907, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Colleen McCulloughPtaki ciernistych krzew�w"Ksi��ka i wiedza"PWZN"Print 6"Lublin 1995Prze�o�y�y:Ma�gorzata GrabowskaIwona ZychAdaptacja na podstawieksi��ki wydanej przezwydawnictwo"Ksi��ka i wiedza"Pewna legenda opowiada o ptaku, kt�ry �piewa jedynie raz w �yciu,pi�kniej ni� jakiekolwiek stworzenie na Ziemi. Z chwil� gdy opu�ci rodzinnegniazdo, zaczyna szuka� ciernistego drzewa i nie spocznie, dop�ki go nieznajdzie. A wtedy, wy�piewuj�c po�r�d okrutnych ga��zi, nadziewa si� nanajd�u�szy, najostrzejszy cier�. Konaj�c wznosi si� ponad sw�j b�l, �ebyprze�cign�� w radosnym trelu s�owika i skowronka. Jedyn� naj�wietniejsz�pie�ni�, za cen� �ycia. Ca�y �wiat zamiera, aby go wys�ucha�, u�miecha si�nawet B�g w Niebie. Bo to, co najlepsze, trzeba okupi� ogromnymcierpieniem...Przynajmniej tak g�osi legenda.`pk-`tc�Cz�� pierwsza:Meggie 1915-1917`tc`tcRozdzia� pierwszy`tc�smego grudnia 1915 roku Meggie Cleary sko�czy�a cztery lata. Po�niadaniu matka, od�o�ywszy na miejsce pozmywane naczynia, bez s�owa poda�ajej du�y pakunek i wys�a�a na dw�r. Meggie przykucn�a za ostrokrzewem ko�obramy i zacz�a niecierpliwie szarpa� opakowanie. Gruby papier nie poddawa�si� �atwo niezdarnym palcom. Pachnia� troch� sklepem w Wahine, wi�czorientowa�a si�, �e cokolwiek mie�ci si� w �rodku, jakim� cudem zosta�okupione, a nie podarowane przez kogo� ani zrobione w domu.Przez rozdarcie w rogu wy�oni�a si� jaka� z�ota mgie�ka. Meggie rzuci�asi� na papier, po�piesznie oddzieraj�c d�ugie, nier�wne kawa�ki.- Agnes! Och, Agnes! - powiedzia�a z zachwytem, mrugaj�c oczami na widoklalki le��cej w postrz�pionym papierowym gniazdku.Zdarzy� si� cud. Tylko raz w �yciu Maggie pojecha�a do Wahine. Dawnotemu, w maju, w nagrod� za to, �e by�a bardzo grzeczna. Usadowiona wbryczce ko�o matki, sprawuj�c si� najlepiej, jak umia�a, z przej�cia prawienic nie zobaczy�a ani nie zapami�ta�a. Z wyj�tkiem Agnes, pi�knej lalkisiedz�cej na ladzie sklepowej w krynolinie z r�owej satyny obszytejfalbankami z kremowej koronki. Tam w sklepie od razu nada�a jej imi� Agnes,nie znaj�c innego, odpowiednio eleganckiego i godnego tak niezr�wnanejistoty. Jednak w ci�gu nast�pnych miesi�cy t�skni�a za Agnes bez krztynadziei. Nie mia�a takiej zabawki w domu i nie przypuszcza�a, �e lalki s�przeznaczone dla dziewczynek. Z przyjemno�ci� bawi�a si� fujarkami, procamii poobijanymi �o�nierzykami, kt�re rzucili w k�t bracia, brudzi�a sobier�ce i buciki.Nawet na my�l jej nie przysz�o, �e Agnes s�u�y do zabawy. Pog�adzi�al�ni�ce r�owe fa�dy sukienki, wspanialszej od wszystkich, jakie widzia�akiedykolwiek na �ywej kobiecie, i delikatnie podnios�a lalk�. Agnes mia�ar�ce i nogi przyczepione do tu�owia tak, �e mo�na by�o nimi swobodnierusza�. Nawet szyj� i w�sk� kibi� te� mia�a ruchome. Z�ote w�osy przybranepere�kami pi�trzy�y si� wysoko nad czo�em, a spod zwiewnej chusteczki naszyi, spi�tej per�ow� spink�, wyziera� jasny dekolt. Starannie pomalowanaporcelanowa twarz nie by�a pokryta szkliwem, dzi�ki temu subtelny odcie�cery zachowa� naturaln� matowo��. Zadziwiaj�co �ywe niebieskie oczyja�nia�y mi�dzy prawdziwymi rz�sami, a pr��kowane t�cz�wki okala�aciemniejsza b��kitna obw�dka. Zafascynowana Meggie odkry�a, �e Agnes, je�lij� odpowiednio odchyli� do ty�u, zamyka oczy. Na zar�owionym policzkumia�a czarn� muszk�, a lekko rozchylone p�sowe usta ods�ania�y ma�e bia�ez�bki. Meggie usadowi�a si� wygodnie i trzymaj�c lalk� przed sob� patrzy�ana ni� jak urzeczona.Wci�� jeszcze siedzia�a za ostrokrzewem, gdy trawa, rosn�ca zbyt bliskop�otu, by dosi�g�a j� kosa, zaszele�ci�a i zjawi� si� Jack i Hughie. W�osyMeggie z daleka przyci�ga�y wzrok, gdy� wszystkie dzieci w rodzinieClearych, opr�cz Franka, cierpia�y z powodu mniej lub bardziej ognistorudejczupryny. Jack tr�ci� �okciem brata i rozradowany wskaza� r�k�. Posy�aj�csobie porozumiewawcze u�miechy rozdzielili si� i zamienili w �andarm�w natropie maoryskiego odszczepie�ca. Ale nuc�ca sobie cichutko Meggie tak by�apoch�oni�ta Agnes, �e ich nie us�ysza�a.- Co tam masz, Meggie? - krzykn�� Jack, doskakuj�c do niej. - Poka�!- Tak, poka�! - zawt�rowa� mu z chichotem Hughie, zachodz�c z drugiejstrony.Przycisn�a lalk� do piersi i potrz�sn�a g�ow�.- Nie, ona jest moja! Dosta�am j� na urodziny!- Poka� nam, no! Chcemy j� tylko obejrze�.Duma i rado�� wzi�y g�r�. Meggie unios�a lalk� tak, �eby bracia dobrzej� widzieli.- Zobaczcie, prawda, �e pi�kna? Nazywa si� Agnes.- Agnes? Agnes!? - Jack realistycznie uda�, �e zbiera mu si� na md�o�ci.- Co za g�upie imi�! Dlaczego nie nazwiesz jej Margaret albo Betty?- Dlatego, �e to jest Agnes!Hughie spostrzeg� ruchomy staw przy nadgarstku lalki i gwizdn��.- Ej, Jack, zobacz! Ona rusza r�k�!- Gdzie? Chc� zobaczy�.- Nie! - Meggie ze �zami w oczach zn�w mocno przytuli�a lalk�. - Nie,zepsujecie j�! Jack, nie zabieraj mi jej... zepsujecie j�!- Phi! - Brudne opalone d�onie brata chwyci�y j� za nadgarstki izacisn�y si�. - Zrobi� ci chi�skie oparzenie? I nie b�d� taka p�aksa, bopowiem Bobowi. - Wykr�ci� jej r�ce, a� pobiela�a napr�ona sk�ra, a Hughiechwyci� lalk� za sukienk� i ci�gn��. - Dawaj, bo naprawd� b�dzie bola�o!- Nie! Nie, Jack, prosz� ci�! Zepsujecie j�, na pewno zepsujecie! Och,prosz�, zostawcie j�! Nie zabierajcie mi jej, prosz� was!Trzyma�a lalk� pomimo okrutnych kleszczy zaciskaj�cych si� na jejprzegubach, �kaj�c i wierzgaj�c nogami.- Mam j�! - zatriumfowa� Hughie, kiedy lalka wysun�a si� zeskrzy�owanych r�k Meggie.Jacka i Hughiego zafascynowa�a ona nie mniej ni� siostr�. Lalka straci�asukienk�, halki i d�ugie majtki z falbankami. Le�a�a naga, podczas gdych�opcy popychali i ci�gn�li jej cz�onki, zak�adaj�c jej na si�� nog� zag�ow�, zmuszaj�c do ogl�dania w�asnych plec�w, wykr�caj�c j� na wszystkiemo�liwe strony. Nie zwracali najmniejszej uwagi na p�acz�c� Meggie. A jejnie przysz�o do g�owy szuka� pomocy, bo w rodzinie Clearych nawetdziewczynka, je�li nie potrafi�a walczy� sama, nie mog�a zbytnio liczy� nawsp�czucie.Kunsztowna fryzura Agnes rozpad�a si�, spadaj�ce per�y zamigota�y irozsypa�y si� w wysokiej trawie. Zakurzony but oboj�tnie zdepta� porzucon�sukienk� i powala� satyn� smarem z ku�ni. Meggie pad�a na kolana,gor�czkowo wyszukuj�c i zbieraj�c miniaturowe cz�ci garderoby, �ebyuchroni� je przed uszkodzeniem, a potem zacz�a rozgarnia� traw� tam, gdziespad�y per�y. O�lepia�y j� �zy, nieznana �a�o�� �ciska�a serce, poniewa�nigdy dot�d nie mia�a rzeczy na tyle cennej, �eby z jej powodu rozpacza�.Podkowa wpad�a z sykiem do zimnej wody i Frank wyprostowa� plecy; terazju� go nie bola�y, wi�c widocznie przywyk� do kowalstwa. Najwy�szy czas,powiedzia�by ojciec, po sze�ciu miesi�cach pracy w ku�ni. Frank doskonalewiedzia�, ile czasu min�o, odk�d stan�� po raz pierwszy przy kowadle;mierzy� ten czas gorycz� i nienawi�ci�. Cisn�� m�ot do skrzyni, dr��c� r�k�odgarn�� z czo�a pozlepiane kosmyki i �ci�gn�� przez g�ow� stary sk�rzanyfartuch. Koszula le�a�a w k�cie na stercie s�omy. Pow��cz�c nogami podszed�tam i sta� przez chwil� wpatruj�c si� znieruchomia�ymi oczami w pop�kan�drewnian� �cian� stodo�y.By� bardzo niski i nadal szczup�y jak wyrostek, ale od pracy z m�otemzaw�li�y mu si� mi�nie na r�kach i ramionach. Jasna, g�adka sk�ra l�ni�aod potu. Ciemne w�osy i oczy nadawa�y twarzy egzotyczny posmak, pe�ne ustai szeroki nos odbiega�y kszta�tem od typowych dla rodziny rys�w: to w�a�nieda�a o sobie zna� domieszka krwi maoryskiej ze strony matki. Mia� ju�prawie szesna�cie lat, podczas gdy Bob zaledwie jedena�cie, Jack dziesi��,Hughie dziewi��, Stuart pi��, a ma�a Meggie trzy. Wtem przypomnia� sobie,�e dzi�, �smego grudnia, Meggie ko�czy cztery. W�o�y� koszul� i wyszed� zestodo�y.Dom sta� na szczycie niewielkiego pag�rka, nieco powy�ej stodo�y istajni. Podobnie jak wszystkie domy w Nowej Zelandii by� drewniany,parterowy i rozbudowany nieregularnie, zgodnie z za�o�eniem, �e w razietrz�sienia ziemi jaka� jego cz�� mo�e si� osta�. Wsz�dzie doko�a ros�yostrokrzewy, w�a�nie teraz oblepione dorodnym ��tym kwieciem, �cieli�a si�trawa, bujna jak w ca�ej Nowej Zelandii. Trawa nie rudzia�a nawet w samym�rodku zimy, kiedy w cieniu szron nie topnia� czasem przez ca�y dzie�, ad�ugie, �agodne lato tylko przydawa�o jej soczysto�ci. Deszcze delikatniezrasza�y ziemi�, nie pozbawiaj�c niczego, co ro�nie, s�odkiej �wie�o�ci,nie pada� �nieg, a s�o�ce grza�o z o�ywcz� si��, nigdy nie wysysajac sok�w.Plagi nawiedzaj�ce Now� Zelandi� nie spada�y z nieba, lecz wzbiera�y wewn�trzno�ciach ziemi i stamt�d uderza�y. Wyczuwa�o si� tu zawsze jakie�d�awione wyczekiwanie, ledwie uchwytne dr�enie i dudnienie pod stopami. Bopod powierzchni� ziemi czai�a si� przera�aj�ca moc, moc tak pot�na, �eprzed trzydziestoma laty zmiot�a ca�� wynios�� g�r�. Para bucha�a z wyciemi �wistem przez szczeliny na zboczach niewinnych wzg�rz, wulkany i �wistemprzez szczeliny na zboczach niewinnych wzg�rz, wulkany plu�y dymem w niebo,w wysokog�rskich strumieniach p�yn�a ciep�a woda. W rozlewiskach wrza�at�usta ma�, morze niepewnie oblewa�o ska�y, kt�re mog�y nie dotrwa� donast�pnego przyp�ywu. A jednak by�a to �agodna, �askawa kraina. Za domemrozpo�ciera�a si� pofa�dowana r�wnina, zielona jak szmaragd w pier�cionkuzar�czynowym Fiony Cleary, usiana tysi�cami kremowych k��bk�w - z bliskawida� by�o, �e to owce. Tam gdzie �uk wzg�rz ozdabia� kraw�d� jasnegonieba, nikn�a w chmurach strzelista g�ra Egmont, na kt�rej zboczach biela�jeszcze �ni... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony