916, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie strzelać - sami się demaskują Pan Dariusz Ślepokura, który zasłynął z częstego używania osobliwej formuły o braku udziału „osób trzecich” przy nagłej utracie życia rozmaitych osobistości publicznych oznajmił, że niezależna prokuratura wszczęła „postępowanie sprawdzające” wobec Grzegorza Brauna, któremu delatorzy przypisują wypowiedź, iż dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN należałoby „rozstrzeliwać”. Nawiasem mówiąc, pan prof. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, zwrócił niedawno uwagę na „zadziwiającą służalczość” niezależnej prokuratury wobec tajnych służb. Moim zdaniem ta „służalczość” nie jest wcale taka „zadziwiająca” zwłaszcza gdy dopuścimy, iż biletem wstępu absolwentów studiów prawniczych do niezależnej prokuratury i w ogóle - wymiaru sprawiedliwości, może być uprzednie podjęcie tajnej współpracy z razwiedką. Każdego roku studia prawnicze kończą tysiące absolwentów, ale tylko nieliczni spośród nich trafiają do niezależnej prokuratury i niezawisłych sądów. Ta surowa selekcja pokazuje, że jakieś kryteria naboru muszą być, a skoro tak, to dlaczego nie takie? Cóż to w końcu złego, jeśli zarówno niezależna prokuratura, jak i niezawisłe sądy, będą bardziej przewidywalne? To nic złego, bo dzięki temu bardziej przewidywalna będzie również nasza młoda demokracja, no nie? A jak słusznie zauważył partyjny buc, grany przez Janusza Gajosa w filmie Krzysztofa Zanussiego „Kontrakt”: „demokracja demokracją - ale ktoś przecież musi tym kierować!” Skoro „musi”, no to kieruje - i stąd właśnie owa „służalczość” niezależnej prokuratury wobec kabewiaków, której tak się dziwuje pan prezes Stępień. Skoro zatem niezależna prokuratura tak energicznie zareagowała w sprawie wypowiedzi Grzegorza Brauna, to pewnie zawlecze go przed niezawisły sąd, no a ten już powinność swojej służby będzie rozumiał. Chociaż wydaje mi się, że doskonale rozumiem motywy, jakie mogłyby skłonić Grzegorza Brauna do takiego radykalizmu, to jako człowiek pogodnego usposobienia zalecałbym środki łagodniejsze. Nie dlatego, bym lekceważył działalność piątej kolumny w kraju, zwłaszcza w sytuacji konfliktu interesu polskiego z interesami zagranicznymi, co przede wszystkim dlatego, że oddziaływanie „Gazety Wyborczej” i TVN nawet na mikrocefali, wydaje mi się coraz mniejsze. Trudno się temu dziwić w sytuacji, gdy kierownictwo tych mediów zmusza współpracowników, by udawali, że nie tylko nie potrafią ze zrozumieniem czytać - bo to dla niektórych nawet typowe - ale nawet ze zrozumieniem słuchać. W rezultacie „Gazeta Wyborcza”, a TVN prawdopodobnie też, zwyczajnie swoich odbiorców dezinformują - i to nawet - zakładam uprzejmie - nie ze złej woli, tylko ze służalczości posuniętej do granic głupoty. Doświadczyłem tego całkiem niedawno przy okazji prelekcji na temat antypolonizmu, jaką wygłosiłem 25 listopada w kościele św. Urbana w Zielonej Górze. Dziennikarz „GW” został zaalarmowany moją tam obecnością przez jakiegoś gorliwca, który natychmiast doniósł, że w kościele odbywa się antysemicki sabat. Tymczasem wiadomo, że w kościołach mogą odbywać się sabaty wyłącznie filosemickie - taki jest rozkaz. Tedy pan redaktor przybył na miejsce i oto co przekazał swoim mikrocefalom. Że mianowicie oskarżyłem niemieckie i żydowskie banki o przygotowywanie rozbioru Polski przy pomocy kredytu z odwróconą hipoteką. Stanisław Lem już dawno zauważył, że nikt nic nie czyta, a jeśli nawet czyta, to i tak nic nie rozumie, a jeśli nawet przypadkowo coś tam i rozumie, to natychmiast zapomina. Myślałem, że jest w tym wiele przesady, ale jeśli pisarz miał na myśli redaktorów „Gazety Wyborczej”, to kto wie, czy aby nie wspierały go proroctwa? Więc mówiąc o kredycie z odwróconą hipoteką zauważyłem, iż sam w sobie nie jest on ani zły, ani dobry, natomiast w kontekście, w jakim zostałby zastosowany w Polsce, może stać się sprawnym narzędziem zmiany stosunków własnościowych - korzystnej z niemieckiego punktu widzenia. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że system ubezpieczeń społecznych w Polsce balansuje na krawędzi bankructwa - na co wskazują choćby ostatnie próby jednostronnego wycofywania się rządu z zaciągniętych już zobowiązań wobec emerytów. Założenia przygotowane jeszcze w 2010 roku przewidują, że kredyt ten będzie miał zastosowanie do osób, które ukończyły 60 rok życia - a więc wskazanie jest wyraźne. Kredyt z odwróconą hipoteką polega na tym, iż bank wypłaca kredyt np. w transzach, w zamian za co po śmierci kredytobiorcy przejmuje jego nieruchomość. Nietrudno się domyślić, że w miarę pogarszania się kondycji systemu emerytalnego, dla wielu ludzi nie będzie innej szansy na przeżycie. W rezultacie w ciągu najbliższych 20 lat banki mogą przejąć znaczną część nieruchomości w Polsce. A ponieważ na polskim rynku finansowym dominują banki niemieckie i z kapitałem żydowskim (60 proc. banków kontrolowanych jest przez finansistów zagranicznych) to taka zmiana stosunków własnościowych może okazać się dobrym punktem wyjścia dla niemieckich planów politycznych. W końcu to nic osobliwego; ukryte kalkulacje polityczne wypłynęły przecież przy okazji kryzysu finansowego w strefie euro. Niby nietrudno to zrozumieć i publiczność na spotkaniu najwyraźniej zrozumiała o co chodzi, natomiast pan redaktor zamiast zrozumieć - ostentacyjnie się zgorszył. Domyślam się, że takiej właśnie reakcji oczekiwali od niego przełożeni - ale właśnie dlatego należy pozwolić mu mówić - bo im więcej będzie mówił, tym prędzej się zdemaskuje. Tak właśnie się stało w przypadku „Pokłosia”. Nie ma zatem potrzeby strzelania. SM

Epidemia sodowego wodogłowia Były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa zamierza wyegzekwować przy pomocy komornika kwotę 25 tysięcy złotych od Krzysztofa Wyszkowskiego, tytułem zwrotu kosztów przeprosin. Chodzi o to, że w słynnym z niezawisłości gdańskim sądzie zapadł wyrok nakazujący Krzysztofowi Wyszkowskiemu przeproszenie byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju za podanie informacji, że Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Ponieważ Lech Wałęsa niekiedy takim informacjom zdecydowanie zaprzecza, słynący z niezawisłości gdański sąd nakazał Krzysztofowi Wyszkowskiemu przeprosiny. Ponieważ ten z przeprosinami się nie kwapił, były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa przeprosił sam siebie, co kosztowało go 25 tysięcy złotych. Tę właśnie kwotę zamierza od Krzysztofa Wyszkowskiego odzyskać. W całej tej sprawie najbardziej smakowita wydaje się okoliczność, ze za sprawą słynącego z niezawisłości gdańskiego sądu, Lech Wałęsa może brać pieniądze z powodu współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w 23 roku od sławnej transformacji ustrojowej. Za komuny, to co innego; za komuny konfidenci SB za swoje usługi pobierali wynagrodzenie. Okazuje się, że teraz też można, chociaż oczywiście z całkiem innego tytułu; nie za to, że współpracował, ale za to, że niezawisły sąd zadekretuje, iż nie współpracował. Tak czy owak - pieniądze płyną - co pokazuje, że w naszym nieszczęśliwym kraju ciągłość jest większa, niż się wielu ludziom wydaje. A właśnie Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” domaga się natychmiastowego wycofania z gimnazjów podręcznika wiedzy o społeczeństwie, ponieważ „obraża” on środowisko sędziowskie poprzez stwierdzenie, iż sądy pracują źle, są skorumpowane i panuje tam atmosfera kolesiostwa. Zwraca uwagę okoliczność, że „Iustitia” nie kwestionuje wprost tej oceny, tylko obawia się, że w młodych ludziach wzbudzi ona nieufność do wymiaru sprawiedliwości. Okazuje się, że - po pierwsze - nic tak nie gorszy, jak prawda, a po drugie - że sędziowie myślą, iż wiedzę o społeczeństwie młodzież czerpie wyłącznie z podręczników. Czytając o tym nie mogę powstrzymać się przed wspomnieniem osobistym. Oto kiedy w 1970 roku, jako młody absolwent prawa, odwiedziłem prezesa Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku w ramach starań o aplikację sądową, ten zadał mi jedno pytanie - czy mianowicie należę do partii. Ponieważ nie należałem, na tym rozmowa się skończyła. Gdybym jednak nie wyłożył się na tym pierwszym pytaniu, ciekawe jakie byłoby pytanie drugie? Czy na przykład nie takie: a powiedzcie no, towarzyszu, jaki jest wasz, wicie, rozumicie, stosunek do Służby Bezpieczeństwa? Może takie pytanie by nie padło, ale wykluczyć tego przecież nie można tym bardziej, że środowisko sędziowskie wymigało się od lustracji. Najwyraźniej nikomu nie przeszkadza, że obok normalnych sędziów, mamy również przebierańców, którzy natchnienie czerpią z oficera prowadzącego. Już mniejsza zresztą o sędziów; chcą kolegować z konfidentami, to ich sprawa - ale co ma myśleć obywatel? W tej sytuacji lamenty, że podręcznik „obraża” środowisko sędziowskie, można uznać za objaw uderzenia do głowy wody sodowej. To już u nas prawdziwa epidemia, bo woda sodowa uderza do głowy nie tylko sędziom, ale również aktorom. Oto Związek Artystów Scen Polskich stanął, jak to się mówi, murem za Maciejem Stuhrem, który zagrał w filmie Władysława Pasikowskiego „Pokłosie” - jak to polska dzicz holokaustuje biednych Żydów. Pan Pasikowski pewnie za tę chałturę spodziewa się „Oskara”, ale nie o to w tej chwili chodzi. Otóż nie chodzi również o to, że Maciej Stuhr w tym filmie zagrał. Aktor jest od grania, jak nie przymierzając - no, mniejsza z tym. Może zagrać krzesło, zwłoki, czy pomruki tłumu i nikt nie powinien mieć do niego o to pretensji, podobnie jak do adwokata, że broni odrażającego mordercę. Chodzi o to, że Maciej Stuhr z małpią zręcznością wspiął się na piedestał, z wysokości którego zaczął mniej wartościowy tubylczy naród polski moralizować, rozdrapywać mu sumienie - i tak dalej. Skąd mu przyszła do głowy taka uzurpacja? Pewnie z tego samego źródła co i sędziom ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, to znaczy - na skutek uderzenia wody sodowej do głowy. Gdyby to były pojedyncze przypadki, to można by przejść nad tym do porządku, ale skoro uderzenia wody sodowej do głowy zaczynają trapić całe środowiska, to znaczy, że mamy do czynienia z epidemią. Bo również Związek Artystów Scen Polskich zdradza objawy uderzenia wody sodowej do głowy. W swoim wystąpieniu protestuje przeciw „opluwaniu” Macieja Stuhra. Widać, że aktorzy każdą krytykę traktują jako niedozwolone „opluwanie”. Niczym innym, jak wodą sodową w głowie wytłumaczyć się tego nie da, zwłaszcza, że i Maciej Stuhr, kiedy tylko z małpią zręcznością wdrapał się na piedestał autorytetu moralnego, wygadywał piramidalne głupstwa. SM

Konsolidacja Rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej Wreszcie doszło do tego, do czego ( w mojej ocenie) już dawno powinno dojść. Mianowicie do spotkania w szerszym niż podczas dotychczasowych posiedzeń Zespołu parlamentarnego spotkania rodzin ofiar katastrofy i ich pełnomocników prawnych. Tematem była konsolidacja działań formalno prawnych zmierzających do ochrony podstawowych i tak często przez instytucje państwa łamanych praw człowieka. Nad przebiegiem tej konsolidacji czuwać będą trzej prawnicy: Marta Kaczyńska, Jacek Przyczółkowski oraz Stefan Hambura.To oni byli gospodarzami spotkania (z powodów zdrowotnych Marta Kaczyńska tym razem zaocznie). Na ich zaproszenie udział wzięli w spotkaniu członkowie rodzin, prawnicy, szef Klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak oraz marszałek PiS Kuchciński ( to oni wspierali inicjatywę przez użyczenie zasobów lokalowych i organizacyjnych sekretariatu PiS0) oraz szef ZP pan przewodniczący Macierewicz. Zespół zapewnił obsługę audiowizualną oraz rozdał wszystkim cenne opracowania materiałów dot. katastrofy i postępowania prokuratorskiego, które mogą stanowić dla rodzin i ich pełnomocników podstawę merytoryczną do formułowanych w przyszłości wniosków prawnych.

To spotkanie to zalążek skonsolidowanej walko o podstawowe prawa rodzin. Prawo do rzetelnego śledztwa, do dostępu do materiałów i podejmowanie wszelkich kroków prawnych zmierzających do ich skutecznego egzekwowania. Prawo nie jest złe tylko jest w przypadku śledztwa Smoleńskiego wynaturzane. Z różnych powodów. I z tym wynaturzeniem (często łamaniem) należy walczyć. Odrębnym problemem, który niesłychanie utrudnia skuteczne postępowanie jest wydzielanie przez NPW wątków do prokuratur cywilnych, w niektórych przypadkach bez przekazania im istotnych dla oceny zarzutów materiałów uzupełniających, co powoduje, że te ostatnie sprawy po prostu umarzają. Rodziny w wątkach cywilnych nie zostały uznane za trony co z kolei powoduje, że o umorzeniach bez szczegółowych uzasadnień dowiadują się najczęściej z oficjalnych komunikatów. Nie wgłębiając się w analizy prawne zasadności tego wydzielania wątków można spokojnie ocenić, że taka formuła w sposób niewiarygodnie skuteczny utrudnia rodzinom dochodzenie zarówno do pardwy o okolicznościach i przyczynach samej katastrofy jak i do możliwości wskazania winnych zaniedbań organizacyjnych, nadzoru zwianego z przygotowaniem wyjazdu, lotu, samolotu, ochrony oraz postępowania organów władzy i przedstawicieli instytucji państwowych już po katastrofie. O procesie identyfikacji ciał najbliższych i zaniedbaniach w sekcjach nie wspominając. Nie będę szczegółowo omawiać dookreślonych podczas spotkania problemów prawnych, bo należy z tym poczekać do sformułowania konkretnych wniosków. Mnie najbardziej cieszy fakt, ze zagubione w gąszczu skomplikowanych procedur rodziny i ich pełnomocnicy prawni zyskają oręż w postaci podziału ról w zapoznawaniu się z tym gąszczem formalnych utrudnień jakie im stworzyły instytucje państwowe. Tym samym będę sprawniejsze w składaniu wniosków, które przecież w większości przypadków dotyczą dokładnie tych samych problemów. W spotkaniu wzięła udział przez skype, a pani mecenas Maria Binienda, która zreferowała międzynarodowe obwarowania wynikające z Konwencji Praw Człowieka. Jednym z obszarów walki stanowiącym niesłychanie bolesny dla wielu rodzin problem winno być konsekwentne ściganie tych, którzy cynicznie uderzają w uczucia rodzin.

Niespotykanej skali oszczerstw, kłamstw ze strony mediów, osób publicznych i polityków dotykającej ich najbliższych lub uderzających bezpośrednio w uczucia poszkodowanych rodzin należy postawić tamę. Skoro nie można liczyć na przyzwoitość tych, którzy atakują rodziny dla realizacji własnych celów –należy naprowadzić ich prawnie na właściwą drogę. A ponieważ zwykle czynią to dla chwały i kasy- chwały wyrokiem pozbawić, a ich kasę opróżnić na jakiś cenny cel społeczny. Inaczej tej lawiny zdziczenia społecznego się nie zatrzyma. W związku z powyższym mam prośbę. Pomóżmy rodzinom w tym ostatnim obszarze działań. Jest wśród blogerów sporo prawników oraz ludzi z wyczuciem prawnym. Zróbmy tak jak kiedyś Białą Księgę Smoleńską” Księgę wypowiedzi publicznych ( w tym medialnych) które ewidentnie godzą w wizerunek ofiar i ich rodzin oraz bezpośrednio uderzają w sfery moralności, uczuć, tradycji i wiary samych rodzin. Np. jak rozpowszechnione obrzydliwe insynuacje Urbana. W tym celu otwieram na salon24.pl lubczasopismo Księga publicznych oszczerstw wobec Ofiar i ich Rodzin. Wszystkie informacje zostaną przekazane prawnikom do wykorzystania we wnioskach prawnych.

P.S. WAŻNE

W raporcie Millera jako załącznik wykazano1) „Raport z ekspertyzy miejsca katastrofy samolotu Tu-154M w oparciu o dane satelitarne” wykonanego przez firmę SmallGIS na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie; W oryginale ekspertyzy opisano na zdjęciu „dwa miejsca wybuchu”. W raporcie Millera miejsca wybuchu zmieniły się w dwa ogniska pożaru…. Nie ma to jak kreatywność. Trzeba sprawdzić co na to dictum powie prawo… 1maud

7 Grudzień 2012 „Największą pojedynczą przyczyną zgonów dorosłej populacji Polski, której można zapobiec”- jest palenie papierosów. Twierdzą lekarze różnych specjalności, którzy zaapelowani do mediów, a w szczególności do wydawców, redaktorów naczelnych  i fotoedytorów emisji programów w telewizji i Internecie. Chodzi im o niepublikowanie materiałów  z osobami publicznymi, zwłaszcza z celebrytami, z papierosami w ręku.. Ciekawe???? Różnych specjalności…(???) Psychiatrzy też? Oznacza to, że  dym papierosowy musi szkodzić na psychikę. W tym wszystkim lekarzom różnych specjalności, którzy oficjalnie apelują ideologicznie do wszystkich , żeby nie palili, a sami popalają sobie  w przerwie od pracy. Cała ta agitacja przeciw palaczom- to zwykła hucpa.. Jedni umierają od zapalenia płuc, a inni od zapalenia papierosa.. Wszystko być może na tym  Bożym  świecie. Ale dlaczego dorosły człowiek nie może sobie wybrać rodzaju śmierci? Jego życie, jego pieniądze, jego śmieć.. Nic nie ma w Piśmie Świętym o niepaleniu, że szkodzi.. A tym bardziej o  akcyzie na papierosy.. Z której rządy socjalistycznych państw ciągną  grubą rentę. Z jednej strony ciągną- a z drugiej apelują o niepalenie.. A ja sądzę, że główną przyczyną zgonów dorosłej populacji  w Polsce nie jest wcale  palenie papierosów, ale permanentne stresy,   którym  poddawana jest jednostka żyjąca w demokratycznym państwie prawnym, które na co dzień organizuje mu  stresujące spektakle, których niektórzy statyści- zwani” obywatelami” są- są poddawani.. I w końcu nie wytrzymują, bo nie są w stanie.. Może lepiej lekarze wszystkich specjalności  zajęliby się zbadaniem związku  pomiędzy propagandą lejącą się z ekranów telewizorów i fal radiowych, a wytrzymałością przeciętnego człowieka uwikłanego w demokratyczną szopkę, której fundamentem jest propaganda.. Środki masowego rażenie mają wielką moc.. Moc destrukcyjną.. Działają na psychikę i zakłócają równowagę umysłową.. Co dobrze  widać po  apelu lekarzy różnych specjalności.. Może zaapelowaliby  do redaktorów naczelnych i innych- mniej naczelnych- o mniejsze natężenie propagandy? Żeby życie zwykłych ludzi,  koniecznie zwanych” obywatelami” stało się znośniejsze.. Żeby ich przynajmniej nie molestowano propagandowo.. I  niechby każdy- kto chce- mógł sobie spokojnie zapalić skręta,  żeby się odstresować od tej wszechobecnej propagandy.. I nie miał w sobie poczucia winy.. Palacze są w Polsce dyskryminowani, nieprawdaż? Ale, żeby nie emitować materiałów   z ludźmi  palącymi? To oznacza, że trzeba będzie dearchiwizować całą przeszłość. Wymazać przeszłość, żeby przy pomocy teraźniejszości, zbudować bezpieczną przyszłość. I powołać oficjalne Ministerstwo Prawdy.. I tam ustanawiać  urzędowo prawdę, która w socjalizmie nie jest zgodna z rzeczywistością… Bez dymu, bez papierosów, bez tabaki- ale  w oparach zmasowanej propagandy, która ma nam zmienić świadomość, czyli przebudować nadbudowę- na bazie.. Na bazie ekonomicznej głupoty. Jeszcze trochę- i ideologiczni mordercy- zakażą  palenia w ogóle.. A palacze będą ścigani przez niezależne prokuratury i sądy, a potem umieszczani w  berezach obywatelskich na odwykach.. Tak jak ludzie prawicy, zwani przez propagandę – „ oszołomami”.. A jak czasami lubiłem obejrzeć Casablankę i Marlene  Dietrich  w oparach.. Powoli będzie koniec z filmami, w których znane osoby palą.. Wszędzie tylko będą plakaty wzbudzające nienawiść do palenia i palaczy.. I zakaz picia alkoholu. W końcu na milionach tabliczek  w sklepach jest napisane, że „palenie szkodzi tobie i twojemu otoczeniu”. A najbardziej chyba szkodzi tym ,którzy takie napisy wymyślają.. A potem odstresowują  się w takich napisach.. Przerzucając swój stres – na innych.. Tak jak wydawcy  i redaktor naczelny „Polityki”, pisma lewicowego, dla pseudointeligentów.. Pseudointeligent, to taki człowiek, który charakteryzuje się tym, że nie …myśli(???), Przyjmuje  wiele rzeczy na wiarę, opiera się o fałszywe autorytety, które oplatają go umiejętnie, tak, żeby nie zauważył, że padł ofiarą szamaństwa.. „Polityka” to pismo lewicowe, a naczelnym jest pan redaktor  Jerzy Baczyński, uczestnik spotkań w Komisji Trójstronnej- międzynarodowej.. Razem z innymi spotkań uczestnikami, na przykład  panią Wandą Rapczyńską, Markiem Belką czy Januszem Palikotem.. Moim zdaniem, podkreślam- to jest moje zdanie– w tym gremium- ustala się  priorytety działania w zakresie walki z cywilizacją łacińską w każdym jej aspekcie. I ci ludzie mają ogromy wpływ na to co dzieje się w Polsce.. Zadaniem ich jest obalić cywilizację, w której żyjemy od 1000 lat, która  została ukształtowana na bazie chrześcijaństwa. I ta gazeta, na pierwszej stronie ostatniego numeru – zamieszcza ”Poczet dumnych oszołomów”(????) Wśród tych” oszołomów” są między innymi, pan Janusz Korwin- Mikke i pan Stanisław Michalkiewicz.(???) Przecieram oczy ze zdumienia mając przed sobą okładkę tygodnika lewicowego.. Najlepszy publicysta prawicowy w Polsce- to największy” oszołom”. A tygodnik pełen publicystów uzasadniających istniejący ustrój, prowadzący do degradacji Polskę i Polaków- to nie są „ oszołomy”.. „Oszołomem” jest pan Michalkiewicz i pan Janusz Korwin- Mikke – od czterdziestu lat walczący o wolny rynek, godność jednostki, przeciw kolektywizmowi.. Walczący o wolność, którą lewicowcy zabierają człowiekowi.. To są” oszołomy”- a kaci wolności- to autorytety.. Przebiegły sposób nadinterpretacji.. ”Dlaczego skrajność poglądów stała się cnotą?”- czytamy na pierwszej stronie. Co to jest” skrajność poglądów”? Jeżeli  mówię, że dwa razy dwa – jest cztery- to jestem człowiekiem  o skrajnych poglądach(???) Jeśli mówię, że” kradzież” jest złem- to jestem człowiekiem   o skrajnych poglądach. Jeśli mówię, że  kłamstwo jest złem- znowu jestem człowiekiem  o skrajnych poglądach.. Jak jestem relatywistą- to wtedy jestem w centrum poglądów.. Jeśli potępiam prostytucję- to znowu  jestem skrajny i do tego oszołom.. Razem z „ oszołomami”, Michalkiewiczem i  Korwinem- Mikke, są inni „oszołomowie.”. Uczciwy reżyser dokumentalista- Grzegorz Braun, pani redaktor Ewa Stankiewicz, pan profesor Zdzisław Krasnodębski, pan Antoni Macierewicz, pani posłanka Krystyna Pawłowicz.. Jedyni prawdziwi” oszołomowi”  w tym towarzystwie- to  profesor Stefan Niesiołowski i magister Janusz Palikot.. Ale , żeby z nimi wymieszać towarzystwo porządnych ludzi? Walka ideologiczna się zaostrza. Front walki przebiega wzdłuż linii cywilizacyjnej: jedni bronią  resztek cywilizacji, a inni- po drugiej stronie- ją zwalczają. Jakiś rektor wyższej uczelni się ugiął i zdjął krzyż.. Być może miał wybór: albo posada, albo krzyż.. Wybrał posadę.. I coraz częściej „obywatele”- chrześcijanie będą stawali przed takimi wyborami.. Żeby chrześcijanin- „obywatel,” poddany- Króla Królów- musiał się zginać w kolanach przed państwem demokratycznym i obywatelskim, ale bez chrześcijaństwa? Bo państwo demokratyczne i obywatelskie chrześcijaństwa nie chce i zapiera się nawet jego symboli.. Ale  Święto Hanuki w Pałacu Prezydenckim jest obchodzone? I dobrze że jeszcze niektórych to obchodzi.. WJR

Wolność ekonomiczna „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie byś miał prawo to mówić”. Nie zgadzam się z wieloma poglądami Woltera, ale to zdanie, którym scharakteryzowała je autorka jego biografii warte jest cytowania – nawet jeśli sam Wolter w rzeczywistości nigdy go nie wypowiedział w tej formie. Owszem – słowa ranią. Czasami nawet bardzo. Ranią i bliskich i zupełnie nieznajomych. Denerwują i w konsekwencji wywołują agresję ze strony innych. Nie ważne czyje to słowa i do kogo kierowane. Prawo do ich wypowiadania jest elementem naszej wolności. Bo wolność to swoboda działania bez przymusu ze strony innych ludzi czy państwa. Granicą wolności człowieka może być tylko wolność innego człowieka. Jak powiada amerykańskie przysłowie: „twoja wolność wymachiwania rękami kończy się przed moim nosem”. Ta koncepcja po raz pierwszy znalazła formalny wyraz we francuskiej Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z roku 1789, która stwierdzała w artykule 4: „wolność polega na czynieniu wszystkiego, co nie szkodzi innym. Granicą wykonywania praw naturalnych jest zabezpieczenie wykonywania tych praw przez innych ludzi”. Tak rozumiana wolność nie oznacza wszelkiego dobra i nieobecności jakiegokolwiek zła, a jedynie wolność od przymusu ograniczającego prawo działania. „Nie zapewnia nam ona – pisał Friedrich Hayek – żadnych szczególnych możliwości, lecz pozwala zadecydować, jaki użytek zrobimy z okoliczności, w których się znajdujemy”. Pojęcie przymusu nie obejmuje wszystkich form ograniczenia możliwości działania. Oznacza jedynie rozmyślne wtrącanie się innych w sferę naszej wolności. Sama niemożność osiągnięcia jakiegoś celu nie świadczy więc o braku wolności. Wolność nie jest bowiem równoznaczna z faktycznymi możliwościami urzeczywistnienia naszej woli, a jedynie z istnieniem pewnej sfery prywatności wolnej od zewnętrznych ograniczeń. Z trzech rodzajów wolności: osobistej, politycznej i ekonomicznej, szczególne znaczenie ma ta trzecia, stanowiąc warunek i gwarancję dla dwu pozostałych. „Wolność ekonomiczna jest najważniejszą z ziemskich wolności. Bez wolności ekonomicznej wolność polityczna i inne zostaną nam z pewnością odebrane” – pisał William Buckley. Ale domaganie się wolności ekonomicznej wymaga… wolności słowa. Musimy ją mieć, nawet jak niektórzy jej nadużywają. Wolność nie jest dana raz na zawsze. Wielu chciałoby ją ograniczyć. Pod wieloma pretekstami. Chcąc jednak zachować ją dla siebie nie możemy ograniczać jej innym. Bo najlepszym hamulcem dla ograniczania wolności jest wolność. Robert Gwiazdowski

Kaczyński w obcęgach nowych inicjatyw „Coś drgnęło w rajstopach” – lata temu naśmiewał się Jan Pietrzak z gospodarki planowej PRL. U nas z kolei „coś drgnęło na prawicy”, choć ogół komentatorów jakoś faktu tego nie zauważył. W ciągu kilkunastu ostatnich dni pojawiły się dwie inicjatywy polityczne, które zdecydowanie mogą utrudnić funkcjonowanie Jarosławowi Kaczyńskiemu. O pierwszej inicjatywie słyszeli wszyscy. Oto narodowo-zradykalizowana „prawica maszerująca” postanowiła powołać Ruch Narodowy. Nie wiem, czy formalnie będzie (jest?) to partia polityczna, ruch społeczny czy stowarzyszenie. Nie ma jednak wątpliwości, że podmiot ten, aby funkcjonować w życiu politycznym, będzie musiał ostatecznie stać się partią. Choćby po to, aby móc pobierać pieniądze z budżetu w razie ewentualnego przekroczenia progu 3%. To są na tyle duże pieniądze, że nikt nimi nie pogardzi. To poważny kłopot dla Jarosława Kaczyńskiego, który – lata temu wypchnięty z solidarnościowej lewicy – konsekwentnie realizował swój projekt, aby pełnić w naszym kraju obowiązki prawicy. Jego celem zawsze było więc unicestwienie wszelkiej autentycznej prawicy, szczególnie tej narodowej. Stąd całe to szermowanie patriotyczną retoryką, „kondominiami”, „agentami” zagranicznych wywiadów, spiskami z Rosjanami itd., itp. Ruch Narodowy w znacznej mierze jest zwycięstwem narracji Kaczyńskiego. Gdy Robert Winnicki permanentnie mówi o „okrągłym stole” i „jaruzelszczyźnie”, to nie mówi językiem Romana Dmowskiego czy Bolesława Piaseckiego, lecz mową Kaczyńskiego. Mimo to Ruch Narodowy jest groźny, ponieważ odbiera Prezesowi monopol na prawicowość i na retorykę patriotyczną, zmieszaną z oparami smoleńskimi, ale starannie wyzutą z jakichkolwiek przejawów rzeczywistego nacjonalizmu. Aby zatrzymać rozwój Ruchu Narodowego, Kaczyński musi przesunąć swoją partię w kierunku bardziej nacjonalistycznym, czyli – jak to się nazywa w dyskursie medialnym – „w prawo”. Drugie ważne wydarzenie dla przyszłości prawej części sceny politycznej nie zostało dostrzeżone przez komentatorów, a mianowicie niespodziewana przegrana Waldemara Pawlaka w PSL i zastąpienie go przez Janusza Piechocińskiego. Pozornie mogłoby się wydawać, że agrarno-etatystyczne PSL nie ma z prawicą wiele wspólnego, stanowiąc polityczną ekspozyturę wiejskiej i małomiasteczkowej inteligencji. PSL takie było za Pawlaka, ale wypowiedzi Piechocińskiego wyraźnie wskazują, że ma to się zmienić. Nowy Prezes PSL od lat konsekwentnie głosi, że partia musi nabrać charakteru „ogólnopolskiego”. Więcej – na kongresie stwierdził wprost, że aktualne poparcie to ok. 4-5% i bez zmian może się zdarzyć, że stronnictwo nie wejdzie do następnego Sejmu. Nie jest tajemnicą, że rolnicy na PSL nie głosują i dlatego partii brak bazy społecznej. Albo więc zdobędzie elektorat w miastach, albo zniknie. Dlaczego przez wiele lat, mimo haseł Pawlaka o partii ogólnonarodowej, nie przybywało głosów w miastach? Dlatego, że partia była kojarzona jako wiejska. W dużych miastach wystawiano kandydatów kompletnie nieznanych, których wielkomiejscy wyborcy kojarzyli jako „wsiowych”. Byli to albo lokalni „miastowi” działacze – kompletnie anonimowi dla wielkomiejskiego wyborcy – albo przywiezieni na listy wyborcze do miast „w koszyczku”. Był to rodzaj kwadratury koła: kandydaci PSL w miastach byli elektoratowi nieznani, ponieważ nie byli posłami i nie brylowali w mediach. A dlaczego nie byli posłami? Dlatego, że „miastowi” nie chcieli na nich głosować. I kółko się zamykało.

Jak wyjść z tej kwadratury koła? Jest chyba tylko jedna droga: wziąć na listy PSL w wielkich miastach polityków już znanych. Muszą oni równocześnie być politycznie „niezagospodarowani”, czyli nie mieć dostępu do list wyborczych PO, PiS i SLD. Rozglądam się dookoła i widzę takich na prawicy. To grupy byłych działaczy ZChN (już się mówi „na mieście”, że zgłosili się do nowego kierownictwa PSL), PJN i innych, drobniejszych partyjek. Ludzie ci nie mają list, nie mają struktur, ale mają znane nazwiska. Jeśli PSL wystawi ich w miastach, to być może do europarlamentu lub Sejmu się nie dostaną, ale wezmą te kilka procent głosów. Gdy PSL ma 4-5% poparcia, to wiele znaczy. W jaki sposób Jarosław Kaczyński będzie musiał walczyć o zatrzymanie miejskiego elektoratu przed odpływem do PSL? Skoro partia ta jest umiejscowiona w centrum sceny politycznej, to będzie musiał zrobić skręt ku lewicy, czyli do centrum. Chyba już wszyscy Czytelnicy zrozumieli, w czym jest problem. Wystarczy, że przeczytają te fragmenty mojego tekstu, które zostały wyboldowane: aby unicestwić narodowo-zradykalizowany ruch młodzieży, czyli „prawicę maszerującą”, Jarosław Kaczyński musi przesunąć swoją partię „w prawo”, czyli przejąć chociaż część postulatów i haseł nacjonalistycznych. Wiem, że nacjonalizm budzi w nim – jako potomkowi ideowemu PPS, Józefa Piłsudskiego i Jana Józefa Lipskiego – obrzydzenie. Ale jego idee polityczne są dosyć miałkie, więc jest zdolny to uczynić. Problem tylko w tym, że równocześnie będzie zmuszony zmagać się z PSL, które podejmie próbę przetrwania na polskiej scenie politycznej dzięki trafieniu do elektoratu miejskiego za pomocą tych polityków prawicy, którzy nie są w szeregach PiS. Aby odeprzeć atak z tej flanki, Jarosław Kaczyński musi skręcić w lewo i unikać wszelkich nacjonalistycznych czy choćby patriotycznych ekstremizmów. Co gorsze, nie może najpierw zneutralizować Ruchu Narodowego, aby potem przesunąć się do centrum, aby zneutralizować PSL, ponieważ – zupełnie przypadkowo – atak nastąpił równocześnie z obydwu stron.

Mówiąc zupełnie wprost: Jarosław Kaczyński będzie musiał dokonać wyboru. Musi oznaczyć, kto jest dla PiS groźniejszy: Ruch Narodowy czy PSL. Czy zagrożenie „od prawej”, czy zagrożenie płynące „z centrum”. Osobiście przypuszczam, że za groźniejszego uzna przeciwnika z prawej, ponieważ zmonopolizowanie prawicy uważał zawsze za swój priorytet. Ale to oznacza utratę politycznego centrum. A to znaczy, że wyrzeka się walki o władzę nad Polską…

Adam Wielomski

TNT - To Nie Trotyl Od wykrycia obecności trotylu na badanych elementach wraku do stwierdzeń o wybuchu droga daleka - twierdzą pełnomocnicy rodzin smoleńskich. W opublikowanym wczoraj komunikacie Naczelna Prokuratura Wojskowa po raz trzeci zajęła stanowisko na temat przeprowadzonych pirotechnicznych badań elementów wraku samolotu Tu-154M. Rzecznik NPW płk Zbigniew Rzepa dokonuje wykładni środowych słów swojego szefa płk. Jerzego Artymiaka o sygnalizacji przez detektory obecności trotylu. Prokuratura tłumaczy, że "pojawienie się na wyświetlaczu użytego urządzenia napisu TNT nie jest tożsame z wykryciem trotylu." NPW podtrzymała stanowisko, że biegli pracujący wraz z prokuratorem na terenie Rosji nie stwierdzili na wraku samolotu trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego. A użyte przez biegłych detektory nie są wystarczające do potwierdzenia bądź wykluczenia takiej okoliczności.

- Biegli użyli detektorów wyłącznie w celu wyselekcjonowania materiału (próbek) do dalszych specjalistycznych badań laboratoryjnych - poinformował płk Zbigniew Rzepa. Jak dodał prokurator, dla stwierdzenia bądź wykluczenia obecności materiałów wybuchowych konieczne jest przeprowadzenie specjalistycznych badań laboratoryjnych. To ponad 250 pojemników z próbkami. Biegli szacują, że czas badania jednej próbki to nawet kilkadziesiąt godzin. Rzepa stwierdził, że dotychczasowe ustalenia śledztwa "nie wskazują na wybuch na pokładzie samolotu." W ocenie mec. Bartosza Kownackiego, w sprawie stwierdzenia śladów TNT na elementach wraku samolotu Tu-154M prokuratura prowadzi politykę dezinformacyjną, a w kolejnych komunikatach zaprzecza sama sobie. Jak zauważył, samo wykrycie śladów trotylu przez urządzenia nie przesądza o zaistnieniu wybuchu, ale nie można wbrew logice utrzymywać, że trotylu nie było.

- Stwierdzenie obecności trotylu przez używane urządzenia nie oznacza, że trotyl był. Cóż, przyjmuję do wiadomości, że prokuratura przyjęła tego rodzaju logikę. Jednakże moim zdaniem, wnioski są jednoznaczne: trotyl był, ale nie wiemy, jakie są jego źródła i to trzeba wyjaśnić w dalszych badaniach. Lecz mówienie wbrew faktom, że trotylu nie było, jest dla mnie zaskakujące - podkreśla adwokat. Według niego, nielogiczne byłoby prowadzenie szczegółowych badań w sytuacji, gdy detektory rzekomo niczego nie wykryły. Tłumaczenia śledczych nie są też spójne z relacją pro...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony