910, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Winnicki chce dokańczać korowską rewolucję Dokończenie brutalnie przerwanej w 1981 roku przez krwawy komunistyczny reżim solidarnościowej rewolucji, obalenie republiki okrągłego stołu, uniezależnienie się od Moskwy i UE oraz odzyskanie Wilna i Lwowa (wszak takimi hasłami swoją działalność inicjowała formacja podająca się współcześnie za ONR, a za nią powtarza to dziś na publicznych spotkaniach Artur Zawisza) – to zadania, jakie stawia przed sobą dziś „Ruch Narodowy”, zainicjowany m.in. przez Roberta Winnickiego i Artura Zawiszę.

Twór powołujący się w nazwie na spuściznę Narodowej Demokracji zaprzecza w swojej istocie zasadniczym wskazaniom politycznym tego ruchu. Po pierwsze, obóz narodowy w swoim głównym nurcie nigdy nie był formacją stawiającą za cel swojej działalności destrukcję własnego państwa, ba, był nawet przeciwko jałowej destrukcji państw zaborczych. Tak było zarówno po dokonaniu przez Józefa Piłsudskiego zbrojnego zamachu stanu, który odsuwał od steru państwa legalne władze RP, tak było także po roku 1945, gdy rządy w Polsce objęła siłą narzucona władza.

Nawet w „najczarniejszą noc komunizmu”, w latach 50. XX wieku, ruch narodowy formułował w odniesieniu do istniejącego tworu państwowego pewne minimum, które składało się na ówczesną polską rację stanu. Nie negowano w związku z tym formalnej (ale jednak!) niepodległości państwa, dokładając wszelkich wysiłków na rzecz stabilizacji i uznania jego granicy zachodniej. Wszelkie próby działań podejmowanych na szkodę państwa polskiego spotykały się z potępieniem. Ujawnienie zaś faktu udziału części działaczy narodowych w procederze szpiegowania na rzecz obcego państwa (afera Bergu), spowodowało rozłam w łonie samego obozu i głęboki kryzys polityczny. Ruch Narodowy był zawsze obozem politycznym dbałości o własne państwo, jakie by ono w danym momencie historii nie było. Obóz narodowy nigdy nie brał na siebie odium anarchizacji i destrukcji własnego państwa, nawet gdy państwem tym rządziły obce lub wrogie mu siły. [Zapamiętać, osły patridyotyczne! - admin]

Tematem na osobną dyskusję jest ocena analizy obecnej rzeczywistości dokonywana przez liderów „Ruchu Narodowego”. Chcą oni bowiem widzieć w III RP państwo represyjne, brutalnie zwalczające opozycję, uzależnione od Rosji. Rysują tym samym obraz Polski niemal z początku lat 50. ub. wieku. Słuchając wypowiedzi prezesa Winnickiego, zastanawiam się nierzadko, czy obaj żyjemy w tym samym kraju? Albo liderzy „Ruchu Narodowego” nie wiedzą bowiem czym jest państwo policyjne (w którym z całą pewnością nikt nie zezwoliłby na organizację ich marszu, a wszyscy jego inicjatorzy dawno by siedzieli), albo żyjemy w dwóch różnych Polskach. I skąd bierze się ta zoologiczna niemal nienawiść do obecnego premiera i Prezydenta? Przecież ten ostatni, co należy uczciwie przyznać, w przeciwieństwie do jego poprzednika, według wielu narodowców „najlepszego Prezydenta”, niejednokrotnie dał wyraz swojego uznania dla historycznych zasług obozu narodowego (przemówienie na pogrzebie prof. Wiesława Chrzanowskiego, gesty w czasie Święta Niepodległości).

Drugim zagadnieniem jest swoisty brak oryginalnej myśli politycznej. Fakt ten uwarunkowany jest jednak przede wszystkim formułą przyjętą przez liderów „Ruchu Narodowego” (która wymusza także stosowane metody). Wspomniany powyżej prof. Chrzanowski w rozmowach prywatnych zawsze powtarzał, że „bojówka jest potrzebna, ale nie może ona kierować ruchem”. To, co obserwujemy w przypadku „Ruchu”, to właśnie rządy bojówki. Bojówka wysuwa hasła proste, nieskomplikowane, w sam raz takie, które dobrze wypadają skandowane na wiecach. W odniesieniu do tej materii „Ruch Narodowy” ogranicza się jednak przede wszystkim do odgrzewania starych haseł Porozumienia Centrum – przeciw „zdradzie okrągłego stołu”, o Wałęsie – Bolku, walce z komuną itp. „Background” ideowy dawnego PC został dziś dodatkowo podrasowany eneszetowskim sztafażem, na czele z błędną (obłędną?) teorią „dwóch wrogów” (dziś są nimi Rosja i UE, i to chyba we wskazanej kolejności). Nie są one ani nowe, ani prawdziwe (tematem na odrębną dyskusję jest także zmitologizowany „okrągły stół”, którego koncepcja w latach 80. narodziła się w środowiskach narodowych, w czasie zaś, gdy do niego doszło, wydaje się, że był działaniem bezalternatywnym). Także w odniesieniu do komponentu narodowego w postaci zwulgaryzowanych odwołań do ideologii NSZ (jakby spuścizna endecji nie była dosyć bogata), trudno też je traktować jako przejaw głębszej myśli politycznej. Wszak już pod koniec II wojny światowej NSZ był przejawem raczej marginalnych tendencji w szeroko rozumianym ruchu narodowym. Tendencji, co warto podkreślić, zgubnych. Dlaczego? Dlatego, bo Ruch Narodowy, formułując program polityczny w oparciu o realne przesłanki i uwarunkowania, daleki był zawsze od „polityki chciejstwa” i księżycowych postulatów. No, ale skoro w blisko siedemdziesiąt lat po zakończeniu wojny pojawia się hasło powrotu do granicy ryskiej…

Po trzecie – stosunek do własnej tradycji politycznej, także historii formacji po roku 1945. Zaangażowanie ludzi obozu narodowego po zakończeniu II w. św. w życie społeczno- polityczne nowej Polski było faktem. Faktem są także opinie, jakie w tej materii, także na emigracji, narodowcy formułowali. Nie zmienią tego nawet najbardziej buńczuczne deklaracje i próby „odżegnywania” się bardzo młodych stażem i wiekiem działaczy, którzy wydają się być przekonani, że Ruch Narodowy zaczyna się dopiero od nich. Obóz polityczny, jeżeli ma istnieć, musi zachowywać ciągłość i wyciągać wnioski ze swojej historii. Negowanie jej prowadzi do rozłamu i tworzenia de facto nowego bytu. Czy jednak aby nie mamy do czynienia właśnie z takim procesem? Czy formacja, mająca na sztandarach „dokończenie solidarnościowej rewolucji”, kontynuująca tym samym rewolucyjną strategię trockistów z KOR-u i radykałów spod znaku Federacji Młodzieży Walczącej i NZS-u, odżegnująca się tym samym od ówczesnych poglądów wszystkich grup i środowisk narodowych, może się mienić kontynuatorką tegoż ruchu? A może podczas planowanych „obchodów” 13 grudnia jej przedstawiciele powinni udać się wraz z A. Macierewiczem pod tablicę Jacka Kuronia na warszawskim Żoliborzu i oddać mu hołd?

A jak wyglądają inne przejawy działalności? Czy udział w inicjowanych na całym świecie przez lewacko-anarchistyczne organizacje akcjach pod hasłem „STOP ACTA” jest działaniem narodowym? Czy głoszenie haseł destrukcyjnych i antypaństwowych okraszonych narodową frazeologią nie jest zakamuflowaną formą anarchii lub, co równie groźne, zewnętrzną inspiracją (czyją niech każdy sobie sam dopowie)? Czy powrót do nierealistycznych już na początku ubiegłego wieku koncepcji politycznego federalizmu, wzbogaconych o postulaty odzyskania Kresów Wschodnich (ale przecież od domniemanych, w ramach antyrosyjskiego bloku federacyjnego, sojuszników!) może dziś uchodzić za program narodowy? Czy sprzyjanie obłędnym teoriom o „smoleńskim zamachu” jest wyznacznikiem postawy narodowej? I wreszcie, czym proklamowany z takim zadęciem nowy „Ruch Narodowy” różni się od głównej partii destruującej i dzielącej współczesną Polskę (chyba faktycznie bardziej niż komunizm), jaką jest PiS? Oceną rzeczywistości? Długofalowymi planami, a może interpretacją historii najnowszej? Chyba jedynie stopniem radykalizmu. Treść jest bowiem ta sama.

Wreszcie, po czwarte, Ruch Narodowy przybierał zawsze formy organizacyjne odpowiadające duchowi epoki – tajne organizacje, odwołujące się do tradycji powstańczych, zastąpione zostały w okresie półlegalnej aktywności przed I wojną światową działalnością Stronnictwa, które z kolei po odzyskaniu niepodległości, w okresie przechyłu sympatii społecznych w kierunku lewicy, przekształciło się w Związek Ludowo-Narodowy, aby w latach 30. ulec duchowi „militaryzacji polityki”, po II wojnie dostosowując się zaś do stosunków panujących w państwach Europy zachodniej i przybierając znowu kształt partii quasi-parlamentarnej. Lata 30. XX wieku – okres neoromantyczny ruchu narodowego, z jego walkami na ulicach, blokadami uniwersytetów, wybijaniem szyb i gettem ławkowym, jest dziś nie do powtórzenia. Można tego żałować lub nie, faktem jest jednak, że, jak mówią bracia Czesi, „to se ne vrati ”. Inny czas, inne nastroje społeczne, inne zagrożenia i problemy, które warunkują inne metody. Jednoznaczne są za to konotacje i odbiór społeczny (w obiegowej opinii nacjonalizm = faszyzm = hitleryzm), z którymi poważny ruch polityczny musi się liczyć. W przeciwnym razie sam ładuje pistolet swoim przeciwnikom. Do opisywanego problemu pasuje nieco opinia wyrażona na temat ONR-u przez Jędrzeja Giertycha w jednej z przedwojennych prac, zatytułowanej „O wyjście z kryzysu” (Warszawa 1938). Pamiętając oczywiście, że spory i dyskusje polityczne toczone w Polsce przed wojną, miały bez porównania większy ciężar gatunkowy niż ma to miejsce obecnie, można odnieść większość formułowanych przez Giertycha uwag do współczesnego „Ruchu Narodowego” (któremu też równie daleko do przedwojennego ONR-u): „Szeroko ogół społeczeństwa nieraz nie zdaje sobie z tego sprawy, że O.N.R., a Obóz Narodowy – to są rzeczy różne. Rozmaite błędy i głupstwa, popełniane przez O.N.R., idą w opinii publicznej z reguły na rachunek Obozu Narodowego – i zrażają tę opinię nie, albo nietylko do O.N.R., ale do Obozu Narodowego, do idei narodowej, do narodowców, jako ludzi. Cały ton, cały styl działalności O.N.R., a zwłaszcza grupy «Falangi», – cała jej arogancka krzykliwość, połączona z wewnętrzną pustką i płycizną, jej zarozumiałość, jej niezdrowe ambicje, jej niedojrzałość, niedowarzenie, prymitywizm haseł i metod, bezceremonjalność w posługiwaniu się blagą i fałszem i t.d., i t. d. – wszystko to kompromituje nietylko O.N.R., ale i Obóz Narodowy”. Na koniec jedna drobna, acz istotna kwestia, powyższe uwagi kieruję przede wszystkim w stosunku do kierowników opisywanej formacji, jako odpowiedzialnych za kierunek w jakim on zmierza. Wśród szerokich rzesz uczestników Marszu Niepodległości oraz tych, którzy zgłosili swój akces do „Ruchu Narodowego”, jest bardzo wiele ideowych i wartościowych jednostek, działaczy szczerze narodowych. Biorą oni udział w opisywanych działaniach bardzo często z braku lepszej alternatywy, z braku innych widomych inicjatyw inspirowanych przez środowiska narodowe. Wielu z nich przeżywa też swój okres „burzy i naporu”, który siłą rzeczy cechuje radykalizm form i głoszonych haseł. Wielu z nich przejdzie z pewnością swoistą ewolucję, nie rezygnując przy tym z dawnych ideałów, dochodząc do przekonania, że istota ruchu narodowego nie tkwi jedynie w gromkim skandowaniu nawet najbardziej patriotycznych haseł. Maciej Motas

Smoleński Armagedon Minął prawie rok kiedy zwróciłam się do jednego z najlepszych prakrytów w kwestiach łamania praw człowieka w UE o ocenę możliwości złożenia skargi w tym zakresie przed gremiami europejskimi. Niestety, wstępnego przyrzeczenia pomocy pan profesor nie spełnił. Zapewne z powodu zakresu tematycznego, który mu podesłałam. Chodziło bowiem o notoryczne łamanie przez instytucje i władze Polski praw człowieka w stosunku do rodzin ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Począwszy od procedur prawnych (rzekoma poddanie dochodzenia prawom z Konwencji Chicagowskiej i załącznika 13) poprzez szereg zaniechań własnych czynności śledczych przez polską prokuraturę do sposobu traktowania rodzin i ich pełnomocników prawnych. Te ostatnie są powszechnie znane: odmowy ekshumacji celem przeprowadzenia sekcji i identyfikacji mimo ewidentnego fałszowania protokołów z rosyjskich sekcji. Odmowa udziału w autopsjach wskazanych przez rodziny ekspertów, odmowa przeprowadzenia badania ciała spektrometrem itp. Publiczne wypowiedzi ludzi sprawujących władzę w Polsce rozzuchwaliło zarówna media jak i posłów oraz „ludzi salonu” do bezprzykładnego atakowania oskarżeniami samych ofiar sprawiając dodatkową traumę dla ich najbliższych. Od pierwszych chwil winą obarczano załogę, dopuszczano się do publikacji fałszywych stenogramów i sugerowano publicznie (i bezkarnie) przebieg zdarzeń nigdy niepotwierdzony w śledztwie prokuratorskim. Ba, raport Komisji Millera również opierał się w części na tego typu insynuacjach.Wszystkich dla których raporty Millera i MAK ( podobnie jak dla wielu prokuratorów, którzy byli autorami polskich uwag do raportu MAK) nie są wiarygodne i żądają utworzenia międzynarodowej Komisji dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy- premier Polski nazywa „sektą smoleńską”. W ten sposób Tusk traktuje te rodziny, które nie mimo upływu czasu nie mogą pogodzić się z brakiem rzetelnego śledztwa w tej sprawie. Także, tych, którzy oficjalnie dzielą się swoim niepokojem o prawidłowość identyfikacji ciał swoich najbliższych w związku z karygodnymi zaniedbaniami polskich instytucji państwowych. Dla przykrycia zaniedbań używa się wszelkich metod: od zamykania ust rodzinom wojskowych poprzez wstrzymywanie wniosków o ekshumację. Wreszcie -deprecjonując wagę miejsca pochówku przez nagłaśnianie obrzydliwych przemyśleń niektórych skarlałych moralnie komunistycznych celebrytów skierowanych do tych, dla których wartość modlitwy i rozmowy z najbliższym stanowi ukojenie dla traumy odejścia ukochanej osoby. Pełnomocnicy prawni rodzin powinni nie tylko występować z wnioskami do prokuratury i organizacji praw człowieka. Powinni także ostro reagować na każde publiczne godzenie w uczucia rodzin przez media, portale i publiczne wypowiedzi władz, posłów, dyżurnych „ekspertów” i tzw. celebrytów. Bezlitośnie i skutecznie. Nie wolno przyzwalać na relatywizowanie faktów bezczeszczenia zwłok, zaniedbań identyfikacyjnych i stygmatyzować tych, którzy oficjalnie się na te fakty nie zgadzają mianem sekty. Dawno pisałam o tym, że prokuratura wstrzymuje się z wnioskami ekshumacyjnymi w przypadkach, gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że nie będzie mogła wskazać miejsca na okoliczność pomyłkowego pochówku. Wydawało się, że zamiany 3 ekshumowanych par takiego niebezpieczeństwa nie niosą.  W trakcie ostatnich ekshumacji okazało się jednak, że najprawdopodobniej nie mamy do czynienia z zamianą ciał księży śp. Króla i Rumianka. W grobie księdza Rumianka rzeczywiście leżało ciało księdza Króla. Podobno nie widomo jednak czyje ciało leżało w drugim grobie. Ani gdzie należy szukać ciała księdza Rumianka. Jeśli prokuratura potwierdzi informacje uzyskane przez red. Sumlińskiego od rodziny śp. księdza profesora Ryszarda Rumianka –to oznaczać będzie, że szybciej niż przypuszczałam rozpoczęła się smoleńska Apokalipsa. Z powodu karygodnego zaniechania polskich instytucji państwowych, w dobie gdy badaniami DNA można zidentyfikować każde ciało doszło do sytuacji w której rodziny mogą mieć uzasadnione wątpliwości co do tego czyj grób pielęgnują, przy czyim się modlą, wspominają i szukają ukojenia. Dlatego należy tą informację koniecznie zweryfikować. Implikacje w przypadku potwierdzenia będą niewyobrażalnie bolesne dla rodzin. *
Obrazu tego pola bitwy z rodzinami dopełniają procedury wszczęte przeciwko mec. Rogalskiemu. Pełnomocnik rodzin śmiał dyskredytować publicznie postępowanie prokuratury. Osobiście urażony poczuł się pan prokurator Parulski. To postępowanie na wniosek Parulskiego to kolejny przykład na to, że w Polsce Tuska liczą się urażone ambicje i uczucia wszystkich( w tym lobbysty Dochnala).Wszystkich …poza sektą smoleńską. W której jest tak wielu członków rodzin ofiar i ludzi, którzy swoimi działaniami wspierają ich w ich niezbywalnym prawie do rzetelnego śledztwa co do przyczyn katastrofy i w określeniu listy tych, którzy dopuścili do karygodnych zaniedbań po niej. Czekam kiedy dziennikarze zapytają Tuska o to  co rozumie pod użytym przez siebie określeniem sekty smoleńskiej. Zgodnie z PWN „Sektę, według encyklopedystów z PWN, charakteryzuje zespół wybranych cech, które często uznawane są za negatywne przez oficjalne instytucje państwowe lub religijne, m.in. autorytarne sprawowanie władzy przez przywódcę sekty, traktowanie członków sekty w sposób instrumentalny przez jej kierownictwo, łączenie celów politycznych i ekonomicznych (czerpanie korzyści materialnych z działalności sekty przez wybrane osoby lub grupy osób) z celami religijnymi lub parareligijnymi, brak samokrytycyzmu, dążenie do uniezależnienia się od uznawanych przez społeczeństwo czynników kontroli (np. rodzina lub media)[3]. Zgodnie z tą definicją rodziny ofiar mogłoby spokojnie oskarżyć premiera o publiczne zniesławianie w odpowiedzi na próbę egzekucji przez nich należnych im praw.
*Niektóre ciała spalono. Pod wątpliwość może zostać poddane kogo dotyczyła kremacja części ciał, o których identyfikacji zapewniała Kopacz (200 kg szczątków którymi epatowała nas podczas konferencji prasowej). Jeśli rzeczywiście nie zidentyfikowano ciała księdza profesora Rumianka – to czekają nas wcześniej niż przypuszczałam masowe ekshumacje ofiar.

Małgorzata Puternicka/1Maud

Prawo i Sprawiedliwość wie, co robi, Panie Zaremba Bronimy dopłat rolniczych jak niepodległości, bo bez dopłat nie ma chleba

1. Piotr Zaremba przywołał na blogu postulat zniesienia unijnych dopłat do rolnictwa i zganił PiS, że o dopłaty walczy:

"...PiS...buduje zastępcze, a karkołomne założenia, że pomysły brytyjskie nie grożą Polsce. Zamiast na przykład powiedzieć: tak, jesteśmy za stopniowym odchodzeniem od wspólnej polityki rolnej.Akurat polscy rolnicy poradziliby sobie bez niej w przyszłości dużo lepiej niż na przykład francuscy.

2. Spróbuję, najlepiej jak potrafię, przekonać Piotra Zarembę, że broniąc Wspólnej Polityki Rolnej i walcząc o pieniądze dla rolników, Prawo i Sprawiedliwość ma rację, a bez dopłat rolniczych byłoby lepiej tylko i wyłącznie wielkim koncernom handlowym, importującym coraz droższą żywność do coraz bardziej głodnej Europy. Dodam - koncernów importującym żywność na coraz bardziej otwarty europejski rynek. Do niedawna Unia jeszcze broniła swojego rolnictwa poprzez bariery celne, ale to już przeszłość. Światowa Organizacja Handlu wymusza na Unii zniesienie tych barier i rolnictwo europejskie nie  jest juz chronione przed zalewem importu, a jedynym dla niego wsparciem staja się właśnie dopłaty. Jeszcze kilka lat temu można było tak myśleć - zniesiemy dopłaty, obronimy się cłami. Ale dzisiaj nie ma na to szans.

3. Piotr Zaremba twierdzi, że bez dopłat polscy rolnicy poradziliby sobie lepiej niż rolnicy francuscy. Otóż problem w tym, że tego nie dałoby się nawet sprawdzić, bo bez dopłat i polscy i francuscy rolnicy by zniknęli, Nie stać by ich było bowiem na kosztowne uprawianie ziemi. Tego nie trzeba udowadniać, to można naocznie sprawdzić. W Danii, Holandii, we Francji, w Niemczech, gdzie dopłaty rolnicze są wysokie, Piotr Zaremba nie zobaczy ziemi leżącej odłogiem. Na Litwie zaś, gdzie dopłaty są jeszcze niższe niż w Polsce, jedna trzecia ziemi już stanowi nieużytki. Nawet Łukaszenko śmiał się z Litwinów, mówił - u nas jest rolnictwo, a u was tylko buran...Po prostu nie opłaca się uprawiać ziemi. Polska tez podąża w tym kierunku. Od 2007 roku obszar ziemi użytkowanej rolniczo stopniał z 16,2 do 14,2 mln ha. Ubyły nam dwa województwa ziemi. Bo dopłaty są za niskie. W Niemczech nie ubył w tym czasie ani jeden hektar – jak mieli 16,9mln ha, tak nadal mają. Jest zatem prosta zależność – im wyższe dopłaty, tym silniejsze rolnictwo i więcej własnego chleba, im niższe – tym go mniej, albo wcale.

4. Gdyby znieść dopłaty rolnicze, rolnictwo europejskie w ciągu kilku lat zginie w nierównej konkurencji światowej, Zaleje nas importowana żywność produkowana przez dotowanych i wspomaganych farmerów amerykańskich, kanadyjskich (tak jest, dotowanych!) czy też wycinających puszczę amazońską i niszczących klimat rolników brazylijskich. I będzie to głównie żywność genetycznie zmodyfikowana. Tak jest już z cukrem. Unia ograniczyła produkcje cukru w Europie i już jemy brazylijski cukier, produkowany z genetycznie modyfikowanej kukurydzy.

5. Kto skorzysta na upadku rolnictwa w Europie? Trochę skorzystają amerykańscy czy brazylijscy rolnicy, ale tylko trochę. Najwięcej skorzystają światowe koncerny handlowe, które będą sprowadzać żywność do Europy. Czy można sobie wyobrazić lepszy biznes, niż dostarczanie żywności dla 500 milionów ludzi, którzy, po lekkomyślnym zlikwidowaniu własnego rolnictwa, własnej żywności nie będą już mieli? Dopiero wtedy poznany, i w Polsce i w całej Europie, ile kosztuje importowana żywność, stanowiąca w dodatku genetycznie modyfikowane badziewie. Wtedy dopiero poznany, ile kosztuje żywność, którą nie chce się kupować, ale musi.

6. W Europie działa bardzo silne lobby wielkich koncernów handlowych, które chcą ograniczyć, a najlepiej zlikwidować rolnictwo w Europie. To lobby doradza – zlikwidujcie, albo ograniczajcie dopłaty, ograniczajcie produkcje, wprowadzajcie limity i kwoty, płaćcie pieniądze za likwidacji produkcji, zamknijcie cukrownie – cukier z importu będzie tańszy. Europa część cukrowni zamknęła – cukier z importu jest dwa razy droższy. Na szczęście Europa się budzi, ze świadomością, że rolnictwa trzeba bronic. I na szczęście, mało kto w Europie mówi o zlikwidowaniu ani nawet o obniżeniu dopłat rolniczych. Najwięcej takich głosów jest niestety w Polsce, a wypowiadają je ludzie chyba jednak nieświadomi tego, o czym mówią. A Prawo i Sprawiedliwość jest świadome, że dopłaty są po to, żeby było rolnictwo i żeby był chleb. I dlatego bronimy dopłat jak niepodległości, żeby Polacy mogli jeść zdrowy i tani polski chleb, a nie drogi,, importowany chleb GMO.

7. Prawo i Sprawiedliwość wie, co robi, Panie Zaremba... Janusz Wojciechowski

Nocna zmiana o poranku uroku Doda Wszyscy na jednego? I Kurski Jacek też? A tak było rano w radiu Zet, bez przebaczenia, jak podczas nocnej zmiany, tyle, że Jacek Kurski w innej roli. Może jednak coś optymistycznego, bo nastroje podłe chyba, i po jednej i po drugiej stronie barykady. W dwudziestym piątym dniu listopada (to już tylko kilka dni do powstania) są widoczne znaki, że ono nadchodzi. Pod Pałacem protestowała dziś Doda przeciwko GMO. I tu jest coś szalenie cennego w Dodzie. Z jakiego powodu tam była - chyba nie dla lansu, bo ten ma zapewniony w nowej telewizyjnej reklamie - to nieistotne, bo tu cel uświęca środki. I tak mamy kulturę i wiedzę obrazkową, więc naprawdę, wystarczy zdanie, że to ludobójstwo i koniec.  W sieci przeciwko GMO protestuje Ruch Narodowy, protestuje PiS, organizacje ekologiczne, dlaczego więc celebrytka Herbuś nie może się wykrzyczeć pod oknami prezydenta Komorowskiego w sprawie, która chyba najbardziej bulwersuje młodych ludzi. Na tle lokatorów ona to kosmos. To jest oburzenie dość powszechne z pewnymi wyjątkami. Marek Siwiec (SLD) wskazuje, że jest wiele innych ingerencji chemicznych w żywność, o których w Polsce się nie mówi, a wszyscy wskazują na GMO. To, że jesteśmy codziennie truci na różne sposoby, te wszystkie E-411, E- 417, to nie jest żadna nowość, ale nie oznacza to, że mamy się truć jeszcze bardziej. Jeśli w Polsce zaczną krążyć na rynku nasiona roślin modyfikowanych genetycznie to nikt już nigdy potem nie sprawdzi, czy kupuję warzywa zmodyfikowane genetycznie, czy też nie. Gospodarz Pałacu będzie miał więc niełatwe zadanie, co zrobić z tym GMO. No, ale jego partia była w Sejmie za, PSL też, sprawa łatwo nie przejdzie bokiem, to pewne. Nie przejdzie niezauważona także dlatego, bo w głowach młodych ludzi coraz bardziej się gotuje. Jak pójdą, to ławą i żadne tam agentury i wajchy nic nie dadzą, a Palikot nawet w przebraniu Grodzkiej zostanie wyrzucony z tłumu na tak zwany świński pysk. Jest więc optymistycznie, ale tylko patrząc na młodzież. Patrząc na to, co dzieje się w obszarze szeroko rozumianej polityki, to chyba nikomu nie jest do śmiechu, poza Pawlakiem. Nie wiem dlaczego, ale on dopiero musi mieć teraz ubaw. Tyle wie o wszystkich i wszystkim i mówi: odchodzę. Zobaczymy. Natomiast premier Donald Tusk, przy całym szacunku dla jego partyjnych i pozapartyjnych wielbicielek  ma  błędne oczy. Nie ma już nic w premierze z wilczego spojrzenia, wzrok ucieka, on sam gdzieś ucieka, znika, pojawia się, potem chowa się w Brukseli za Merkel, a Merkel mu mówi: - No wychodź!, Komm, her!, bo rozmawiam z Panem Cameronem. Co miał zrobić w tej sytuacji? Do znudzenia przechadzał się po unijnych korytarzach z atrakcyjną premier Danii. Cieszyć się nie ma z czego, ale czy to dziwne, że ważniejsze jest dla Pani Kanclerz londyńskie City od kilkuset kilometrów dróg budowanych w Polsce przez niemieckie koncerny? No,  a poza tym, ona uważa, że Polskę i tak już ma w kieszeni. Może wzrok premiera, to jego mgliste spojrzenie to zasługa GMO, może w ramach lobbingu, Pawlak mówił  Tuskowi, jedz chłopie, to nic nie szkodzi. Stąd już tylko krok do spisku, więc lepiej uważać. Zamieszanie także na  prawicy, tu też toczą się różne podchody, najczęściej o to, jak w końcu to wszystko ruszyć, a raczej jak skruszyć III RP. Zabawa jest przednia, bo niektórzy publicyści i umiarkowani politycy PiS, chcieliby tylko skruszyć Tuska i PO, a może nawet niecałą PO. Uważają, że III RP to twór niezniszczalny i w dodatku o zróżnicowanej urodzie, co oznacza, że są miejsca, gdzie da się w nim żyć. Najczęściej są to miejsca zajęte dziś przez PO. No dobra, będzie w takim razie zajęcie dla wielu blogerów na następne, długie lata. Najwięcej optymizmu jest w porannych programach (pogromach?) Moniki Olejnik. Adam Hofman jaki jest taki jest, ale żeby aż tak? Wszyscy na jednego? I  Kurski Jacek też? A tak  było rano w radiu Zet, bez przebaczenia, jak podczas nocnej zmiany, tyle, że Jacek Kurski w innej roli. Obecność przedstawiciela PiS w takich dyskusjach nie służy już nawet temu, by udawać jakiś głupi pluralizm. Ani rząd, ani media, ani służby nawet (o zgrozo!) nie kryją już, że cała ta demokracja, równy start, równe szanse, itp.. te procedury to jeden wielki pic. Żyjemy w jednym wielkim picu i to jest to, co nam najlepiej wychodzi, zdają się mówić do nas rządzący. Picowani też to w końcu widzą, ale jutro też jest dzień i żyć trzeba. Tylko ci młodzi jacyś niespokojni. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy Jacek Kurski ma więcej od dziś politycznego uroku, ale na pewno ma więcej "partnerek". GrzechG

Kiedy Putina bolą plecy, polscy masażyści je rozmasują Jeśli ktoś zapyta mnie, czy w 1410 r. walczyłem pod Grunwaldem, to odpowiem, że nie. Choć niewiele brakowało, tylko jakieś 550 lat. Równie zabawnie na pytanie, czy 10 kwietnia 2010 r. był w Smoleńsku odpowiedział dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Indagowany przez Agnieszkę Kublik, czy był wtedy w Smoleńsku, Lasek odpowiada - nie, choć niewiele brakowało. Nie warto go zatem pytać, czy był Bohaterem Związku Radzieckiego, bo odpowie, że nie, choć… W opinii Laska wszyscy, którzy podważają raporty MAK i komisji Millera są niewiarygodni i niekompetentni. To typowa postawa użytecznego badacza wypadków lotniczych. Wymienieni z nazwiska przez Laska profesorowie z komisji Macierewicza mylą się notorycznie. Ich błędy wytknęło paru profesorów, niestety, nie wymienionych z nazwiska przez Laska. Jest rzeczą oczywistą że, według Laska, każde wygięcie blachy poszycia tupolewa zaprzecza podłym insynuacjom o eksplozji. Do opętańczej obrony doktryny Anodiny i Millera doprowadził oczywiście Cezary Gmyz ujawniając w „Rzeczpospolitej”, że polscy śledczy znaleźli ślady trotylu między innymi na fotelach tupolewa. Gmyz zapomniał, że tak, jak nie mówi się o sznurze w domu powieszonego, tak nie wolno pisać o trotylu w tupolewie. W dodatku te podłe insynuacje ujawnił Gmyz w dramatycznej sytuacji, kiedy Putina bolą plecy i jest na chorobowym, a Michnik z trudem trzyma pióro w dłoni. Na szczęście w sukurs przyszli nasi medialni masażyści pleców Putina przekonując, że nawet gdyby trotyl był, to Rosjanie nie mają z tym nic wspólnego. Po pierwsze, w Smoleńsku jest pełno prochu z II wojny śŚwiatowej. Nowy Tumanowicz TVP pokazał liczne niewybuchy znalezione przy smoleńskim lotnisku. Po drugie, przed tragicznym kwietniowym lotem tupolewem latali żołnierze z Afganistanu. A każde dziecko wie, panie Gmyz, że wracający z pola walki są wprost oblepieni trotylem. Ujawniono też pilnie strzeżoną tajemnicę kosmetyczną. Otóż w kremach kobiet lecących tupolewem znajdowały się składniki trotylotwórcze. Nie wiadomo dlaczego oszczędzono księży, którzy przecież mają proch na ustach. Palikot przespał okazję, by przypomnieć, w jakich okolicznościach duchowni mówią „z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”. Takie gapiostwo palikociarni zapewne wzmogło bóle pleców Putina. I tak niewinna informacja o trotylu po raz kolejny ujawniła bezgraniczną głupotę propagandy III RP, która niewiele różni się od PRL. Użyteczny idiota dziennikarski ścigał się z nadgorliwym kretynem i razem popędzali ociężałego debila z państwowej komisji. Komentując nadgorliwość rządowych funkcjonariuszy mediów Jan Pietrzak powtarza, że nawet w PRL nie atakował opozycji. Dlatego uważam, że Jarosław Kaczyński miał prawo i obowiązek powiedzieć o zamordowaniu 96 wybitnych Polaków. Jeżeli z tego powodu Tusk nie może żyć razem w jednym kraju z Kaczyńskim, to droga wolna. Może wyjechać, co będzie jeszcze jednym sukcesem Cezarego Gmyza. W czasie tej antytrotylowej propagandy uratowało mnie poczucie humoru ludu handlującego na konstancińskim targu. –Wie pan, gdzie poznali się rodzice Obamy? - zapytała mnie wesoła przekupka. - Na kursach rosyjskiego. Proszę tego jednak nie upowszechniać, bo Graś będzie musiał znowu przepraszać po rosyjsku, a Putina rozbolą plecy, kiedy zapuści żurawia do Polski. Marek Król

Historia terroryzmu to… historia Żydów?! Ostatnie dwa tygodnie upłynęły pod znakiem kolejnego wybuchu przemocy na bliskim wschodzie. Media znów sięgnęły do starej wypróbowanej retoryki. Znów od rana do wieczora informowano nas o akcjach Sił Zbrojnych Izraela i terrorystach z Hamasu. Ostatnie dwa tygodnie upłynęły pod znakiem kolejnego wybuchu przemocy na bliskim wschodzie. W zalewie setek informacji na temat konfliktu media znów sięgnęły do starej wypróbowanej dialektyki. Znów od rana do wieczora informowano nas o akcjach Sił Zbrojnych Izraela (IDF – Israeli Defence Forces) i terrorystach z Hamasu. Jaka więc jest różnica między terrorystą a bojownikiem o wolność? Wygląda na to że podobieństw jest wiele, natomiast największą różnicę stanowi … nastawienie…Nasi przeciwnicy, Ci z których  poglądami się nie zgadzamy to terroryści, barbarzyńcy itd. Izrael dzięki swym ogromnym wpływom w świecie mediów jest w stanie doskonale kontrolować narrację wokół konfliktu. W oczach opinii światowej utrwala się obraz dzikiego, prostego Palestyńczyka … po prostu terrorysty…

A PRZECIEŻ HISTORIA TERRORYZMU TO HISTORIA ŻYDÓW…. Pierwszą znaną organizacją terrorystyczną była; działająca ok. 2000 lat temu żydowska organizacja Zelotów, która za cel stawiała sobie walkę z Rzymskim okupantem i kolaborującymi żydami. Późniejszą mutacją Zelotów byli Sykariusze (od łac. Sica – sztylet). Zeloci istnieli do ok. 73 r. kiedy to ich ostatni punkt oporu – górska twierdza Masada, została zdobyta przez wojska Flawiusza Silwy.

PRZEJDŹMY DO NOWSZEJ HISTORII Do wybuchu pierwszej wojny światowej kiedy to Turcja i Wielka Brytania stanęły na przeciwko siebie, Palestyna znajdowała się pod panowaniem Imperium Osmańskiego. Gdy alianci zwyciężyli w I-ej Wojnie Światowej, Palestyna została przydzielona Zjednoczonemu Królestwu jako obszar mandatowy. Liga Narodów zadecydowała, iż lepiej będzie pewne obszary przekazać pod administrację „bardziej rozwiniętych narodów”. Miało się tak dziać aż do czasu, kiedy ten obszar dojrzeje do samodecydowania o swojej polityce. Po Pierwszej Wojnie Światowej Palestynę dosłownie zalewała rzesza emigrantów. Kiedy na początkach 1900 roku w Palestynie mieszkało 75 000 Żydów, to przed wybuchem II Wojny Światowej było ich już 430 000 co stanowiło ¼ ogółu jej mieszkańców. Struktura ludności zamieszkującej Palestynę zmieniała się niezwykle dynamicznie co powodowało konflikty miedzy Żydami i Arabami, jak również liczne konflikty między Żydami a stacjonującymi w Palestynie Brytyjczykami. Stale napływający do Palestyny Żydzi traktowali Brytyjczyków jak okupantów i wszelkimi sposobami starali się ich zmusić do opuszczenia mitycznej krainy KANAAN. Na początku lat 20-tych została utworzona tajna organizacja wojskowa Hagana , która następnie ze względu na różnice poglądowe jej liderów podzieliła się na kilka mniejszych grup; z jej części wyodrębniła się nowa organizacja z Abrahamem Tehomi na czele, która zaadoptowała program rewizjonistyczny. Organizacja Tehomiego nazwała się Irgun Cwai Leumi (Narodowa Organizacja Wojskowa), lub ETZL. W czasie trwania arabskiej rewolucji w Palestynie w latach 1936-39, ponad 5% całej żydowskiej populacji było członkami Hagany.. Faszystowski charakter rewizjonizmu zjednywał sobie rzeszę sympatyków, szeregi Etzel stale się powiększały, poddając się maksymalistycznym planom lidera . We wrześniu 1937, 13 Arabów zostało zamordowanych. Rozpoczynała się fala przemocy. 14 listopada 1937 Irgun rozpoczął ataki terrorystyczne wymierzone w ludność arabską. Do najbardziej znanych aktów terroru w 1938 r. należy zaliczyć eksplozje na arabskich rynkach w Hajfie i Jerozolimie. 6 czerwca 1938, członek Irgun, przebrany w strój arabski, na rynku w Hajfie umieścił dużą paczkę obok jednej z taczek i odszedł. Nastąpiła eksplozja w wyniku, której zginęło 21 Arabów i ponad 50 zostało rannych. 25 czerwca w następnym zamachu w Hajfie zostało zabitych 35 cywili i ponad 70 zostało rannych. 26 października 1938 w terrorystycznym zamachu bombowym zginęło 24 Arabów, ponad 35 odniosło ranny. ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony