886. Roszel Renee - Barwy milosci, 0801-0900

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Renee Roszel

 

Barwy miłości

(A Bride for the Holidays)

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

W pustej, sennej kawiarni nagły dźwięk telefonu zabrzmiał jak wystrzał z armaty. Trisha zamarła, jakby we wnętrzu wykończonym białymi kafelkami i błyszczącym aluminium mogło grozić jej niebezpieczeństwo. Instynktownie czuła, że od tej rozmowy zależeć będzie jej przyszłość. Ominęła wiadro z mopem, które Amber Grace przyniosła z zaplecza, żeby zmyć rozlaną kawę z mlekiem. Drżącą ręką podniosła słuchawkę telefonu wiszącego na ścianie.

– Kawiarnia „U Eda”. Trisha August, kierowniczka zmiany – przedstawiła się. Natychmiast poznała głos rozmówcy. Był to pracownik banku, zajmujący się udzielaniem kredytów. Czuła, jak łomoce jej serce. Zaraz będzie jasne, czy dostanie pożyczkę na otwarcie własnej firmy. Nie wiedząc, czy martwić się, czy cieszyć, słuchała, kiwając głową.

Urzędnik mówił uprzejmie, lecz zupełnie obojętnym tonem. Z doświadczenia wiedziała, że oznacza to wstęp do odmowy.

– Przecież jestem odpowiedzialna i ciężko pracuję. Zrobię wszystko, żeby dostać pożyczkę! – wybuchnęła w końcu. – Proszę, dajcie mi szansę!

Rozmówca nie silił się na zbędne uprzejmości.

– Dziękujemy, że zechciała pani skorzystać z usług Kansas City Bank – wyrecytował, odkładając słuchawkę.

Trisha stała bez ruchu, trzymając słuchawkę w zaciśniętej dłoni. Była wściekła na cały świat. Przecież poradziłaby sobie, gdyby tylko miała szansę!

– Nie możesz pożyczyć pieniędzy, jeśli ich nie masz – powiedziała ze złością. – Jak inni ludzie zaczynają prowadzić własny biznes?

– Bardzo dobre pytanie – odezwał się nagle życzliwy, męski głos.

Trisha spojrzała zaskoczona w stronę lady. Nie zauważyła, kiedy pojawił się tam wysoki mężczyzna. Miał na sobie płaszcz z najlepszego kaszmiru. Na głowie i ramionach połyskiwały mu płatki topniejącego śniegu. Jednak mimo zimnego światła jarzeniówek najbardziej rzucała się w oczy jego twarz. Uśmiechał się lekko kącikami ust, co nadawało mu nonszalancki wygląd. Miał długie rzęsy i zdecydowane, oceniające spojrzenie.

Najwyraźniej przyglądała mu się zbyt długo, bo chrząknął znacząco.

– Chciałbym prosić o filiżankę kawy.

Trisha poczuła się jak idiotka. Co ja robię? – pomyślała. Ominęła Amber Grace i jej mop. Zauważyła, że nastolatka, która pomagała w kawiarni, żeby zarobić na kieszonkowe, też stała jak wryta.

– Rozlana kawa sama się nie wytrze – szepnęła do niej Trisha. Tamta zamrugała gwałtownie, wracając do rzeczywistości.

– Słusznie – odpowiedziała i zajęła się sprzątaniem. Trisha pospiesznie podeszła do lady. Zmusiła się do uśmiechu, choć rozmowa z bankiem zepsuła jej humor. Pożyczka dałaby jej szansę na spełnienie marzeń. Jednak nie mogła teraz demonstrować złego nastroju.

– Witam pana – powiedziała uprzejmym tonem. – Mamy dziś lody malinowo-waniliowe, czekoladowe i pomarańczowe...

– Może przypadkiem macie też coś, co nazywa się kawa? Spojrzała mu w oczy. Dopiero teraz dostrzegła, że były stalowoszare. Jego spojrzenie przyciągało uwagę, ale było nieco zbyt przeszywające. Przez chwilę nie mogła się skupić, by zrozumieć, o co pytał.

– Proponuję kolumbijską Czarną Magię.

– Jeśli tylko zawiera kawę.

– Zapewniam pana, że tak – powiedziała z uśmiechem. Był to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że przed chwilą rozwiały się jej marzenia. – Jaką pan sobie życzy: dużą, wielką czy ogromną? – spytała, wskazując trzy filiżanki stojące na ekspresie do kawy.

– Średnią – stwierdził zdecydowanie.

Spodobało jej się, że nie robiły na nim wrażenia reklamowe frazesy i nazywał rzeczy takimi, jakimi są.

– Dobrze, proszę pana.

Sięgnęła po filiżankę. Domyśliła się, że nie będzie chciał mleka. Po prostu czarna kawa dla prawdziwego mężczyzny, pomyślała z uznaniem. Jednocześnie uświadomiła sobie, że zbyt wiele uwagi poświęca zupełnie obcemu człowiekowi.

Odwróciła się w stronę ekspresu. Czuła, że przybysz nie spuszcza z niej oka. Co prawda często zdarzało się, że klienci obserwowali, jak przygotowuje ich zamówienia. Jednak zwykle były to obojętne spojrzenia bez znaczenia. Była przekonana, że tym razem jest inaczej. Zaczerwieniła się na myśl, że taki mężczyzna mógłby...

– Jak chciała pani wykorzystać kredyt? – spytał nagle.

Pytanie zaskoczyło ją zupełnie. Niemal upuściła filiżankę.

– Och, bardzo przepraszam, że musiał pan tego słuchać... – zaczęła.

– Naprawdę proszę powiedzieć – wtrącił z poważną miną. – Może znam kogoś, kto udzieliłby pani kredytu.

Odwróciła się w jego stronę, podając gorący napój.

– Obawiam się, że nic z tego – powiedziała, kręcąc głową. – Tu w mieście byłam już wszędzie. Próbowałam też w internetowych bankach. Chętni są jedynie ci, którzy pożyczają na złodziejski procent.

– Niedobrze – przyznał, sięgając po swoją kawę.

Nie zdążył jej dotknąć, gdy Trisha poczuła ostre uderzenie w plecy. Było na tyle silne, że na chwilę straciła równowagę. Gwałtownie oparła się o ladę.

– Och, co do diabła... – zawołała, starając się rozmasować bolące miejsce.

– Zdaje się, że w coś uderzyłam. Trafiłam cię w plecy? – spytała Amber Grace obrażonym tonem. Używała go zawsze, gdy wykazała się nieudolnością. Trisha spojrzała na dziewczynę, z trudem powstrzymując się od komentarza. A jak sądzisz, kto inny dźgnąłby mnie kijem od mopa? – pomyślała. Na dodatek Amber Grace jako kuzynka Eda czuła się tu bardzo pewnie.

Jednak tym razem spojrzała na Trishę z przerażeniem.

– Spójrz, co zrobiłaś temu panu – zawołała z wyrzutem. Trisha nie musiała spoglądać. Natychmiast domyśliła się, że w kosztowny kaszmirowy płaszcz właśnie wsiąkała kolumbijska czarna kawa. Oznaczało to, że całą tygodniową wypłatę będzie trzeba wydać w pralni.

Spojrzała na klienta z niepewną miną. Z kolei on zerkał na swój płaszcz. Wyraźnie nie był zbyt zadowolony.

– Naprawdę bardzo pana przepraszam!

– Są może serwetki? – spytał, wyciągając rękę.

– Ależ oczywiście! – odpowiedziała i wydobyła spod lady całą ich stertę. Ed bardzo je oszczędzał. Twierdził, że każdemu klientowi wystarczy jedna drogocenna serwetka z reklamowym nadrukiem. Jednak tym razem sytuacja była wyjątkowa.

– Amber Grace, przynieś papierowe ręczniki z zaplecza – poleciła. Jednocześnie warstwą serwetek usiłowała zebrać resztki kawy z płaszcza. Na ile znała Eda, na pewno policzy jej za zmarnowane serwetki.

– Jeszcze raz przepraszam –...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony