem dużego przemysłu farmaceutycznego i FDA to tylko jeden wielki konflikt interesów kolidujących z dobrem publicznym. Spróbujmy znaleźć jakiś ekonomiczny sens w całym tym chaosie. Leki są używane od tysięcy lat. Współcześnie spożywamy więcej artykułów należących do tej kategorii niż kiedykolwiek wcześniej, nie można więc zaprzeczać ich ekonomicznej wartości oraz płynącym z nich korzyściom. Nasuwa się jednak często pomijane pytanie o kwestię „szkody”. Niespodziewana szkoda jest wynikiem niedocenienia zagrożeń związanych ze spożyciem danego artykułu. Innym słowy, kupując jakiś produkt każdy oczekuje, że korzyści będą przewyższać koszty. Nasze oczekiwania zawierają w sobie pewne znane wątpliwości („Czy to awokado będzie dobre, czy nie?”) oraz inne możliwe zagrożenia („Czy jest to potencjalnie szkodliwe, modyfikowane genetycznie awokado?”). Dla naszych potrzeb uznamy, że „szkoda” jest powodowana nieznanymi zagrożeniami związanymi z konsumpcją danego dobra. W przypadku leków i lekopodobnych produktów możemy zaobserwować systematyczne popełnianie błędów przez konsumentów, którzy ponoszą w wyniku tego szkody. Dla przykładu AMA wraz z lekarzami, podobnie jak rząd USA, pomagała promować palenie papierosów, zwiększając liczbę palaczy oraz wypalonych papierosów, a tym samym zwiększając także ilość zachorowań na raka płuc i choroby serca. W tym przypadku regularnie popełniane błędy to wybieranie leków bez odpowiedniego ocenienia potencjalnych szkód fizycznych lub psychicznych, co jest efektem posiadania przez te produkty pieczęci aprobaty FDA. Mam tutaj na myśli zarówno używanie leków na receptę przepisanych przez lekarza, jak i nielegalne ich nabywanie przez osoby niebędące pod nadzorem medycznym. W ostatnich latach szkody wywołane zażywaniem leków przepisywanych przez lekarza dogoniły szkody wywołane przez te nabywanie nielegalnie, co każe nam wierzyć, że coraz więcej ludzi postrzega leki na receptę jako dużo bezpieczniejsze niż ich czarnorynkowe odpowiedniki. W 2008 r. więcej niż połowa (55%) zgonów spowodowanych przez przedawkowanie leków było związanych z lekami przepisywanymi przez lekarza. Oparte na opium leki przeciwbólowe, takie jak Oxycontin, odpowiadają za 74% zgonów związanych z lekami na receptę. Co więcej, w 2009 roku miało miejsce 1,2 miliona wizyt na ostrym dyżurze związanych z przedawkowaniem leków przepisanych przez lekarza w porównaniu do 1 miliona wizyt związanych z zażywaniem nielegalnych narkotyków takich jak heroina czy kokaina.

Związek pomiędzy środkami antydepresyjnymi i samobójstwami nastolatków jest niejasny, a wyniki badań niejednoznaczne, ale to typowe w przypadku leków z pieczęcią aprobaty FDA. Firmy farmaceutyczne przeprowadzają testy weryfikowane przez FDA, ale to, co rzeczywiście liczy się jako „bezpieczne i skuteczne”, jest złudne dla końcowego konsumenta, a nawet dla lekarzy przepisujących leki. Pomimo niedostatecznych dowodów, zespół doradczy FDA zasugerował umieszczenie ostrzeżeń na opakowaniach wszystkich antydepresantów. To najpoważniejsze kroki podjęte przez FDA bez posuwania się do zakazu sprzedaży. Ocena tego, które leki są bezpieczne i skuteczne, na wolnym rynku byłaby bardziej otwarta, z większym stopniem nadzoru i kontroli, oraz poddana ocenie stron trzecich. Możemy sobie wyobrazić, że powstałyby organizacje podobne do czy  [są to niezależne instytucje przeprowadzające testy produktów np. pod kątem bezpieczeństwa czy . Kategoria „złych” leków zawiera te, które powstały, gdy wolny rynek został zastąpiony rządową prohibicją i czarnym rynkiem. Przykładami dla tej kategorii jest kokaina,, heroina czy . Rynki tych produktów można scharakteryzować jako rynki o niskich korzyściach, wysokich kosztach i dużej dozie „szkodliwości”. Trzeba jednak zauważyć, że część „szkód” związanych z tymi medykamentami jest „spodziewana”, ponieważ substancje te powszechnie uchodzą za niebezpieczne. Warto także zwrócić uwagę na fakt, że gdyby leki te były udostępnione w „dobrym” środowisku (to jest na rynku) zmniejszyłaby się ich szkodliwość, drastycznie ograniczone zostałyby ich koszty, a związane z nimi korzyści wzrosłyby znacząco. Na przykład firma farmaceutyczna Bayer sprzedawała czystą dawkę heroiny o małej sile działania w formie tabletki, którą można było przepisać nawet niemowlęciu, pomimo że nadal była silnie uzależniająca. Coca-Cola sprzedała miliony sztuk swojego produktu wytwarzanego według oryginalnej receptury, z kokainą jako aktywnym składnikiem. „Brzydka” kategoria składa się z farmaceutyków opracowanych i zarządzanych pod reżimem Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków.

Kategorie „brzydka” i „zła” są oczywiście gorsze od „dobrej”, ale na razie powstrzymam się z oceną, która z nich jest najgorsza. Terminy te powinny być raczej rozumiane jako kategorie opisowe środowiska leków i typów oraz źródeł szkód, jakie przynoszą konsumentom. Złe farmaceutyki to te, które posiadają znane słabości i zagrożenia. Wysiłki zmierzające do zlikwidowania takich . Skutki tego biurokratycznego procesu objawiają się nam zarówno jako mechaniczne, w kategoriach procedur, oraz arbitralne, w kategoriach wyników. Innymi słowy, w królestwie FDA zaczyna się robić brzydko. Istnienie poważnych problemów związanych z kontrolą farmaceutyków przeprowadzaną przez FDA zostało już dawno stwierdzone. Po pierwsze, nie zapobiega ona dostaniu się na rynek szkodliwych produktów (mimo że ich działalność jest ukierunkowana w tę stronę, a nie w stronę dopuszczania dobroczynnych produktów na rynek). Po drugie, podnosi ona koszty wprowadzania nowych leków na rynek, tym samym zwiększając ich ceny i zapobiegając dostaniu się korzystnych farmaceutyków na półki sklepowe. Po trzecie, na długi okres czasu opóźnia wdrożenie takich produktów na rynek. Oznacza to, że z tego powodu chorzy ludzie więcej cierpią i częściej umierają. Po czwarte, uniemożliwia wprowadzenie niszowych farmaceutyków leczących rzadkie schorzenia, ponieważ wysokie koszty i niepewność wyniku testów laboratoryjnych FDA nie mogą być dostatecznie rozdzielone pomiędzy tak nieliczne grono pacjentów. Nie chodzi tu o to, że FDA aprobuje wysoce niebezpieczne leki takie jak ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony