908, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytu�: "Powr�t do Edenu"autor: Rosalind MilesPrze�o�y�a Ewa G�rczy�skaWydawnictwo DA CAPOWarszawa 1991Producent wersji brajlowskiej:Altix Sp. z o.o.ul. W. Surowieckiego 12A02-785 Warszawatel.644 94 78Mi�o�ci kobiet - o! poznania warte,Pi�kne a gro�ne, pe�ne tajemnicy,Kobieta wszystko stawia na t� kart�,Gdy przegra, to jej nic opr�cz t�sknicyI �alu �ycie nie odda rozdarte.Za to ich zemsta, jak skok tygrysicy,Krwawa... lecz i ta zwi�ksza serca rany,Bo czuj� same cios drugim zadany.Lord Byron - Don JuanPrzek�ad Edwarda Por�bowiczaRozdzia� IGwa�towny �wit wstawa� nad Edenem jak �una po�aru. Stary cz�owiek spoczywa� w wielkimd�bowym �o�u swoich przodk�w i po raz ostatni �ni� o zwyci�stwie. Mia� za sob� ci�k� noc. Wresz-cie mrukn�� z zadowoleniem, u�miechn�� si� do siebie i �cisn�� d�o� spoczywaj�c� w jego r�ku, jakbychcia� przypiecz�towa� umow�. W ten w�a�nie spos�b, jak�e stosowny dla weterana tysi�cy bitewz �ywio�ami, lud�mi i maszynami, Maks Harper �egna� si� z burzliwym �yciem. Oddycha� teraz p�ytko,ale bez trudu. Ogarn�� go spok�j. Rysy twarzy z�agodnia�y i wypogodzi�y si� jak nigdy dot�d.Dla dziewczyny siedz�cej przy jego pos�aniu koszmar dopiero si� zaczyna�. Mija�y d�ugie, czar-ne godziny nocy, przynosz�c ze sob� narastaj�cy strach. Zala�a j� fala paniki.- Nie odchod� - modli�a si�. - Prosz�, nie opuszczaj mnie...Z pocz�tku �zy p�yn�y tak obficie, �e zastanawia�a si�, czy kiedykolwiek b�dzie w stanie je po-wstrzyma�. Teraz jednak, zm�czona ci�gn�cym si� bez ko�ca ca�onocnym czuwaniem, nie by�a w sta-nie nawet p�aka�. Czu�a zaciskaj�c� si� wok� serca p�tl� b�lu. Gor�czkowo szuka�a ulgi w wypowia-danych zduszonym szeptem pytaniach, skargach i s�owach mi�o�ci.- Jak ja sobie teraz poradz�... Bez ciebie �ycie traci sens. Jeste� dla mnie wszystkim. To twojegou�miechu i twojej pomocnej d�oni pragn�am, a nie Katie. Zawsze ba�am si�, �e czym� ci� rozgniewami zostawisz mnie sam�. Znam twoj� twarz lepiej ni� swoj� w�asn�, ale ciebie samego nigdy do ko�canie pozna�am. Daj mi szans�. Nie odchod� teraz, kiedy tak ci� potrzebuj�...Lekarz spojrza� na zegarek i skin�� g�ow� do piel�gniarki. Cicho wymkn�a si� z pokoju, abyzawiadomi� wszystkich, �e rozpocz�� si� ostatni akt rytua�u. Z ca�ego niezmierzonego obszaru Teryto-rium P�nocnego limuzynami, landroverami, �mig�owcami i awionetkami przybyli do Edenu przyjacie-le, znajomi i wsp�lnicy umieraj�cego magnata. Zebrali si� w wyk�adanej ciemnym drewnem bibliotecewielkiego kamiennego domu. Z niepokojem, jaki zwykle ogarnia ludzi w obliczu �mierci, kr��yli podwielkim portretem cz�owieka, dzi�ki kt�remu wszyscy si� kiedy� poznali, a teraz, gdy umiera�, zeszlisi� ponownie. Czekali w napi�ciu, ale bez obaw. Maks Harper zabezpieczy� ich przysz�o��, tak jakkiedy� pokierowa� ich �yciem.Przed domem, w narastaj�cym upale dusznego przedpo�udnia, czeka�a cierpliwie grupka ciem-nosk�rych tubylc�w z osady. Yowi, duch, kt�ry zapowiada nadchodz�c� �mier�, przekaza� wiado-mo�� jednemu z m�drc�w plemienia, wi�c wszyscy zgromadzili si�, �eby uczci� ostatni sen starca.Wpatrywali si� teraz nieruchomo we wspania�e, stare domostwo oraz pokryte grub� warstw� py�uawionetki, dwa helikoptery i samochody.Ca�� okolic� spowija�a cisza. Roz�arzone s�o�ce pali�o bezlito�nie, ale nawet najm�odsi z grupy,bracia Chris i Sam, trwali w bezruchu. Czekali z rezygnacj�. Wiedzieli, co dzieje si� wewn�trz domu,i w duchu pogodzili si� ju� z nieuchronnym losem. Od niepami�tnych czas�w ludzie z ich plemieniamieli duchow� ��czno�� ze wszystkimi �ywymi istotami. Dlatego te� wiedzieli, kiedy Maks Harperprzekroczy granic� �mierci i odejdzie do niezmierzonego kr�lestwa Praojca, aby tam zacz�� nowe �y-cie.Dr�cz�c� cisz� zaciemnionej sypialni przerywa� tylko s�aby oddech umieraj�cego cz�owieka.Nagle chory westchn�� g��boko i z trudem, po raz ostatni chwyci� powietrze. Lekarz podszed� szybkoi uwolni� jego ci�k� d�o� z u�cisku dziewczyny. Z zawodow� oboj�tno�ci� sprawdzi� puls, stwierdzi�,�e serce przesta�o bi�, i z�o�y� r�k� starca na po�cieli. Spojrza� na dziewczyn�. Odpowiadaj�c na nie-me pytanie w jej oczach, wolno skin�� g�ow�.Niczym we �nie ukl�k�a przy �o�u. Uj�a d�o� zmar�ego, poca�owa�a i na moment delikatnieprzytuli�a do policzka. Czuj�c znajomy dotyk ciep�ej, twardej sk�ry, zn�w nie mog�a powstrzyma� �ez.Sp�ywa�y wolno i bole�nie, ale twarz pozosta�a niewzruszona. Dziewczyna z trudem opanowa�a �ka-nie.Po chwili wsta�a i otar�a �zy z policzk�w. Po raz ostatni spojrza�a na spoczywaj�cego w �o�ucz�owieka, otworzy�a drzwi i sztywno ruszy�a korytarzem. Za oknem dostrzeg�a niewyra�ne sylwetki�a�obnik�w. Jedna z ciemnosk�rych kobiet przykucn�a w pyle, obj�a r�kami g�ow� i krzykn�a roz-paczliwie. Mi�kkim, gard�owym g�osem zaintonowa�a pie��, kt�r� wkr�tce podchwycili inni.- Ninnana combea, innara inguna karkania... O, Wielki Duchu, Praojcze! D�by bagienne j�cz�i szlochaj�, akacje roni� krwawe �zy, bo jedno z twoich stworze� wch�on�a ciemno��...Ukojona monotonnym �piewem dziewczyna opanowa�a si� i wesz�a do biblioteki. Zgromadzenitam m�czy�ni czekali na jej przybycie. Rozmowy umilk�y natychmiast. Wszyscy zwr�cili si� w jejstron�. Ka�dy odznacza� si� siln� osobowo�ci�, ale pierwszym w�r�d r�wnych by� Bill McMaster, dy-rektor generalny sp�ki Harper Mining i podleg�ych firm. Po�piesznie od��czy� od grupy i podszed� dostoj�cej samotnie w drzwiach postaci. Jego pobru�d�ona twarz wyra�a�a wsp�czucie. Uj�� dziewczy-n� pod rami� i szepcz�c s�owa otuchy, zaprowadzi� j� do reszty towarzystwa.Z g��bi pokoju wynurzy�a si� Katie, zajmuj�ca si� w Edenie prowadzeniem domu. Nios�a srebr-n� tac�, zastawion� kieliszkami spienionego szampana. Jej zwyk�a weso�o�� gdzie� znik�a. Ba�a si�spojrze� na swoj� podopieczn�, kt�r� zna�a od dziecka. Bez s�owa roznosi�a drinki. Dziewczyna odet-chn�a g��boko i unosz�c kieliszek, z pozornym spokojem zwr�ci�a si� do zebranych:- Za Maksa Harpera, mojego ojca. Niech spoczywa w pokoju.Kiedy wszyscy wznie�li toast, Bill McMaster wyst�pi� na �rodek sali. Wyci�gn�� kielich w stron�olbrzymiego portretu Maksa, dominuj�cego nad pokojem i zebranymi.- Za Maksa! - zacz��. - By� �wietnym szefem, starym tyranem i wspania�ym kumplem. Takicz�owiek trafia si� raz na milion. Nie ma rzeczy, kt�rej by nie wiedzia� o przemy�le g�rniczym. Za-wdzi�czamy mu wszystko. B�dziemy pracowa� dla ciebie, moja droga, tak jak pracowali�my dla nie-go. Jeste�my z tob�. Dop�ki kto� z rodziny Harper�w stoi na czele Harper Mining, mo�emy by� spo-kojni o nasz� przysz�o��. Wznie�my wi�c jeszcze jeden toast, panowie. Tym razem za Stefani� Harper.Niech si� oka�e godna swojego nazwiska i niech kierowana przez ni� firma nadal dzia�a i kwitnie!- Za Stefani� Harper! Za Stef! Za Stefani�! - zawt�rowa�a reszta towarzystwa.Zbola�a i oszo�omiona Stefania prawie nie s�ysza�a kierowanych do niej s��w, jednak stopniowoich znaczenie dotar�o do jej �wiadomo�ci. Kr�l umar� - nich �yje kr�lowa. Tutaj? Tu, w Edenie, gdzierz�dzi� jej ojciec? Przeszed� j� dreszcz strachu. Odrzuci�a g�ow� do ty�u. Ojciec patrzy� na ni� gro�niez portretu. Napotka�a znajome, drapie�ne spojrzenie i poczu�a, �e ziemia usuwa jej si� spod n�g.- Nie!Nag�y krzyk wydar� si� z gard�a Stefanii, wprawiaj�c w os�upienie zgromadzonych i j� sam�.- Nie mog�! Nie potrafi�! Nie mog�!Cofa�a si�, dr��c na ca�ym ciele. Odepchn�a wyci�gni�te przyja�nie d�onie, odwr�ci�a si� i wy-bieg�a z domu. Na o�lep, jak op�tana pop�dzi�a w kierunku stajni. Aborygeni obserwowali z kamien-nym spokojem, jak w szale�czym galopie przemyka d�ugim podjazdem i wypada przez bram� na bez-kresne, pokryte kar�owat� ro�linno�ci� pustkowie. Tylko tam mog�a odnale�� wewn�trzny spok�ji ukoi� cierpienie. Wielki, czarny rumak gna� niestrudzenie. Serce dziewczyny wali�o w rytm uderze�kopyt. Wreszcie, bliska omdlenia, wstrzyma�a konia i unosz�c si� w strzemionach, wykrzycza�a ca�ysw�j b�l wprost do nieczu�ego nieba. Spalona s�o�cem brunatna r�wnina ci�gn�a si� a� po horyzont,przyt�aczaj�c swym ogromem zlane potem, niespokojne zwierz� i wyczerpan� Stefani�.- Ojcze, jak mog�e�? - �ka�a rozpaczliwie dziewczyna. - Tak bardzo ci� potrzebuj�. Jak mog�e�mi to zrobi�? Dlaczego zostawi�e� mnie sam�?- Stefanio! Gdzie jeste�, Stef?Ockn�a si� z zamy�lenia. Us�ysza�a lekkie kroki na schodach i ju� po chwili otworzy�y si� drzwido jej sypialni. Wesz�a Jilly.- Wr�� na ziemi�, Stef? Chyba odbieg�a� my�lami na drugi koniec �wiata.- Prawie. Wspomina�am Eden.- Eden? - Jilly rozejrza�a si� po luksusowo urz�dzonej sypialni i przybrawszy wynios�y ton an-gielskiego kamerdynera, ci�gn�a �artobliwie: - Jeste�my w rezydencji Harper�w w Sydney, prosz�pani, a nie w wiejskiej siedzibie rodu.- Och, Jilly! Tak si� ciesz�, �e jeste�. - Obj�a przyjaci�k� czuj�c, jak �zy nap�ywaj� jej do oczu.Jilly wyswobodzi�a si� z u�cisku i odst�piwszy o krok, uwa�nie zmierzy�a Stefani� wzrokiem.- Jako� nie tryskasz rado�ci� - stwierdzi�a �agodnie. - Czy co� si� sta�o?- Nie, nic. - Stefania zaczerwieni�a si� z zak�opotania. - Po prostu my�la�am o...Jilly pod��y�a za jej spojrzeniem i dostrzeg�a du�� fotografi� Maksa w ozdobnej srebrnej ramce,stoj�c� na nocnym stoliku.- Panno Harper! Wstyd mi za ciebie. - Roze�mia�a si� czule. - W dniu �lubu my�le� o swoim oj-cu... Kto to widzia�!- My�l� o nim codziennie - odpar�a Stefania z prostot�.Tak by�o w istocie. Stale czu�a jego obecno��. Wci�� wywiera� ogromny wp�yw na jej �ycie, taksamo jak siedemna�cie lat temu, w dniu swojej �mierci. Jilly kiwn�a g�ow�.- No tak. On zawsze decydowa� za ciebie. Czasami wydaje mi si�, �e dawa� ci za ma�o swobody,by� mog�a rozwin�� si� samodzielnie. Nie zdaj... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl
  • Podstrony