910, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wanda Mi�aszewskaO z�oty w�osKsi�garnia �w. WojciechaPozna� - Warszawa - Wilno - Lublin.1925-1926Powie��PWZNPrint 6Lublin 1995Przedruk na podstawiepozycji wydanej przezKsi�garni� �w. WojciechaPozna� - Warszawa- Wilno - Lublin.Wielka Bobra - WarszawaRok wydania 1925-1926.Rozdzia� wst�pny.�U�miech FortunySiedmnastego marca - Tadeusz dobrze zapami�ta� ow� dat� - nieobfitazwykle poczta poranna przynios�a a� dwie donios�ej wagi nowiny.Pierwsza - by�a to oczekiwana tak niecierpliwie i tak oddawna nominacja.Ma�y, urz�dowy karteluszek, pokryty piecz�ciami i opatrzony podpisem,wzywa� Tadeusza Halickiego, porucznika W.P. do stawienia si� w kancelarjiszefa sztabu, celem... etc. etc.- Hip hip, hurra! - zawo�a�, wymachuj�c papierkiem. - Jestem wi�cnareszcie rotmistrzem! Pan B�g nierychliwy, ale sprawiedliwy. Marcinowo!Marcinowo!- Zara id�, zara, tylko mleko zestawi�, bo my wykipi! - odpar�a zs�siedniej kuchenki kobieta i natychmiast dorzuci�a zrz�dz�cym tonem. - C�to, pali si�, �e pan porucznik tak dzisiaj o �niadanie gwa�tuje?- Nie porucznik, a rotmistrz! S�yszy Marcinowa? Rotmistrz. I prosz� domnie z szacunkiem. S�yszy Marcinowa?- Ady s�ysz�. Rotmistrz. Wielgie co. I za jeneralskom pensyjom jeszczepan porucznik... te, chcia�am powiedzie� pan rotmistrz, ledwieby koniec zko�cem zwi�za�. Takie caszy tera, na wojskowych nie�askawe. Lepiej si�op�aci na ten przyk�ad ulice zamiata�, ni� we wojsku oficerem...- Niechno Marcinowa przestanie na chwil� u�ala� si� nade mn�, a powielepiej, czy listonosz czeka jeszcze za drzwiami.- A naco mia�by czeka�? Zastuka�, odda� poczt� i tyle. Pewnie ju� dawnozeszed� nad�.- To mo�e Marcinowa skoczy za nim, co? Za tak� nowin� nale�y mu si�przecie� z�ot�wka.- W�a�nie, zara skikn�, z czwartego pi�tra na podw�rze...- Mo�na zawo�a� przez okno - zauwa�y� Tadeusz. - Tylko �e Marcinowazawsze trudno�ci wynajduje. To si� nazywa bierny op�r. No, niech�eMarcinowa krzyknie z kuchni, a g�o�no, �eby listonosz us�ysza�...- Us�yszy. Jak o z�ot�wk�, to us�yszy. Pewnie si� ani spodziewa� od panaporucznika... chcia�am powiedzie� - rotimistrza, zarobi� dzisiaj taki grosz- zamrucza�a, wychodz�c z pokoju.Tadeusz znowu przeczyta� kartk� i nagle przypomnia� sobie, �e by� jeszczejaki� drugi list. Wzi�� go do r�ki i pocz�� ogl�da� z obu stron, otwieraj�cszeroko oczy ze zdumienia. Na niebieskiej, handlowej kopercie widnia� adreswysy�aj�cego: X., adwokat przysi�g�y, ulica i numer domu.- Co u licha! - szepn�� Tadeusz do siebie i przetar� oczy. To tak�e jaki�urz�dowy papierek, bo przecie� nie mam znajomych adwokat�w i nieprzypominam sobie, abym z nimi uprawia� korespondencj�.Szybko rozdar� kopert�. Gdy Marcinowa powr�ci�a, o�wiadczaj�c, �elistonosza ju� ani dudu w kamienicy, rotmistrz Halicki siedzia� w fotelunieruchomo, wpatrzony magnetycznie w jeden punkt na biurku.- Da� tera kaw�? - spyta�a baba, nieco zdumiona wygl�dem swegochlebodawcy. Nie otrzymawszy odpowiedzi, wzruszy�a ramionami, wreszciepodesz�a bli�ej i dotkn�a rotmistrzowskiego ramienia.- Co pan siedzi? Da� kaw� zara, czy si� pan wprz�dy ogoli?- Powiedzcie mi, moi kochani - rzek� dziwnie wolno i dobitnie Tadeusz. -Na imi� wam Marcinowa, prawda?- Ano, po m�u nieboszczyku niby odpar�a zdumiona.- I dzi� jest czwartek?- Ju�ci, czwartek.- Siedmnastego marca?- Musi siedmnastego, bo wczoraj by� szesnasty...- Czwartek? I ten mosi�ny lichtarz stoi tutaj na pewno na biurku?- W Imi� Ojca i Syna... Co pan dzisiaj wyrabia...- Stoi, czy nie stoi, powiedzcie! - krzykn�� Tadeusz.- Dlaczego nie ma sta�? A �e go wczoraj nie wyczy�ci�am, to w�a�nie panuchcia�am powiedzie�: kredy mi zbrak�o...- Chwa�a Bogu! - odetchn�� z ulg� �wie�o upieczony rotmistrz - bo je�elimamy dzisiaj czwartek, siedmnastego marca i je�eli ten lichtarz stoi nabiurku i wy, Marcinowa, przysi�gacie mi, �e stoi na pewno, to znaczy chyba,�e jestem przy zdrowych zmys�ach, co?- A niech B�g najlepszy uchowa, �eby te� pan porucznik... rotmistrz,chcia�am rzec...- Nie zwarjowa�em i nie �ni�! - powt�rzy� weso�o Tadeusz - ale mo�na by�ozwarjowa� z rado�ci! W jednym dniu takie zmiany! Rozumiecie to,Marcinowa?...- Tak, troszk� niebardzo... Tylko, chwali� Boga, cieszy co� pana...- Odziedziczy�em spadek.- Maj�tek niby? - otworzy�a szeroko oczy.- Pieni�dze! Rozumie Marcinowa? Pieni�dze i - co wa�niejsze dla mnie -mieszkanie! Hurra! Hurra! Hurra!Skoczy� przy tych s�owach na r�wne nogi, chwyci� oszo�omion� bab� wp� izakr�ci� ni� kilka razy jak fryg�. A� si� zachwia�a.- Rozumiecie teraz? No, rozumiecie? Bo ja sam jeszcze wierzy� nie�miem...- Winszuj� wielmo�nemu panu - rzek�a cokolwiek zadyszanym g�osem.Niedowierzaj�co patrzy�a jeszcze na Tadeusza, na jego ruchy gwa�towne itwarz, pe�n� radosnego triumfu. On tymczasem chodzi� po pokoju wielkiemikrokami, przystawa� ko�o biurka, chwyta� list, odk�ada�, zn�w go bra� dor�ki i mrucza� co chwila: no, no, no! Wreszcie oprzytomnia� zupe�nie,roze�mia� si� na ca�e gard�o i klepn�� bab� przyjacielsko po ramieniu.- Mia�em ciotk�, rozumiecie, ciotk�. To si� czasami zdarza. Ale �eby takaciotka, dziesi�ta woda po kisielu, umieraj�c, zapisa�a ca�y sw�j maj�tekdalekiemu krewnemu, ubogiemu oficerkowi - no, to si� chyba zdarza jeden razna sto tysi�cy starych, zamo�nych ciotek!- A du�y to maj�tek, prosz� pana? - wtr�ci�a Marcinowa z ciekawo�ci�,pe�n� respektu.Tadeusz wzruszy� ramionami.- Czy ja wiem? Adwokat pisze og�lnikowo.Wymieni� tylko got�wk�, ale s� jakie� tam papiery warto�ciowe. No - i conajwa�niejsze - mieszkanie! Zosta�o po nieboszczce mieszkanie!- Pewnikiem si� pan przeprowadzi od lipca?- A naturalnie, przeprowadz� si�. Nawet wcze�niej, je�eli to b�dziemo�liwe. I pianino kupi� nareszcie, je�eli go tam nie zastan�, bomieszkanie z meblami. I o�eni� si�. Rozumie Marcinowa? O�eni� si�!- Co nie mam rozumie�? Na tem, to si� ka�dy rozumie, jak mu wiekprzyjdzie. A ze mn� co b�dzie? Chyba mnie pan zostawi u siebie? Za tyleuczciwej pracy... Blisko dwa lata u pana pos�uguj�... To mi� pan przecienie odprawi z kwitkiem, jak mu si� poszcz�ci�o. Ju� ja wiem, �e pan maserce z�ote...- A wy srebrn� wymow�, bo na milczenie to was rzadko kiedy sta�.Ruszajcie no, Marcinowa, do kuchni. Przez dwa lata jednej fili�ankiporz�dnej kawy nie wypi�em, z waszej �aski. Jak zostaniecie u mnie, to si�tego musicie nauczy�, �eby kawa by�a gor�ca, a mleko bez ko�uszka, boniecierpi�...- Ju� pan wydziwia. A chto winien? Jak mleko stoi godzin� na ogniu, to janic nie poradz�. I niech pan da pieni�dze na miasto, bo zara po �niadaniuwychodz�.- Pieni�dze? Znowu pieni�dze? Wczoraj przecie� da�em wam ca�e pi��z�otych - mrukn��, szukaj�c po kieszeniach.- W�a�nie, pi��. Papierosy pewnie dla siebie kupowa�am, dwie paczki. Arachunek za elektryczno�� czwarty dzie� czeka. Jak si� nie zap�aci, tozamkn�. A jeszcze w tym tygodniu pranie trzeba odebra�... To wszystko mo�ezap�ac� z tej kapaniny, co mi pan daje? A niech znowu przyd� z do�u odszewca...- Ju�, dobrze. Macie tu, Marcinowa, pi��dziesi�t z�otych. R�bcie, cochcecie, a ja wi�cej do ko�ca miesi�ca nie dam - bo nie mam.I nagle klasn�� w r�ce, jak dziecko:- Ale to ju� ostatnie k�opoty! B�d� mia� pieni�dze! B�d� mia� mieszkanie!No - doczekam ja si� wreszcie tej kawy? Czy�cie si�, Marcinowa, zamienili ws�up soli? A woda gor�ca gdzie?- Wi�c jak ma by�? - odpar�a baba ura�ona - ogoli si� pan, czy nasamprz�d�niadanie poda�?Rozdzia� I.�SpotkanieBy� to pierwszy jasny i ciep�y, i�cie wiosenny dzie�. Od rogatekmiejskich wdar�y si� rze�kie podmuchy i hasa�y niefrasobliwie po ulicach,pe�nych jeszcze st�a�ego b�ota, co ongi by�o �niegiem, a teraz le�a�osobie, zbite w kupy str�owsk� �opat� i powolutku taja�o w s�o�cu.Przechodnie obrzucali si� wzajemnie u�miechni�tem spojrzeniem, w kt�remmo�na by�o wyczyta� dobrotliw� uwag�:- A co? �adny mamy dzie�, bracie! Czujesz, jak wiosna pachnie?M�ode kobiety porozpina�y futrzane ko�nierze palt, ukazuj�c matow�bia�o�� szyi. Jaka� od�wi�tna rado�� bi�a ze wszystkich oczu, nawet wg�osie ulicznych przekupni�w mo�na by�o pochwyci� rzewniejsz� nut�, adzwonki tramwajowe d�wi�cza�y prawie srebrzy�cie.Tadeusz sko�czy� rozmow� z adwokatem oko�o po�udnia i wyszed� na ulic�.Spojrzawszy na pogodne niebo i jasno-z�ote blaski s�oneczne, ta�cz�ce pomurach wysokich kamienic - zamiast do domu, skierowa� si� ku Alejom.Czu� nieprzepart� ochot� �piewa� na ca�y g�os, lub gwizda� weso�e,�o�nierskie piosenki. W jakiej� chwili dostrzeg� rozbawion� min�przechodnia, kt�ry mu si� ciekawie przygl�da�. W�wczas pomy�la�, �e g�upiomusi wygl�da� rotmistrz wojsk polskich, �miej�cy si� sam do siebie naulicy...Nie m�g� jednak pow�ci�gn�� radosnych b�ysk�w oczu, kt�re strzela�yspojrzeniem tak bu�czucznem, �e kilka m�odych panienek opu�ci�o wzrok kuziemi, jedna za� odp�aci�a mu zalotnym u�miechem, a� si� obejrza�. By�a toprzystojna brunetka, w czapeczce gimnazialnej, z warkoczem spuszczonym naplecy.- Niczego ma�a - pomy�la� Tadeusz i natychmiast nowa fala rado�cisp�yn�a mu do serca. Oddawna nie czu� takiej ch�ci do �ycia, takiej pe�nim�odo�ci i si�y.Drzewa, niebo, ob�oki, wr�ble na ga��ziach, nawet szare i brzydkiedomiska zdawa�y si� u�miecha� do niego i powtarza�: Jeste� m�ody, jeste�przystojny, masz byt zapewniony, ca�y �wiat nale�y dzisiaj do ciebie.Dziesi�� lat ch�odu i g�odu sp�dzi�e� w twardej s�u�bie, na koniu i wokopach, a teraz czeka ci� dziesi�... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony