891, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pozwólmy odejść niesolidnemu pieniądzowi Oświadczenie Josepha T. Salerno przedstawione Podkomisji Wewnętrznej Polityki Pieniężnej i Technologii należącej do Komisji Usług Finansowych Kongresu USA.

Poprawiona wersja pisemnego oświadczenia przedstawionego 28 czerwca 2012 r. Podkomisji Wewnętrznej Polityki Pieniężnej i Technologii należącej do Komisji Usług Finansowych Kongresu USA (Subcommittee on Domestic Monetary Policy and Technology of the Committee on Financial Services) zatytułowanego „System rezerw cząstkowych i bankowość centralna jako źródła niestabilności gospodarczej: alternatywny system solidnego pieniądza”.

Panie Przewodniczący Paul i Szanowni Członkowie Podkomisji, jestem bardzo zaszczycony tym, że mogę stanąć przed Wami, aby mówić na temat systemu rezerw cząstkowych. Dziękuję za Wasze zaproszenie i uwagę. W krótkim czasie będącym do mojej dyspozycji chciałbym zwięźle opisać system rezerw cząstkowych, przedstawić problemy związane z jego funkcjonowaniem w obecnych warunkach ustrojowych i zaproponować ich możliwe rozwiązanie. Bank to po prostu przedsiębiorstwo, które emituje tytuły do pewnej ustalonej sumy pieniędzy złożonych w depozyt. Te roszczenia są realizowane na żądanie i bez żadnych dodatkowych kosztów dla deponenta. We współczesnym świecie takie roszczenia mogą przybrać formę np. depozytów czekowych — zwanych tak, gdyż mogą być przekazane osobie trzeciej poprzez wypisanie czeku osobie wymienionej na nim. Mogą także przybrać formę depozytów „oszczędnościowych” z ograniczonymi lub bez operacji czekowych, których wypłata odbywa się osobiście w oddziale banku lub w bankomacie. W USA   (Fed), wypłacanych na żądanie w banknotach drukowanych przez  na polecenie banku centralnego. Pożyczki i papiery wartościowe stanowią niepieniężne aktywa banku, które są tytułami do sum pieniężnych płatnych tylko w gotówce, w bliskiej lub dalszej przyszłości. Aktywa te obejmują krótkoterminowe pożyczki biznesowe, zobowiązania posiadaczy kart kredytowych, pożyczki pod hipotekę oraz papiery wartościowe emitowane przez  USA oraz instytucje finansowe innych rządów. Kluczem do zrozumienia . W tym momencie wartość pozostałych aktywów banku będzie niewystarczająca, aby spłacić wszystkie zobowiązania depozytowe o ustalonej wartości pieniężnej, w związku z czym bank upadnie. Dlatego też bank z cząstkową rezerwą może pozostać wypłacalny jedynie tak długo, jak długo istnieje społeczne przekonanie, że depozyty rzeczywiście są pozbawionymi ryzyka roszczeniami do gotówki. Jeśli z jakiegokolwiek powodu ― prawdziwego lub wymyślonego ― wśród klientów banku powstanie choćby najmniejsza wątpliwość co do możliwości wypłaty depozytów na żądanie, reputacja takiego banku jako emitenta substytutów pieniądza natychmiast znika. Marka substytutów pieniądza produkowana przez te bank traci na wartości, a klienci pędem śpieszą, aby wypłacić gotówkę ze swoich depozytów ― której żaden bank z rezerwą cząstkową nie jest w stanie dostarczyć na żądanie w wystarczającej ilości. Dlatego też ryzyko utraty marki oraz niewypłacalności zawsze wisi nad bankami działającymi w systemie rezerwy cząstkowej. W związku z tym, aby stworzyć klientelę traktującą swoje depozyty jako substytuty pieniądza, bank z rezerwą cząstkową musi wytworzyć to, co Ludwig von Mises nazwał „wyjątkowym rodzajem dobrej woli”. Na wolnym rynku tego typu dobra reputacja jest bardzo trudna i kosztowna nie tylko do uzyskania, ale i do utrzymania. Niemniej, to właśnie ona jest tym, co skłania klientów banku do powstrzymania się od błyskawicznego spieniężenia swych depozytów, a tym samym doprowadzenia banku do natychmiastowej niewypłacalności. Oczywiście, aby pozostać rentownym, bank musi także zbudować typową reputację biznesową, która zależy od korzystnej lokalizacji, znakomitej obsługi klienta, ładnych placówek, reputacji kadry zarządzającej itd. Ale w odróżnieniu od powszechnej formy reputacji — kluczowej w funkcjonowaniu każdego biznesowego przedsięwzięcia — jest ona warunkiem sine qua non do funkcjonowania depozytów danego banku jako substytutów pieniądza. W niemal wszystkich pozostałych gałęziach gospodarki zaufanie klienta może podlegać wahaniom i zazwyczaj nie zanika naraz w całości, niszcząc markę produktu i wpędzając przedsiębiorstwo w natychmiastową niewypłacalność. Ludwig von Mises opisał utratę zaufania w wypłacalność banku i związane z tym zjawisko zaniku marki tymi słowami:

Zaufanie wobec banku jest nieodłączne od zaufania wobec wyemitowanych przez niego substytutów pieniądza. Albo ufają bankowi wszyscy jego klienci albo żaden. Jeżeli utraci zaufanie część klientów, to utracą je także pozostali. (…) Nie można zapominać, że każdy bank emitujący fiducjarne środki płatnicze jest w dość ryzykownej sytuacji. Reputacja to najcenniejsza rzecz, jaką posiada. Z chwilą gdy pojawią się wątpliwości co do jego niekwestionowanej wiarygodności i wypłacalności, musi zbankrutować.

W związku z tym emisja depozytów niezabezpieczonych w całości gotówką jest na wolnym rynku zawsze niepewnym przedsięwzięciem. Najmniejsza nawet obawa dotycząca wypłacalności banku wśród części jego klientów natychmiast zniszczy rolę depozytów jako substytutów pieniądza. Co więcej, utrata zaufania, która powoduje zanik marki, jest także przyczyną — a nie skutkiem — paniki bankowej i nie może być ograniczona poprzez wysoki współczynnik rezerw do depozytów, ponieważ w systemie rezerw cząstkowych rezerwy z definicji są zawsze niewystarczalne do spłacenia wszystkich zobowiązań pieniężnych płatnych na żądanie, które zaciągnął bank. Właściwie poziom rezerw pieniężnych nie ma bezpośredniego wpływu na stabilność banku. To po  prostu jeden z kilku czynników, które biorą pod uwagę klienci, gdy formułują swoją własną opinię dotyczącą tego, czy depozyty oraz papiery emitowane przez bank są substytutami pieniądza, czy nie. Dla przykładu w XIX w. stosunek rezerw złota do banknotów i depozytów Banku Anglii wynosił tylko 3%, co nie zmieniało faktu, że był on uważany za jedną najbardziej stabilnych instytucji finansowych na świecie. Szczególne i nadrzędne znaczenie zaufania społecznego dla utrzymania bankowości w systemie rezerwy cząstkowej zostało podkreślone zwłaszcza przez Murraya N. Rothbarda:

W jakim sensie bank może być „pewny”, gdy jeden szept na temat jego zguby lub załamanie zaufania społecznego może szybko doprowadzić go do upadku? W jakiej innej gałęzi gospodarki zwykła plotka lub cień wątpliwości może pogrążyć pozornie solidną firmę? Co takiego jest w bankowości, co sprawa, że społeczne zaufanie odgrywa w niej tak niezwykle ważną i kluczową rolę? Odpowiedź leży w naturze naszego systemu bankowego ― zarówno banki komercyjne, jak i kasy oszczędnościowe działają na zasadzie rezerwy cząstkowej: to znaczy kwota posiadana przez nie w gotówce jest dużo niższa niż suma roszczeń o wypłatę gotówki na żądanie ich klientów.

Argument Rothbarda na temat skrajnie wysokiej wrażliwości zaufania publicznego do emitentów częściowo pokrytych substytutów pieniędzy dobrze ilustruje szokujący upadek (WaMu) z sierpnia 2008 r. Była to największa katastrofa pojedynczego banku w historii USA. WaMu istniał od 119 lat i był szóstym pod względem wielkości bankiem w kraju z majątkiem rzędu 307 mld USD. Miał swoje oddziały w całym kraju i mienił się  bankowości. Był także jedną z lepiej radzących sobie na Wall Street firm ― aż do czasu na krótko przed swoim upadkiem. To jasne, że deponenci WaMu mieli wielkie zaufanie do jego wypłacalności ― tym bardziej, że jego depozyty były ubezpieczone przez rząd federalny oraz politykę „zbyt duży, by upaść” prowadzoną przez Fed. Pomimo to, niemalże z dnia na dzień ta szczególna forma dobrej woli, która nadała depozytom WaMu status substytutu pieniądza, zniknęła, gdy ogarnięci paniką klienci pośpiesznie usiłowali wypłacić swoje fundusze. Nieoczekiwanym wydarzeniem, które zapoczątkowało nagły spadek zaufania i następujący po nim zanik marki, był kryzys Lehman Brothers, zasłużonego banku inwestycyjnego. W tydzień po jego upadku WaMu było już historią. Szeroko opisywane w prasie bankructwo Lehman Brothers wstrząsnęło zaufaniem społecznym nie tylko do wypłacalności WaMu, ale w stosunku do całego systemu bankowego. Gdyby nie agresywne działania Fedu i Departamentu Skarbu jesienią 2008 r. w celu dokonania największych banków, bezsprzecznie cały system padłby w krótkim czasie. Rzeczywiście, w grudniu tego samego roku łączna wysokość kryzysowych pożyczek Fedu i Departamentu Skarbu sięgnęła 1,2 biliona USD. Wśród odbiorców tych funduszy były jedne z najbardziej zaufanych i cenionych marek w bankowości: Citibank, Bank of America, Morgan Stanley oraz takie europejskie banki jak Royal Bank of Scotland czy UBS AG. Bez tej bezprecedensowej dotacji zdyskredytowane marki trafiłyby na śmietnik historii. Nieustannie obecne ryzyko niewypłacalności to jednak względnie mały problem bankowości z systemem rezerw cząstkowych. Jego efekty są ograniczone do udziałowców, wierzycieli i deponentów banku, którzy dobrowolnie akceptują szczególne ryzyko związane z tym przedsięwzięciem.

Głównym problemem związanym z rezerwą cząstkową są jej szkodliwe skutki dla gospodarki, spowodowane przez powiązane zjawiska inflacji i . Po pierwsze, system rezerwy cząstkowej z natury wspiera inflację. Bank, pożyczając depozyty swoich klientów, nieuchronnie zwiększa podaż pieniądza. Gdy ludzie deponują w banku 100 000 USD w gotówce, jego zobowiązania zwiększają się o 100 000 USD, jednocześnie jednak powiększają się również jego aktywa w postaci gotówki w swoich sejfach o 100 000 USD. Całkowita podaż pieniądza, zawierająca zarówno banknoty będące w obiegu, jak i depozyty bankowe, nie zmieniła się. Deponenci zmniejszyli ilość gotówki w obiegu o 100 000 USD, które są teraz zdeponowane w sejfie banku, ale też zwiększyli o tę samą ilość sumę, którą mogą wypłacić za pomocą czeków i kart kredytowych. Przypuśćmy teraz, że pracownicy banku pożyczają konsumentom i przedsiębiorstwom 90 000 USD z tej zdeponowanej gotówki, zatrzymując pozostałe 10 000 USD jako rezerwę. Pożyczki zwiększają podaż pieniądza o 90 000 USD, ponieważ pierwotni deponenci wciąż mają prawo do 100 000 USD na swoich kontach, zaś pożyczkobiorcy otrzymują dodatkowe 90 000 USD gotówki, której nie mieli wcześniej. Zwiększenie podaży pieniądza nie zatrzymuje się jednak w tym miejscu. Gdy pożyczkobiorcy wydają pożyczoną gotówkę, aby nabyć towary lub by wypłacić pensje, odbiorcy gotówki ponownie deponują część lub całość tej gotówki w swoich bankach, które z kolei pożyczają pewną część nowych depozytów. W wyniku tego procesu tworzy się i pomnaża bankowo-depozytowe dolary w ilościach dużo większych niż sumy pierwotnych depozytów gotówkowych (biorąc pod uwagę obecny stan prawny w USA, każdy dolar w gotówce zdeponowany w banku może zwiększyć podaż pieniądza w kraju maksymalnie o 10 USD). Gdy dodatkowe dolary pochodzące z depozytów są wydawane, ceny w gospodarce stopniowo rosną, czego nieuniknionym efektem jest inflacja z wszystkimi związanymi z nią negatywnymi skutkami.

System rezerwy cząstkowej generuje jeszcze jedną istotną szkodę gospodarce. Aby zachęcić przedsiębiorstwa i konsumentów do pożyczania dodatkowo stworzonych dolarów, banki muszą obniżyć stopy procentowe poniżej poziomu równowagi rynkowej, określonego przez ilość dobrowolnych oszczędności. Przedsiębiorstwa są zwodzone przez sztucznie zaniżone stopy i zachęcane do brania pożyczek na rozbudowę infrastruktury lub prowadzenia różnego rodzaju nowych długoterminowych inwestycji. Przyszła rentowność tych przedsięwzięć zależy jednak od nadziei na to, że  w różnych sektorach gospodarki oraz będące tego następstwem kryzysy gospodarcze są nieuniknione. Rozwiązaniem tych problemów jest traktowanie sektora bankowego jak każdego innego i pozwolenie mu na operowanie na wolnym rynku ― rynku całkowicie wolnego od rządowych gwarancji dla depozytów bankowych i możliwości bailoutów dokonywanych przez Fed. Aby to osiągnąć, trzeba stopniowo wycofać rządowe gwarancje dla depozytów, a Fed musi być legalnie i na stałe pozbawiony prerogatyw do tworzenia rezerw bankowych z niczego. Najlepszą drogą do tego celu byłoby ustanowienie prawdziwego standardu złota, w którym złote monety znajdowałyby się w obiegu oraz tworzyłyby rezerwy bankowe. Jednocześnie Fed musiałby być pozbawiony swych uprawnień do emisji banknotów i przeprowadzania operacji otwartego rynku. Ponadto banki musiałyby znów posiadać prawo do emisji własnych banknotów, tak jak miało to miejsce w XIX i na początku XX wieku. Gdy nastąpi takie drastyczne ograniczenie rządowych ingerencji w sektorze bankowym, każdy bank o rezerwie cząstkowej będzie ściśle ograniczony zaufaniem społecznym w kwestii emisji substytutów pieniądza. Jeden fałszywy krok banku ― jedna podejrzana pożyczka lub jedna nieroztropna emisja niezabezpieczonych banknotów lub tworzenie niepokrytych depozytów ― mógłby spowodować natychmiastowy zanik marki jego substytutów pieniądza, panikę bankową i niewypłacalność. Na rynku bankowym, jaki opisałem, przewiduję nieustanne zagrożenie niewypłacalnością, które zmusiłoby banki do powstrzymania się od dalszego pożyczania swych depozytów wypłacanych na żądanie. Oznacza to, że gdyby bank chciał zaoferować pożyczki o krótszym lub dłuższym okresie płatności, robiłby to emitując instrumenty kredytowe, których okres realizacji pasowałby do analogicznego okresu pożyczek. Dlatego też dla krótkoterminowych pożyczek biznesowych emitowałby certyfikaty depozytowe o okresie płatności od trzech do sześciu miesięcy. Dla sfinansowania pożyczek na samochód mógłby emitować trzy- lub czteroletnie obligacje. Pożyczki pod hipotekę byłyby pokrywane z obligacji pięcio- lub dziesięcioletnich. Bez takich instytucji państwowych jak  czy  ― popartych uprawnieniami Fedu do tworzenia pieniędzy ― bezwarunkowo gwarantujących hipoteki, pożyczki pod hipotekę prawdopodobnie zostałyby przekształcone w krótsze, pięcio- lub dziesięcioletnie, tak jak to było aż do lat 30. XX wieku. Bank mógłby zachować możliwość refinansowania kredytu hipotecznego, gdy nadejdzie czas jego spłaty w przypadku ponownej oceny sytuacji finansowej oraz zdolności kredytowej posiadacza hipoteki, a także ogólnej sytuacji gospodarczej. W skrócie, na wolnym rynku system rezerwy cząstkowej wraz ze wszystkimi właściwymi sobie problemami powoli zaniknąłby.

 Ludwig von Mises, Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii, tłum. Witold Falkowski, Warszawa2007, s. 373-374, 380.

 Murray N. Rothbard, Making Economic Sense, Auburn 2006, s. 326.

Joseph T. Salerno Tłumacz: Marcin Moroń

Rzucę szablę jak Zagłoba i zawołam - zdrajcy! Polski rząd sprzedał polskich rolników.Chce im zmniejszyć unijne dopłaty!

1. Polska nie zawetuje budżetu UE, nawet gdyby zmniejszone zostały dopłaty bezpośrednie dla rolników. - powiedziała minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Przeczytałem to i poczułem w plecach zimny nóż....

2. Od ponad 4 lat w Parlamencie Europejskim lideruję walce o wyrównanie dopłat bezpośrednich dla polskich rolników., bo dostają obecnie niespełna 200 euro na hektar, podczas gdy średnia unijna wynosi 265 euro. Udało się przekonać Komisję Europejską i Europarlament, że obecna nierówność to niesprawiedliwa dyskryminacja. Jesteśmy na najlepszej drodze, żeby uzyskać w Parlamencie zwiększenie przysługującej Polsce kwoty dopłat o ponad miliard Euro, czyli o ponad cztery miliardy złotych, choć nie rezygnujemy z walki o jeszcze więcej, a konkretnie o dalsze sześć miliardów. Euro.

3. I w tym kluczowym momencie walki o miliardy dla Polski (bo rolnicy w Polsce te pieniądze wydadzą, nie na Karaibach), w chwili, gdy już jesteśmy w ogródku i prawie witamy się z gąską - minister Bieńkowska ogłasza urbi et orbi , że polski rząd nie tylko nie walczy o zwiększenie dopłat, ale jeszcze zaakceptuje ich zmniejszenie. Zamiast miliarda Euro więcej,  będzie może z pięć miliardów mniej...

4. Czary goryczy dopełniła wiadomość z sobotniego "The Economist", gdzie napisali, że ekipa Tuska położyła na stole negocjacyjnym subsydia rolnicze, bo są mniej ważne niż fundusze strukturalne. Jeden nóż w plecach tkwi, a drugi w kieszeni się otwiera...

5. Dziś na posiedzeniu posłów sprawozdawców do raportu o dopłatach wygłosiłem chyba ostatnia juz tyradę w sprawie bezprawnej dyskryminacji. Capulos Santos jeszcze raz zapewnił, ze Parlament zwiększy polska pule o dodatkowy miliard Euro (a dokładnie 1.015 mld),  ale co z tego, skoro polski rząd już rolników sprzedał.Ktoś powinien za to stanąć przed Trybunałem Stanu...

6. Jedyna nadzieja, że Niemcy i Francuzi nie pozwola dopłat tknąć, dzięki czemu polskiemu rządowi nie uda sie skrzywdzic polskich rolników aż tak bardzo, jakby chciał...

7. Właśnie czytam w GW wypowiedź Sawickiego, z której wynika, że PSL też sie zgadza, żeby dopłaty rolnicze ciąć. Cholera jasna, a ja w obronie polskich rolników macham w Brukseli i macham tą szablą, aż ją w koncu rzucę, jak Zagłoba na przyjeciu u Radziwiłła i zawołam - zdrajcy, zdrajcy, po trzykroć zdrajcy! Janusz Wojciechowski

Dojenie spółek Skarbu Państwa pod potrzeby budżetu

Niby nic nowego od 5 lat, kolejne deklaracje bez pokrycia, składane przez premiera Tuska , tyle tylko, że ta ekspansja inwestycyjna miała uratować nasz wzrost gospodarczy w ciągu najbliższych 3 lat.

 1. W wygłoszonym w połowie października II expose, premier Tusk zadeklarował utworzenie swoistego wehikułu inwestycyjnego, który w najbliższych latach miałby wesprzeć nakłady inwestycyjne w naszym kraju.

Wehikuł ten to wyposażenie Banku Gospodarstwa Krajowego w aktywa pochodzące z majątku spółek Skarbu Państwa wartości około 10 mld zł. Ten właśnie bank w oparciu o część aktywów tych spółek (w postaci akcji ale także środków z ich sprzedaży), miałby wykreować do końca roku 2015 około 40 mld zł na inwestycje, które mają podtrzymać procesy inwestycyjne w kraju, gdy nie będzie na ten cel środków europejskich.

Oprócz tego premier Tusk zapowiedział powołanie spółki „Inwestycje polskie”, której aktywami znowu miałby być akcje spółek Skarbu Państwa lub środki finansowe pochodzące z ich sprzedaży. Ta spółka miałaby pożyczać pod ten majątek pieniądze na rynku komercyjnym i wspierać przy ich użyciu wybrane w konkursach, projekty inwestycyjne.

2.Wygląda jednak, że ten pomysł musiał się pojawić dopiero w nocy z przysłowiowego czwartku na piątek, skoro mimo wielotygodniowych przygotowań premierowskiego expose, okazało się, że ta koncepcja zostanie zaprezentowana w szczegółach dopiero za jakiś czas.

Ten pomysł wydaje się już na tym etapie kompletnie nierealistyczny, zwłaszcza,że przez ostatnie kilka lat dokonywano wręcz drenażu spółek Skarbu Państwa z dywidendy, zabierając im od 6 do 8 mld zł rocznie i to już po opodatkowaniu go podatkiem dochodowym od osób prawnych.

Teraz spółki Skarbu Państwa, same mając problemy z pożyczeniem środków finansowych na rozwój, zostały wskazane przez premiera Tuska jako podstawa swoistej dźwigni finansowej stworzonej przez BGK i spółkę „Inwestycje polskie”.

3. Także projekt budżetu na 2013 rok potwierdza, że pomysły inwestycyjne premiera powstały w ostatniej chwili. W budżecie tym nie ma bowiem nawet śladu ekspansji inwestycyjnej zapowiedzianej przez premiera Tuska w II expose.

Ba zaplanowanie 5 mld zł przychodów z prywatyzacji, które posłużą do zmniejszenia deficytu budżetowego, a także aż 6 mld zł z dywidendy od spółek Skarbu Państwa, oznacza tak naprawdę dalszą wyprzedaż majątku narodowego i dalszy drenaż tych spółek.

A przecież to właśnie aktywa spółek Skarbu Państwa miały być podstawą wspomnianego wehikułu inwestycyjnego zarówno w BGK jak i nowej spółce „Inwestycje polskie”.

Skoro wyraźnie zmniejszamy rozmiary tych aktywów poprzez wyprzedaż majątku, a także osłabiamy potencjał spółek Skarbu Państwa, poprzez wręcz grabież ich zysków w postaci dywidendy, to uczynienie z tego majątku podstawy do przyszłych inwestycji, jest zwykłą mrzonką.

4. Okazuje się także, że minister skarbu Mikołaj Budzanowski, chcąc zapewnić realność wpływów z dywidendy w wysokości wspomnianych 6 mld zł w 2013 roku, już we wrześniu rozesłał pismo do zarządów spółek skarbu państwa i swoich przedstawicieli w ich radach nadzorczych, w którym domaga się oszczędności w wydatkach bieżących spółek ale przede wszystkim redukcji ich wydatków inwestycyjnych. Wszystkie te działania rządu wyglądają więc na wewnętrznie sprzeczne. Nie można przecież jednocześnie próbować zgarniać do budżetu po kilkanaście miliardów złotych rocznie z majątku spółek (z prywatyzacji i z dywidendy, o podatku dochodowym od osób prawnych nie wspomnę bo płacą go przecież wszystkie podmioty gospodarcze) i jednocześnie budować strategię ekspansji inwestycyjnej w oparciu o ten sam majątek. Przypomnę tylko dla porządku, że w ostatnich 5latach, rząd Tuska zdecydował się na wyprzedaż majątku narodowego za około 50 mld zł i jednocześnie corocznie wysysa ze spółek Skarbu Państwa od 6 do 8 mld zł w postaci dywidendy. Dojenie spółek Skarbu Państwa wynikające zarówno z projektu budżetu na rok 2013 jak i z wezwania przez ministra Budzanowskiego na piśmie ich zarządów i rad nadzorczych do daleko idących oszczędności w tym inwestycyjnych, stawia pod poważnym znakiem zapytania realność deklaracji premiera Tuska w zakresie zwiększenia publicznych nakładów inwestycyjnych nie tylko w 2013 roku ale także w latach następnych. Niby nic nowego od 5 lat, kolejne deklaracje bez pokrycia, składane przez premiera Tuska , tyle tylko, że ta ekspansja inwestycyjna miała uratować nasz wzrost gospodarczy w ciągu najbliższych 3 lat. A jeżeli tego wzrostu nie będzie to aż strach myśleć jak będą wyglądały w tym okresie dochody budżetowe i sytuacja na rynku pracy. Kuźmiuk

Ewa Błasik: Służby specjalne zastraszają mnie, rozłączają moje rozmowy telefoniczne. To są ich metody zastraszania wdów po poległych pilotach To jest nieludzkie, co zrobiono z moim mężem, z naszymi z lotnikami. Skompromitowano na  oczach całego świata, na arenie międzynarodowe...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony