893, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Walentynowicz: Rząd i prokuratura nie służą Polsce O pomyłce dot. pochówku śp. Anny Walentynowicz oraz o tym, czy można uciec od wątpliwości dot. przyczyn katastrofy smoleńskiej i rzetelności śledztwa portal Stefczyk.info rozmawia z Piotrem Walentynowiczem, wnukiem śp. Anny Walentynowicz.  Stefczyk.info: Początek listopada to zwykle czas, w którym wspominamy zmarłych bliskich naszemu sercu. W tym listopadzie po raz pierwszy będzie pan wraz z rodziną odwiedzał babcię, śp. Annę Walentynowicz, na jej grobie. Ma pan pewność, że pana babcia spoczywa tam, gdzie chciała. Ta pewność jest ważna? Piotr Walentynowicz: W momencie gdy cała sprawa się wyjaśniła, gdy babcia spoczęła w rodzinnym grobie poczuliśmy pewną ulgę. Poczuliśmy ulgę, że życzenie babci się spełniło, że spoczęła przy swoim mężu. Jednak nie wiem, czy czuję coś szczególnego w związku z początkiem listopada. Na co dzień czuję ulgę, że udało się doprowadzić do tego, że wola babci została spełniona, że leży w grobie z mężem.

Jak działa na pana brak pewności, co stało się z pana babcią, że do dziś nie wiadomo, w jaki sposób ona zginęła? Oczywiście, cały czas ta sprawa siedzi mi w głowie. Jest dla mnie sprawą niepojętą, że tyle czasu już minęło od katastrofy smoleńskiej, a my wciąż wiemy o niej tak mało. My nie wiemy, ani w wyniku czego babcia zginęła, co doprowadziło do tej katastrofy, ani nie wiemy, co się stało po jej śmierci. Przecież tata rozpoznał babcię. Do dziś nie wiemy, co się z nią potem działo. Nie wiemy dlaczego brakuje fragmentów ciała babci. Czuję również oburzenie, że winą za złą identyfikację obarcza się rodziny. Zachowanie prokuratury jest skandaliczne. Ona w związku z pomyłkami nie zamierza wszczynać śledztwa.

Co może za tym stać? Być może oni się boją, że to śledztwo ich przerośnie. Decyzje ws. zamian mogą z tego wynikać. Ja wciąż mam, sądzę, że mój ojciec również, duży dyskomfort, że bardzo wielu rzeczy jeszcze nie wiemy, że nie przybliżamy się do prawdy w tej sprawie.

Wiadomo dziś, że zamieniono również ciało śp. Ryszarda Kaczorowskiego z ciałem innej ofiary tragedii smoleńskiej. Wiele rodzin przyznaje, że nie ma pewności, czy pochowały swoich bliskich. Czy od takich wątpliwości można uciec? Nie mogę powiedzieć niczego o innych rodzinach. Mogę mówić jedynie o swojej rodzinie. Nas sprawy i myśli związane z tragedią smoleńską dręczą i nurtują każdego dnia. Mamy poczucie czegoś nie dokończonego, nie wyjaśnionego.  Poczucie niemocy dotyczącej wyjaśnienia przyczyn katastrofy i poczucie niesprawiedliwości towarzyszy nam każdego dnia. Działanie prokuratury pogłębia w nas te uczucia.

Kogo obarcza pan winą za to, co dzieje się ws. śledztwa smoleńskiego? Ma pan żal do konkretnych osób czy rzeczywistości, w jakiej żyjemy? Rzeczywistość polityczna to sprawa polityków. Ja politykiem nie jestem. Osobiście jestem przekonany, że rząd i ludzie z prokuratury - osoby mające służyć naszemu krajowi – nie służą Polsce. Nie wiem jeszcze komu oni służą, ale wiem, że nie służą polskim obywatelom. Szczególnie w sprawie tragedii smoleńskiej. Rozmawiał TK

Prof. Krasnodębski: Warto informować Niemców O publikacji gazety „Westdeutsche Zeitung” na temat badań Remigiusza Musia oraz przekazie niemieckich mediów dot. sprawy smoleńskiej portal Stefczyk.info rozmawia z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem mieszkającym w Niemczech.

Stefczyk.info: Gazeta „Westdeutsche Zeitung” publikuje informacje, że w ciele Remigiusza Musia wykryto środki odurzające, a w śledztwie smoleńskim jest wiele nieprawidłowości. Prokuratura na razie odcina się od doniesień dot. Musia. O czym świadczy fakt, że niemiecka poważna gazeta zdecydowała się na taką publikację? Prof. Zdzisław Krasnodębski: Nie wiem, na podstawie jakich informacji dziennikarz tej gazety pisał swój artykuł. Być może on się pomylił. Nie słyszałem jednak, żeby obecnie ktoś mówił, że należy odwołać naczelnego tej gazety, że dziennikarz powinien być wyrzucony z pracy. Warto to zaznaczyć. Artykuł, o którym mówimy, został napisany w sposób podtrzymujący oficjalną wersję wydarzeń, jednak znajduje się w nim również wiele zaskakujących stwierdzeń. Pisze się, że wątpliwości są uzasadnione, że informacja o trotylu nie była doniesieniem bezpodstawnym, że narastają wątpliwości, że mnożą się niejasności, a zarzuty m.in. Jarosława Kaczyńskiego nie są pozbawione sensu. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy. Powoli do opinii publicznej w Niemczech zaczynają docierać informacje, jak de facto wygląda śledztwo smoleńskie, co się w nim dzieje i jak w tym świetle wygląda wersja oficjalna.

Wydźwięk artykułu „WZ” odbiega od narracji innych mediów niemieckich? Gazety, jak np. „FAZ” bardzo oszczędnie pisały o ostatnich wydarzeniach dot. śledztwa smoleńskiego. „FAZ” nie poinformował ani o śmierci Remigiusza Musia, ani o zamianie ciała Ryszarda Kaczorowskiego. Skoncentrowano się jedynie na tym, że prokuratura dementuje doniesienia „Rzeczpospolitej” dot. materiałów wybuchowych. Dlatego też publikacja „WZ” jest tak istotna. Podobne teksty pojawiły się na niemieckich portalach internetowych. Coraz więcej mediów pisze o nieprawidłowościach.

Co sami Niemcy sądzą o śledztwie? Z prywatnych rozmów wiem, że wielu z nich ma poważne wątpliwości. Tak zwani zwykli Niemcy mają wątpliwości dot. przebiegu katastrofy smoleńskiej. Gdy z nimi zaczyna się rozmawiać, gdy się im mówi, jak wygląda śledztwo, co zostało ustalone, wątpliwości narastają. W mojej ocenie stworzono barierę, która miała zablokować informowanie Niemców o prawdziwym przebiegu wydarzeń. Nagłaśniane były natomiast zupełnie inne przekazy, jak choćby haniebny artykuł jednego z europejskich portali internetowych.

Dlaczego haniebny? Artykuł portalu OpenDemocracy autorstwa Ulrike Guerot i Konstantego Geberta stwierdził bowiem, że potrzebny był „tragiczny wypadek lotniczy”, żeby o 180 stopni zmieniły się stosunki polsko-rosyjskie oraz polsko-niemieckie. To był przekaz głównego nurtu, że dzięki katastrofie smoleńskiej uzdrowiły się stosunki Niemiec i Polski. Z największej tragedii Polski i Narodu polskiego robiono pozytywne wydarzenie dla rozwoju Europy oraz stosunków bilateralnych. Te sygnały płynęły niestety z Warszawy.

Czy możliwe jest dziś, że w interesie Niemiec będzie ujawnienie prawdy o katastrofie smoleńskiej? Czy stosunki niemiecko-rosyjskie mogą być katalizatorem dla ujawnienia co się działo w Smoleńsku? Pamiętajmy, że w Niemczech również trwa dyskusja wewnętrzna na temat kierunków polityki zagranicznej. Ona jest mniej spolaryzowana niż w Polsce, ale jest. Rząd Angeli Merkel nie jest aż tak prorosyjski jak rząd G. Schroedera. Debata dot. polityki zagranicznej koncentruje się m.in. na kwestiach Ukrainy. Polityka Wschodnia Niemiec i Polski zaczyna się różnić. Niemcy i Rosję wiążą liczne interesy, zwłaszcza energetyczne. W Niemczech działa silne prorosyjskie lobby, ale  z drugiej strony Niemcy to kraj demokratyczny, o przywiązaniu do zasad i prawa. Władze, szczególnie pod naciskiem opinii publicznej, nie byłyby w stanie bagatelizować sprawy Smoleńska, gdyby niemieckie społeczeństwo było rzetelnie informowane, jak się toczy to śledztwo, jak działają Rosjanie ws. wraku tupolewa, czarnych skrzynek, ciał ofiar itd. Gdyby rząd, władze i ludzie o uznanym dorobku w Niemczech wystąpili do Berlina z apelem o pomoc w tej sprawie, władze nie mogłyby tego lekceważyć. Jednak nikt tego nie robi, więc jest cisza.

Berlin wie co się stało 10 kwietnia? W mojej ocenie tak. Sądzę, że oni wiedzą jaka jest sytuacja. Jednak na razie to jest wyciszane. Być może publikacje takie jak „WZ” mogą zmienić tę sytuację. Zadaniem Polski, polskiej opozycji, dziennikarzy jest zainteresowanie niemieckiego społeczeństwa tym tematem. Oni są uprzedzeni, ale nie wolno rezygnować z takich prób. Artykuł, o którym mówimy, to jedynie pierwszy sygnał. Zmiana nastawienia Niemców jest możliwa. Próba oddziaływania na społeczeństwo niemieckie może dać efekt. Potrzebna nam jest dyplomacja publiczna. Nie możemy dać sobie zamknąć ust, ani dać się zastraszyć. Rozmawiał TK

Z MGIMO i KGB? przez Smoleńsk do Watykanu

(Dlaczego i po co znak zapytania w tytule? Cierpliwości… Na końcu się to wyjaśni.)
. Sowiecki szpieg Aleksandr Awdiejew, który do wczoraj na smoleńskim pogorzelisku wymuszał pojednanie Polski z Rosją, ma od jutra godzić katolicki Rzym z kagebistowsko-prawosławną Rosją. W tym tygodniu wstępnie zatwierdzono jego zapowiadaną już od stycznia nominację. Ma 66 lat. W 1968 roku ukończył , czyli emeszetowski Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Zagranicznych, szerzej znany jako kuźnia kadr sowieckiego, a obecnie rosyjskiego wywiadu. W kwietniu 1983 roku sekretarz ambasady w Paryżu . Tamtejszy kontrwywiad zidentyfikował go jako . Była to . Poza pracownikami sowieckiej ambasady w Paryżu Francuzi wydalili wówczas także m.in. „dyplomatów” reprezentujących ZSSR w paryskiej siedzibie UNESCO oraz szefa przedstawicielstwa agencji TASS we Francji.
Przedtem i potem Awdiejew służył w Algierii i był szefem „przedstawicielstw dyplomatycznych ZSSR” w Luksemburgu i Sofii. Do Paryża wrócił w latach 2002-2008 już jako ambasador Federacji Rosyjskiej. W międzyczasie był m.in. pierwszym wiceministrem spraw zagranicznych FR, a w 1991 roku – parotygodniowym wiceministrem spraw zagranicznych ZSSR. Od 44 lat wykonuje zadania w służbie ZSSR, WNP a potem i do dziś w służbie Federacji Rosyjskiej. W 2008 roku oddelegowano go do kierowania ministerstwem kultury w rządzie Władimira Putina. Miał wówczas swój istotny udział w polskich grach Moskwy, także tych wokółsmoleńskich.

Władimir Putin ogłosił skład rządu, na czele resortu kultury Aleksandr Awdiejew.
Wyjazd do Polski odwołali minister kultury Aleksandr Awdiejew, doradca prezydenta ds. współpracy kulturalnej z zagranicą i wiceszef Federalnej Agencji ds. prasy, radia, telewizji i wydawnictw. Mieli uczestniczyć w pierwszym polsko-rosyjskim forum dialogu społeczeństw (Warszawa, 10-11 września). Rezygnacja z wyjazdu do Warszawy związana jest ze stanowiskiem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wobec konfliktu w Gruzji. Polska nie będzie miała swojego stoiska narodowego na XXI Międzynarodowych Targach Książki w Moskwie. To pierwszy od wielu lat przypadek, że Polska nie będzie oficjalnie reprezentowana na tej dorocznej imprezie.

10 kwietnia 2010

Najwyżsi urzędnicy państwowi Rosji, w tym prezydent i premier, ogłosili swoje dochody za zeszły rok. Wicepremierzy Szuwałow i Chłoponin oraz minister Aleksandr Awdiejew zadeklarowali jako jedyni wśród ministrów nieruchomości posiadane za granicą, w tym w Wielkiej Brytanii, Austrii, Włoszech i Francji.
Minister Aleksandr Awdiejew rozmawiał w Smoleńsku z gubernatorem obwodu smoleńskiego o upamiętnieniu miejsca katastrofy polskiego Tu-154M. Informując o tym agencja ITAR-TASS nie podała żadnych dalszych szczegółów.
Ministrowie kultury Polski i Rosji, Bogdan Zdrojewski i Aleksandr Awdiejew, uzgodnili w Moskwie plany utworzenia centrum polsko-rosyjskiego dialogu i porozumienia. Uzgodnili także powołanie polsko-rosyjskiej komisji, która przeprowadzi konkurs na pomnik ofiar katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem.
Na centrum dialogu i porozumienia złożą się dwie placówki: jedna z siedzibą w Polsce, druga z siedzibą w Rosji. Zdrojewski przekazał również, iż ustalono, że placówki te będą miały formę prawną instytutów oraz że będą dysponowały budżetami po około 1 mln euro. Szef polskiego resortu kultury nie wyklucza, że oba ośrodki rozpoczną pracę już od 1 stycznia 2011 roku. Placówki będą prowadziły działalność zmierzającą do poszerzania polsko-rosyjskiego dialogu i porozumienia, przede wszystkim w kwestiach historii, dziedzictwa narodowego oraz kultury. Mają także sprzyjać lepszemu wzajemnemu poznawaniu krajów - Rosji przez Polaków i Polski przez Rosjan.
Z pomysłem powołania takich ośrodków wystąpiła polsko-rosyjska Komisja do Spraw Trudnych. Inicjatywę tę poparli premierzy obu krajów, Donald Tusk i Władimir Putin. Zdrojewski i Awdiejew uzgodnili też powołanie polsko-rosyjskiej komisji, która przeprowadzi konkurs na pomnik ofiar katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem. „Chodzi o to, aby był to pomnik o wysokiej wartości estetycznej; by nie był przypadkowy; by był adekwatny do miejsca, dobrze wpisany w przestrzeń” - wyjaśnił polski minister na spotkaniu z dziennikarzami w stolicy Rosji.
Zdrojewski przekazał, że będzie to konkurs międzynarodowy. „Wszyscy zdajemy sobie jednak sprawę, że największe predyspozycje, aby poradzić sobie z takim wyzwaniem, będzie miała strona polska” - powiedział. Minister poinformował, że data ogłoszenia konkursu będzie ustalona w grudniu, a sam konkurs nie zostanie rozstrzygnięty wcześniej, niż wiosną. „Dobrze by było, aby konkurs zakończył się na rocznicę” - podkreślił.
„Zdajemy sobie sprawę, że jeśli chcemy rozstrzygnąć wszystko na dobrym poziomie, to trzeba dać czas artystom, aby mogli zapoznać się z przestrzenią i przygotować projekty. Razem z ministrem Awdiejewem wyraziliśmy pogląd, że zbyt duży pośpiech w tej materii będzie oznaczać powstanie czegoś przypadkowego, nieadekwatnego” - dodał. Zdrojewski przekazał, że uzgodniono także, iż w 2014 roku odbędzie się Rok Polski w Rosji. Równolegle w 2013 bądź 2015 roku odbyłby się Rok Rosji w Polsce.
W obecności prezydentów Polski i Rosji podpisano w Warszawie m.in.: memorandum ws. współpracy prokuratur i deklarację o współpracy w sferze modernizacji gospodarki a ministrowie Bogdan Zdrojewski i Aleksandr Awdiejew podpisali list intencyjny w sprawie utworzenia . Prezydent Rosji oświadczył także, że nie dopuszcza takiej możliwości, by w sprawie katastrofy smoleńskiej śledczy polscy i rosyjscy doszli do różnych ustaleń.
Agencja „Nowosti” podała, że po wyborach prezydenckich w marcu minister Awdiejew opuści stanowisko szefa resortu kultury.
Minister Aleksandr Awdiejew powiedział w Moskwie po rozmowie z ministrem Bogdanem Zdrojewskim, że strona rosyjska chciałaby, by na lotnisku w Smoleńsku powstał „dobry pomnik, który będzie odpowiadał skali tragedii, bólu, smutku i naszego szacunku wobec narodu polskiego i ofiar tej katastrofy”. Podkreślił, że między obiema stronami nie ma żadnych problemów związanych z tym pomnikiem.
Z udziałem delegacji rządowej pod przewodnictwem ministra Bogdana Zdrojewskiego na miejscu katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem odbyły się uroczystości ku czci jej ofiar. , urządzenia okolicznego terenu, a także terminu realizacji projektu” - oświadczył minister Aleksandr Awdiejew.

Po spotkaniu z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem premier Władimir Putin ogłosił na Kremlu dekrety powołujące nowych członków swojego rządu. Ministrem kultury został Władimir Miedinskij.
Komisja Spraw Zagranicznych Rady Federacji zatwierdziła kandydaturę byłego ministra kultury Aleksandra Awdiejewa na stanowisko ambasadora Rosji w Watykanie i przy Zakonie Maltańskim. Po zatwierdzeniu jej przez pozostałe właściwe komisje nastąpi podpisanie nominacji przez prezydenta FR.

Moskwa wysyła Aleksandra Awdiejewa do Watykanu, a tymczasem urzędy Stolicy Apostolskiej „”. Niech tną. Jako skromny wierny mam tylko jedną prośbę: nie oszczędzajcie na wydatkach na zabezpieczenia i ochronę. Poza rosyjskim, francuskim, angielskim i włoskim, pan ambasador biegle włada bowiem także językiem bułgarskim. A skąd i po co znak zapytania w tytule wpisu? Bo kimże ja jestem, żeby orzekać, czy ekscelencja Awdiejew służy(ł) w KGB/SWR, czy w GRU?

PO = POniżeni i Opluci Skandale z zamianą ciał śp. Anny Walentynowicz i śp. Ryszarda Kaczorowskiego oraz zamieszczeniem w Internecie zdjęć ze zwłokami śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego to nie są, jak nam chcą wmówić media „mętnego nurtu”, nieszczęśliwe, godne ubolewania, ale jednak tylko zwykłe przypadki wynikające z panującego w Rosji bałaganu, pośpiechu i błędów wynikających jedynie z szoku i stanu emocji, w jakich znajdowały się tak rodziny jak i urzędnicy państwowi. Trzeba pamiętać, że ciała Anny Walentynowicz oraz Ryszarda Kaczorowskiego należały do tych zachowanych w całości, przy identyfikacji których nie było żadnych wątpliwości. W ich przypadku pomyłki z pochówkami nie znajdują żadnego racjonalnego wytłumaczenia poza jednym, ale o tym za chwilę. Warto przypomnieć w tym miejscu dwie wypowiedzi.
Janusz Walentynowicz: – Rozpoznałem od razu i bez najmniejszych wątpliwości. Mama wyglądała tak, jakby spała. Nie miała na ciele żadnych zadrapań, siniaków, ran czy uszkodzeń. Żadnych otwartych złamań czy innych odkształceń ciała, które mogłyby utrudniać identyfikację. Poznałem ją po twarzy, ale trafność rozpoznania potwierdziły także blizny pooperacyjne, o których osobom prowadzącym identyfikację powiedziałem już wcześniej. A istnienie tych blizn zostało potwierdzone podczas okazania ciała.
Jacek Najder, ówczesny wiceszef MSZ: - Byłem przesłuchiwany w prokuraturze w sprawie zwłok. Zwłoki pana prezydenta Kaczorowskiego były w tej grupie kilkunastu zwłok, które były najlepiej zachowane. Ciało Ryszarda Kaczorowskiego widziało wiele osób, które nie miały żadnych wątpliwości, że to konkretne ciało należy do pana prezydenta".
A teraz przechodzimy do tego jedynego racjonalnego i logicznego wytłumaczenia tych ostatnich skandali. Ruscy mówią nam prosto w oczy: zobaczcie Polaczki, co zrobiliśmy z waszym prezydentem, któremu zamarzyła się wolna od wpływów rosyjskich, suwerenna Polska. Spójrzcie, co jesteśmy w stanie zrobić z waszym ostatnim prezydentem  na uchodźctwie, symbolem ciągłości polskiego  państwa w noc niemieckiej i sowieckiej okupacji. Zobaczcie, co myślimy o Annie Walentynowicz, symbolu „Solidarności” i waszych mrzonek o wolnej Polsce. Mu plujemy wam prosto w wasze polskie gęby, a wasz rząd ze strachu nie może nic zrobić gdyż trzymamy go w szachu i w każdej chwili tę bandę zwykłych ogranych jak dzieci pajaców możemy wmanewrować w zamach z 10 kwietnia 2010 roku. Podjęli z nami, jak zwykli głupcy i zdrajcy grę mającą na celu ośmieszenia i skompromitowanie własnego prezydenta i mamy na to dowody. Zamarli z przerażenia, kiedy zobaczyli, że poszliśmy o wiele dalej i przy wydatnej pomocy naszej agentury w Warszawie dokonaliśmy ostatecznego rozwiązania problemu pod tytułem „Lech Kaczyński i jego drużyna” plus całe dowództwo wojska polskiego. Dzisiaj każdy nawet najdrobniejszy urzędniczyna, który sądził, że bierze udział tylko w kolejnej hecy z ośmieszaniem Kaczora trzęsie portkami gdyż zdał sobie sprawę, że może być posądzony o współudział lub pomocnictwo w zbrodni. Plujemy wam od 30 miesięcy w twarz i mamy niezły ubaw obserwując jak ta cała banda palantów nazywana polskim rządem napina muskuły przed własnym społeczeństwem i jednocześnie chodzi na paluszkach, aby tylko nas nie urazić i nie zdenerwować. Na koniec postaram się udowodnić, a w zasadzie tylko przypomnieć Czytelnikom to, że akcja poniewierania Tuskiem i jego ekipą oraz profesjonalna tresura warszawskich piesków trwa od dnia zamachu.  Ale po kolei.
1) 2-3 godziny po tragicznej katastrofie wypłacono ok. 6 tys. zł z karty kredytowej, śp. Andrzeja Przewoźnika. 14 maja prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo. Okazało się, że zwłoki ofiar były okradane, a na miejscu katastrofy grasowali „kolekcjonerzy” i szabrownicy handlujący „smoleńskimi pamiątkami”. Kiedy Polacy czekali na oficjalne przeprosiny ze strony rosyjskiej, 8 czerwca wystąpił przed kamerami Paweł Graś mówiąc: „Izwinitie, eto byla prosta aszybka”. Rzecznik Polskiego rządu, w Warszawie przed polskimi dziennikarzami korzy się przed kremlowskim samcem „alfa” i po rosyjsku ze stolicy Polski przeprasza, że pomyliły mu się mundury formacji, z której pochodziły te cmentarne hieny. Zamiast przeprosin z Moskwy przeprosiła Warszawa w języku swego pryncypała.
2) 31 maja 2010 roku w Moskwie doszło do przekazania stronie polskiej kopii zapisów z czarnych skrzynek samolotu TU-154, który w kwietniu tego roku rozbił się w Smoleńsku. Przed kamerami i wśród błysku fleszy świat zobaczył generalicję Anodinę wręczającą zadowolonemu ministrowi Jerzemu Millerowi cyfrowy nośnik z zapisem. Jeszcze na dobre Miller nie powrócił do Warszawy wieszcząc sukces, a wyciekł przeciek, że na przekazanej kopii brakuje około 20 sekund z oryginalnego zapisu. Oto jak Ryscy zakpili z polskiego ministra potraktowanego jak zwykły pracownik firmy kurierskiej, który nie wie, co zawiera przekazana mu przesyłka.
3) 11 stycznia komisja MAK ogłosiła na konferencji prasowej w Moskwie swój haniebny raport obarczający kłamliwie winą stronę polską, oraz hańbiąc honor i mundur polskiego żołnierza. Jaka była reakcja polskich najwyższych władz? Żadna. Premier Donald Tusk prysnął w Dolomity, a prezydent Komorowski nie wypowiedział się z powodu „infekcji gardła”.
4) W noc z 8 na 9 kwietnia 2011 Rosjanie zamienili tablice na obelisku w miejscu katastrofy smoleńskiej. Z nowej zniknął napis, który mówił o tym, że 96 osób zginęło 10 kwietnia 2010 roku będąc „w drodze na uroczystości upamiętnienia 70 rocznicy sowieckiej zbrodni ludobójstwa w lesie katyńskim dokonanej na jeńcach wojennych oficerach Wojska Polskiego w 1940 r.” Tablica została powieszona tam tuż po katastrofie TU-154M w obecności rodzin ofiar, konsula RP i dziennikarzy.
5) 11 kwietnia 2011 w pierwsza rocznicę tragedii do Smoleńska przybył Bronisław Komorowski. Dokonana dwa dni wcześniej zamiana tablic zmieniła program wizyty tak sprytnie i perfidnie, że głowa polskiego państwa zmuszona została do składania hołdu „pancernej brzozie”, jak dziś wiemy symbolowi smoleńskiego kłamstwa. Fotografie i relacje z tej uroczystości obiegły cały świat i zostały uwiecznione na wieki.
6) 15 maja 2011 na miejscu byłego obozu dla rosyjskich jeńców z wojny 1920 roku, w Strzałkowie nieznani do dzisiaj sprawcy zawiesili tablicę w języku rosyjskim o treści „Tutaj spoczywa 8000 radzieckich czerwonoarmistów, brutalnie zamęczonych w polskich obozach śmierci w latach 1919-1921”. Jak widać ruscy czują się w Polsce jak u siebie. Zawiesili swoją tablicę nie tylko w Smoleńsku, ale i polskim Strzałkowie.
7) W przeprowadzonych do tej pory sekcjach zwłok ofiar smoleńskiego zamachu w ciałach poległych odnaleziono zaszyte gałęzie, kawałki drewna, grudy ziemi, śmieci ze stołów sekcyjnych, gumowe rękawice, niedopałki papierosów. Ekshumowane ciało Anny Walentynowicz pozbawione było głowy, choć w Moskwie podczas identyfikacji zwłoki były nieuszkodzone i w całości. W otworze gdzie wcześniej znajdowała się głowa znaleziono rękaw marynarki, rękawice gumowe i kawałki szmat. 15-11-2010r., Donald Tusk:
"Nie było w historii dużych katastrof lotniczych postępowania tak transparentnego. A biorąc pod uwagę niedyskrecję niektórych urzędników i pełnomocników rodzin, jest to procedura wyjątkowo wręcz transparentna."
http://www.naszdziennik.pl/wp/13281,bledy-to-nie-my.html?d=1

Kokos26

Insynuacje Le Monde Zgodnie z doniesieniami PAP-u dziś jedna z najważniejszych francuskich gazet Le Monde opublikowała skandaliczny, oparty na insynuacjach bądź fałszywych tezach, tekst o sytuacji w Polsce, po ujawnieniu przez Cezarego Gmyza, że we wraku rządowego Tupolewa wykryto ślady materiałów wybuchowych. Le Monde to gazeta sympatyzująca z lewicą i politycznie poprawna, trzymająca się jednak zachodnich, obcych dla większości polskich mediów standardów. Tym bardziej początkowo zaskoczył mnie aż taki stek bzdur, zlepek przekazów dnia PO, tworzący wspomniany artykuł. Zdziwienie dość szybko jednak się kończy, gdy czytamy kto napisał ten artykuł – Piotr Smolar – związany ze środowiskiem „Gazety Wyborczej”. Za to oczywistym staje się podstawowy problem polskiego wizerunku na świecie – czyli tych Polaków zajmujących się pisaniem o Polsce zagranicą, a będących tak naprawdę funkcjonariuszami politycznymi a nie dziennikarzami. Zamiast rzetelnie opisywać sytuację w Polsce, korzystają ze swej funkcji, by poprawiać notowania rządzącego obozu politycznego i uderzać w wizerunek polskiej opozycji. To, że przy tym korzystają z kłamstw i przeinaczeń przestaje dziwić. Gorzej - w ten sposób niszczą także dobry wizerunek Polski. Takim właśnie funkcjonariuszem okazuje się być Piotr Smolar. Wypunktujmy najpierw fałszywe informacje.
1. Smolar stwierdza, że do błędu przyznała się redakcja dziennika. Nie dodaje nic o tym, że w obrębie samej gazety część pracowników nie zgodziła się z pierwotnym oświadczeniem dementującym artykuł Cezarego Gmyza. Nie pisze również o tym, że sam Gmyz nie wycofał się ze swych stwierdzeń.
2. Ustalenia Gmyza traktowane są w artykule jako fałszywa sensacja zdementowana przez Naczelną Prokuraturę Wojskową. Warto więc przypomnieć, że Naczelna Prokuratura Wojskowa nie zaprzeczyła istnieniu śladów trotylu, zaś same urządzenia wykrywające materiały wybuchowe, choć mogą się pomylić, to margines błędu ich wskazań jest niewielki.
3. Poprzez odpowiedni dobór cytatów sugeruje się czytelnikowi, że o zamach Kaczyński oskarżył Tuska. Tymczasem prezes PiS-u wyraźnie stwierdził, że obwinia Putina. Poza fałszywymi doniesieniami, cytaty podawane przez PAP z tekstu Smolara to insynuacje i inwektywy. Oto próbka języka – „Ekscesy medialne, histeria polityczna”, zaś Jarosław Kaczyński to jeden  „z najbardziej radykalnych populistów w Europie” posługujący się „ekstremistyczną retoryką”. Cóż, widać dla Smolara PiS to partia nazistowska i z uporem tak będzie ją przedstawiał tym, którzy nie znają naszego kraju. Oczywiście ten artykuł z radością odnotował PAP. Pytanie, czy równie skwapliwie odnotuje artykuły nie będące tak agresywnie upolitycznione, jest niestety retoryczne. Bycie polskim dziennikarzem piszącym do zagranicznej gazety jest szczególną funkcją. Nie jest się bowiem wtedy tylko dziennikarzem, ale i reprezentantem naszego państwa. Póki jednak funkcjonariusze polityczni będą tymi, którzy kształtują opinię medialną na temat Polski będziemy przedstawiani za pomocą kłamstw i przeinaczeń. Problemem są zastępy Smolarów, które w imię swoich środowiskowych interesików przedstawiają fałszywy obraz Polski na świecie, w ten sposób żywotnie szkodząc jej interesom. A o tym, ze można inaczej, niech świadczy fakt, że nawet rzetelniej niż Le Monde sprawę przedstawia niemiecka prasa. Być może dlatego, że sprawę opisuje niemiecki dziennikarz, a nie funkcjonariusz PO. Dawid Wildstein

NASZ WYWIAD. Wildstein: reakcja na publikację „Rzeczpospolitej” jest wielką operacją mistyfikacji. Rząd wciąż gra Smoleńskiem wPolityce.pl: jak pan ocenia reakcję na publikację „Rzeczpospolitej”, która napisała o znalezieniu materiałów wybuchowych na wraku tupolewa? Bronisław Wildstein: Reakcja na tę publikację jest jedną wielką operacją mistyfikacji. Uczestniczy w niej rząd, cały establishment polityczny, prokuratura i oczywiście dominujący nurt mediów. Być może w materiale „Rzeczpospolitej” pewne tezy zostały postawione na wyrost. Jednak cały tekst się broni, w każdym tego słowa znaczeniu. W każdym państwie demokratycznym, w państwie, w którym istnieją wolne media, ten materiał się broni. Artykuł stwierdził, że polscy śledczy znaleźli ślady materiałów wybuchowych na tupolewie i zapewne na ciałach ofiar. Co ważne, śledczy w ostatnim czasie udali się do Moskwy, by zbadać wrak. Musiał być więc jakiś impuls, żeby tam pojechali. Urządzenia, których używano w czasie ekspertyz, stwierdziły, że na dziewięćdziesiąt parę procent na miejscu badania znajdują się materiały wybuchowe.

100-procentowej pewności jednak nie było. Na świecie nie ma urządzeń, które mogą rozpoznać coś na 100 procent. My używamy przybliżeń, pewności mieć nie możemy. Dziewięćdziesiąt kilka procent to niezwykle dużo. Dysponując taką wiedzą dziennikarz ma prawo i podstawy, by wyeksponować te sensacyjne wyniki. Być może w tekście znalazły się stwierdzenia na wyrost. Być może nie chodzi tu o trotyl i nitroglicerynę, być może to są zbyt wielkie szczegóły, które okazały się być błędem. Jednak nie o to tu chodzi. Takie stwierdzenia normalnie są potem weryfikowane w innych tekstach. Szczegółowa analiza i wykrycie konkretnych materiałów wybuchowych nie są meritum sprawy. Meritum dotyczy wykrycia przez biegłych materiałów wybuchowych.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony